To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum wielotematyczne LUKEDIRT
Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!

Poezja - ZADUMANKI

Magia - 19 Październik 2019, 18:28

BAJKA O OSIOŁKU



Było to daleko stąd, na pewnej farmie. Któregoś dnia osioł farmera wpadł do głębokiej studni. Zwierzę ryczało żałośnie godzinami, podczas gdy farmer zastanawiał się, co zrobić. W końcu farmer zdecydował: zwierzę było stare, a studnię i tak trzeba było zasypać. Nie warto było wyciągać z niej osła. Zwołał wszystkich swoich sąsiadów do pomocy. Wzięli łopaty i zaczęli zasypywać studnię śmieciami i ziemią.

Osioł zorientował się, co się dzieje i zaczął ryczeć przerażony. Nagle, ku zdumieniu wszystkich, uspokoił się. Kilka łopat później farmer zajrzał do studni. Zdumiał się tym, co zobaczył. Za każdym razem, gdy kolejna porcja śmieci spadała na ośli grzbiet, zwierzę robiło coś niesamowitego. Otrząsało się i wspinało ku górze. W miarę, jak sąsiedzi farmera sypali śmieci i ziemię na zwierzę, ono otrzepywało się i wspinało coraz wyżej. Niebawem wszyscy ze zdumieniem zobaczyli, jak osioł przeskakuje krawędź studni i szczęśliwy oddala się truchtem!

Życie będzie zasypywać cię śmieciami, każdym rodzajem brudów. Sposób, aby wydostać się z dołka, to otrząsnąć się i zrobić krok w górę. Każdy z naszych kłopotów to jeden stopień ku wolności...

Magia - 19 Październik 2019, 18:36

SMUTEK



Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka, Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej
twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny.
Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
"Kim jesteś?"
Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały: "Ja? ... Nazywają mnie smutkiem." "Ach! Smutek!", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
"Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco.
"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
"Tak sądzisz ...", zdziwił się smutek, "to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?"
"A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?"
"Ja ... jestem smutny.", odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. "Smutny jesteś ...", powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. "A co Cię tak bardzo zasmuciło?" Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył. "Ach, ... wiesz ...",
zaczął powoli i z namysłem, "najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy." I znowu westchnął. "Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.
Mówią: życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności." "Masz rację,", potwierdziła staruszka, "ja też często widuję takich ludzi." Smutek jeszcze bardziej się skurczył. "Przecież ja tylko chcę
pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy, gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia." Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem. Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie. "Płacz, płacz smutku.", wyszeptała czule. "Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona."Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:"Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
"Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak
beztrosko, jak małe dziecko.
JA JESTEM NADZIEJA!

Magia - 19 Październik 2019, 18:40

WIĘZIEŃ I MRÓWKA



Nasze intencje nie zawsze są dla każdego zrozumiałe. Przypowieść “Więzień i mrówka” to jeden z wielu przykładów, które to mogą potwierdzić.

Pewien człowiek został skazany na dwadzieścia lat więzienia. Jego podstawowym problemem było naturalnie zabicie czasu. Po kilku miesiącach odkrył, że pod odstającym od ściany celi tynkiem mieszkają mrówki. Jedna z nich wydała mu się szczególnie uzdolniona i postanowił ją wytresować.
Potrzeba mu było wiele, wiele cierpliwości, lecz po pięciu latach mrówka słuchała jego poleceń, potrafiła tańczyć na naciągniętym włosie i robiła podwójne salto. Gdy minęło pięć kolejnych lat cudowna (i długowieczna) mróweczka śpiewała wszystkie piosenki z festiwalu w San Remo. Po następnych pięciu latach mrówka doskonale rozmawiała w czterech językach.
Właśnie uczyła się piątego, gdy mężczyzna został zwolniony z więzienia. Oczywiście zabrał ze sobą cenną mrówkę, w nadziei, że dzięki pokazywaniu jej w telewizji zarobi mnóstwo pieniędzy.
Po wyjściu z więzienia udał się prosto do baru, gdzie, sporo wypiwszy, nie potrafił oprzeć się pokusie pokazania swej wspaniałej mrówki. Ułożył ją więc na kontuarze i przywołał barmana.
– Proszę spojrzeć na tę mrówkę!
Barman natychmiast rozgniótł mrówkę, mówiąc:
– Bardzo pana przepraszam.

Magia - 19 Październik 2019, 18:46

Poniższa przypowieść pozwala uporać się z lękiem przed śmiercią. Bo przecież tak naprawdę nikt nie wie, co tam na nas czeka. Więc może nie ma się czego bać?


Magia - 19 Październik 2019, 19:01

SZCZENIAKI NA SPRZEDAZ



Właściciel sklepu przytwierdził nad wejściem tabliczkę z napisem: "Szczeniaki na sprzedaż".
Takie ogłoszenia zazwyczaj przyciągają dzieci, toteż niebawem w sklepie pojawił się mały chłopiec.
- Po ile pan sprzedaje swoje szczeniaki? - zapytał.
- Tak po 30 do 50 dolarów - odparł właściciel.
Chłopczyk sięgnął do kieszeni i wydobył z niej kilka drobnych monet.
- Mam 2 dolary i 37 centów - powiedział. - Czy mógłbym zobaczyć te pieski, proszę pana?
Sprzedawca uśmiechnął się i zagwizdał. Z budy wyszła Lady. Truchtem pobiegła przez sklep,
a za nią potoczyło się pięć malusieńkich, drobniuteńkich kuleczek.
Jedno ze szczeniąt wyraźnie zostawało w tyle. Chłopiec natychmiast wskazał na nie nadążającego
za resztą, kulejącego psiaka i spytał:
- Co mu się stało?
Właściciel wyjaśnił mu, że badał go już weterynarz i okazało się, że psiak ma niewłaściwą budowę biodra.
Zawsze już będzie kulał, na zawsze pozostanie kaleką.
Chłopiec zapalił się natychmiast.
- Właśnie tego szczeniaka chciałbym kupić! - oznajmił.
- Nie, nie. To niemożliwe, byś chciał kupić tego pieska - odparł sprzedawca. - Jeśli naprawdę ci na nim zależy, po prostu ci go dam.
Chłopczyk wyglądał na poważnie zdenerwowanego. Spojrzał właścicielowi prosto w oczy i wskazując palcem, odezwał się:
- Nie chcę, żeby pan mi go dawał. Ten piesek jest wart co do grosza tyle samo co pozostałe szczeniaki i zapłacę za niego całą sumę.
Właściwie, to zapłacę panu teraz tylko 2 dolary i 37 centów, lecz co miesiąc będę przynosił 50 centów, dopóki go nie spłacę.
Sprzedawca zaoponował:
- Ależ ty nie możesz chcieć takiego psa. On nigdy nie będzie mógł biegać, skakać, bawić się z tobą tak, jak inne szczeniaki.
Chłopczyk schylił się i podwinął lewą nogawkę spodni, odsłaniając kaleką nogę, wspieraną dużą metalową klamrą. Spojrzał na właściciela sklepu i odparł cicho:
- Cóż, ja sam dobrze nie biegam, a ten szczeniak potrzebuje kogoś, kto to zrozumie!

Magia - 19 Październik 2019, 19:05

SERCE Z KAMIENIA




W pewnym dużym, szarym mieście, jakich wiele; nie tak daleko stąd i nie tak dawno temu, żyła sobie dziewczynka. Nie była ani ładna, ani brzydka była po prostu w sam raz. Dziewczynka starała się być pogodna, ale miała niewielu przyjaciół. Potrafiła uśmiechać się do siebie, do innych ludzi, do ponurego nieba, do jasnego słońca, a nawet do kałuż na drodze... Ale dziewczynka była bardzo, bardzo samotna i miała jedno wielkie marzenie...
Marzyła o tym, aby być komuś potrzebna. Chciała usłyszeć, że jest lekiem na całe zło, że gestem dłoni potrafi rozpędzić smutek dnia. Dziewczynka chciała usłyszeć, że jest jak cicha przystań, do której chętnie powraca się po burzach i sztormach na oceanie prozy życia. Pragnęła usłyszeć, że jej słowa dają ciepło, niosą radość, przywracają wiarę w sens życia, naprawiają zło wyrządzone przez innych. Dziewczynka bardzo chciała zasłużyć sobie na zaufanie drugiej osoby.
Tak naprawdę marzyła o cieple, serdeczności i bliskości, o długich spacerach przy blasku księżyca, o trzymaniu za rękę, o skrycie kradzionych pocałunkach. Marzyła o tym, żeby zasypiać przytulona do czyjegoś ramienia i budzić się na tym samym ramieniu, żeby uśmiechnąć się i przytulić na dzień dobry, żeby nie martwić się o dzień następny, bo przy bliskiej osobie każdy dzień będzie inny...
Niestety dziewczynka tego nie potrafiła osiągnąc... MIAŁA BOWIEM SERCE Z KAMIENIA...
Szara proza życia, okrucieństwo świata, nienawiść i zazdrość ludzka, brak tolerancji, znieczulica społeczna, krzywdy wyrządzone przez innych, zawiedziona nadzieja, nadszarpnięte zaufanie, zranione uczucie, ból i cierpienie jakich doświadczyła w życiu zamieniły jej SERCE W KAMIEŃ, bo tylko tak było bezpiecznie...Pewnego grudniowego dnia dziewczynka stała przy oknie, patrząc jak krople deszczu rozbijały się na szybie okna i pomału spływały smugami na parapet; jak deszcz moczył wszystkie budynki, drzewa i ludzi biegnących w pośpiechu, goniących za złudzeniem; jak na ulicy tworzyły się mniejsze i większe kałuże rozbryzgiwane pod kołami aut. Dziewczynka odwróciła się i powiedziała do siebie: I gdzie to białe Boże Narodzenie? Aleś sobie Boże pogodę wybrał...
Podeszła do rozstawionych na środku pudeł z ozdobami choinkowymi, z rozrzewnieniem spojrzała na choinkę... Lubiła bardzo to robić, ubieranie choinki zawsze sprawiało jej wiele radości. Z uśmiechem wieszała lampki, bombki i łańcuchy. Na koniec wzięła do ręki aniołka. Spojrzała na niego, a z oczu popłynęły jej łzy... Zamknęła oczy i wyszeptała: Pomóż mi proszę... tak bardzo Cię proszę... Trzymając kurczowo figurkę odwróciła się do okna i pozwoliła płynąć łzom... Nagle zauważyła, że krople deszczu zaczęły zamieniać się w płatki śniegu, które wcale nie topiły się na ziemi, powolutku świat dookoła zaczął pokrywać się puchową kołdrą.
Dziewczynka poczuła, że w pokoju jest ktoś jeszcze. Odwróciła się i go zobaczyła. Był piękny, ubrany w powłóczystą srebrno-białą szatę, z burzą srebrnych loków, delikatnie otrzepywał majestatyczne skrzydła mieniące się kolorami światłości, w oczach migały mu ogniki dobra, szczęścia i radości. Uśmiechnął się i powiedział ciepło:
- Czemu płaczesz dziewczynko? Przecież nie masz powodu...
Podniosła nieśmiało wzrok, popatrzyła na niego smutno i cicho wyszeptała:
- Przecież wiesz, że mam...Podszedł do niej i wziął jej rękę, ogrzewając niebiańskim ciepłem:
- Już dawno nie masz... Ktoś, kto ma tak piękne marzenia, tak ciepłe uczucia i tak wrażliwą duszę nie może mieć serca z kamienia... Spojrzała w jego piękne oczy:
- Tak myślisz? Odwrócił jej dłoń wnętrzem do góry, nakrył skrzydłem i odpowiedział:
- Ja to wiem, a teraz zamknij oczy...
Dziewczynka go posłuchała, wiedziała przecież, że anioły nie kłamią. Kiedy je otworzyła już go nie było. Odwróciła się do okna i zobaczyła jak lekkim krokiem wędrował ulicą, śnieg wysypywał mu się spod skrzydeł, a w radiu zabrzmiały słowa piosenki:
"A kto wie, czy za rogiem, nie stoją Anioł z Bogiem,I warto mieć marzenia, doczekać ich spełnienia;
A kto wie, czy za rogiem, nie stoją Anioł z Bogiem,Nie obserwują zdarzeń i nie spełniają marzeń"
Dziewczynka uśmiechnęła się i spojrzała na to co trzymała w dłoniach: było to przepiękne, oblane czekoladą i posypane migdałami, najsłodsze, jakie kiedykolwiek miała, SERCE Z PIERNIKA..

Magia - 19 Październik 2019, 19:08

POKOCHAĆ SIEBIE...?



Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie, że emocjonalny ból i cierpienie są tylko ostrzeżeniem dla mnie, żebym nie żył wbrew własnej prawdzie.
Dziś wiem, że to się nazywa AUTENTYCZNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem, jak żenujące jest dla innych, gdy narzucam im własne pragnienia, wiedząc, że ani nie nadszedł odpowiedni czas,
ani tamta osoba nie jest na to gotowa,nawet jeśli byłem nią ja sam.
Dziś wiem, że to się nazywa SZACUNKIEM DO SAMEGO SIEBIE.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem tęsknić za innym życiem i mogłem dostrzec, że wszystko wokół mnie stanowi zaproszenie do rozwoju.
Dziś wiem, że to się nazywa DOJRZAŁOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem, że zawsze i we wszystkich okolicznościach jestem we właściwym momencie i we właściwym miejscu i że wszystko, co się dzieje, jest właściwe. Od tamtej pory mogłem być spokojny.
Dziś wiem, że to się nazywa WEWNĘTRZNĄ PEWNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem ograbiać się z wolnego czasu i przestałem tworzyć kolejne wielkie plany na przyszłość. Dziś robię tylko to, co sprawia mi radość i przyjemność, co kocham i co sprawia, że moje serce się uśmiecha. I robię to na swój sposób i we własnym tempie.
Dziś wiem, że to się nazywa RZETELNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uwolniłem się od tego wszystkiego, co nie było dla mnie zdrowe. od potraw, ludzi, przedmiotów, sytuacji i od wszystkiego, co wciąż odciągało mnie ode mnie samego. Na początku nazywałem to zdrowym egoizmem

Ale dziś wiem, że to MIŁOŚĆ DO SAMEGO SIEBIE.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem chcieć zawsze mieć rację. Dzięki temu rzadziej się myliłem. Dziś wiem, że to się nazywa SKROMNOŚCIĄ.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, wzbraniałem się przed życiem w przeszłości
i troską o własną przyszłość.Teraz żyję chwilą, w której dzieje się WSZYSTKO.
Żyję więc teraz każdym dniem i nazywam to DOSKONAŁOŚCIĄ.Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie, że moje myślenie może uczynić ze mnie chorego nędznika. Kiedy jednak zwróciłem się do sił mojego serca, mój rozum zyskał ważnego wspólnika.
Ten związek nazywam dziś MĄDROŚCIĄ SERCA.

Nie musimy już się obawiać sporów, konfliktów i problemów z samymi sobą i z innymi,
ponieważ nawet gwiazdy wpadają na siebie, tworząc nowe światy.
Dziś wiem, że TO JEST WŁAŚNIE ŻYCIE!

Pokochać siebie to czarodziejska różdżka rozwiązująca problemy, bo gdy pokochasz siebie, doznasz takiego przypływu uskrzydlającego szczęścia, że zatańczysz z radości”. I pokochasz innych.

Magia - 19 Październik 2019, 19:21

LATAWIEC



Kiedyś, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi zbudowaliśmy latawiec. Najdłuższy i najpiękniejszy latawiec jakiego widział świat. Do dziś pamiętam jak majestatycznie poruszał się po niebie, a ludzie, którzy pomagali nam go budować, mieli łzy w oczach. Wtedy nie rozumieliśmy ich łez. Byliśmy dziećmi. Teraz, kiedy piszę te słowa, rozumiem ich wzruszenie, bo dorosłem.
Było piękne lato końca lat osiemdziesiątych, wakacje na wsi.
Chcieliśmy pomóc mu zbudować najdłuższy latawiec na świecie, on tego potrzebował, bo widział w tym sens. My także widzieliśmy. Przez cały dzień chodziliśmy po okolicznych domach, nawet rowerami pojechaliśmy do sąsiedniej wsi, aby zebrać jak najwięcej kawałków sznurka. - Po co wam taki długi latawiec? - pytano nas dopatrując się drugiego dna. Odpowiadaliśmy.
I nagle dorośli zaczynali rozumieć, oferowali pomoc, nazbieraliśmy całą torbę różnych łakoci w nagrodę za naszą pracę. Miał może sześć albo siedem lat, gdy umarła jego mama. Powiedziano mu, że jest w niebie, ale gdy wychodziliśmy na dwór i patrzeliśmy w górę, nie dostrzegaliśmy niczego prócz chmur. On płakał krzycząc w niebo, ale powiedziano mu, że niebo jest zbyt wysoko. Kazali mu zapomnieć o niej. Mama nie żyła. Była za daleko, aby go usłyszeć. Ale on uparł się i chodził pytając wszystkich, jak ma dostać się do nieba, bo tęskni za mamą.
Dziś już nie pamiętam który z dorosłych dał mu ten pomysł, może ojciec, może sam zobaczył to w jakiejś bajce, ale...Zbudowaliśmy latawiec, najdłuższy i najpiękniejszy latawiec, jakiego widział świat. Wszyscy wiedzieli, po co go budujemy, wiedzieli także, że to nie ma sensu, ale pomagali nam. Gdy już go zbudowaliśmy, on doczepił do latawca kartkę z jednym, niezdarnie napisanym zdaniem brzmiącym mniej więcej "dla ciebie mamusiu ten latawiec, abyś mogła przeczytać jak bardzo mi ciebie brakuje i chcę, żebyś do mnie wróciła". To był latawiec, który miał sięgnąć nieba. Dolecieć do samego Boga, dolecieć do jego matki. I kiedy wzbił się w powietrze krzyczeliśmy i skakaliśmy z radości, bo szybował tak wysoko, jakby pod samym niebem. Udało nam się!
Gdy ściągnęliśmy go z powrotem - kartki nie było.
Wtedy podszedł do nas jego ojciec, przytulił syna i powiedział mu, że mama zatrzymała sobie jego liścik na pamiątkę. On uśmiechnął się i znowu poleciały mu łzy, ale tym razem czuł się szczęśliwy, że na przekór wszystkim osiągnął swój cel.
Wiem, że lubił wracać w to miejsce i rozmawiać z matką. Jeśli wciąż jest dzieckiem, to jak dawniej spogląda w niebo i czeka na dzień, w którym ona zejdzie z chmur.
Do dziś nie dopuszczam do siebie myśli, że kartkę odczepił podmuch wiatru.
Jakby na przekór dorosłości patrzę na zdjęcia z tamtych lat, wspominam i wierzę, że wtedy udało nam się zbudować latawiec, który doleciał do samego nieba.

Magia - 19 Październik 2019, 19:25

RYBAK I PRZEDSIĘBIORCA



Bogaty przedsiębiorca wybrał się na wakacje do Indii. Pewnego ranka na piaszczystym brzegu ujrzał łódź rybaka, który wracał z morza.
– Jak tam – zawołał – połów się udał?
Rybak się uśmiechnął i pokazał kilka ryb leżących na dnie łodzi:
– Tak, to dobry połów.
– Jest jeszcze wcześnie, pewnie znowu wypłyniesz?
– Mam wypłynąć? – zapytał rybak. – Ale po co?
– Jak to? Po to, żeby złowić więcej – odparł przedsiębiorca, któremu wydawało się to oczywiste.
– Ale po co? Nie potrzebuję więcej ryb!
– Jak będziesz miał ich więcej, to więcej sprzedasz!
– Ale po co?
– Żeby mieć więcej pieniędzy.
– Ale po co?
– Żeby zamienić starą łódź na ładny mały kuter.
– Ale po co?
– No bo na tym małym kutrze będziesz mógł złowić więcej ryb.
– Ale po co?
– No, będziesz mógł zatrudnić pracowników.
– Ale po co?
– Będą łowić za ciebie.
– Ale po co?
– Żebyś mógł sobie wypoczywać.
Rybak spojrzał na niego, uśmiechając się szeroko:
– To właśnie będę zaraz robił.

Magia - 19 Październik 2019, 23:27

SZKLANKA WODY



Profesor rozpoczął swój wykład od tego, że podniósł szklankę z niewielką ilością wody. Podniósł ją tak, aby wszyscy widzieli i zapytał studentów:

– Jak sądzicie, ile waży ta szklanka?

– 50 g, 100 g, 125 g – odpowiadali studenci.

– Ja tak naprawdę nie wiem, dopóki jej nie zważę – powiedział profesor – ale mam tymczasem inne pytanie: co by się stało gdybym ją trzymał, jak teraz,przez kilka minut?

– Nic – odpowiedzieli studenci.

– No, a co by się stało gdybym trzymał ją tak przez godzinę? – spytał profesor.

– Zacznie pana boleć ręka – powiedział jeden z uczniów.

– Masz rację. A co by się stało, gdybym musiał ją trzymać przez cały dzień?

– Pana ręka zdrętwieje, może mieć pan silne zaburzenia mięśni i paraliż, a w każdym razie skończyłoby się wizytą w szpitalu.

– Bardzo dobrze. Ale gdy tak tu rozmawiamy, czy masa szklanki się zmieniła? – spytał profesor.

– Nie!

– A co sprawia, ze ból ramienia narasta i powoduje zaburzenia mięśni?

Uczniowie byli zaskoczeni.

– Co powinienem czynić, aby ulżyć cierpieniom? – znowu spytał profesor.

– Odstawić szklankę! – odpowiedział jeden z uczniów.

– Dokładnie! – skwitował profesor. – Z problemami życiowymi jest identycznie. Wystarczy pomyśleć o nich, a dają o sobie znać. Gdy będziemy rozmyślać wystarczająco długo, to zaczną doskwierać i swędzieć. Jeśli jeszcze dłużej, sparaliżują i nic nie będziemy w stanie czynić. Oczywiście, ważne jest, aby myśleć o problemach życia, ale jeszcze ważniejsze, aby po pewnym czasie umieć je odłożyć na następny dzień. W ten sposób nie zamęczymy się, nie zadręczymy i po spokojnej nocy obudzimy się wyspani i silni. I ze świeżym rozumem sprawniej pokonamy wszelkie wyzwania, które niesie ze sobą nasze życie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group