Forum wielotematyczne LUKEDIRT Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!
Ogólnie o pogodzie i klimacie - Grudniowy atak zimy A.D. 2022 - nasza relacja
kmroz - 14 Czerwiec 2023, 14:09 pawel, w 2022 i 2023 rzeczywiście takkmroz - 14 Czerwiec 2023, 21:34 Zdjęcia cudnej, porannej szadzi z 14.12.2022 wstawiłem już w tym wątku wyżej te pół rok temu, teraz się podzielę z Wami ładnym zabieleniem głównych ulic z wieczora. Nie spadło u mnie wtedy nawet 10% tego co w Krakowie, ale i tak było fajnie. Chociaż akurat życiowo tego wieczora zbyt miło nie wspominam, to był taki gorszy epizod w fajniejszym tygodniu (najlepiej wspominam dni 13.12, 16.12 i 17.12, a potem już duży zjazd nastroju, nie tylko przez pogodę...)
Tak wyglądał wieczorny powrót do mieszkania z dość przykrego spotkania formalnego xd Nie dla mnie osobiście, ale no doszło do pewnej kosy. Mimo wszystko pogoda poprawiała humor Pierwsze zdjęcie przy Placu Politechniki na Śródmieściu (stamtąd wracałem) a drugie już na przystanku najbliższym do mnie, na wiadukcie. Biało-pomarańczowy raj
kmroz - 14 Czerwiec 2023, 21:37 Gdy patrzę na te cudowne sodusie których już nie ma i na cudną biel, która może jeszcze będzie, ale nie mam jej teraz, to tak mega tęsknie
kmroz - 14 Czerwiec 2023, 21:44 Jednak poranną szadź z 14.12.2022 też tu wstawię, bo warto (była jednak w innym wątku)
PiotrNS - 14 Czerwiec 2023, 21:54 To nie sen.
Tylko tęsknię sobie...
Pora na półrocznicowe wspomnienie 14 grudnia 2022 roku. Najwspanialszego, najpiękniejszego dnia nie tylko opisywanej II dekady grudnia. Jednego z najpiękniejszych zimowych dni, jakich kiedykolwiek doświadczyłem. Z niemal całkowitym przekonaniem mogę napisać, że przynajmniej od 2013 roku czegoś tak wspaniałego zimą nie uświadczyłem. Były piękne chwile, fakt. Ale to, co wydarzyło się pół roku temu, to piękno, emocje i element zaskoczenia sprawiają, że data 14.12.2022 stanowi dla mnie zimowe odbicie letniego 15.07.2021.
A jak to było
Mając na uwadze to, jak miłym doświadczeniem był dla mnie poranny spacer poprzedniego dnia, 14 grudnia postanowiłem go powtórzyć. Wyszedłem, kiedy było jeszcze całkowicie ciemno.
Tym razem śnieg nie sypał. Miałem przy sobie za to inną atrakcję - tajemnicze, srebrne spojrzenie Księżyca po pełni, który w otoczeniu bieli tak uwydatnianej światłem naszego satelity zdawał się być ciekawskim świadkiem zarówno mojego wyjścia, jak i wszystkiego, co w tych dniach tak zdumiewało Kraków. A nic nie zdumiewało go tak, jak prawdziwa zima, która zdołała wprosić się w każdy kąt, na każdą ulicę tego miasta.
Prognozy mówiły jasno - posypie. Myślałem o tym z dużą nadzieją i już rano spodziewałem się tego, że wieczorem wolny czas i możliwość skupienia się na przyjemnych bodźcach płynących z zewnątrz, będą szczególnie cenne. Zastanawiałem się nad planem na ten dzień. Była środa, a te wykorzystywałem głównie na indywidualną naukę, którą zazwyczaj najtrudniej zaplanować. Czasami chciałoby się, żeby motywacja zaplanowała się samo, ale nie ma lekko. Tak samo lekko nie mieli ciepłolubni. Niebo było w przewadze pogodne i temperatura spadła do -13 stopni.
Doświadczenia patolskiego ciepła sprawiły, że lubię mróz i nie narzekam, kiedy temperatura spada do dwucyfrowych wartości. Idąc, spoglądałem w niebo, które - choć na pierwszy rzut oka sprawiało wrażenie pogodnego, w rzeczywistości okryte było jakąś specyficzną mgiełką, dodającą mu tajemniczości.
W mojej głowie zaświtała myśl - to już tylko dziesięć dni do Wigilii, do najpiękniejszego dnia w roku (pod względem pogodowym najbrzydszego; 2 kwietnia to przy nim Eden, Arkadia, a nawet Sądecczyzna, gdyby wybudowali nam ekspresówkę). I tylko trzy dni do powrotu do domu, do mojego "Driving home for Christmas", oby w jak najmilszej atmosferze ( ). Myślałem o Świętach, w głowie grały mi już piosenki niesłyszane od 11,5 miesiąca i piotrowałem samego siebie, aby zanadto się jeszcze nie rozpraszać. Ale jak tu się nie rozpraszać, kiedy otaczały mnie takie ładne ozdoby Parę lat temu stała tu inna bańka i można było do niej wejść.
Inna piękna ozdoba ciągle miała mnie na oku:
Niedługo potem niebo wyraźnie się rozpogodziło i budynki oświetliło światło słoneczne. Było po 8:00, a takie warunki panowały jeszcze przez nieco ponad godzinę.
Ja w tym czasie wziąłem się za pracę i czytanie długiego tekstu, który miałem mieć gotowy na wieczorne zajęcia. Rzuciłem się w wir swoich zajęć i nawet nie zauważyłem tego, że znów zrobiło się pochmurno...
W końcu, o godzinie 13:00 zaczęło się. Na razie powoli.
Chwilę po 14:00 opady śniegu umocniły się, a ja byłem z tego powodu nieco zdziwiony, bowiem spodziewałem się ich wzmocnienia dopiero w późniejszym czasie. Nagrałem krótki filmik ilustrujący widok przez okno i wysłałem go do zaprzyjaźnionego miłośnika meteorologii. Powiedziałem "przede mną piękne estetycznie godziny". Mówiłem to patrząc na powoli zabielaną drogę i torowisko, chociaż czułem, że docelowy opad nie będzie wiele mocniejszy od tego tu i teraz. Mocniej czułem, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Na początku myślałem, że uczucie zmęczenia wynika z niewyspania. Z czasem utwierdzałem się jednak w przekonaniu, że coś mnie bierze...
Z biegiem czasu zaczęło mi się robić zimno, choć w pomieszczeniu utrzymywana była taka sama temperatura. Atakowało mnie przeziębienie. Nagle zacząłem mniej myśleć o bajce za oknem, a bardziej o niepokojących objawach, które trzeba przerwać. W końcu Święta za pasem... Wieczorem musiałem wyjść na 2,5 godziny i wiedziałem, że muszę trzymać fason.
Kiedy zapadł zmierzch, opady osłabły i przypominały takie, jakich doświadczyłem rankiem poprzedniego dnia. Poszedłem na obiad do swojego ulubionego baru z tradycyjnymi, domowymi daniami, 5 minut na nogach od mojego mieszkania. Liczyłem na to, że gorąca zupa i słusznych rozmiarów schabowy z ziemniaczkami i kapustą zasmażaną dodadzą mi sił Choć apetyt już trochę mi osłabł, rzeczywiście poczułem się trochę lepiej, a energię spożytkowałem na przejście na Krupniczą bardzo szybkim krokiem. Znowu wyszedłem na ostatnią chwilę. Ale zdążyłem. O 17:30 zaczęły się zajęcia, dwa bloki po 90 minut oddzielone przerwą. W sali nie było okien, a na przerwie nigdzie nie wyszedłem, zostałem na sali pogadać.
***
Tej chwili nie zapomnę nigdy. Kiedy o 20:00 wyszedłem z budynku, zobaczyłem prawdziwą śnieżycę i całkowicie pokrytą kilkucentymetrową warstwą śniegu przestrzeń między budynkiem mojej uczelni a Auditorium Maximum, gdzie nawet w poprzednich dniach śniegu prawie nie było (to też zasługa rosnącego tam rozłożystego dębu). Widok był dla mnie szokiem. W okamgnieniu zapomniałem o tym, że czuję się słabo. Najczęściej przeziębieni szukają ciepła. A ja wychodząc na mróz i ten zacinający ostro śnieg, poczułem jak wstępują we mnie siły. Jakbym się wyłączył, byłem tylko ja i ta cudowna zima...
Kiedy skręciłem w Aleje, natychmiast uderzyło mnie to, jak wygląda ta jedna z głównych krakowskich ulic. Była zasypana. Samochody poruszały się bardzo powoli i było ich o połowę mniej niż zazwyczaj o tej porze. Chodnik - chyba cały w śniegu. Dlaczego chyba Bo już nie widziałem w którym miejscu kończy się chodnik, a zaczyna jezdnia. Wszystko zasypało, to był dla mnie szok
Z okazji mijających sześciu miesięcy, wzorem Kmroza publikuję zdjęcia porównujące standardowy stan z tą niezwykłą anomalią (choć wolałbym, aby taka zima nie była anomalią). Zdjęcia, które zobaczycie, to porównanie - 14 grudnia 2022 vs 14 czerwca 2023. Godziny podobne.
Idąc, nagrałem krótki filmik. Zażartowałem, że za pomocą maszyny przenoszącej w czasie, dotarłem do przełomu listopada i grudnia 2010. Czułem że doświadczam historii i kiedyś ktoś będzie bardzo chciał wrócić do tego czasu, który jest dla mnie teraźniejszością. I nawet znam tego kogoś. Dziwna ze mnie osobowość, ale samego siebie to już zdołałem poznać
Szedłem przez ten cudowny biały świat i czułem, jakby ta pogoda mnie uzdrawiała, choć śnieg sypał prosto w twarz.
Rozglądałem się za służbami, za odśnieżaniem. Szedłem blisko kwadrans i nie zauważyłem ani jednego migającego pomarańczowego światełka. Stan dróg wskazywał na to, że także wcześniej nikt tego śniegu nie ruszał. Stało się jasne. Kraków skapitulował.
Po chwili miałem rozstać się z podążającym ulicami ślimaczym tempem ruchem ulicznym. Dotarłem do parku, o który zahaczam codziennie, a prawie codziennie przez niego przechodzę. Tu zima uzyskała już władzę absolutną.
Poczułem, że znajduję się w najlepszym miejscu w najlepszym czasie. Zupełnie jak rok i pięć miesięcy bez jednego dnia wcześniej.
Zasypywało wspomnianą bombkę, która w poprzednich latach dodawała świątecznego nastroju, gdy jego innego elementu brakowało.
Brodząc po kostki w śniegu docierałem do mieszkania, jednak zanim tam doszedłem, postanowiłem pójść jeszcze do apteki po coś na przeziębienie i do sklepu po miód, by zrobić sobie niezawodny napój z gorącego mleka, czosnku i miodu - tylko tego ostatniego mi brakowało
Apteka na mojej ulicy akurat tego dnia została zamknięta wcześniej. Nie szedłem już do innej, tylko przyjrzałem się temu, jak biała magia tworzy naprawdę grubą warstwę na zaparkowanych samochodach, testując wytrzymałość ich karoserii. Ten Mercedes był pewnie zaprawiony w bojach - prawdopodobnie w styczniu 1987 już śmigał po drogach (aczkolwiek raczej RFN-owskich).
Wpadłem jeszcze do sklepu po produkt Sądeckiego Bartnika i wróciłem do siebie.
I tak rozpoczął się jeden z najbardziej magicznych momentów, jakich kiedykolwiek doświadczyłem zimą. Czas, w którym poczułem zarówno dziecięcą radość, jak i zwyczajne rozmarzenie, ukojenie tym pięknem...
Był niestety minus i to nawet nie pierwsze niepokojące prognozy. Po powrocie do czterech ścian znowu poczułem jak mnie rozkłada. Miałem na sobie koszulkę, sweter i grubą bluzę, a i tak było mi zimno, a ręce miałem jak sople. Przygotowałem sobie picie, próbowałem jakoś ogrzać, lekko podkręciłem grzejnik i postanowiłem odłożyć na bok wszystkie zmartwienia. Napisałem jeszcze parę rzeczy na forum. Dodałem kilka zdjęć i zgodnie z prawdą napisałem, że ta rzeczywistość mnie przerasta. Było to adekwatne słowo. Śnieżyca przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania, a dodatkowa atmosfera zasypanego miasta dostarczała mi kolejnych bodźców dodających zarówno satysfakcji, jak i zwyczajnego zdumienia, zszokowania. Kraków, miasto w którym praktycznie nigdy nie doświadczyłem normalnej zimy... Teraz z tą zimą przegrywa. Na Facebooku ludzie żalą się na paraliż komunikacyjny, samochody prawie nie jeżdżą. To wygląda tak, jakby miasto zasnęło. Jakby śnieg przeniósł to wszystko do jakiejś bajki.
Tymczasem ja, korzystając z szerokiego pola widzenia umożliwionego mi przez okna mojego pokoju, podziwiałem. Tak po prostu podziwiałem. Cieszyłem się chwilą. I byłem szczęśliwy. Słuchałem przy tym piosenek, które miały jeszcze dodatkowo pomóc mi w chwytaniu tego ulotnego piękna i radości z chwili, która wydawała się niemal nieosiągalną, a jednak nadeszła.
Ta piosenka była mi znana już od wiosny. Słuchałem jej wiele razy, dla mnie to numer 1 utworów całego 2022 roku. Ale tego grudniowego wieczoru "wchodziła" jakoś głębiej, jakoś lepiej. Pasowała idealnie. Na zawsze będzie mi się kojarzyć z tym cudownym dniem i nocą. A owa noc i śnieżyca będą mi się kojarzyć z nią.
Przesłuchałem jeszcze kilka klasyków. Ta piosenka z pewnością wydobywała się z niejednego głośnika w grudniu 1969.
A ta w styczniu 1987.
Obok przeboju Sanah i Artura Rojka, do tej wyjątkowej chwili, do tego tańca płatków śniegu i widoku na zasypane, uśpione miasto, doskonale pasowało mi również to piękne tango. Kilka razy odtwarzałem ponownie.
Stałem i chłonąłem ten nastrój, aż poczułem, że wraca mi normalna ciepłota i czuję się coraz lepiej. Miałem poczucie, że spotkało mnie coś pięknego, naprawdę niezwykłego. Nawet nie zauważyłem jak minęły godziny i wybiła północ. Przy tych przeżyciach zima jakby mnie zahibernowała. Taką ją kocham. Miałbym zdecydowanie inne zdanie o tej porze roku, gdyby takie śnieżyce zdarzały się częściej, a podczas ich trwania prognozy były jednoznacznie dobre, gdyby było mniej tych patologicznie ciepłych okresów, które i tak praktycznie nie mają przełożenia na zużycie energii, a odbierają to co piękne.
Niemniej jednak, pomimo tylu kotłujących się myśli, pomimo tego "a może lepiej byłoby nie ujrzeć nigdy cię?" - data 14.12.2022 na zawsze pozostanie w moim sercu i najlepszej pamięci.kmroz - 14 Czerwiec 2023, 22:10 PiotrNS, czytałem już tysiące (nie przesadzając) Twoich pięknych, długich epopei, a i tak ta chyba we mnie najbardziej uderzyła, największe wrażenie na mnie zrobiła. Przebija dotychczasowe opowieści z 2021, o Larsie i innych śnieżycach, czy o wielu elementach tego sezonu burzowego, a także tych z poprzednich lat. Tutaj naprawdę czuję niesamowite emocje i genialnie to skomponowałeś, że dałeś porównanie dzisiejszych zdjęć. Właśnie za takie przemijanie, takie zmiany kocham nasz polski klimat. Może przymrozić i zasypać wszystko, a i tak za te 0.5 roku będzie pięknie zielono (no chyba że przyjdzie pustynia ).
Bardzo dziękuję Ci za tę relację. Płynie z niej niesamowite szczęście i miłość. I dowód, że mimo tego, że potem dostałeś tak brutalny obuch od pogody, to jednak, całe szczęście, nie wyrzekłeś się miłości do tego cudownego czasu, tak jak podmiot liryczny tej piosenki, który niestety doskonale pokazuje jakie perypetie musimy przeżywać, gdy zima, jakby nie patrzeć się nami bawi. Już wielokrotnie słuchałem tej piosenki i mi się kojarzyła z moimi uczuciami z 38 dni pięknego snu. Ale dopiero teraz zrozumiałem sens jej końcówki, które trochę przedstawiają Twoje i Jorgusia przemyślenia. Coś w tym jest, ale jednak "była wspaniała, miałem cudowne życie" też należy zapamiętać i do tego się odnosić
FKP - 14 Czerwiec 2023, 22:13 kmroz - 14 Czerwiec 2023, 22:14 FKP, ciesz się, że to wszystko Cię ominęło, bo chyba byś na zawał padł FKP - 14 Czerwiec 2023, 22:16 Tak znowu nie wszystko, smog, mróz, puder i bezdźwięczność była.kmroz - 14 Czerwiec 2023, 22:33 FKP, włącz sobie piosenkę Sanah to będziesz miał dźwięki