To miał być kolejny dzień z serii zimowych wycieczek (pierwszą taką odbyliśmy niemal miesiąc wcześniej do Łodzi).
Wiedziałem doskonale, że Białystok kilka dni wcześniej znalazł się po dobrej stronie niżu, wiedziałem też, że już styczeń dzięki Larsowi zapewnił tam duże dziedzictwo. Lecz wiedzieć to jedno, widzieć na kamerach nawet, a drugie to zobaczyć to na żywo. Jadąc tam nastawiałem się na fajerwerki, lecz moc tego pięknego miasta, ten pięknej stolicy pięknego Podlasia, jednak i tak przerosła moja oczekiwania
Zima to bez wątpienia piękna pora roku, a jej krótkie dnie mają swój urok, lecz - niestety - jeśli się chce danego dnia zwiedzić dużo, to się ma mało światła dziennego i zwyczajnie trzeba wcześnie wstać i wyjechać w podróż..
Tak wyglądał tego dnia "warszawski świt" https://photos.app.goo.gl/6cUYByMDFLkfqsvj7 . Śniegu niestety nie było już w ogóle, ale oszronione dachy i panujący niemal 10 stopniowy mróz za oknem, dawały imitację pięknej zimy. Średnio się tym przejmowałem, bowiem wiedziałem, że nadchodzący weekend spędzę w bardziej przyjaznych zimowo miejscach, a w poniedziałek również Warszawa znajdzie się już w nowej, lepszej rzeczywistości - o tym za dwa rodziały.
Dokładnie o 7:55 odjeżdżał nasz pociąg. Z tego pociągu mam sporo wspomnień, nie tylko związanych z pogodą, jak stopniowo wjeżdżaliśmy z beżśnieżnego marazmu w biały raj. Jechaliśmy bowiem w przedziale z bardzo ładną dziewczyną (właściwie to już kobietą xd) z Sokółki (prawdopodobnie po tygodniu pracy jechała do rodzinnego domu czy coś). W przeciwieństwie do znanej nam innej "słoiczki" mieszkającej w Warszawie i pochodzącej również z Podlasia, ta była całkiem normalna i fajna i super się z nią gadało Rozmowa zaczęła się tradycyjnie od tego czy możemy zdjąć kagańce, wtedy to serio był drażliwy temat, bo wiele osób cykało się przed świrusem, na szczęście w tym wypadku nie było problemów.
Wracając jednak do tematu pogody, można tutaj po kolei zobaczyć jak się zmieniał krajobraz
Jak widać, kilka godzin podróży, około 200km i krajobrazy uległy diametralnej zmianie. Super było przeżywać taką zmianę stopniowo, bardzo fascynujące to było serio.
Gdy dotarliśmy około 10:30 już do miasta Białegostoku, to pierwsze co zwróciło uwagę, oprócz fury bielusiej magii i porządnego mrozu, to fakt, że tam ludzie zupełnie inaczej podchodzą do białej magii. Nikt nie sypie dzięki Bogu soli, jedynie przejeżdżają odśnieżarki, ewentualnie czasem dodadzą piasku. Dzięki temu można poczuć naprawdę klimat prawdziwej zimy, nawet w środku wielkiego miasta
Po zobaczeniu pierwszej atrakcji, jaką był kościół w okolicy Dworca, ruszyliśmy w kierunku centrum. Oczywiście z powodu ustawy kagańcowej staraliśmy się iść głównie parkami, chociaż nie zawsze się dało - aby dotrzeć do pierwszego parku, trzeba było przejść ulicą. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce i tam było pełno śniegu i widać było, że nikt nawet nie próbuje walczyć z tym pięknem natury
Jak się okazało, w dawnym budynku Ratusza miało miejsce... muzuem. Co więcej, byliśmy pierwszymi klientami po otwarciu muzeum po okresie srockdownu I dzięki temu zostaliśmy nagrodzeni serią książek. Bardziej to było jednak kłopotliwe, bo mieliśmy przed sobą cały dzień drogi i średnio nam się to chciało nosić, na szczęście dogadaliśmy się z nimi, żę odbierzemy je pod wieczór, jak będziemy wracać
W muzeum było wiele XIX wiecznych dzieł sztuki, dam tu fotki tych, które najbardziej mi się spodobały
Po wyjściu z muezum bałem się, że zamiast białej magii zobaczę szarugę i że to wszystko były tylko zwidy Żarty żartami, ale momentami trauma po 30-latce była straszna xd Na szczęście nie tym razem
I już pod pewnym pałacykiem, nieopodal starówki. Niestety niedostępnym do zwiedzania, ale przynajmniej można było wejść się ogrzać. Bo co jak co, ale tropikalnie to w tym dniu nie było
Po wyjściu z ZOO - powrót w kierunku starówki i dość rozpaczliwe poszukiwanie jakiejś knajpy z akcji #otwieraMY by normalnie zjeść i się zarazem ogrzać
Po tym smakowitym obiadku, już powoli ruszaliśmy w kierunku dworca, bowiem jeszcze przed 16:00 mieliśmy mieć pociąg powrotny. I uważam, że to właśnie z końcówki tej wycieczki udało się uchwycić najcudniejsze foty - takie już naprawdę idealnie oddające najprawdziwszą zimkę
A teraz już tak od siebie, żeby nie było że tylko linki daje Była to naprawdę piękna podróż, tak naprawdę to dopiero tego dnia sobie przypomniałem te najpiękniejsze czasy lat 2009-2013, w którym u siebie mogłem liczyć na takie widoki. Ten dzień wzbudził jeszcze mocniej moją miłość do zimy i sprawił, że pokochałem Podlasie. Obiecałem sobie, że wrócę do Białegostku jeszcze nieraz, aczkolwiek tak się złożyło, że moje kolejne dwie wizyty tam były mega spontaniczne Tak czy siak, wracając tam zarówno w sraju jak i w sierpniu, oczyma wyobraźni widziałem tam ten przepiękny dzień, jakim był 6.02.2021. Bo bez wątpienia był to najlepszy dzień zimy w tym mieście, lepiej naprawdę nie mogłem trafić Po 10.02 było wprawdzie kilka lampowych i mega śnieżnych dni, ale niestety już nie było takiego mrozu. A bez tak silnego mrozu nie ma klimatu.
Następnego dnia miała czekać nas kolejna wycieczka do Lublina. Wiedziałem, że już nie będzie tak pięknie. Miało być już pochmurno, no i do tego niestety Lublin kilka dni wcześniej znalazł się po złej stronie niżu, która wystarczyła, by zmieść osiągi Larsa, oraz jego słabszych następników do niemal zera. Na szczęście nie w 100% O tym już w kolejnym rozdziale FKP - 23 Wrzesień 2021, 23:20 :rzyganie:PiotrNS - 10 Październik 2021, 19:42 Pora przygotowywać się na zimę, ale zanim zajdę dalej w moich wspomnieniach, trzeba niestety przypomniećsobie również jedną z najgorszych rzeczy, jakie minionej zimy wydarzyły się w pogodzie - odwilż z przełomu II i III dekady stycznia.
21 stycznia zrobiło się strasznie - dzień był słoneczny (przynajmniej przez stratusa), zaś temperatura podniosła się do 8 stopni. Śniegu zaczęło ubywać.
Jednak najwięcej spustoszenia poczyniła noc z 21 na 22 stycznia - ciepła, całkowicie pozbawiona mrozu, wietrzna. Halniaczkowy dzień z 10 stopniami na plusie wywołał istną zbrodnię na białej magii. Tak krótko trwała zima i już odwilż
23 stycznia było jeszcze cieplej, bo zanotowano aż 10,9 stopnia i 8,5 średniej dobowej. Ale czułem się lepiej i nawet pogodziłem się z brakiem śniegu. Odsiecz była bowiem blisko
Jeszcze wieczorem 24-go było tak:
A następnego dnia (25 stycznia) - tak
Ten śnieg tak cudownie wszystko oblepiał, że pomimo pokrywy mniejszej niż 17-18 stycznia, miałem wrażenie, że udało się wrócić do tamtego poziomu
Gdy po południu 26 stycznia wyszło trochę lampki, wydawało mi się, że ten przypominający pianę śnieg aż świeci Piękny to był widok, a prognozy bardzo obiecujące kmroz - 10 Październik 2021, 19:58 Lars, tam gdzie trafił, był prawdopodobnie jednym z najpiękniejszych wydarzeń w pogodzie od lat. Niż ten był złośliwy i wybiórczy, ale przynajmniej niektórym dał po prostu raj.
Czego najbardziej żałuję? Że w dniach 26-29.01 nie miałem czasu, by odwiedzić te regiony, które zostały 25.01 przez Larsa.
Ale pisząc o tym niżu, trzeba też pamiętać o jego mniej pozytywnych akcentach. Wprawdzie na filmie jest raj absolutny, ale opowieść tej kobiety już taka rajska nie jest...
FKP - 10 Październik 2021, 20:28 Jak dobrze, że w tym sezonie powtórzy się Trzydziestolatka Bartek617 - 13 Październik 2021, 10:22
kmroz napisał/a:
Ale pisząc o tym niżu, trzeba też pamiętać o jego mniej pozytywnych akcentach. Wprawdzie na filmie jest raj absolutny, ale opowieść tej kobiety już taka rajska nie jest...
Każdy opad w nadmiarze jest szkodliwy. Jeżeli zima miałaby być surowsza, to wolałbym, by po prostu pojawiało się mniej odwilży oraz roztopów, lub/i byłyby o słabszym przebiegu, czyli temp. maks. najwyżej na poziomie +5 C powyżej wartości neutralnej (by pokrywa śnieżna nie zmalała do zera), a padałoby (czy prószyłoby) częściej (może nie każdego dnia, ale w większość miesiąca), lecz słabo (suma dobowa dzienna wynosiłaby mniej niż 1 mm=1 l wody).
Mocne incydenty śniegowe jedynie mi się podobają, gdy zima jest ogólnie ciepła (czyli temp. dzienne są regularnie dodatnie, a nawet niektóre noce mijają bez przymrozków). Wtedy to fajnie jest jak spada nawet kilkanaście cm śniegu w krótkim czasie, np. w ciągu godziny (jak z burzy), ale np. dzień później przy ponownie wyższych temp. wszystko się topi. Bartek617 - 13 Październik 2021, 10:27
FKP napisał/a:
Jak dobrze, że w tym sezonie powtórzy się Trzydziestolatka
Ja się na taki sezon zimowy, jak 2 l. temu nie nastawiam. PiotrNS - 13 Październik 2021, 13:29 Wiadomo że nasypało niewesoło i chociażby utrudnienia przesyłu energii elektrycznej były w tym czasie czymś powszechnym, no ale to tak jak z burzami. Często zachwycamy się nimi i uważamy je za nieodzowny, piękny składnik lata, a przecież często niosą ze sobą wiele szkody. Ja uważam Lipusia za piękny miesiąc, choć zdaję sobie sprawę, że dla wielu mieszkańców mojego miasta był to miesiąc znienawidzony, gdyż burze niosące nawalne opady i inne ryzykowne zjawiska wyjątkowo upatrzyły sobie tę okolicę. Ale z drugiej strony było też w tych burzach coś pożytecznego, podobnie jak w zimie. I mam ochotę na kolejne Larsy
Przesada oczywiście w niczym nie jest wskazana i nie zaakceptowałbym w pogodzie rzeczy, które uważam za obiektywnie złe, np. opady skutkujące powodziami, ekstremalne nawałnice jak 24.06.2021 na Sądecczyźnie czy 11.08.2017 na Kujawach (taką burzę chętnie bym przeżył, ale tylko z takiego miejsca, gdzie nie było szkód), fale mrozów jak styczeń 1987 we wschodniej Polsce czy fale upałów pokroju 1994/2006/2015. Bardzo silne ujemne anomalie poza zimą, marcem i listopadem (choć i tam jest zalecany rozsądek) też odrzucam.
A zimę bardzo lubię i myślę że mogłaby jeszcze wiele pokazać w swoim czasie kmroz - 16 Październik 2021, 22:15
kmroz napisał/a:
Największa beka jednak była przy przesiadce na Ochocie, w autobus 167. Miał przyjechać on dosłownie 3 minuty po przyjeździe 191, jednak jak się okazało, ten kurs po prostu się nie odbył Musiałem czekać na następny, który miał być za 15 minut, ale też się trochę spóźnił. Niestety, zamiast się przejść, to stałem jak słup soli i trochę odmroziły mi się palce od nóg... To co pamiętam, to, że potem w autobusie nie było lepiej...Co chwila otwierały się drzwi na przystanku i o realnym ogrzaniu można było zapomnieć. Bardziej się rozgrzałem dopiero idąc po wyjściu z autobusu...
Dzisiaj miałem powtórkę z tego scenariusza na tym samym przystanku. Ubrałem się jak na jesień (bez kurtki, tylko cieplejsza bluza) i przy tym wieczornym lodzie porządnie przemarzłem - subiektywnie było to równie uciążliwe jak tamten mróz. Kiedy pomyślę, że były miesiące letnie z takimi wieczorami to mam ochotę wyrzygać płuca pawel - 17 Październik 2021, 10:12
kmroz napisał/a:
Kiedy pomyślę, że były miesiące letnie z takimi wieczorami to mam ochotę wyrzygać płuca