To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum wielotematyczne LUKEDIRT
Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!

Krajobrazy - Wycieczka rowerowa z 24 sierpnia 2023 r.

PiotrNS - 16 Grudzień 2023, 23:07
Temat postu: Wycieczka rowerowa z 24 sierpnia 2023 r.
Zapraszam Was na relację z kolejnej przyjemnej i ciekawej wycieczki rowerowej. Tym razem czas akcji, to późny sierpień zaczarowany deszczem. Miejsce akcji - najdalej wysunięta na zachód część Beskidu Sądeckiego. W gorącym i burzowym okresie II połowy tegorocznego sierpnia wybrałem do tego celu najłagodniejszy dzień najcieplejszych tygodni roku. Mój plan był ambitny, ale do zrealizowania raczej na spokojnie. Obyło się bez tremy i z wyłącznie dobrym nastawieniem, nie oglądając się za siebie, przedpołudniową porą wyruszyłem w góry.

Zasadniczym celem był położony między miejscowościami Brzyna, Obidza i Tylmanowa Koziarz. Wznoszący się na wysokość 943 m n.p.m. szczyt interesował mnie już od dłuższego czasu, a perspektywa wyjazdu w jego kierunku wydawała mi się szczególnie kuszącą z uwagi na możliwośćprzekonania się o postępach prac nad tworzeniem nowych szlaków rowerowych. Oczywiście znaczna część mojej przejażdżki miała upłynąć poza nimi, jednak dla samej wiedzy warto było się rozejrzeć.

Zacząłem tradycyjnie, od oparcia się o wały Dunajca i łączący jego brzegi most.



Podczas jazdy delektowałem się widokami przyrody charakterystycznej dla późnego lata, jednak bardzo żywej, intensywnej, mieniącej się kolorami i kropelkami wody pozostałymi po wczorajszej nocnej burzy. Szczególnie urzekł mnie ten widok. Połączenie tych kolorów na żywo wyglądało fenomenalnie.



Po niespełna dwudziestominutowej jeździe dotarłem do Starego Sącza, gdzie miałem skręcić nieco na zachód, a następnie ponownie zbliżyć do Dunajca. Zanim do tego doszło, nie mogłem jednak podarować sobie odwiedzenia moich ukochanych Stawów.



Od tego miejsca byłem minionego lata niemalże uzależniony. Po pierwsze z powodu widoków, po drugie przez sentyment, po trzecie za sprawą niezwykle uroczego i klimatycznego plażowego baru, wake parku i strefy relaksu otwartej tu właśnie w te wakacje. Jakbyście byli w okolicy, serdecznie polecam.
Ja tymczasem zacząłem oddalać się od najczęściej odwiedzanych miejsc, po wrażenia, o których naturze nie przekonywałem się tak często. Towarzyszyły mi wspaniałe pejzaże. Im bardziej oddalałem się od Starego Sącza, tym częściej znajdowałem się sam na sam z rzeką.



Miłośnicy kąpieli w rzekach znaleźliby wiele doskonałych miejsc do tego rodzaju relaksu. Ja z kolei cieszyłem się zakrętami i zmieniającymi się pod wpływem tańczących po niebie chmur kolorów wody. Urozmaiceniem były mostki i miejsca postoju na trasie, zaś największe wrażenie robiły roztaczające się obok góry.



Generalnie trasa została na tym etapie już dopracowana. Kiedy trzy lata temu jechałem na rowerze do Łącka, w jednym miejscu trasa się urywała i musiałem radzić sobie jadąc trochę na orientację przez las. Tym razem nie było takiej potrzeby.



W miejscowości Jazowsko przeprawiłem się przez Dunajec i trafiłem do miejscowości Brzyna. Ta okazała się od razu odpowiednikiem Skrudziny pokonywanej w drodze na Przehybę. Niby płasko, a jednak napięcie i wysiłek stawały się coraz bardziej odczuwalne.



Po jakimś czasie, kiedy dokładnie przede mną, ponad drogą i wśród strzelistych drzew zaczęły wyłaniać się wyższe górskie szczyty, obserwowany krajobraz skojarzył mi się z Kanadą. Nigdy tam nie byłem, a jednak z rozmaitych widzianych zdjęć, filmów i wyobrażeń wywiodłem takie właśnie skojarzenie. Taki kanadyjski krajobraz.





Droga na Koziarz jest polecana dla zmotoryzowanych. Dość daleko można dojechać po asfalcie, jednak również po minięciu rozdroża przez kilkaset metrów można jeszcze przebrnąćna kołach. Na szczęście tylko raz musiałem ustępować miejsca na drodze kierowcy, poza tym było bardzo spokojnie.



Na wspomnianym rozdrożu można było zapoznać się z taką informacją:



Nie mogę wyjść ze zdumienia, że czerwiec 2020 w Nowym Sączu nie wyrobił opadowej normy i zgarnął zaledwie 99 mm deszczu. Mijanie stacji, pech czy coś innego :?: Pewności nie jestem, ale trochę irytuje świadomość tego, że ostatnim prawdziwie mokrym czerwcem, takim który przekroczył wszystkie normy, jest u mnie czerwiec sprzed dekady.



Wyżej szlak stał się dosyć stromy i co jakiś czas musiałem zatrzymać się na krótką regenerację. Widoki zaczęły się dopiero stosunkowo blisko szczytu. Widząc to, myślałem że ta bliskość jest czymś więcej niż tylko przypuszczeniem, mimo że stojącej na samej górze wieży nie widziałem. Sądziłem, że za chwilę będę na miejscu, bo jadę jużdługo, jestem wysoko, odległość też spora... co może pójść nie tak?







To były ostatnie chwile czystego roweru i czystego mnie. Po chwili dojechałem jakby do początku sporej polany, co do której miałem przeczucia, iż bezpośrednio przylega do szczytu. Zbliżyłem się do niej, by przekonać się, że to prawda. Ale...



Po tym, jak przedarłem się przez pokaźnych rozmiarów kałużę, zobaczyłem szlaban. Teren prywatny. Ktoś kupił ziemię pod samym szczytem i nie chciał, aby ktoś mu tam chodził. Umieszczona została informacja o tym, dokąd pójść, aby dotrzeć na miejsce. Należało zawrócić i po stu metrach skręcić w prawo. Tak też zrobiłem. Po raz wtóry usiłowałem nie ugrząść w wielkiej kałuży i po raz pierwszy zadałem pytanie - "serio?". Wytyczony nowy szlak okazał się wąską, ledwo widoczną i bardzo stromą ścieżką pnącą się w górę przez bliżej nieokreśloną odległość. Nie uśmiechało mi się to, ale spróbowałem.
20 minut przedzierania się przez te chaszcze mogłoby stać się inspiracjądla nowych prac Herkulesa. Było ślisko, gdyż po opadach niemal wszędzie pozostawały resztki wody i błoto. Stromizna duża. O szerokości szkoda pisać. Wszędzie krzaki, krzaki i jeszcze więcej krzaków. Aby mieć jakąś choć minimalną asekurację, prowadziłem rower przodem, a sam obrywałem pokrzywami. Gdyby to była Australia, przed pokonaniem tej drogi znalazłoby się przynajmniej 10 różnych gatunków zwierząt chcących mnie zabić, więc aby to docenić, ignorowałem bąki i komary. Kilka razy pomyślałem, że droga jest ślepa, że nigdzie tędy nie wyjdę, a perspektywa schodzenia wydawała mi się czymś jeszcze gorszym niż wspinaczka. 20 minut katuszy. Ale udało się!



O godzinie 13:20 zmęczony i ubłocony zameldowałem się na Koziarzu, u podnóża wieży. To miejsce administracyjnie należy jużdo miejscowości Tylmanowa, choć gdybym chciał do niej dojechać, musiałbym przygotować się na drogę o połowę dłuższą. Tym samym znalazłem się na terenie powiatu nowotarskiego.

Widoki ze szczytu poznacie też w formie zdjęć panoramicznych, jednak mam nadzieję, że i zwykłe fotografie przypadną Wam do gustu. Jak dla mnie, jest to jeden z najpiękniejszych punktów widokowych w paśmie Beskidu Sądeckiego.









W oddali, nad brzegiem Dunajca zauważyłem zabudowania wspomnianej Tylmanowej.



Zaś dalej na południowym-zachodzie, pokryte częściowo chmurami Tatry.



Wewnątrz wieży umieszczono fotografie i wspomnienia upamiętniające najbardziej znanego turystę, który bardzo upodobał sobie właśnie to miejsce.





Czas spędzony na górze upływał bardzo miło, relaksująco. Temperatura była wręcz idealna (wynosiła około 24 stopni), górskie zbocza skąpane w słońcu doskonale współgrały z wypiętrzającymi się chmurami, zaś perspektywy kolejnych wrażeń zachęcały do kontynuowania wyprawy.



Mając przy sobie urocze polany, wyprawiałem się na Błyszcz. Aby tam dotrzeć, musiałem najpierw pokonać dość stromy, ale krótki zjazd. Później została iście relaksacyjna droga w pięknych okolicznościach przyrody.



Szlak początkowo był wąski...



... ale już po chwili przestrzeni znowu było więcej.





Mogłem spojrzeć na opuszczony chwilę wcześniej Koziarz z innej perspektywy. Zmierzając w jego kierunku z tej strony, byłoby dużo wygodniej. Ale i moje doświadczenia były bardzo cenne.



Po koniecznej małej korekcie trasy (przez chwilę jechałem w stronę Tylmanowej), zbliżyłem się do Błyszczu.



I już był mój. Centralnym punktem rozległej polany jest ołtarz polowy, na którym w sierpniu 1972 roku mszę świętą odprawił Karol Wojtyła, późniejszy papież. W późniejszym czasie także odbywały się tu nabożeństwa - ostatnio w 2016 roku dotarli tutaj pielgrzymi kilku grup uczestniczących w Światowych Dniach Młodzieży.



Widoki w tym miejscu zapierają dech w piersiach. Wszystko jest tak przestronne i szerokie, widać Tatry, Dunajec, a nawet daleki Nowy Sącz.



Każde drzewo składało się na jedną, logiczną całość.





Tam majaczyło moje miasto.





Błyszcz znajduje się o dwa metry wyżej od Koziarza. Jadąc tam, znajdowałem się raz wyżej, raz niżej, jednak przewyższenia i zjazdy były na ogół na tyle łagodne, że okazały się mało odczuwalne. Nie licząc wieży widokowej, właśnie na tym etapie wycieczki znajdowałem się najwyżej. Ale i dalsza część przejazdu zapowiadała się bardzo obiecująco.



Odjazd z Błyszczu w dalszą drogę był czasem największego relaksu podczas jazdy na rowerze. Nawet kiedy musiałem ostrożnie zjeżdżać po dużych kamieniach, miałem w zasięgu wzroku wypłaszczenie z trawiastym podłożem. Wszędzie piękne widoki. Ciepło, słońce, lato w pełni. Uważam, że obok absolutnego klasyku, jakim jest odcinek szlaku między Przehybą a Radziejową, to okolice Błyszczu są najlepszą lokalizacją dla spragnionych pięknych widoków miłośników górskiej turystyki rowerowej w Beskidzie Sądeckim.



Podziwiając ten piękny, jakby nieco śródziemnomorski krajobraz, nabrałem ochoty na trochę muzyki. Słuchałem utworów włoskich, a z przejazdem przez te piękne strony najbardziej kojarzy mi się to, doskonale wpisujące się w ten błogi, letni nastrój:





Im bliżej końca szlaku się znajdowałem, tym częściej napotykałem na ślady stałej ludzkiej obecności. Jeszcze naprawdę wysoko trafiłem na pierwsze domy. Bardzo urocze, ale nie zazdroszczę ich mieszkańcom.



Chyba że widoków...





Niełatwo było pożegnać się z tak pięknym szlakiem. W końcu jednak dotarłem do drogi publicznej w miejscowości Obidza. Słowem wyjaśnienia - tak, mamy w okolicy dwie Obidze. Jedna jest tu i jadąc w drugą stronę, można przez nią dojechać do Szczawnicy. Druga mieści się pod Piwniczną i byłem tam poniekąd z Wami 20 lipca ubiegłego roku. Podobnie brzmią też nazwy dwóch górskich szczytów, które Wam pokazałem. Jest Jaworz w Beskidzie Wyspowym i Jaworze w Beskidzie Niskim.



Obidza na początku pokazywała swoje dawne...



... a później nowoczesne oblicze.



Jechało się tędy nad wyraz przyjemnie. Ruch był mały, zaś droga przez cały czas nieznacznie opadała, tak że można było jechać bez żadnego nakładu siły. Z drugiej strony nachylenie było na tyle nieduże, że nie trzeba było obawiać się nadmiernych prędkości. Po pokonaniu tego jakże miłego odcinka, z powrotem dotarłem nad Dunajec.



Kolejno, kontynuowałem drogę dobrze znaną mi już drogą powrotną. Jechałem trochę skrępowany, gdyż po bliskich spotkaniach z błotem w trakcie przeprawy na Koziarz, nie wyglądałem na kogoś z higieną za pan brat ;)
Trasę nieco zmodyfikowałem, aby zahaczyć o józefińską zabudowę w Gołkowicach.



I wreszcie ponownie, tak jak na początku, zameldować swój szczęśliwy powrót na "starym znajomym brzegu" starosądeckich Stawów :)



W okolicy moją uwagę przykuła także ciężarówka ze znajomym logo na plandece. Turkish Cargo, Turkish Airlines... klasa sama w sobie. Lotnicza potęga, marzenie wielu podróżników, linia latająca do największej ilości państw na świecie. Jako miłośnik tego co lata, nie mogłem odpuścić sobie zdjęcia, choć to przecież zwykły TIR :D



I tak oto wróciłem. Po nieco ponad sześciu godzinach ponownie przywitałem się z tak charakterstyczną dla moich relacji konstrukcją mostu :)



O godzinie 17:00 byłem w domu. Przejechałem dokładnie 80 km. Nie była to zatem wyprawa najwyższej klasy pod względem długości, jednak zajęła miejsce w czołówce. Ja zadowolony i pozytywnie zaskoczony wspaniałymi widokami przystąpiłem natomiast do zbierania energii na kolejne wrażenia. Myślałem o rowerze, nie wiedząc że już pojutrze doświadczę najpiękniejszej, najbardziej spektakularnej burzy od 2009 roku, od początku mojej pasji. Ach ten późny sierpień. Było miło i mam nadzieję, że choć trochę tych pozytywnych emocji udało mi się przekazać Wam za pośrednictwem tego tekstu :) Z góry dziękując za wszystkie komentarze pozdrawiam :)

Bartek617 - 17 Grudzień 2023, 02:08

Kolejna robiąca niemałe wrażenie relacja z podróży- grunt, że pogoda tamtego zdania zdawała się dopisywać do samego końca. ;-)
PiotrNS - 17 Grudzień 2023, 22:42

Dziękuję Bartek :) Tak, pogoda dopisała i bardzo się cieszę, że udało mi się tak dobrze wykorzystać właśnie ten dzień, wpisując przy tym rowerowy wyjazd w jeden ze szczególnie fascynujących pogodowo okresów tego roku.
kmroz - 18 Grudzień 2023, 01:34

PiotrNS, piękna wycieczka w rzeczywiście pięknym czasie. Wspomniałeś o czerwcu 2020, w którym stacja kurortowa miała pecha, zapominając jednak o sierpniu 2023, w którym - owszem - i tak na stacji było bardzo, bardzo mokro, ale śledząc twoje relacje w tym miesiącu na żywo, wiem ile razy został twój region i tak pokrzywdzony przez nią.

Szczyt bardzo ciekawy. W zasadzie to oba. Chyba o tym nie wspominałem, ale tuż po świętach, razem z grupą znajomych, zamierzam udać się do Krościenka na kilka dni. W planach mamy zdobywanie kilku szczytach w (mam nadzieję) mocno zimowych, dużo trudniejszych warunkach. Być może uda się zahaczyć również o wspomniane miejsca :jupi:

Nie wiem czy zrozumiałem Twoją wzmiankę o niezazdroszczeniu mieszkańców. Widoki piękne, ale rzeczywiscie koniec świata i specyficzne miejsce. Fajne na domek letniskowy, ale nic więcej :p

PiotrNS - 18 Grudzień 2023, 10:31

Dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że również Twoja wyprawa okaże się w taki sposób udana :) Z pewnością widoki w białej scenerii będą równie imponujące, zresztą nie tylko w górach, lecz także w pięknym Krościenku. Co do tych domów, też uważam, że jako miejsce na domek letniskowy takie górskie wypłaszczenia sprawdzają się wyśmienicie, ale mieszkać tam na stałe to już utrapienie. Zarówno zimą, jak i przy dużych opadach deszczu wiosną czy latem. A jeśli nie daj Boże gdzieś zostanie zaprószony ogień, to nie będzie czego gasić. Wolę bywać w górach jako turysta.
LukeDiRT - 18 Grudzień 2023, 17:30

Piękne zdjęcia Piotrze :-)

Fajną zrobiłeś sobie wycieczkę. Pogoda dopisała no i krajobrazy też niczego sobie - jazda po takich terenach jest o wiele przyjemniejsza niż przepychanie się rowerem w centrum zakorkowanego miasta. No może nie licząc stromych podjazdów, bo nawet wtedy robi się już niezbyt przyjemnie :mrgreen:

Co ciekawe, ja także byłem na rowerze 24 sierpnia, ustanawiając przy okazji swój rekord - 67,7 km podczas jednego tripu.

Wspominałem już o tym w tym temacie :arrow:
https://www.lukedirt.com....t=5878&start=10

PiotrNS - 18 Grudzień 2023, 18:12

Dziękuję Łukasz :) Podobnie lubimy wykorzystywać ten typ pogody do rowerowych wycieczek i jak pokazuje Twój przykład, dobrze to wychodzi :D Strome podjazdy potrafią dać w kość, ale widzę po sobie, że jeśli ich zwieńczeniem jest jakiś piękny widok, można je docenić i poczuć satysfakcję z wysiłku. A kiedy robię podjazd na odsłoniętym obszarze, z którego wszystko doskonale widać, to od razu tak jakby przybyło mi sił :)
Twoja wycieczka wygląda bardzo ciekawie - widzę, że oprócz zrobienia zwykłej pętli postanowiłeś trochę zmodyfikować trasę. Na pewno było to sporym urozmaiceniem.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group