Październik na +, z resztą się zgodzę jorguś - 12 Czerwiec 2020, 10:54 Styczeń trochę za dużo nudy, ale jak na miesiąc bardzo mroźny z t.av prawie -6*C obchodził się dość łagodnie, poza ekscesem 6-9.01 Luty niby fajny trend termiczny, ale nie przemawia do mnie w tej wersji jakoś niezwykle. Marzec bardzo, bardzo udany. Kwiecień tragiczny. Maj najpierw przyniósł kontynuację kwietnia w I dekadzie, potem za sucho. Czerwiec bardzo fajny, ale jednak niedobór opadów jest pewną rysą na nim. Lipiec super, ale wciąż sucho. Posuchy jakoś nie odczuwałem, zresztą był bardzo regularny co ma nawet wieksze znaczenie niż sama suma. Sierpień w sumie podobnie jak lipiec, ogólnie na prawdę lato u mnie sie udało. Wrzesień no niestety nie sposób go rozgrzeszyć. Październik bardzo lubię, listopad u mnie bardzo mdły akurat był i wcale nie jakiś ciepły, miał incydenty zimowe i w sumie ani "pseudo", ani "realnego" ciepła. Grudzień ok, ale nie mój typ.
+: marzec, czerwiec, lipiec, sierpień, październik
N: styczeń, luty, maj, grudzień
-: kwiecień, wrzesień, listopadkmroz - 12 Czerwiec 2020, 16:41 Zima 2016/17 N
Wiosna N
Lato +
Jesień N, duże opady i brak nocnych bubu to niestety za małoFKP - 12 Czerwiec 2020, 16:47 Zima 2016/17 N
Wiosna 2017 -
Lato 2017 -
Jesień 2017 -
Jacob - 12 Czerwiec 2020, 17:05 Zima 2016/17: N
Wiosna: N
Lato: +
Jesien: +kmroz - 30 Lipiec 2020, 12:41 + luty, marzec czerwiec, lipiec, sierpień, grudzień
N styczeń, kwiecień, maj, wrzesień, październik , listopad
KOCHAM TEN ROK
Zima 2016/17 N (ale coraz większą ochotę plusa mam dać)
Wiosna 2017 +
Lato 2017 +++++++++++++++++++
Jesień 2017 + (o dziwo, bo miesiącom dałem trzy N-ki XD)PiotrNS - 30 Lipiec 2020, 20:51 Kto z kim przestaje, takim się staje...
Dlaczego zaczynam od tego powiedzenia? Ano dlatego, że spędzając wiele popołudni i wieczorów tego roku na Meteomodelu, wielokrotnie czytałem różnego rodzaju narzekania na ten rok, który u mnie naprawdę nie miał wielu wad. Jednak wielokrotnie stykając się z wieloma przejawami niechęci do tego roku, po trochę zacząłem mu ulegać.
Teraz widzę, że był to naprawdę bardzo dobry rok, lepszy od niemal wszystkich w latach 2001-2010. Na plus ocenić mogę zimę i lato, a neutralną ocenę przyznać jesieni i wiośnie. Właśnie wiosna namieszała bowiem najbardziej.
Zima 2016/2017 to zima z prawdziwego zdarzenia, z mrozami i pokrywą śnieżną zalegającą przez 1,5 miesiąca bez przerwy (a jeszcze wcześniej o śnieg było łatwo, no ale to już 2016 rok), zakończona łagodnym przejściem w przedwiośnie w lutym. Coraz wyżej świecące słońce stopniowo ograniczało śnieg, a wreszcie nadeszła piękna odwilż o niejednym imieniu - zarówno pogodnym jak i deszczowym - i zgotowała roztopy wraz z widowiskowym puszczaniem lodu na rzekach. Był naprawdę gruby, nie ustępując temu z 2013 roku. Tym bardziej dziwię się ludziom z mojej okolicy, którzy nieraz jak mantrę powtarzają frazę o braku zim. Może w 2017 roku nie mieliśmy wielkich zasp, ale temperatury (zwłaszcza w styczniu) naprawdę uwydatniały tę porę roku. Od początku października do połowy lutego w Nowym Sączu nie było Globcia
Przełom lutego i marca zapisuje się złotymi literami. Wspaniały, wspaniały. Miał zarówno wiosenny błękit przy kilkunastu stopniach ciepła, jak i opady, często nocne. Tak zaczynał się naprawdę bardzo dobry marzec. Jeden z nielicznych wyjątkowo ciepłych jak i wilgotnych poza początkiem i końcem nie gonił może za rekordami usłonecznienia, jednak prawie zawsze utrzymywał naprawdę dobre temperatury i szczędził nocnych mrozów. W 2017 roku pojmowałem to inaczej; wtedy byłem fanem marcowych dni a'la 2012 czy 2020 , jednak teraz patrzę na to inaczej. Ale końcówka marca oszołomiła w pozytywnym znaczeniu zarówno "starego" jak i "nowego" mnie Kwietnia jednak nie rozgrzeszę. Kwietniówka w kontekście tego, co stało się później, była szkodliwa sztucznie napędzając wegetację, która później ostro zderzyła się z chłodami rodem z lat 70-tych i jednocyfrowymi temperaturami niemal do końca. Bardzo wysoka suma opadów jest tu jakimś pocieszeniem, ale jednak nie, to był najgorszy miesiąc tego roku. Za to maj... nie potrafię wrzucać go do jednego wora z kwietniem. No słowo daję, poza dwoma dniami 9 i 10 maja, ten miesiąc w I połowie wcale nie był zły, ani całkiem chłodny ani całkiem lochowy. A że padało sporo, to zaleta. Jakkolwiek w przypadku chłodniejszych miesięcy, jak kwiecień czy październik, wybieram już opady podczas ochłodzeń, tak w maju chwała, że deszcz występował przy znośnych warunkach, a nie takiej patologii jak 12-16 maja 2019. Szkoda, że wystąpił przymrozek, ale po tej II połowie kwietnia już i tak było pozamiatane...
Okres od 14 maja do końca tego miesiąca zasługuje na 10 w 10-punktowej skali, za te świetne temperatury, słońce i opady. O czerwcu pisać może nie będę, bo chyba każdy zna moje zdanie na temat tego miesiąca. A lipiec? To chyba najbardziej kompromisowy miesiąc letni, jakie można sobie wyobrazić. Deszczowy, a bez "jesiennych" ulew. Słoneczny, a (prawie) bez upałów. Lekko ciepły, wyjątkowo znośny miesiąc, który z niczym nie przesadził (bo już np. lipiec 2014 jednak przegiął z tymi burzami i ulewami), a pod wieloma względami uszczęśliwiał. Inny był sierpień, no i tutaj jednak muszę stanąć ramię w ramię z wiecie kim i przyznać, że I połowa bardzo ambitnie naśladowała tę sprzed dwóch lat (ówcześnie). Kilka razy było po prostu koszmarnie i w dzień i w nocy, ale i tak nawet te najgorętsze okresy zasługują na trochę zrozumienia za burze i szybkie, nieraz tylko parugodzinne, ale jednak ochłodzenia. Trafiło się też sporo przyjemnych dni, głównie w okolicy połowy i w ostatnim tygodniu lata, no i przede wszystkim - nie wysychaliśmy. A pomoc była już za rogiem. Wrzesień był niestety rozczarowującym miesiącem, bowiem takiego typowego ciepła wraz ze słońcem w nim za wiele nie było. Weekend (jeśli wliczyć piątek) 8-10 września udał się jednak znakomicie i po trochę dzięki niemu nie zapamiętałem tego września jako jakiejś totalnej bździny. Najbardziej ubodły mnie czwarta i piąta pentada, a już w ogóle najbardziej lodowaty i bardzo mokry 12 września, kiedy po raz pierwszy założyłem kurtkę, a temperatura maksymalna wyniosła 23 stopnie... Jednak nie był to dobry wrzesień, ale przynajmniej bezproduktywnego zachmurzenia było w nim mało, starał się przynajmniej w kwestii opadów. Całkiem pozytywny był jednak październik, który poza niepotrzebnymi i źle przeze mnie widzianymi przymrozkami na samym początku, nie próżnował. Był jednym z najbardziej mokrych, a jednak zawarł w sobie piękne, tygodniowe babie lato, dość długi epizod naprawdę pięknej jesieni i wytchnienia od deszczu, przy jednoczesnym braku takiej nudy jak rok i dwa lata później. III dekada już nie dla mnie, ale (tj we wrześniu) przynajmniej dała z siebie dużo deszczu. Listopad to taki szaraczek, który ani specjalnie nie zachwycił ani się nie naraził, ale czasami to przeciętne bywa naprawdę piękne. Jesień nie była wcale taka zła u mnie. Grudzień za to okazał się jednym z najbardziej rasowych ciepłych grudni w historii. Absolutne minimum temperatury na poziomie niecałych -4 stopni, to fenomen, do którego inne grudnie nawet się nie zbliżyły. Okres świąteczno-sylwestrowy zasługuje na szóstkę za zarówno prawdziwie jesienne, ciepłe i pogodne dni, jak i trochę białej magii 29 i 30 grudnia, a także wymarzoną, ciepłą, a przy tym gwieździsto-księżycową Noc Sylwestrową, kiedy witaliśmy turecki, czerwony rok. W grudniu 2017 ładną zimę mieliśmy jednak też na początku, a spektakularne ciepło również (o czym nieraz zapominałem) 11 i 12 grudnia. I wyszedł z tego bardzo ciepły rok, z opadami w normie i wymarzonymi okresami w każdej porze roku i każdym miesiącu z wyjątkiem kwietnia