Mógłby być znacznie cieplejszy, ale byłby super zbijacz anomalii . Prawie w ogóle pozbawiony przymrozkow, raz tmin spadła do równego 0 i tylko 2 razy przymroziło pryz gruncie .
Zabrałbym tylko tą ohydną lampę z 7 i 12.10 i dał jakieś większe opady od 3 do 7.10 Bartek617 - 19 Październik 2020, 01:11 Aura pozostawiała wiele do życzenia, ale o takie ilości opadów można się kroić. Przyznam, że taki listopad nie byłby w żadnym wypadku złym rozwiązaniem.
To wygląda jak grudzień czy styczeń w atlantyckim wydaniu.
Raczej nudny (pod względem termicznym) listopadowy sufit, w sumie listopad 2000 był bardzo podobny bezwzględnie, tylko suchszyJacob - 23 Luty 2021, 11:22 Pewnie po jego pozytywnej ocenie zdiagnozujecie u mnie chorobę psychiczną Bartek617 - 23 Luty 2021, 15:55 Gdyby chorobę psychiczną diagnozowało się po upodobaniach pogodowych, to pewnie prawie wszystkie osoby okazałyby się niezdrowe. Bo czym różni się (w obliczu psychologicznym, nie meteorologicznym) uwielbianie deszczu przy niskich temp. od uwielbiania słońca przy wyższych temp. lub jeszcze innych scenariuszy? Tak naprawdę niczym: zaburzenia psychiczne należy ewentualnie rozważać w sytuacjach, w których możemy mieć jakiś wpływ i możemy coś zrobić, ale z jakichś przyczyn nie podejmujemy się danego czynu (np. nie pójdę do szkoły/pracy, bo odczuwam paraliżującą fobię społeczną), albo odwrotnie: nie powinnyśmy jakiegoś uczynku robić, a się go dopuszczamy, bo jakieś (złe) źródło motywacji się za tym kryje (np. wdaję się w bójkę bez powodu, bo lubię robić innym osobom krzywdę), a na pogodę z naturalnych przyczyn nic nie możemy poradzić i możemy się smucić lub cieszyć widokami za oknem.
Dla przykładu ja często przy nawałnicach formatu MCS zamykam i zasłaniam sobie okna, bo obawiam się takich zjawisk i czy jestem przez to chory? Fanem burz nigdy nie byłem i pewnie z punktu widzenia fanatyków mogę wydać się dziwakiem, ale to chyba nie jest choroba- jestem najwyżej swego rodzaju meteopatą (jak pewnie każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu), czyli na pewne zjawiska jest się bardziej wyczulonym, a na inne mniej. Równie dobrze mógłbym takie samo pytanie zadać ekstremalnym miłośnikom tychże zjawisk, który ładują się w sam środek nawałnic i odpowiedź brzmiałaby podobnie- czyjeś lęki czy umiłowania na tle pogodowym nie powinny mieć związku z ogólnym poziomem sfery psychicznej (o ile oczywiście nie ma jakiejś tragedii, w postaci ofiar śmiertelnych z tego tytułu- bo cieszenie się występowaniem danego zjawiska pogodowego samym w sobie to 1 sprawa, ale cieszenie się jego tragicznym skutkiem już znacznie gorzej wygląda). Lubię okresy z ulewnymi deszczami (np. takie jak w maju 2010), no ale zdaję sobie sprawę, że inne osoby nie będą podzielać tego optymizmu, bo niestety poczuły się osobiście dotknięte powodzią i choć dana aura mogła mi osobiście się podobać, to niestety jej skutki już nie robiły tak dobrego wrażenia. Czy mogłem w jakiś sposób powstrzymać to zjawisko albo obliczyć do jakiego stopnia woda będzie wsiąkać w glebę, a nie będzie na niej osiadać i tworzyć potężne zalania? No nie mogłem tak jak inne osoby. Po tego typu sytuacjach (lipiec 1997, maj 2010) mogłaby wzrosnąć bezapelacyjna solidarna niechęć do ulewnych deszczy, a jednak znajdą się w Polsce, w Europie i na całym świecie ludzie, którzy wciąż taki typ pogody lubią (choć większość woli raczej słoneczną i wyżową aurę).