Forum wielotematyczne LUKEDIRT Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!
Zdjęcia zimowe - Marcowy atak zimy (2018)
PiotrNS - 1 Lipiec 2019, 16:44 Temat postu: Marcowy atak zimy (2018)Kiedy temperatura za oknem przekracza 35 stopni, a w myślach nieustannie przewija się temat rekordowo ciepłego czerwca, pewne ukojenie przynoszą wspomnienia zimy. Zimy, która rok temu z powodzeniem uległa przedłużeniu na pierwszy miesiąc wiosny. Rozpoczęty falą srogich mrozów marzec, przyniósł na przełomie I i II dekady niemałe ocieplenie. Temperatury grubo powyżej 10 stopni, osiągające swoje apogeum 12 marca, gdy zanotowano +17, doprowadziły do dobowych rekordów ciepła. Już wtedy było jednak wiadomo, że wiosna nie potrwa długo i szybko malejąca ujemna anomalia ponownie zaliczy ostry spadek.
Piątek 16 marca był dniem szarugi i deszczu kropiącego przy lekkoplusowej temperaturze. Wieczorem tego dnia temperatura nagle zaczęła spadać, by w sobotę nie podnieść się już powyżej zera (TMax wynosząca 5,2 stopnia pochodzi z 18UTC dzień wcześniej). To był bardzo nieprzyjemny dzień. Do mrozu, który nawet w południe wynosił około -4 stopni dołączył wiatr, niosący z sobą pojedyncze płatki śniegu. Uciekł mi autobus z centrum miasta na przedmieścia i musiałem wracać na piechotę. Szedłem pod wiatr, i zapięty pod samą szyję musiałem znosić bombardujące mnie płatki, twarde niczym drobny grad. Do końca dnia nie wystawiłem nawet nosa przez szybę i liczyłem na to, że nazajutrz przywitają mnie białe krajobrazy.
Niedziela zaczęła się jednak identycznie jak sobota, jedynie w zleżonej trawie przebijało się trochę bieli. Sytuacja zaczęła się zmieniać nagle około 10 rano, gdy padający śnieg wzmógł się. O tej porze zrobiłem poniższe zdjęcie:
Przed 15-tą zrobiło się naprawdę ekstremalnie. Śnieg zaczął padać tak gęsto, że dalece ograniczył widoczność, a jego pokrywa rosła w oczach. Przez całą zimę nie zmarzłem tak jak wtedy, zamarzyłem o takim starym, grubym kożuchu. Gdybym taki miał... puchowa kurtka to w taką pogodę za mało. Średnia temperatura tego dnia wyniosłą -7,5 stopnia, a przy świszczącym wietrze czułem się jak na jakiejś Syberii. Anomalia wyniosła -11K (!)
Patrzyłem jak rosnący śnieg pokrywa kolejne rośliny. Po pierwszej serii skoków widziałem jeszcze sterczące badyle przyciętej hortensji - po skończeniu zawodów nie było już po nich śladu. Niebo przybrało winno-purpurowy kolor. A śnieg padał nadal.
W poniedziałek 19 marca z nieba wciąż leciały grube płatki śniegu. Przez okno widziałem tylko morze śniegu i takie widoki na ogrodowe drzewa:
Bajkowa sceneria skończyła się, gdy trzeba było wziąć się do życia. Bałem się jechać do miasta samochodem, bo zasypało drogi. Poszedłem na przystanek, jednak punktualność komunikacji miejskiej pozostawiała tego dnia mnóstwo do życzenia. A przejazd moją ulicą (ok. 1,5 km długości) potrwał pół godziny. Nie wszyscy kierowcy byli w stanie ten jeden raz zrezygnować z jazdy na swoich czterech kołach.
Po skończeniu swoich zajęć uznałem, że szybciej dotrę do domu, jeśli pójdę na nogach. Przy okazji mogłem przypatrzeć się częściowo zamarzniętej Kamienicy. Śnieg na chwilę przestał sypać.
20 marca śnieg zaczął padać na nowo. Tym razem unikałem już konfrontacji z lodowatym powietrzem o temperaturze -5 stopni, tylko wziąłem z domu metr, aby zmierzyć grubość pokrywy śnieżnej. 30 centymetrów to nie tylko najwyższy marcowy wynik od pięciu lat. To najwyższy taki wynik od pięciu lat niezależnie od miesiąca.
Wieczorem śnieg przestał lecieć z nieba, ale akcja powtórzyła się w pierwszy dzień wiosny, kiedy wciąż mroziło przez całą dobę. Moja mama miała tego dnia rano drobną stłuczkę, po tym jak nasz prawie-sąsiad wyjechał ze swojej posesji bez patrzenia się. Nic się nie stało, ale wizyta u mechanika okazała się nieodzowna. Tego samego dnia nareszcie zza śniegowych chmur wyjrzało słońce. A rano w czwartek 22 marca powitał mnie już taki widok
Była bardzo zimna noc z temperaturą minimalną -9,8 stopnia. Na szczęście za dnia "ciepło?" doszło już do +6 stopni, wespół ze słońcem przyczyniając się do redukcji śniegu. 23 marca po południu zostało go już tylko tyle:
Ślady pokrywy śnieżnej były jednak widoczne jeszcze w Niedzielę Palmową (25 marca), zaś ostatnie resztki znikły w kolejnym dniu.
Choć żadna prognoza tego nie przewidziała, to nie był koniec śniegu tej wiosny. Pocukrzony trawnik ujrzałem jeszcze 28 marca rano:
Tak, 28 marca. Za cztery dni rozpocznie się kwiecień... I stanie się coś, co ani przez chwilę nikomu się nie śniło.
Jacob - 1 Lipiec 2019, 16:56 Ten marzec wiele stracił na swojej anomalii, przez kilka ostatnich dni lutego i silne ocieplenie na przełomie I i II dekady. Przyznam się szczerze że za bardzo nie zwróciłem uwagi na ten miesiąc, najpierw urzekła mnie wieść o rekordowym kwietniu, a miesiąc później o kolejnym miesiącu , w zeszłym roku było bardzo mało typowo wiosennych temperatur. Od 4 IV mieliśmy typowy czerwiec (no ew. przedlecie) dalej lekko chłodny lipiec. Jednak ten rok narobił to wiosennym lutym i małą ilością letnich dni w maju . W tym roku zabrakło z kolei przedlecia, coś na kształt kwietnia 2018,ale chodzi mi o późny maj, większość czerwca, może w 2020 będziemy mieli wydłużenie tej aury, która pozbawi nas kilku gorących dni PiotrNS - 21 Marzec 2020, 22:48 No i stajemy wobec powtórki tego zdarzenia, ale w dużo lżejszej wersji. Nie martwię się tym, że spadnie tak dużo śniegu, bo jest to na chwilę obecną awykonalne, jednak sam fakt pokrywy śnieżnej, która się jutro wytworzy i nawet 8-10-stopniowego mrozu po takiej a nie innej zimie, robią wrażenie.
Do tego, podobnie jak 22 marca 2018, doświadczymy tu oślepiania przez śnieg odbijający światło świecącego wysoko, wiosennego Słońca Bartek617 - 3 Czerwiec 2020, 22:41 2 l. temu miałem w piątek 16.03. (nie pomagało nawet zaliczone kolokwium) łzy w oczach i myślałem, że to naprawdę będzie śnieżny Armageddon. Akurat zdążyło się rozlać i jak wracałem do domu (koło 18), to widziałem nadal deszcz. Następnego dnia jak obudziłem się widziałem dosłownie pocukrzony krajobraz. A dalej to dosłownie tak cukrzyło (mimo że zapowiadano mocniejsze opady). Naprawdę poza wówczas suchą i słoneczną N kraju to w rejonie Katowic i Krakowa spadło najmniej śniegu (co jest dość nietypową sytuacją). I pomyśleć, że według prognoz w tych regionach miało spaść najwięcej białego puchu. Zresztą w styczniu i lutym też podobnie aglomeracja krakowska i miasta Górnego Śląska nieźle broniły się przed białymi krajobrazami (w grudniu 2017 trwała przez 3-4 dni kontynuacja tego, co miało miejsce w ostatni dzień listopada).
PiotrNS - 4 Czerwiec 2020, 11:11 U mnie w marcu 2020 słaba pokrywa śnieżna była tylko 23 marca po wieczornych i nocnych opadach.
Trochę śniegu leżało jeszcze rano 30 marca, ale słońce szybko go stopiło - kiedy się obudziłem, było już tylko trochę bieli pod drzewami.
jorguś - 4 Czerwiec 2020, 13:49 Mimo niewielkiej u mnie pokrywy śnieżnej wtedy (aczkolwiek na moim ogródku który mieści się w niecce trochę się tego uzbierało i nawet 23.03 coś tam jeszcze zalegało z tego kojarzę) to 18-19.03.18 zrobiły spore wrażenie, te prawie -5*C 19.03, do tego silny wiatr- kompletnie nie dało się odczuć, że jest za pasem czeka wiosna i to astronomiczna. Pamiętam, że 21.03 po tych lodowych dniach kiedy t.max wzrósł nieco powyżej 0 miałem wrażenie, że jest przynajmniej z 5-6*C, ludzie chyba też tak czuli bo dużo ludzi chodziło w lekkich kurtkach albo nawet bluzach- no, chyba że ubrali się do kalendarza na otwarcie wiosny zgryźliwy tetryk - 4 Czerwiec 2020, 19:30 Prawdziwy marcowy atak zimy miał miejsce w Wielkanoc 2013 roku.
Janekl - 4 Czerwiec 2020, 20:35 Prawdziwy atak zimy był na początku marca 1994 roku ponad pół metra śniegu,albo w 2005 pierwsze 2 dekady ponad 60 cm pokrywy śnieżnej i następnego roku przez cały marzec prawie pół metra śniegu.PiotrNS - 4 Czerwiec 2020, 21:15 Trudno to sobie wyobrazić. W Nowym Sączu w marcu 2005 roku leżało 35 centymetrów i był to absolutny rekord marca. Z kolei Wielkanoc 2013 nie była tutaj aż tak śnieżna; w 2013 roku największy atak zimy, dużo większy od tego pięć lat później, zdarzył się 15 marca.
Jorguś, ja takie wrażenie odnosiłem 7 lutego 2019, kiedy po raz pierwszy od dłuższego czasu w bezśnieżnej scenerii pojawiło się bezchmurne niebo. Po dwóch miesiącach pozbawionych większej odwilży, przy 5 stopniach odnosiłem wrażenie jakby było 10 i byłem skłonny zdjąć kurtkę