To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum wielotematyczne LUKEDIRT
Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!

2019 rok - 2.07.2019 - definitywny koniec tropiku

kmroz - 25 Marzec 2020, 13:32
Temat postu: 2.07.2019 - definitywny koniec tropiku
To jest ten moment na który się czeka podczas każdej fali gorąca/tropiku/upału. Moment, w którym wstajesz, widzisz piękny, polarnomorski błękit z cumulusikami, i wychodząc na dwór zamiast piękącego żaru, czujesz połączenie mocno grzejącego słoneczka z rześkim powietrzem i umiarkowanym wiaterkiem. Ale oprócz tego, co jest za oknem, widzisz także modele, które nie dają nawet najmniejszej szansy, na powrót tego upalnego żaru przez co najmniej 10 dni. Takiego dnia właśnie mi zabrakło w 2018 roku, wtedy gorąco definitywnie skończyło się tak naprawdę wraz z meteorologicznym latem... Oczywiście, i na początku lipca 2019 nie było tak idealnie, jak niemal 6 lat wcześniej, gdy 11.08.2013 rozpoczął się okres spokojnej, rześkiej pogody, ale był poprzedzony naprawdę porządną nawałnicą i deszczami. Zieleń się wtedy odradzała na nowo, po kilku bardzo suchych tygodniach. W 2019 tak nie było, fala upału zakończyła się u mnie 2 minutową ulewą, z jakimiś pomrukami burzy gdzieś w oddali... Pamiętam, jak wtedy widząc w prognozach czysty lipiec 2013 pisałem nawet na meteomodel, że "tak czekałem na jego powtórkę, ale po innym czerwcu.....". Na szczęście (dla przyrody i resztek zieleni) do lipca 2013, jak wiemy, ostatecznie nie doszło, pogoda dość szybko się popsuła, ale wtedy odnosiłem takie wrażenie, zresztą Jacob chyba też, jak mnie pamięc nie myli :mrgreen:

A co do konkretnie tego dnia... Przyznam się wiele z niego nie pamiętam, a zdjęć jest mało. Pozwala to sądzić, że spędziłem dużą część tego dnia przed kompem... możliwe, że nawet na tym forum :lol: Pamiętam tylko, że gdzieś koło południa wybrałem się do Warszawy - najpierw na siłownie, a potem na zakupy do Bluecity. Późnym po południem zaś wybierałem się na moją działkę, jak widać na jednym ze zdjęć wyciągnąłem w tym celu dawno nie używaną bluzę :mrgreen: Wiedziałem, że tam mnie czeka prawdziwa rześkość.

Dzień był piękny, chociaż brak zieleni nie napawał optymizmem, a kurz w powietrzu uniemożliwiał pełne radowanie się z wymarzonej pogody. W ciągu dnia, jak na początku napisałem, mieliśmy nieskazitlenie błękitne niebo, bez żadnych cirrusowych syfów, ani nawet zawiesin w powietrzu (jakich w czasie upału nigdy nie brakuje), a na tym niebie rozbudowało się pełno malowniczych cumulusów... Wieczorem, jak jechałem na działkę, chmury zaczęły znikać, a wiatr słabnąć, co było zapowiedzią prawdziwie rześkiej nocy....

Mógłbym naściemniać, że dobrze pamiętam wieczór 2.07, że wtedy odczułem wielką ulgę... Ale prawdę mówiąc, słabo go pamiętam. Jedyne co kojarze, to że właśnie wtedy toczyliśmy na meteomodel dyskusje z Editorem o jego ulubionych miesiącach i nie do końca zrozumiałych wyborach w tym zakresie. Zaczęło się właśnie chyba od tego, że wraz z Jacobem zastanawialiśmy się, czy lipiec 2019 swą doskonałością pobije ten sprzed 6 lat (nawet pamiętam tekst: "jest szansa, że trójka z przodu zostanie przemieniona na dziewiątkę"). Dzięki Bogu jednak, lipiec nie był podobny. Nie wyobrażam sobie bowiem drugiego tak lampowego i suchego miesiąca, po wiadomo jakim czerwcu. A z dzisiejszego punktu widzenia, niestety sporo mojej sympatii do lipca 2013 się ulotniło (chociaż w wersji kujawskiej, nadal uważam go za wspaniały, ale mój region był w tym miesiącu jednym z najbardziej suchych w Polsce...)

Dość długo siedziałem na działkowym tarasie, napawając się największą od dawna rześkością. Temperatura, jak widzicie na ostatnim zdjęciu, o północy była już naprawdę niska. Po cyknięciu tej fotki, poszedłem szybko spać, a dzień później czekała mnie jeszcze bardziej "majowa" rzeczywistość, bowiem na działkowym termometrze nawet w południe było poniżej 20 stopni (a wiadomo, termometr rtęciowy w środku letniego dnia raczej zawyża temperaturę).

W kolejnych dniach przeszliśmy więc do takiej majowej aury, a od 5.07 pożegnaliśmy się ze słoneczną i suchą aurą. Tydzień 5-11.07 niestety wspominam źle - był nie tylko chłodny, ale i ponury oraz jałowy. Wyłamały się z tego tylko 2 dni - 7.07, który był względnie pogodny, oraz 9.07, który w końcu przyniósł upragnione deszcze... ale po 25 dniach bez porządnego opadu to była i tak kropla w morzu potrzeb...


https://photos.app.goo.gl/CLCVssKnRmjXvmVx7

LukeDiRT - 25 Marzec 2020, 13:35

W Gliwicach był to znakomity dzień. 26 stopni przy orzeźwiającym wiaterku. Niby było gorąco (przynajmniej według oficjalnych danych, że temperatury przekraczające 25 stopni to gorąc) ale w ogóle się tego nie odczuwało.
Jacob - 25 Marzec 2020, 13:36

Fajny dzień, na pewno najlepszy z takiej sobie, I dekady. Radość z zimnej I połowy lipca była niedoopisania, szkoda, że też z bardzo suchej. Trochę tam marudziłem na ten lipiec, ale na ocenę neutralna w 100% zasłużył. Na pewno był to jeden z najmniej dokuczliwych lipcow ostatnich lat :-)
https://meteomodel.pl/dane/historyczne-dane-pomiarowe/?data=2019-07-31&rodzaj=st&imgwid=353180250&dni=31&ord=asc

LukeDiRT - 25 Marzec 2020, 13:39

A później niestety było już tylko gorzej. Nocne spadki temperatur były wyraźne (nawet do ok. 7 stopni), a wypogadzało się jedynie na wieczór, na noc i na wczesny poranek.

Pamiętam, że wtedy byłem na działce i musiałem włączać każdego poranka grzejnik olejowy. Prądu poszło tyle że hoho.

PiotrNS - 25 Marzec 2020, 14:02

Moje wspomnienia z 2 lipca zaczynają się 1 lipca. Tego dnia notowano u mnie 36 stopni, a po tropikalnej nocy sytuacja była wręcz nie do zniesienia. Żeby się ochłodzić, tworzyłem na forum post ze zdjęciami z ataku zimy w marcu 2018. I wtedy nadeszła pierwsza ulga - chmury. Około 16-tej niebo się zachmurzyło i zerwał się silny wiatr. Postanowiłem wtedy umówić się na rower i mimo że nadal było ponad 30 stopni, dzięki chmurom się znieczuliłem i jakoś tego nie odczuwałem. Konieczne było jednak zjechanie do lasu, bo asfalt po dwóch dniach żaru normalnie się topił i nieprzyjemnie drażnił nozdrza (podobnie było 9 sierpnia 2015). Po pewnym czasie już zapomniałem o upale, a przypomniałem sobie o burzach i uświadomiłem, że jestem w lesie, spory kawałek drogi od domu, a niebo tak lekko ciemnieje. Po wyjeździe rzeczywiście zobaczyłem, że niebo pociemniało. Pojechałem jeszcze z kolegą pod jego dom, gdzie się rozstaliśmy i zauważyłem piękną błyskawicę w oddali. Wtedy burza jakby nagle przyśpieszyła i musiałem ostro gnać, by zdążyć do domu. W środku był piekarnik, ale świadomość że koszmar się kończy, pomagała. Burza poszła bokiem i jeszcze z balkonu obserwowałem odległe błyskawice, wśród których jedna była nieprawdopodobnie wielka, mimo że bardzo odległa (burza przechodziła w okolicach Jasła). Noc znowu była tropikalna, ale na szczęście to koniec. 2 lipca spędzałem na pakowaniu się na jutrzejszy wyjazd nad morze, a poza tym jeszcze około godziny 14:00 poszedłem na nogach na małe zakupy. Było pochmurno i wiał lekki wiatr, tak że temperatura 24 stopni wydawała się być klimatyzacją :D Bardzo przyjemne uczucie, kiedy na własnej skórze czuje się, jak gorąco wyparowuje. Wieczorem pojechałem jeszcze do Babci, już przy pogodnym niebie, kiedy pogoda była wręcz rajska i nastrój psuł tylko widok bardzo niskiego stanu wód w rzekach. Później jeszcze popisałem tu na forum. Chciałem oderwać myśli, bo kilka dni wcześniej miałem ważny egzamin i martwiłem się o jego wynik - bałem się, bo w eseju zapomniałem napisać o jednej ważnej rzeczy, a od znajomych, których już oceniono, wnioskowałem że prawdopodobnie pracę sprawdza mi profesor uwalający ponad połowę studentów (martwiłem się niepotrzebnie, bo mimo to dostałem 4 :mrgreen: ). Wieczorem wyszedłem jeszcze na pole obserwować guniaki czerwczyki i po raz kolejny przekonałem się, ile potrafi zdziałać przyzwyczajenie. Wydawało mi się, że jest maksymalnie 18 stopni, było mi chłodno i poszedłem po bluzę. Wtedy sprawdziłem Ogimet, a tam... 21. Przyzwyczaiłem się do tego, że 21 stopni nie ma nawet o północy i teraz odbierałem to jako chłód. Prawidłowo odebrałem natomiast kolejny dzień, rewelacyjny, w punkt udany 3 lipca, z którego zdjęcia znajdziecie w dziale "Krajobrazy", w temacie "Najbardziej słoneczne dni ostatnich lat" :D
Bartek617 - 26 Marzec 2020, 21:17

To był chyba 1 z największych zonków przynajmniej dla rejonu Krakowa (pewnie to co napiszę, nie spodoba się, dlatego przepraszam :-( , ale ja tam burz mocniejszych, tj. letnich nie lubię za bardzo, więc w sumie cieszyłem się z rzeczywistej pogody). Wydano zagrożenie nawet 2-3 stopnia. Straszono tymi burzami naprawdę, a 1.07. był jak 30.06 rekordowo ciepły- temp. wyniosła ok. +35 C- do godzin południowych było kraśnie, ale później zaczęło się stopniowo chmurzyć, a i tak skończyło się z ochłodzeniem i krótkotrwałym mocniejszym powiewem wiatru i może jakąś mżawką. Owszem mogło tak być, że coś tam błysnęło/grzmotnęło. Ale mieszkam na osiedlu domków 1-rodzinnych, które jest taką trochę "zamkniętą strefą" (bo osiedle jest złożone z dróg wewnętrznych- ludzie sobie chodzą swobodnie po nich, no bo jak ograniczenie prędkości wynosi 20-30 km/h, to nie ma się co obawiać, a domki-bliźniaki "się kryją" (jest dość gęsta zabudowa), przez co nie ma za dobrego widoku- parę razy w ciągu dnia usłyszę i zobaczę samolot, bo akurat moje okolice są dobrym "korytarzem" do Balic i z zachodniej strony mam dobry widok, ale burz z tej strony dla odmiany nie widzę za bardzo, a w kierunku wschodnim zasłania mnie dom sąsiada) i akurat takie zjawiska mogły mnie ominąć. Przeważnie (jak tak analizowałem rejestr burz) to wysyp wyładowań był większy przy wschodniej granicy miasta (pobliże Niepołomic i Puszczy Niepołomickiej) albo na południe od linii Wisły (rejon Skawiny i Wieliczki). Okolice Balic i mnie należały do całkiem "spokojnych" miejsc. Podobno mówi się, że w centrach miast jest większe prawdopodobieństwo ujrzenia burzy niż na przedmieściach czy wsiach bliżej lub dalej położonych od głównego ośrodka. Ostatnie lato raczej okazało się zaprzeczeniem tego twierdzenia. Zazwyczaj grzmiało na bardziej odległych peryferiach, a w głębi aglomeracji raczej wszystko słabło (2-3 razy miała miejsce taka sytuacja, że burze dały o sobie znać w Ojcowskim Parku Narodowym albo na pograniczu Chrzanowa/Trzebini, a zmierzając na południe (OPN) lub na wschód (C-T) do Krakowa aktywność wygasała). Zresztą w rejonie Warszawy była chyba podobna sytuacja. Gdzieś tam 20/30-50 km od stolicy coś się zabłysło, a w mieście cisza+spokój i może jedynie wzrost zachmurzenia+ewentualnie słaby opad deszczu. ;-)

A następne dni u mnie nie były takie złe. Wprawdzie czasem się chmurzyło, czym bliżej południa i również noce były chłodnawe, ale w sumie lubiłem to rześkie powietrze. Zresztą może to był brzydki okres w pogodzie, ale braku spokoju mu nie można zarzucić. ;-) Warunki do jazdy na rowerze były wręcz idealne w ciągu dnia (jeździłem wtedy nad krakowskie jeziora, często na 2 stronę miasta), bo przez ruch człowiek się grzeje, a temp. w ok. +20 C były swego rodzaju zbawieniem. ;-) W sierpniu, jak jeździłem w większy gorąc, to mi się koszulka kleiła do plerów z tego żaru i zawsze wracałem do domu zgrzany (chociaż przejeżdżałem zaledwie 20-30, czasami do 50 km i na ogół nie mam w zwyczaju jeździć jakoś szybko, ani tym bardziej brawurowo). :-(

FKP - 26 Marzec 2020, 21:43

Dla mnie rozpoczęła się wtedy żałoba po utracie prawdziwego lata, podobnie jak w 22 czerwca 2018 czy 3 lipca 2016 :-(
Jacob - 26 Marzec 2020, 21:48

FKP napisał/a:
Dla mnie rozpoczęła się wtedy żałoba po utracie prawdziwego lata, podobnie jak w 22 czerwca 2018 czy 3 lipca 2016 :-(


W 2016 już tydzień później przyszedł mocny upał, II dekada lipca była tutaj bardziej "żałobna" swoją drogą widzę coraz więcej podobieństw lipcow 2016 i 2018 tylko ten pierwszy był taka chlodniejsza alternatywa :/

kmroz - 26 Marzec 2020, 22:21

FKP napisał/a:
Dla mnie rozpoczęła się wtedy żałoba po utracie prawdziwego lata, podobnie jak w 22 czerwca 2018 czy 3 lipca 2016


I 14.08.2014 :mrgreen:



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group