Forum wielotematyczne LUKEDIRT Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!
2019 rok - Wrzesień 2019 - Miesiąc, który został doceniony pośmiertnie
kmroz - 7 Kwiecień 2020, 23:16 Temat postu: Wrzesień 2019 - Miesiąc, który został doceniony pośmiertnieRozdział 2 - Wędrówka
Przyznam, że to straszna złośliwość losu - niemal zawsze jak się dzieje coś ciekawego, to akurat wyjeżdżam.
19.07.2004, 21.08.2007, 23.07.2009, 6.08.2010, 9.06.2013, 9/10.08.2013, 20.07.2014, 19.07.2015, 26.06.2016, 13.07.2016, 11.08.2018 - wszystkie te daty przegapiłem na wyjazdach...
Dlatego trochę żałuję, że ten wątek nie będzie o "najpiękniejszej plusze ever", ale z drugiej strony mimo wszystko będzie naprawdę fajny - mam nadzieję przynajmniej...
Naszą wyprawę rozpoczęliśmy 7.09.2019 o godzinie 4:00 na dworcu w Krośnie. Oj, było zimno. Nie ma co patrzeć na dane ze stacji w Krośnie, bo ona znacząco zawyża pogodne noce. Trzeba było czekać aż dwie godziny na tym zimnie na autobus do Rymanowa - a niestety wszystko dookoła było zamknięte...
Nadszedł brzask, a wraz z nim przybył wyczekiwany autobus. Dotarliśmy do Rymanowa, po czym część udała się na zakupy do Biedronki, a część grubo opatulona sobie drzemała pod tym sklepem...
W końcu ruszyliśmy z Rymanowa do Rymanowa-Zdrój - 4 km po asfalcie, z wyjątkowo ciężkimi plecakami (była nas czwórka, pozostałe 4 osoby, miały dojechać później, a jedzenie nieśliśmy dla wszystkich). Pogoda była piękna, a grzejące słońce szybko pozwoliło zapomnieć o chłodach nocy...
Takie zdjęcie mam z Rymanowa Zdrój, gdzie trochę przyszło nam czekać na drugą część ekipy...
W końcu jednak ruszyliśmy wszyscy na szlak - naszym celem była Chałupa w Polanach Surowicznych (miejsce, gdzie latem 2018 panowała mini-epidemia czerwonki, bo obok hippisi balowali, oczywiście przy dzisiejszej pandemii to był śmiech na sali). Jak to w górach - było sporo chmurek na niebie, do tego w miarę parno. Zgodnie z prognozami zanosiło się na słaby deszcz wieczorem.
Zdążyliśmy tam jednak dotrzeć przed deszczem, całkiem niedługo - około 18:00. Deszcz był bardzo słaby, co dla tamtych regionów było dramatem - podczas, gdy duża część PL wstawała z suszy, to na SE się ona dopiero rozwijała - od połowy sierpnia nie spadły tam większe deszcze i poza pojedynczymi wyjątkami taki stan się utrzymał do 4.11. Po deszczu wyszło zachodzące słońce, taki widok udało mi się uchwycić:
Dzień później wyruszliśmy w kierunku Chaty w Przybyszowie - najpierw ścieżką przez przełom Wisłoku (do dziś ta rzeka mi się smutno kojarzy z czerwonką ), potem krętą leśną szosą na grzbiet, a następnie czerwonym szlakiem po grzbiecie na Tokarnie, za którą znajdował się już nasz cel.
Ale po kolei:
Jak widać panowała przepiękna pogoda i prognozy raczej wskazywały na utrzymanie się takiego stanu rzeczy, jedynie "niepokojąco" wyglądały warunki burzowe na GFS. Podczas podróży drogą na ostatnim zdjęciu dostałem tymczasem takowy meldunek z domu:
Już drugi raz we wrześniu wielkoskalowy opad bardzo pozytywnie zaskoczył. Nie macie pojęcia, jak to pozytywnie na mnie wpłynęło, naprawdę aż nabrałem energii na dalszą podróż. A w jej trakcie obserwowałem tylko jak pogoda robiła się coraz piękniejsza - po dotarciu na grzbiet Tokarni było już tak pięknie:
Taka pogoda utrzymała się do końca podróży tego dnia. Gdy zachodziło słońce, niebo było już totalnie bezchmurne, a w powietrzu było czuć porządną rześkość.
Spokojnie zasiedliśmy do obiadu przy ognisku, w trakcie jedzenia zrobiło się już totalnie ciemno. Spokojnie sobie rozmawiamy i nagle.......
BUM!
Nie mieliśmy pojęcia co się stało. Tylko mi przeszła przez głowę pewna myśl. W tym celu przeszedłem się parę kroków na polankę, gdzie mieliśmy namioty i zobaczyłem coś takiego:
Stało się jasne. Przyszła burza. Utworzyła się gwałtownie w naszej okolicy. Chmura była jakiś kawałek od nas, toteż odważnie wyszedłem kilkaset metrów, gdzie był zasięg. Zobaczyłem na radarze coś takiego:
Komórka burzowa odsuwała się już na północ, ale znad Słowacji widać było, że wkracza kolejna... Zdążyłem tylko wrócić, ostrzec grupę, ale trochę zleckeważyłem sprawę, mówiąc coś w stylu: "Chwilę popada, ale zaraz przestanie". I faktycznie trwało to chwilę, ale był to naprawdę porządny prysznic. Wszystko, czego nie zdążyliśmy schować, zmokło kompletnie. Ta komórka jednak przynajmniej nie przyniosła już gromów z niebios (w tej sytuacji nawet takiego psychofana burz jak ja to cieszyło )
Deszcz jednak szybko przeszedł, a na niebo powróciły gwiazdy, które na takim odludziu doskonale widać. Poszliśmy spać, większość osób do namiotów, a ja z racji, że nie jestem fanem spania w dusznym namiocie, trafiłem na hamak (nocleg w chacie jednak kosztował) Nie powiem, że było wygodnie, ale dało się przeżyć. Ciekawe doświadczenie, dla mnie pierwszy raz w życiu i pewnie jednak ostatni
Dzień później od rana było już więcej chmur. To był 9.09, ten dzień kiedy do wschodniej połowy Polski uderzyło prawdziwe lato z temperaturami powyżej 25 stopni, nawet noc 8/9.09 była w wielu miejscach niemal gorąca. Tymczasem na zachód od 20 południka dalej ładnie podlewało, przy dużo niższych temperaturach, były chyba też jakieś burze. I właśnie te miały tym razem dojść i na nasz SE kraniec Polski. Tak się szczęśliwie złożyło, że tego dnia zmierzaliśmy do Komańczy, gdzie mieliśmy wynająć domki (niedługo będą widoczne).
Do przejścia mielismy mało, czerwonym szlakiem. Zdjęć było trochę, ale wszystkie de facto całkiem podobne, dlatego pokażę tylko jedno:
Ciekawsze z punktu widzenia pogodowego zjawiska na niebie pojawiły się po południu, gdy już dotarliśmy do Komańczy. Takie zdjęcia zrobiłem wracając ze sklepu:
Chmura szelfowa się nasuwała, co za tym szło, było dość mało czasu na rozpalenie ogniska i zjedzenie obiadu. Na szczęście zdążyliśmy:
Potem lunęło. Ci co chcieli, to oglądali w schronisku mecz Polska-Austria Ja żałuję trochę, stracony czas. Spaliśmy w takich małych domkach obok schroniska, które zaraz zobaczycie.
10.09. Tego dnia po odejściu pofalowanego frontu nadeszła zmiana pogody - wróciło powietrze pochodzenia atlantyckiego. Od rana było sporo słońca, ale oprócz tego też niewielkie chmurki. Tak wyglądało miejsce naszego noclegu przed południem:
A tak już droga asfaltowa w Komańczy. Ten moment zawsze będzie mi się kojarzyć z wynikami egzaminu z 6.09, które wtedy otrzymałem. Na szczęście pozytywne, a z przedmiotu wyszło 4 - ale to zasługa wymaksowanych ćwiczeń laboratoryjnych, które też się liczyły do oceny. Sam egzamin ledwo zdany...
Tego dnia szliśmy już na grzbiet graniczny do niebieskiego szlaku, a nocleg planowaliśmy w Jasielu - dawnej wysiedlonej wsi łemkowskiej w głębokiej dolinie, dokładniej wsi zbójeckiej, bardzo blisko granicy ze Słowacją. Pogoda była coraz ładniejsza, ale humor nam popsuł straszny widok - oto idąc drogą w kierunku granicy, zobaczyliśmy z boku radiowóz policyjny oraz... zwłoki topielca. Niestety, życie to nie bajka, więc żeby nie było tak pięknie....
Oczywiście takich widoków nie będziemy tu pokazywać, za to pokaże piękny las już na grzbiecie granicznym:
W tle widać jakieś dziwnego cumulonimbusa, ale hen hen daleko. Na Podkarpaciu tego dnia nie było najmniejszego już ryzyka opadów, więc się tym nie przejmowałem.
Na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem, jeszcze było całkiem widno. Tak wygądała polanka, na której mieliśmy nocować:
Na drugim zdjęciu widać wyłaniającego się cumulusa zza lasu, który mógł przypominać chmurę burzową, jednak na szczęście nią nie był, tylko zwykłą "chmurą ładnej pogody".
A tutaj mamy rozpalanie już ogniska i w tle szopkę, w której zdecydowałem się spać zamiast w namiocie. Skutki tej decyzji będą niestety opłakane w skutkach....
Oraz widok na nasz "obóz"
Wieczorem z jednym kolegą udaliśmy się na spacer w kierunku cywilizacji, ze spontanicznej przechadzki zrobiło się 14 km w dwie strony Po drodze (dwukrotnie, bo tam i z powrotem mijaliśmy piękną polankę):
A potem po powrocie jeszcze ostatnie pogawędki przy dogasającym ognisku.
I spać do szopy, w grubym polarze (trzy warstwy), czapce i trzech parach skarpet.... Noc o zupełnie innym charakterze (10/11.09, jakby ktoś sie pogubił) niż ta dwa dni wcześniej, z prawie 10 stopni zimniejsza....
Zdołałem to sprawdzić dopiero po paru godzinach wędrówki, gdy dotarł do mnie zasięg:
Jak widać, noc była serio zimna na okolicznej stacji w Barwinku, ale za dnia szybko temperatura rosła. Ponieważ...
Dzień 11.09 to już była prawdziwa żarówa przy bezchmurnym, błękitnym i przejrzystym niebie. Wstrętny Atlantyk u szczytu formy.
Tak wyglądała polanka, na której spaliśmy:
A tak dalsza droga, już po szlaku granicznym:
Tego dnia osiągnęliśmy najwyższy punkt obozu
Planowaliśmy nocleg w Zyndranowej, odległej o 15 km od Jasiela, ale przyszedł szalony pomysł, aby dojść ponad 30km do naszej Chatki w Ropiance - która była celem wędrówki, gdzie mieliśmy spędzić kolejne dni, do niedzieli 15.09. Skończyło się to tak, że słabsza część ekipy, oraz plecaki tej silniejszej poczekały po drodze, gdzie jeden kolega z Ropianki mający samochód podjechał. My natomiast już na lekko przeszliśmy te kolejne 15-20km...
Czeremcha w dolinie Lipowca - tutaj czekała część osób na podwózkę:
Cerkiew w Zyndranowej, już niedaleko DK19, gdzie niedaleko mieliśmy nocować w schornisku SKPB Rzeszów.
I w końcu po przekroczeniu DK19, już niemal nad doliną naszej Chatki:
I tak zakończył się dzień. Była już godzina 20:00. W Chatce czekali na nas bacowi, którzy oczywiście rozpalili w pieciu i przygotowali dla nas wrzątek, ale obiad już musieliśmy zrobić sami... I tak nastała po długiej wędrówce kolejna bezchmurna, zimna noc...
C.D.N.kmroz - 7 Lipiec 2020, 14:42 Ciekawostka - gdy w googlu wpisałem burza 19.07.2004, to jeszcze na pierwszej stronie wypluło ten artykuł
Niestety żadnych informacji o tej burzy nie udało mi się znaleźć, a nie ukrywam, chciałbym...
Przy okazji zachęcam do przeczytania i skomentowania, bo chyba jeszcze nikt z was tego nie zrobił przez te 3 miesiące PiotrNS - 7 Lipiec 2020, 20:56 To był świetny miesiąc, że wielokrotnie brałem się za jego podsumowywanie, ale zawsze nie wiedziałem jak się za to zabrać, co by nie wyszła epopeja Spróbuję może dzień po dniu, aczkolwiek nie ze wszystkich mam zdjęcia. Większość z nich bardzo się jednak udała
Ale na pewno nie 32 sierpnia 2019, kontynuacja tego wyjątkowo męczącego ciągu upalnych dni. Zmierzona wówczas temperatura maksymalna nie była nawet bliska rekordom (ale i tak wyższa niż jakakolwiek w 2020 roku - 30,6 stopnia), jednak średnia równa 22,2 stopnia i 20 stopni jeszcze o 23:00 we wrześniu robią już wrażenie. Sporą część dnia przesiedziałem w domu oglądając rocznicowe obchody w Warszawie, bo miałem już dość tej pogody, ale około 14:00 wyszedłem jeszcze trochę się poopalać, wiedząc że na szczęście to już ostatni taki dzień. Byłem wkurzony na to paskudne lato i myślałem sobie, że byłoby fajnie, gdyby kolejny tak gorący dzień przyszedł najlepiej dopiero w lipcu, a nie w czerwcu. Zmianę było jednak już widać i... słychać, bowiem około 15:10 usłyszałem grzmot. Burza znajdowała się na wschodzie, ale nie doszła do mnie. Przynajmniej to mleczne niebo (no a jakże, w sierpniu 2019 było go u mnie do porzygu, nawet czerwiec 2020 jak się rozpogadzał, to był ładniejszy) na pewien czas pokryło się chmurami. Wieczorem rozpogodziło się już całkowicie, zaczął wiać lekki wiatr i temperatura spadała powoli.
Tak wyglądała wspomniana burza 1 września:
kmroz - 7 Lipiec 2020, 21:17 Opis pierwszych dni września w moim regionie (oprócz 32.08, który spędziłem na Helu), jest tutaj:
http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=1779PiotrNS - 7 Lipiec 2020, 21:21 To trochę zawaliłem sprawę, wstawiłem swoje wspomnienia nie tam, gdzie trzeba Następne dni będą się już ukazywać we właściwym miejscu. Swoją drogą mimo wszystko u Ciebie ten miesiąc był ciekawszy kmroz - 7 Lipiec 2020, 21:29 Tak naprawdę to 32.08.2019 powinien być jeszcze w innym wątku No u mnie był ciekawy, chociaż szczerze to (nie licząc cudnej końcówki) to najfajniejszy okres tego września, czyli 7-13.09, właśnie spędziłem w górach i tak.kmroz - 7 Lipiec 2020, 21:30 Początek był bardzo fajny, ale taki trochę spokojny, a okres 14-25.09 to jednak lekka zakała tamtego września, aczkolwiek też nie mówię mu totalnie nie, bo miał w sobie również sporo ciekawych wydarzeń. Fajnie, że wróciliśmy do tych wątków, bo mam ochotę wspomnieć co się dalej działo w kolejnych rozdziałach.Jacob - 7 Lipiec 2020, 21:35 Trochę nie w temacie, ale jeśli chodzi o 32 sierpnia to 2019 rok miał w sobie aż 5 miesięcy, w których pierwszy dzień totalnie nie pasował do reszty miesiąca: styczeń, czerwiec, lipiec, wrzesień i listopad kmroz - 7 Lipiec 2020, 21:39 To prawda, jakby się uprzeć to się więcej znajdzie, np 1.05 bardziej pasował do końcówki kwietnia a 1 i 2.10 bardziej pasowały do końcówki września.PiotrNS - 7 Lipiec 2020, 21:42 Prawda, gdyby nie 1 listopada, ten miesiąc byłby u mnie rekordowo ciepły i rekordowo mało mroźny, zaś lipiec wyszedłby poniżej normy gdyby nie to piekło 1-go. Bardzo dużo takich ciekawych okoliczności wynikło, podobnie jak to, że m. in. w NS aż 9 na 12 miesięcy przyniosło bardzo/ekstremalnie wysokie absolutne maksima temperatury. 17 w lutym, 22 w marcu, 28 w kwietniu, rekord w czerwcu, prawie-rekord w lipcu, 31 we wrześniu, 27 w październiku, 19,5 w listopadzie i 15 w grudniu to ładna rodzinka niezwykłych temperatur. Choć najbardziej szanuję ostatnie dwie 😊