To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum wielotematyczne LUKEDIRT
Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!

2021 rok - Był taki rok - opowieść PiotraNS

PiotrNS - 23 Grudzień 2021, 08:58

Zaczął się czerwiec, ale w pogodzie wciąż trwał maj. W pierwszą noc hucznie powitanego na forum lata, temperatura spadła poniżej 5 stopni. 4,8 stopnia w czerwcu, to wartość jakiej w tym miesiącu nie widziano od 2009 roku. A gdy przy tym w ciągu dnia dopisywało Słońce ogrzewające subtelne chmurki, trudno było nazwać rzeczywistość inaczej niż mianem „skandynawskiego czerwca”. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10134 Przypominało mi to chociażby pogodę w Kopenhadze 11 czerwca 2015 roku. Temperatura nie osiągnęła 20 stopni, a wieczorem, kiedy byłem już po pierwszym egzaminie (najprostszym ze wszystkich) na dworze ciągnęło już zimnem. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10135 Kolejna noc była tak samo zimna, a dzień okazał się wierną kopią swojego „skandynawskiego” poprzednika. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10136 Na dworze nadal kwitły konwalie majowe http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10137 , otwierały się piwonie http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10138 , a rododendrony, z których czerwiec słynie, jeszcze czekały na swoją kolej. Na wyższe temperatury. Prognozy były wspaniałe, widziały bowiem dużo Słońca przy letnim ciepełku, ale bez przegięć, tak do 26 stopni. Kmroz ostrzegał nas jednak przed zdziwieniem takim rozwojem rzeczy, abyśmy nie wmawiali sobie, że trwa „aglobciowy” rok i prognozy ochłodzeń będziemy uznawać za taki pewnik, jak w 2018 roku uznawano prognozy ociepleń. A to właśnie ocieplenia były blisko. 3 czerwca, w Boże Ciało, nastąpiło pierwsze „drgnięcie”. Chociaż noc była jeszcze bardzo chłodna, to w ciągu dnia temperatura prędko doszła do 22 stopni (pierwsze 22 stopnie od trzech tygodni), Słońce podniosło odczuwalną wartość i zrobiło się odczuwalnie ciepło. Podczas procesji Słońce naprawdę mocno przygrzewało, mimo że było chłodno. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10139 To był dzień dużego optymizmu, nadziei na to, że nareszcie rzeczywistość się odmieni. Kalina cieszyła się przetrwaniem ataku bobrów i wspaniale kwitła http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10140 , zieleń aż uderzała, ale wieczorem jeszcze zdarzyło mi się zmarznąć. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10141 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10144 4 czerwca temperatura znowu spadła do 6 stopni, toteż za początek prawdziwego lata uznaję dopiero dzień następny - choć odczuwalnie chłodniejszy, pochmurny z niespełna 22 stopniami. W sobotę 5 czerwca oglądałem mecz siatkarskiej Ligi Narodów, kiedy po 16:00 usłyszałem grzmot. Burza zmierzała od północy, dość nietypowo (a wiele czekało mnie takich zjawisk w tym roku), ale skutecznie. Nareszcie mogłem uznać sezon burzowy 2021 za otwarty. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10147 Rekordowo późno prawdopodobnie na tle całej historii pomiarów, ale już naprawdę. Na północy chmura burzowa nie prezentowała się wprawdzie okazale, tylko trochę przyciemniła niebo. Szkoda, że w tym obszarze widok zasłaniają mi drzewa i apartamentowce, ale nie ustawałem w staraniach o zaobserwowanie jakichkolwiek wyładowań. Te niestety postanowiły zagrać mi na nosie. Burza przemieszczała się na zachód ode mnie, potem odbijając częściowo na południe. W ten sposób, gdy zdarzały się prawdopodobnie najlepsze wyładowania i zjawisko znajdowało się najbliżej mnie, ja byłem odcięty od dobrego widoku. Zawiodło mnie to tak bardzo, że aż zrezygnowałem z obserwacji i zszedłem z powrotem do salonu na mecz. Kilka razy w trakcie jego trwania słyszałem grzmoty, nawet jeden mocny, ale nie pociągało mnie to zanadto, zwłaszcza że na radarze widziałem tendencję do osłabiania burzy. Zaczął padać ulewny deszcz i znowu zrobiło się tak ciemno, nieletnio. Pamiętam że tego popołudnia dopadł mnie znowu jakiś gorszy nastrój, jakoś smutno mi się zrobiło. Wyszedłem jeszcze do góry i kiedy burza przechodziła na południe ode mnie, już po największym deszczu, udało mi się zaobserwować dwa wyładowania, w tym jedno uwiecznione (niestety gdzieś zgubiłem zdjęcie, ale i tak było miernej jakości). Burza prędko odeszła jednak w niepamięć, a ja przeżyłem krótki kryzys swojej pasji - tyle czekałem na pierwszą burzę, a kiedy ta nadeszła, ja się nie ucieszyłem i podszedłem do niej wręcz od niechcenia. Po burzy poszedłem jeszcze pobiegać i niestety tak zaczynał się mój „edukacyjny lockdown”. Wszystkie siły i środki skierowałem na 11 czerwca, kiedy czekała na mnie ważna próba, ale i niezwykła szansa. W trwającej sesji musiałem podejść do łącznie pięciu egzaminów, w tym trzech „kobył”. Do jednej z nich starałem się podejść w przedterminie, ale się na niego nie dostałem, trzecia miała być ostatnim wyzwaniem w końcówce czerwca, zaś druga umożliwiła mi wcześniejsze zwolnienie się z części trudu. W zamian za ograniczenie liczby terminów w zasadniczej sesji (tylko kilka dni z możliwością wzięcia udziału w egzaminie ustnym pod koniec czerwca, a poza tym już tylko wrzesień), katedra zorganizowała rodzaj specjalnego przedterminu bez negatywnych konsekwencji, do którego podejść mogli studenci z odpowiednim zaliczeniem ćwiczeń. 11 czerwca mogłem zmierzyć się z obydwiema częściami egzaminu i w razie pomyślnego przejścia przez jedną i drugą, zaliczyć całość. W niedzielę 6 czerwca poszedłem jeszcze na spacer do lasu i właśnie wtedy, podczas pierwszego od 12 maja przekroczenia 25 stopni, po raz pierwszy w czerwcu poczułem na sobie duże ciepło. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10148 Był śliczny, cumulusowy dzień i do lasów wyruszyło wielu ludzi. Zieleń prezentowała się fenomenalnie, takie lato było jak marzenie. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10149 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10150 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10151 Żal było wracać do domu, a akurat wtedy, gdy wróciłem, rodzice oglądali „Wydarzenia” i materiał o rywalizacji miast w walce o tytuł „Rowerowej Stolicy Polski”. Kilometry można było „kręcić” tylko do końca czerwca i nawet moja Mama skomentowała to tak, że organizatorzy chyba zgłupieli, skoro organizują tę rywalizację akurat wtedy, gdy studenci mają sesję, a w innym terminie Piotruś na pewno by pomógł i zwiększył szanse Nowego Sącza na jakieś fajne miejsce :D ” Ja też tęskniłem już za rowerem, ale cóż. Jak się zepnę, to wakacje będą moje. A pogoda nie sprzyjała. Okres od 7 do 11 czerwca był jak marzenie. Już cieplejsze noce, temperatury dzienne w przedziale 24-26 stopni, przepiękne i późno zachodzące Słońce, baranki powolnie płynące przez niebo. Z tego okresu mam mało zdjęć. 7 czerwca wieczorem poszedłem do ogrodu skontrolować stan rododendronów i zakwitającego jaśminowca. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10152 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10153 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10154 Trochę pokopałem sobie piłkę i zerwałem trochę czereśni wcześniejszej odmiany, ale i tak nie mogłem oderwać się od studenckich grup i czytania, jakie pytania dostali ci, którzy zapisali się na ten dzień, pierwszy w którym ten przedtermin się odbywał. W tym czasie rozkojarzyłem się i jakiś komar czy inny bąk potężnie mnie użarł w twarz. Nie wiem jak mogłem tego nie poczuć. Wrażenia po przeczytaniu pierwszych relacji były dwojakie - niektórzy dostali takie pytania, że mógłbym dać się odpytać tu i teraz, zaś inni egzaminowani byli z takich drobnostek, że nawet nie wiedziałem, w którym miejscu w podręczniku szukać na nie odpowiedzi. Sporo pracy było jeszcze przede mną, a przy tym musiałem jeszcze pilnować obecności na zajęciach, które pomimo rozkręcającej się sesji, nadal się odbywały. 10 czerwca przez cały dzień wyszedłem na pole tylko na chwilę, tyle żeby zobaczyć częściowe zaćmienie Słońca przez specjalne okulary, które kupiłem na obserwację tranzytu Merkurego na tle tarczy słonecznej 11 listopada 2019. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10157 Pogoda była tak wspaniała, że aż mnie drażniła, ale na tym etapie nie było jeszcze mowy o uuglobciowaniu. Temperatury były łagodne i kojarzyły mi się bardziej z majem 2018 niż jakimś upalnym czerwcem pokroju tego sprzed dwóch lat. Bardziej było mi szkoda tego, że znowu akurat na sesję pogoda tak się zmieniła, tęskniłem przy tym za czerwcem 2020, który bardziej sprzyjał mi w nauce. Kiedy nadszedł dzień przedterminu, obudziłem się wraz ze wschodem Słońca i powtarzałem materiał aż do oporu, do końca. Pierwszy egzaminator przeprowadzający pierwszą część, zadzwonił do mnie punktualnie o 10:00 i zaraz przedstawił mi problem do ustnego zreferowania i rozstrzygnięcia. Miałem na to 15 minut i egzaminator mi nie przerywał, tylko na minutę przed końcem miał przypomnieć o upływie czasu. Poszło mi super, zacząłem mówić praktycznie od razu i wyczerpałem temat, jedynie w jednym miejscu podałem dwie przesłanki nie po kolei. Wynik miałam otrzymać nazajutrz rano, ale już byłem z siebie dumny, nawet egzaminator od razu powiedział mi, że zdałem, co oznaczało uporanie się z połową egzaminu. Przez pół godziny oczekiwania na drugą już niczym się nie przejmowałem i byłem dobrej myśli. Aż zadzwonił drugi egzaminator, słynny z oblewania studentów. Już widziałem, że lekko nie będzie. Nie dawałem po sobie poznać, że wolałbym odpowiadać u kogoś innego, ale zabrałem się do odpowiadania na pytania drugiej części zmagań - części bardziej interakcyjnej, podczas których przewiduje się zadanie kilku pytań i udzielenie odpowiedzi z koniecznością rozwiniętej argumentacji. Pierwsze było niezłe, odpowiadałem może bez szału, ale ze staraniem, jednak przy drugim dałem się położyć na podchwytliwości. Trzecie było jak „mecz o wszystko”, no i niestety - jeśli chciał mnie oblać, to zadając mi pytanie na temat, którego nie było w podręczniku lecz tylko na jego słynnym blogu, udało się. Podobno uwalił na takim samym pytaniu sporo osób, ale niestety nie pocieszyło mnie to i przez resztę dnia byłem trochę nieobecny i czułem się dobrze tylko na forum. Pierwszą część oczywiście zdałem, a i drugą mogłem bez problemu powtórzyć; to było podejście bez złych konsekwencji. No ale jednak trzeba będzie znowu do tego wracać. W systemie USOS zapisałem się na powtórkę. Kierunek - 24 czerwca… Niepokoiło mnie to zagęszczenie egzaminów. Pierwszy z trzech największych czekał mnie 21-go, drugi (ta druga część) 24-go i ostatni, najbardziej loteryjny egzamin, w imieniny. Wobec tego zmieniłem kurs i w pierwszej kolejności poświęcałem się przygotowaniom na ten najwcześniejszy. Został tydzień. Frustrować zaczynały zapowiedzi fali upałów, która właśnie w tym czasie miała wlać się do Polski. Ale na razie było w porządku. 12 czerwca po południu nadeszło krótkie ochłodzenie. Po 18:00 rozwiązywałem pogodową zagadkę, a następnie wybrałem się na spacer po okolicy połączony z przypatrywaniem się jaśminowcom. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10158 Te wchodziły dopiero w pełnię kwitnienia, bowiem nawet ostatnie dni nie przyśpieszyły wegetacji w jakiś bardzo znaczący sposób, był to klasyczny abordaż (patrz - słowniczek). Pokaz dawały irysy. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10159 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10160 Rzeka płynęła normalnie i pomimo braku opadów nie było widać obniżenia jej stanu. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10161 Kiedy wróciłem do domu, dowiedziałem się o niemal tragicznym wypadku na Euro i zatrzymaniu akcji serca Christiana Eriksena. Przez resztę wieczoru śledziłem informacje na temat stanu jego zdrowia i w końcu bardziej zainteresowałem się trwającymi piłkarskimi rozgrywkami, wpisałem dotychczasowe wyniki na taki specjalny arkusz kibica. Taki ze mnie sezonowiec - jak są jakieś mistrzostwa, to się interesuję, podczas gdy na codzień dalej nie ogarniam, że Messi nie gra już w Barcelonie. Tego samego wieczora spadł oczekiwany deszcz, który na początku był całkiem intensywny, ale potem się uspokoił i był już wyraźnie słabszy, choć trwał całkiem długo. Dotychczasowy przebieg pogody w czerwcu za sprawą małej ilości opadów i burz nie nadawał się na bardzo wysoką ocenę, ale dzięki dominacji bardzo przyjemnych dni, patrzyłem na trwający miesiąc bardzo przychylnym spojrzeniem - mimo wszystko. I z niekrytym zażenowaniem przyjąłem ochłodzenie z 13 dnia miesiąca. Naprawdę wtedy nie było jeszcze mowy o uuglobciowaniu. Kiedy w pełni dnia notowano tylko 17 stopni, powiewał wiatr, a do tego było pochmurno, czułem chłód i było mi nieprzyjemnie. Przypomniał mi się maj, a po jego zakończeniu już nie życzyłem sobie takich chłodnych dni. Bezburzowe i do tego bezproduktywne ochłodzenie (tylko wieczorem w niedzielę trochę pokropiło) było dla mnie bezguściem ze strony pogody. Ale szło nowe i już nie tylko w pełni komfortowe dni, ale także upał stawał się już nieunikniony. Od dnia porażki w meczu ze Słowacją wzrastała nie tylko ilość memów na temat naszej reprezentacji, ale i temperatura, w której wyrazistym i odczuwalnym chłodnym odstępstwem była noc z 14 na 15 czerwca, kiedy minimalnie notowano tylko 7,8. Musiałem zamknąć okno, ale w kolejnych dniach nawet to niewiele dawało, aczkolwiek z innego powodu. Jaśminowiec rozkwitał w pełni http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10162 , zaś temperatura rosła tak długo, aż 18 czerwca zdarzył się pierwszy w roku upał. Upał bardzo łagodny, przekraczany dosłownie minimalnie, między godzinami. Tego dnia pole przed domem zostało skoszone, a żółtawa, bardzo krótka trawa przy tej pogodzie stwarzała wrażenie pustyni. Na dwór (a niech wam będzie warszawiaki :lol: ) wyszedłem wieczorem, kiedy Słońce uroczo zachodziło na tle obsiadanego przez ptaki drzewa. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10164 Było ciepło, przyjemnie, tworzył się prawdziwie podzwrotnikowy nastrój. Przyszła nawet Śnieżka. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10165 W najdłuższe dni w roku, kiedy wyjdę na swoją ulicę, widzę jak Słońce zachodzi niemal dokładnie na jej końcu. Bardzo mi się to podoba, słowa piosenki „iść w stronę słońca” stają się wówczas niemal namacalne. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10163 Podlałem grządkę z jarzynami za ogrodzeniem i popracowałem przy niej trochę z Mamą, rozmawiając o zbliżającym się egzaminie, aby podzielić się swoimi emocjami. Na grządce było już niestety sucho, ale jeszcze była. Za sześćdni pozostaną tam tylko resztki płodów ziemi. 18 czerwca był też dniem moich pierwszych wyraźnych słów krytyki pod adresem trwającego miesiąca. Suma opadów była poniżej rekordu suchości, w perspektywie była długa fala upałów, która na pewno nie była dla mnie w tym czasie korzystna. Wtedy zacząłem się martwić tym czerwcem i tym bardziej cenić czerwiec 2016, który sam niedawno ganiłem za brak opadów, a teraz go rozgrzeszałem. Po zmroku obejrzałem w telewizji mecz, a potem posiedziałem na forum i poczytałem jeszcze skrypty do czekającego mnie za trzy dni egzaminu. 19 czerwca odbierałem z serwisu rower i zaniepokoiłem się tym, że źle znoszę upał. Ciężko mi się szło przez miasto, a i powrót na dwóch kółkach nie należał do przyjemnych, czułem się jakbym się gotował. Upał był naprawdę lekki i suchy, ale przez to zapowiedzi kolejnych, gorętszych dni, wywoływały we mnie tym większy niepokój. Wieczór tego dnia nie kojarzy mi się niestety z dobrym meczem i remisem Polski z Hiszpanią, co z owocem (pośrednio) tej prawdziwie pożarowej pogody, którym okazał się wielki pożar na Spiszu, w Nowej Białej. Kiedy palą się domy, ogień jest dla mnie najgorszym możliwym żywiołem - powodzie i trąby powietrzne w kolejnych dniach nie wywoływały we mnie tak przykrego wrażenia jak ten pożar, ani w części. Smutny z tego powodu wieczór należał do bardzo ciepłych, a jasne światło Księżyca jakby dodatkowo go ogrzewało. Korzystali z tego sąsiedzi, którzy po meczu urządzili sobie najdłuższą i najgłośniejszą w całym roku posiadówkę przy grillu i muzyce. Właściwie to od nich pierwszych dowiedziałem się o tym, że „spalony był jak fiks”, bo darli się od pierwszego gwizdka. Za nic nie mogłem zasnąć, tylko wkurzałem się na nich w myślach, a żeby rozładować emocje i trochę się od tego oderwać, pisałem sobie na forum z Jorgusiem i FKP, m.in o preferowanej długości dnia w najdłuższe dni roku. Po 1:30 urwał mi się na chwilę film, ale zasnąłem chyba dopiero po brzasku. I przez to niedziela 20 czerwca okazała się dla mnie najgorszym odczuwalnie dniem całego lata 2021 roku. Chociaż na tym etapie nadal żadna nie przyniosła temperatury minimalnej powyżej 15 stopni, suchy i lampowy dzień z 31 stopniami ciepła był dla mnie trudny do zniesienia. Bardzo stresowałem się jutrzejszym egzaminem, w myślach wymyślałem niecenzuralne określenia na zdalne nauczanie i nie wiedziałem co jeszcze powtarzać. Przez cały rok nie opuściłem ani jednych ćwiczeń, ale jako że prowadząca zrobiła z nich tylko audiobook prezentacji, która nic nie wnosiła w moją wiedzę, czułem że mogłem na to nie chodzić. Już któryś dzień z rzędu przerabiałem od nowa cały materiał i bałem się rezultatu, dałbym wiele żeby być już po tym. To był dla mnie taki „mecz o wszystko”, bowiem zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie zdam tego pierwszego spośród trzech największych egzaminów, ucierpią na tym moje morale i będzie mi trudno przejść nad tym do porządku dziennego, nie przejmować się wrześniem. Po obiedzie już nie wytrzymałem i poszedłem się zdrzemnąć, ale i to nie wyszło mi zupełnie, obudziłem się pół godziny później i głowa bolała mnie jeszcze bardziej. Noc była jeszcze cieplejsza. Po raz pierwszy w roku temperatura minimalna nie spadła poniżej 15 stopni, co stało się najpóźniej od 2014 roku. Jeszcze nawet po ciemku starałem się coś sobie powtórzyć. 21 czerwca finałowa potyczka z tym przedmiotem czekała mnie o 8:00, a oprócz mnie pani egzaminator pytała jeszcze dwie osoby. Każdy miał trzy pytania z wariantami, musiał wszystkie omówić i wybrać prawidłowe - nie lubię wielokrotnego wyboru, ale pomimo komplikacji przy drugim pytaniu, zdałem. I momentalnie poczułem wielką ulgę. 1/3 zmagań za mną. Wprawdzie otrzymałem nienajlepszą osobę, ale o ile w czasach szkolnych oceny były dla mnie bardzo ważne, to po pójściu na studia ważniejsze stało się dla mnie po prostu zdać. Może to niedobre myślenie, ale gdybym miał do wyboru zdać egzamin w pierwszym czerwcowym podejściu na 3, albo oblać pierwszy termin, a za to we wrześniu poprawić na 5, chyba wybrałbym to pierwsze. Po długim, godzinnym egzaminie w nagrzanym pomieszczeniu, wypiłem całą butelkę wody, a Mama powiedziała mi, że słyszała trochę moich odpowiedzi i było nieźle, ale bała się, bo wiedzę miałem wykutą, a nie w pełni zrozumiałą - a Mama zna się na tym przedmiocie, bo miała zawodowo do czynienia z tą tematyką, nawet trochę mi pomagała - i to świadczy o tym, jak bardzo potrzeba mi normalnych zajęć. Zgodziłem się z tym i powiedziałem „byle do października” (wolne żarty ;) ). Zrelaksowałem się, popisałem na forum, obejrzałem jakieś filmiki z fajerwerkami (widzisz FKP) i wyszedłem na pole. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10166 Było gorąco, ale na niebie płynęło sporo cumulusów. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10167 I choć temperatura wcale nie malała, w ogóle nie czułem już jakiegoś dyskomfortu, może trochę. To ciepełko wręcz mnie odprężyło i poczułem się dobrze, jakbym stał się lżejszy, a temperatura - bardziej przyjemna. Cumulusy tego dnia były takie treściwe, wielowymiarowe, a nie płaskie jak czasami. Zrobiłem sporo zdjęć w ogrodzie, oto one: http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10168 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10169 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10170 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10171 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10172 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10173 Dzień był ładny, ale ja wciąż myślałem o tym, kiedy pogoda trochę się zmieni i popada deszcz, przejdą burze. Mniej więcej w tym samym czasie Kmroz ustawił sobie podpis „Sezon burzowy 2021 nie istnieje”. Ale były też chwile bardziej pozytywnego podekscytowania. Wieczorem obejrzałem wspaniały mecz Dania-Rosja i od tej chwili właśnie reprezentacja kraju na Półwyspie Jutlandzkim stała się moim faworytem w dalszym ciągu mistrzostw. Po tym dniu upał się umocnił, a noc była tropikalna jak na moje warunki (temperatura spadła do 19 stopni), jednak miałem dobry, regenerujący sen. Po tym, na drugi dzień wróciła proza życia. Konieczność ponownego podejścia do egzaminu, który mogłem zaliczyć już 12 czerwca, była dla mnie koniecznością przykrą. Musiałem jeszcze raz się przygotować, powtarzać i znosić pogodowe niedogodności. Dzień od samego początku był bowiem bardzo duszny, niebo mętne, a pomimo to upał prędko stawał się rzeczywistością. Przed 12:00 pojechałem na zakupy wypatrując z nadzieją ulokowanych na zachodzie chmur, życząc sobie tego, aby nadeszły jak najprędzej. Po moim powrocie nadeszły i na chwilę ochłodziły świat, a wreszcie zaczęło grzmieć. Szkoda, że znowu daleko. Całkiem niezła burza utworzyła się na południe od Grybowa, ale niestety gęste chmury uniemożliwiły mi dostrzeżenie jakichkolwiek związanych z nią wizualnie atrakcji. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10174 Spadło kilka kropel deszczu, nawet próbowałem je uwiecznić jako rzadkie zjawisko, ale chyba mi to nie wyszło. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10175 Już po chwili zaczęło ponownie przebijać się Słońce i wracał upał. Tym razem był silniejszy niż poprzednio, podniósł temperaturę do niemal 32 stopni. Jako że dzień był duszny, czułem się jak w jakimś zamkniętym pomieszczeniu z ograniczoną możliwością oddychania. Siedziałem i czytałem przy oknie otwartym na oścież, ale niewiele to dawało. Wtedy przypomniałem sobie, że 24 czerwca mam przyjąć drugą dawkę szczepionki, a tu przecież mam tego dnia egzamin. Zadzwoniłem do punktu szczepień i przełożyłem kłucie na dzień następny. Szczęście, wielkie szczęście, choć wtedy nie mogłem jeszcze o tym wiedzieć. Wczesnym wieczorem sporo nadziei przyniosła mi inna, obiecująco przedstawiająca się chmura nadciągająca od południowego-zachodu. Daleko stąd notowane były wyładowania i liczyłem na to, że może tym razem dostanę coś od losu, choć w części tak udane jak burza nad Krakowem, gdzie już było chłodniej. Zrobiłem nawet zdjęcie tej chmury i wstawiłem na forum, pisząc że wygląd chmury, temperatura i ogólne odczuwanie pogody przypomina mi nastrój przed „gorączką sobotniej nocy” 18 lipca 2009 roku. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10176 Jednak spełzło na niczym. Burza na Podbeskidziu szybko wygasła. Sezon nie istnieje, a kolejny dzień, mimo że pochmurny i chłodniejszy (maksymalnie 27 stopni) był dla mnie już nieznośny. Oprócz stresu przed jutrzejszą dogrywką, czułem się jak w szklarni. Tego dnia dosłownie uciekałem przed gorącem. Nawet pomimo niemal zupełnego braku Słońca i upału, dom był tak nagrzany w tej duchocie, że przechodziłem z książkami z pokoju do pokoju, byle znaleźć jakieś chłodniejsze miejsce. Tego dnia wstąpił we mnie zimnolub jak ja z 2019 roku. Lało się ze mnie i byłem zły widząc zapowiedzi kolejnych upalnych dni w prognozach, jak również dowiadując się o ekstremach w innych miastach, gdzie czerwiec wychodził już na historyczne drugie miejsce. Ale najbardziej było mi żal burz. Wczoraj Poznań i Kraków miały burze i ochłodę, a ja nic. A przecież Nowy Sącz tyle razy miał szczęście do burz. Meczu ze Szwecją prawie nie oglądałem, bo akurat wtedy dobrze mi się uczyło. Więcej uwagi poświęciłem spotkaniu Węgier z Niemcami. Kibicowałem bratankom i byłem przeszczęśliwy, kiedy dwie minuty po golu Niemców na 1:1, Węgrzy znowu wyszli na prowadzenie. Było mi szkoda, kiedy mecz zakończył się jednak remisem, zastanawiałem się, czy pierwszy gol padłby, gdyby węgierski bramkarz stał o krok bliżej bramki, albo gdyby cała reprezentacja miała trochę więcej siły pod koniec spotkania. Było już po 23:00, kiedy zaniepokojony jutrzejszym egzaminem poszedłem do okna i wpatrywałem się w Księżyc. Zwykle jego światło jest jasne, orzeźwiające. 23 czerwca świecił jakby przez dym, jakby to mętne niebo miało nam coś przekazać, Wyglądało to trochę złowieszczo. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10177 Przy 23 stopniach jakoś ciężko było mi złapać oddech. Było sucho, bezburzowo, a ja obawiałem się tego, że jutro znowu wszystkie zjawiska mnie ominą i burze pójdą na Śląsk. Prognoz nie chciałem już sprawdzać, wróciły mi te myśli z 2019 roku, nastrój paniki wywołany przedłużaniem upału, zmęczenie i te niepotrzebne emocje. Jutro znowu będzie gorąco. I ani nie zauważyłem, aż jutro zmieniło się w dziś. Nastał 24 czerwca, drugi najważniejszy pogodowo dzień 2021 roku (15 lipca jest jednak ponad wszystkim). Dzień, którego nigdy nie zapomnę, ale jeszcze nie wiedziałem dlaczego…
Powyższa relacja została na forum opublikowana po godzinie 21:00, ale należą się Wam także opowieści o tym, co działo się tego dnia później. A po dodaniu tego posta byłem w dobrym nastroju. O dziwo, sam nie wiem czy powinienem był się dobrze czuć po tym, kiedy grad sprał mi elewację, praktycznie zaorał jarzynową grządke, porozbijał lampy, mojemu wujkowi poważnie uszkodził samochód, wiatr narobił wiele szkód w Nowym Sączu, jedno z drzew widocznych przez moje okno wyglądało jak kikut, a w Librantowej wielu ludzi nie mogło spędzić nocy w swoich domach, z niepewnością czy w ogóle ich domy będą stać. Ja czułem się bardziej jak po przejażdżce na rollercoasterze albo skoku na bungee (nie próbowałem, ale podejrzewam że wrażenia są podobne). Wiedziałem, że jutro czeka mnie dużo sprzątania, bo kawałki drzew były wszędzie. Ale na razie bardziej myślałem o swoim sukcesie na egzaminie. Niebo się rozpogodziło i wyszedł Księżyc. To najjaśniejsza noc w roku, czerwcowa pełnia zawsze ma w sobie coś niezwykłego. Nie mogłem oprzeć się jej urokom. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10178 Rodzice poszli już spać, a ja przed 23:00 wyszedłem na pole. Było chłodno, już prawie zapomniałem jakie to jest uczucie. Pod nogami ciągle gruchotał mi grad, mimo że minęło 6 godzin od nawałnicy! Podszedłem do tej później owocującej czereśni, która w 2019 i 2020 nie dała owoców w ogóle, a w tym roku miała ich tak wiele. Nie zdążyły dojrzeć. Poświęciłem sobie telefonem i zebrałem z ziemi trochę owoców, które najprędzej nadawały się do spożycia. Potem wróciłem do domu i wyszedłem znowu. Wpatrywałem się w Księżyc, wyglądał pięknie i tworzył sielankową atmosferę, jakby nic złego się dzisiaj nie stało. Ale niestety ujrzałem też inne światła. Od strony Podhala zaczęło się błyskać. I wiedziałem, że to niekonsekwencja po moich narzekaniach sprzed kilku dni, ale nie chciałem tej burzy. Już nie zazdrościłem krakowianom i mieszkańcom Górnego Śląska, gdzie przechodziła kolejna fala burz. A kiedy około północy ta strefa zaczęła wyraźnie zbliżać się do mnie, po raz pierwszy od dawna zwyczajnie zacząłem się bać. Miałem traumę po popołudniowej nawałnicy i czułem jakiś uraz do burz. Niebo znowu się zachmurzyło i zrywał się taki dziwny, nieregularny wiatr. Stojąc przy oknie widziałem, jak błyski stają się coraz bardziej intensywne i miałem złe przeczucia. Nie chciałem tego, wolałem żeby burza się skończyła. Niech przyjdzie za parę dni, za tydzień, ale nie teraz… Bałem się, że znowu spadnie grad i zabierze mi resztę burz, albo że zejdzie tornado takie jak niedaleko. Kiedy burza znad Podhala połączyła się z tą znad Krakowa i zaczęło się intensywnie błyskać, położyłem się by zasnąć. Dom był już przewietrzony i kiedy zawiewał świszczący wiatr, robiło mi się zimno. Zamknąłem okna i zasłoniłem je, chciałem spać i nie poznać się z tą burzą. Wtedy z tego strachu znowu przechodziłem kryzys swojej pasji, ale tak czy owak, przed szczepieniem lepiej było mi zasnąć i porządnie się wyspać niż obserwować burze. Okazje jeszcze będą. Obudził mnie grzmot o 4:00. Wstałem i wyszedłem na balkon, był mokry. Robiło się już jasno, ale niebo ciągle zajmowały ciemnogranatowe burzowe chmury. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10179 Na południowym-wschodzie zobaczyłem błysk w kolorze pomarańczowym. Zrobiło mi się dziwnie zimno i wróciłem do łóżka. Obudziłem się po paru godzinach i na 11:00 udałem się do punktu szczepień http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10180 , a następnie zająłem się sprzątaniem. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10181 Wszyscy domownicy zarówno u nas, jak i u sąsiadów, zbierali kawałki gałęzi, których u nas było wyjątkowo dużo. Do uprzątnięcia było pełno ubytków pod sosnami, świerkami i koło czereśni. To było najgorsze w tym wszystkim, smutno było wrzucać te niedojrzałe owoce do śmieci, wiedząc że za rok pogodzie znowu może coś odwalić, maj może nie da bordu i czereśni znowu się nie doczekamy. Same kawałki tego drzewa zabraliśmy do chyba pięciu worków, a tych na kawałki innych drzew aż trudno było zliczyć. I tak nie zrobiliśmy jeszcze wszystkiego, bo na bruku przed domem zostało wiele kawałków thui, jabłka, a pod ścianami pokruszony tynk. Kiedy wynosiłem worki z zielonymi odpadami do ulicy, czułem że zaczyna mnie boleć ręka w miejscu ukłucia. W tym momencie doceniłem to zrządzenie losu, to że dzięki konieczności ponownego podejścia do egzaminu, zmieniłem termin szczepienia z 24 na 25 czerwca. Gdybym szczepił się wczoraj, nie nadawałbym się do żadnego sprzątania, a tak to mogłem w niejednym pomóc. Wieczorem napisałem jeszcze pismo do Urzędu Miasta z prośbą o przyznanie pomocy finansowej (wiedziałem że z racji tego, że jesteśmy ubezpieczeni, raczej nic nam nie dadzą, ale sami wiecie jaki ze mnie Janusz ;) ). A 26 czerwca byłem słaby po szczepionce i do niczego się nie nadawałem. Przede mną był jeszcze jeden egzamin, najbardziej loteryjny, bowiem mający formę testu wielokrotnego wyboru, na którego rozwiązanie jest mało czasu. Wziąłem sobie kodeks do łóżka i próbowałem coś z niego wynieść, ale nie szło mi, czułem się źle. W którymś momencie zasnąłem i przyśniło mi się moje największe marzenie - że jadę na rowerze i zjeżdżam z Kunowa na moją ulicę. Miałem nadzieję, że przez tyle czasu nie oduczyłem się jeździć. Sam dzień 26 czerwca był w przewadze pochmurny i wydawał mi się taki ciężki, niezbyt przyjemny, mimo że było ciepło. Pod jabłonią wylegiwała się Śnieżka, kotka sąsiadów, która po odejściu Saby śmiało zadomawia się w moim ogrodzie. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10183 27 czerwca wróciło Słońce przy przyjemnej temperaturze, jak w I połowie czerwca. Podobnie było następnego dnia, kiedy było już cieplej, notowano 27. Niestety te dni słabo pamiętam. Ogarnęła mnie panika związana ze zbliżającym się egzaminem. Zdałem sobie sprawę z tego, jak różnie może na nim być. 30 minut na 30 pytań wielokrotnego wyboru z czterema wariantami, w tym dwa z rozszerzoną odpowiedzią - wydawało mi się to straszne. Wprawdzie udawało mi się zdawać kolokwia z tego przedmiotu, dzięki czemu miałem dodatkowe trzy punkty do egzaminu, tyle co niewiele osób zdających ten egzamin. Ale jednak czułem strach. 25 i 26 czerwca nie dałem rady ani trochę się pouczyć, a czasu było już mało. Skupiłem się na skryptach i rozwiązywaniu gotowych pytań, nawet sam zrobiłem sobie taki plik z pytaniami i odpowiedziami. Ale szło mi różnie. Chyba po prostu miałem już dość. Sesji, braku rozrywek, nauki. To wszystko zaczęło się we mnie przelewać i stawałem się do reszty znużony. Niby wiedziałem, że jak nie zdam tylko tego jednego egzaminu, to choćbym i we wrześniu oblał, będę mógł mieć warunek i nic złego się nie stanie, wiedziałem że nie ma co się stresować. Ale byłoby mi bardzo szkoda przejść tak wiele i wyłożyć się na samym końcu. Chciałem zachować swoją skuteczność, a zarazem wiedziałem, że po prostu tego potrzebuję. W tym czasie mój organizm wołał już odpoczynku, a gdybym nie zdał, to nie potrafiłbym odpocząć. Miałbym cały lipiec i sierpień dla siebie, ale jednak ciągle dręczyłbym się tą myślą, że nie zdałem i będę miał poprawkę. Taki już jestem, wszelkie traumy długo we mnie siedzą, „lubię” przejmować się na zapas i za dużo rozmyślać o przeszłości. 28 czerwca wstąpił już we mnie Jacob i w myślach zwyzywałem świecące Słońce, byłem wkurzony że tracę taką fajną pogodę i dalej jestem uziemiony. Rozrywką był dla mnie wspaniały wieczorny mecz Szwajcarii z Francją, słynny kibic, rzuty karne i te emocje towarzyszące oglądaniu. Dowiedziałem się, że na północy widać obłoki srebrzyste, dałem o tym znać na forum i spróbowałem ich poszukać, niestety bezskutecznie. W tej chwili aż zapomniałem o swoich zmartwieniach, ale to niczego nie zmieniło. Nastał 29 czerwca. Imieniny. Miałem pewność, że będą to albo imieniny najlepsze, albo najgorsze. Nie ma nic pośrodku. Dzień rozpoczął się słonecznie i ciepło. Zapowiadano upał, ale możliwym było uniknięcie przekroczenia 30 stopni, o ile odpowiednio wcześnie nadejdą burze. Moja frustracja sięgała już zenitu i już ledwo miałem siłę na jakiekolwiek powtórki, a z drugiej strony czułem, że nie mogę sobie odpuścić przed metą. Domownicy pamiętali o moich imieninach, czym sprawili mi wielką przyjemność i dodali otuchy przed loteryjnym testem. Z niecierpliwością oczekiwałem godziny 17:00. Ale zanim nadeszła, było jeszcze coś, co przykuło moją uwagę i oderwało myśli. Niedługo po 14:00 na zachodzie zebrały się ciemniejsze chmury, a rozwijające się cumulonimbusy, na które wcześniej nie popatrzyłem, poczęły zasłaniać Słońce, które uprzednio rozgrzało powietrze do prawie 29 stopni. Skomentowałem ten fakt na forum życzeniem wystąpienia jakichkolwiek opadów, bowiem do tej pory pod względem niesprawiedliwości ich rozłożenia czerwiec 2021 równa się tylko kwietniowi 2019. Nie musiałem długo czekać, ponieważ już około 10 minut później zaczęło grzmieć. Na południe ode mnie zaczęły tworzyć się kolejne burze, które w kolejnych minutach poczęły „zamykać się” na niebie. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10184 A to zaczęło po jakimś czasie wyglądać niewesoło. Te dwie burze utworzyły w okolicy Rytra superkomórkę, która zaczęła intensywnie strzelać piorunami skrytymi za gęstymi smugami opadowymi. Po chwili zauważyłem postrzępiony szelf, a na prawo od niego zaczął tworzyć się charakterystyczny dla powstawania trąb powietrznych „ogon chmury”. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10185 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10186 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10187 Burza zaniepokoiła mnie i wyraziłem swoje zakłopotanie na forum. Nie chciałem powtórki sprzed pięciu dni ani czegoś gorszego. Jedna z amatorskich stronek poświęconych łowieniu burz napisała na Facebooku ostrzeżenie dla mieszkańców Sądecczyzny, a w komentarzu zobaczyłem aktualne zdjęcie z Rytra, gdzie było prawie czarno. Wobec tego zdecydowałem się na nietypowy krok - wysłałem wiadomość prywatną do Polskich Łowców Burz. Napisałem o bardzo niskim pułapie burzy i załączyłem dwa zdjęcia, ale póki co dostałem tylko automatyczną odpowiedź. Obserwowałem burzę wnikliwie, ale na szczęście po jakimś czasie okazało się, że nie taki diabeł straszny. Koło Starego Sączą sypnęło wprawdzie gradem, ale ten opad nie wyrządził szkód. Zaczął padać deszcz, aż około 15:40 niebo ponownie się rozpogadzało. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10188 I wtedy już nie wiedziałem co robić. Zmęczenie sięgało zenitu, jakiekolwiek powtórki nie miały sensu, pozostawało tylko czekać. Ostatnią godzinę przed egzaminem spędziłem w odosobnieniu obmyślając strategię i dodając sobie otuchy. Miałem mało czasu, nie mogłem wracać do pytań, na które już udzieliłem odpowiedzi, a chciałbym je poprawić, rozwiązywanie testów wychodziło mi różnie. Już chyba nie wiedziałem jak się nazywam, dobrze że nie trzeba było się podpisywać. Zasłoniłem okna by nic mnie nie rozpraszało, obok leżał mój imieninowy prezent, a ja odliczałem z przerażeniem ostatnie minuty. I wybiła 17:00. Na początku po otwarciu testu rozwiązywałem zadania powoli i starałem się dokładnie, ale niestety uciekał mi już czas. Po chwili doszedłem do jednego z dwóch zadań za dwa punkty, na którym szczególnie mi zależało. I nie wiedziałem co w nim zaznaczyć. Nie powinienem był tego robić, ale napisałem do kolegi, który też o tej porze to rozwiązywał. Bez pewności, że on już widział to pytanie, mógł mieć je wyświetlane w innej kolejności. Zatrzymałem się, czas uciekał, a ja czekałem jak na zbawienie. I wtedy słyszę dźwięk wiadomości, odpisał! Szybko odblokowałem telefon, patrzę… a to wiadomość zwrotna od Łowców Burz i podziękowanie za nadesłany raport pogodowy. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10208 W tym momencie zacząłem wyczuwać, że jestem w czarnej dziurze. Odpowiedziałem intuicyjnie i zacząłem gonić, bo czas był nieubłagany. Miałem wrażenie, że 20 minut upłynęło mi w może 5 minut, liczyłem się z tym że pewnie nie zdam, że prawdopodobnie zaznaczyłem albo za mało prawidłowych odpowiedzi albo gdzieś się pomyliłem, już traciłem nadzieję, szedłem do końca. 5, 4 sekundy, ostatnie pytanie, 3, 2, przycisk „zakończ”, potem „czy jesteś pewien”, palpitacje serca, „pokaż wyniki”… 14 punktów. Do zdania potrzeba 16… Ale zdałem trzy spośród czterech kolokwiów i uzyskuję trzy dodatkowe punkty. Zdałem. Wakacje. Jest 1 stycznia, godzina 0:00. Nie, jest 29 czerwca, godzina 17:33. Rok 2021 rozpoczyna się dla mnie na dobre. Niech żyje wolność i swoboda, wakacje (jak się okazało, jedne z najlepszych w życiu zarówno pogodowo jak i życiowo). Wytrzymałem, poradziłem sobie. Jeszcze nie czułem euforii, po prostu ulgę. Pochwaliłem się wszystkim w domu, potem wszedłem na forum, a tam - dokładnie o tej samej godzinie, kiedy skończyłem egzamin, Jacob napisał mi życzenia imieninowe. Autentycznie byłem wzruszony tym, jakie wyczucie ma moja forumowa rodzina. Nieraz wkurzamy się na siebie, ale nie zmienia to faktu, że forumowa relacja jest naprawdę silna i czuję się tak, jakbyśmy przyjaźnili się od zawsze. Puściłem sobie jakieś wakacyjne piosenki, odsłoniłem okno, świeciło piękne Słońce. To były najbardziej stresujące imieniny, ale teraz są najlepszymi w moim życiu. Po chwili odpoczynku wyszedłem na pole i zrobiłem pierwsze wakacyjne zdjęcie http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10189 , po czym pojechałem do Babci, obiecałem jej to wcześniej. Zawsze przychodziłem do niej po rozdaniu świadectw i wtedy, gdy spotykała mnie jakaś radość. I to się działo teraz. Wracając do domu, podziwiałem piękny zachód Słońca. Pierwszy wakacyjny. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10190 Potem dojechałem do domu, odprężyłem się, napisałem na forum post o korelacji dnia 29 czerwca z resztą lata i czy przysłowie sprawdza się czy też nie, a następnie przygotowywałem się do spania. Obejrzałem kawałek meczu Szwecja-Ukraina, na którym faulowano tyle razy, jakby grało tam 22 Krychowiaków, wypełniłem przysłaną mi na maila ankietę w sprawie preferencji studentów odnośnie organizacji nowego roku akademickiego (rozpisałem się tak, jakbym pisał na forum post ukazujący korzyści z występowania ciepłej lampy jesienią) i byłem już gotowy do tego, by odprężyć się przed pierwszym prawdziwie wakacyjnym dniu, w którym będę mógł robić co chcę, a nie co muszę. Wieczór był pogodny, sielski. Po niebie płynęły tylko niewielkie obłoczki, tak jak na niebie widocznym w teledysku piosenki o mleku rozlewającym się wśród gwiazd, która została dodana na YouTube następnego dnia. Przed zaśnięciem sprawdziłem jednak też burzowe perspektywy, a na detektorze widać było dość jednoznaczne ruchy na Słowacji. Byłem jednak przekonany, że burza do mnie nie dojdzie i oddałem się w objęcia Morfeusza. Zasnąłem od razu i to głęboko, ale po pewnym czasie przyszło mi się zbudzić. Około 3:30 jak Filip z konopii wyskoczyła całkiem mocna burza, nowa powstała na linii burz wędrujących od strony Słowacji. A ja zacząłem fantastyczny dzień od… obrażenia się. Obraziłem się na burzę. Niech przychodzi kiedy indziej, ale akurat w tę noc chciałem się porządnie wyspać. Zaraz przewróciłem się na drugi bok i zasnąłem z powrotem; szczerze to nawet nie pamiętam, że napisałem wtedy post na forum, ale jak przejrzałem swoją aktywność na forum, to okazało się, że o 3:34 dodałem krótki wpis o tym, że zaskoczyła mnie burza, zerwał się mocny wiatr i dałem się zwieść spokojnemu wieczorami. Nie wiedziałem że to zrobiłem. Jeszcze chyba jakiś czas później obudził mnie bliski grzmot, bowiem burza była chaotyczna i sypała wyładowaniami w wielu miejscach dookoła miasta. Ale nie jestem pewien. Na pewno pamiętam, że 30 czerwca obudziłem się tak późno, jak prawie nigdy mi się nie zdarza, dopiero o 10:30. I dopiero wtedy poczułem takie pełne odprężenie, poczucie regeneracji i wolności. Czułem że to będzie piękny dzień i nie myliłem się. Tak już często jest, że coś nam nie wychodzi, coś mogłoby pójść lepiej i nie czujemy pełnej satysfakcji. Ale bywają też takie dni, kiedy po prostu wygrało się życie. 30 czerwca 2021 był dla mnie takim właśnie dniem. Wprost doskonałym i to także pod względem pogody, która znowu na taką okazję zachowała to, co miała najlepszego. Pierwszym, co tego dnia zobaczyłem, była pnąca mi się pod okno róża, która jakimś cudem przetrwała gradobicie. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10192 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10193 Po chwili wyszedłem na pole cieszyć się pięknem przyrody i urokiem jeszcze trwającego miesiąca. Robiło się gorąco, ale znośnie, notowano 28 stopni, które w tych warunkach było dla mnie rozkoszą. Korzystając, poopalałem się i w końcu zauważyłem, że niebo zaczyna wysyłać mi sygnały. Około 13:30 na wschodzie pojawiło się takie piękne kowadełko. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10194 W kolejnych minutach zaczynało robić się tam coraz ciemniej, co w połączeniu z rozwijającym się zachmurzeniem na zachodzie, niebawem przykryło Słońce. Zaczęło grzmieć, ale początkowo burza dotykała tylko obszaru na południowy-wschód ode mnie, nieopodal na południe od Grybowa. Ochłodziło się, lecz początkowo odnosiłem wrażenie, że burza stamtąd nie trafi do mnie i tym razem łowy mi nie wyjdą. Trzeba było nie obrażać się na nocną burzę. Jednak nie było tak źle. Po 15:00, zaraz po obiedzie usłyszałem, że grzmoty znowu się wzmagają. Wtedy zobaczyłem, że ciemne jest już całe południe, a kolejne tworzące się burze połączyły się z istniejącymi już wcześniej, łącząc się w klin zmierzający w kierunku Ropianki. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10195 Po chwili zaczęło padać, ale z balkonu obserwowałem, że zasadnicza strefa opadowa jest zlokalizowana na zachód ode mnie, bardziej w stronę stacji nad Dunajcem. Nie widziałem błyskawic, ale samo burzowe urozmaicenie było dla mnie czymś miłym, a kiedy okazało się, że na stacji spadło aż 30 mm deszczu, ucieszyłem się tym, że czerwiec nie okaże się wcale bardzo suchy i jego sumaryczny wynik stanie się trochę bardziej sprawiedliwy niż wcześniej, kiedy do góry ciągnęła go tylko czwartkowa nawałnica. A deszcz padał u mnie nie tak intensywnie, a po około kwadransie zaczęło wynurzać się Słońce. Przez jakiś czas opad trwał jednocześnie ze świecącą Dzienną Gwiazdą, lecz później to ona przejęła inicjatywę. I wtedy nastąpiło coś, na co czekałem dokładnie 8 miesięcy i 21 dni. Normalnie w to nie wierzyłem, ale to była prawda. Pora na rower, na moją ulubioną aktywność. Na pierwszą wycieczkę wybrałem sobie uroczą górę w Mszalnicy, skąd chciałem potem zjechać w stronę Zawady i tak wrócić do domu. Na początek wystarczy, a i tak czekał mnie ciężki podjazd. Kiedy poszedłem do garażu, czułem się jakbym spełniał inne swoje marzenie i wchodził na pokład Boeinga 747. Byłem przeszczęśliwy, a dodatkowo na sam mój wyjazd pogoda jakby na zamówienie stała się wprost doskonała. Świeciło Słońce, temperatura wynosiła 22 stopnie, a na pogodnym niebie widniały jeszcze śnieżnobiałe obłoki na tyłach odchodzącej burzy. Kiedy około 18:00 wyjeżdżałem, słyszałem z tamtej strony grzmot, burze jeszcze trwały w mojej okolicy. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10196 Pojechałem w górę, właśnie w stronę tych białych chmur, w kierunku wschodnim. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10197 Jeszcze parę razy zagrzmiało, aż popadłem w konsternację, bo zacząłem myśleć, czy aby tamta burza nie wraca i nie zleje mnie tak jak 25 czerwca poprzedniego roku. Kiedy wyjechałem już na Kunów, mijając po drodze urocze jabłonie, sprawdziłem czy aby coś jeszcze się nie szykuje. Okazało się, że w bardzo bliskim sąsiedztwie Nowego Sącza nadal trwa burza, tyle że po przeciwnej stronie miasta. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10198 Chmura burzowa zakrywała powoli Słońce, ale ja nie rezygnowałem ze swoich zamiarów. Słusznie, bo zjawisko prędko wygasło. Kiedy mijałem Mystków, znowu było słonecznie http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10199 , a na górze, celu mojej wyprawy, nastrój był już iście sielski (zdjęcia na dole tego wątku). http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=474 Białe chmury doskonale prezentowały się na wschód ode mnie, co później Kmroz skomentował słowami „biała magia nad Ptaszkową” (w owym czasie był bowiem fanem klimatu Ptaszkowej). Zbożowe kłosy kołysały się powoli, latały motyle i czułem się tak doskonale, że myślałem o tym, że chyba lepiej być nie może. Może i to dwa razy. Na górę wjechał inny turysta robiący zdjęcia jakimś profesjonalnym aparatem, a ja po około 20 minutach kontemplowania piękna przyrody, udałem się w dalszą drogę, najpierw przez z grubsza równy teren, a następnie w kierunku sporego zjazdu. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10200 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10201 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10202 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10203 Dalej, chłonąc ten cudowny dzień, obserwowałem powoli toczącą swe wody Kamienicę http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10204 i przed 20:00 dojechałem do domu. Usiadłem przed telewizorem, nie zwracając już uwagi na pogodę, nie zauważywszy, że już nie świeci Słońce. Nagle słyszę „chyba będzie burza”. Bardzo się zdziwiłem, ale postanowiłem to sprawdzić, ale nie ograniczając się do wejścia na blitzortung, wyszedłem na dwór. I momentalnie zostałem zahipnotyzowany. Dokładnie w tym momencie, gdy wyszedłem, z dużego ciemnego cumulonimbusa, na tło pogodnego nieba strzeliła przepiękna błyskawica. Nie wiedziałem czy nagrywać czy po prostu to podziwiać. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10205 Chmura wyglądała tak, jakby żyła swoim życiem, wypiętrzała się i zagarniała coraz większy obszar nieba http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10206 , podczas gdy na wschodzie było najzupełniej bezchmurnie. Burza występowała dokładnie w okolicach Łącka, ale i tu błyskało się, grzmiało i przyprawiało mnie o szybsze bicie serca. Na południu, na samym dole, już za domami niebo bardzo pociemniało, wyglądało mi to na zjawisko o naprawdę dużym potencjale. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10207 Czekałem na rozwój sytuacji przez około pół godziny, chodząc tu i tam w poszukiwaniu najlepszego widoku. W końcu zaczęło kropić, niebo całe pokryło się chmurami i szczęśliwy poszedłem do domu. Już wtedy chwaliłem ten dzień jako doskonały i w ogóle możliwie najlepszy. Niepotrzebnie. Był jeszcze lepszy. Przed 22:00 zauważyłem przez okno, że bardzo często błyska się od strony Krynicy. Wyszedłem na pole i przeżyłem jedne z najpiękniejszych łowów kiedykolwiek. Uraz do burz przeminął, ja po prostu potrzebowałem takiego pięknego widowiska, a nie niszczycielskiej siły jak sześć dni wcześniej. Na zachodzie zanikały ostatnie jasne refleksy i zapadała noc. Naturalne fajerwerki podkreślały świętowanie początku wakacji, zobaczcie: http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4001 Najpiękniejszego początku, jaki mogłem sobie wyobrazić, choć w sumie tak perfekcyjnego dnia chyba bym sobie nie wyobraził. Dla dni takich jak 30 czerwca 2021 roku warto wiele znieść, warto czekać na tak utopijnie wspaniałe dni zarówno pod względem życiowym, jak i pogodowym - a pod tym względem był to dzień kompletny. Jedna z najlepszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły. Zresztą i cały czerwiec 2021 zacząłem wtedy oceniać pozytywnie. Jako trzeci najcieplejszy czerwiec w historii, z małymi wyjątkami pokazał się od naprawdę przyjemnej strony. Nie wiedziałem jeszcze, co przyniesie lipiec, ale po wielu projekcjach umieszczanych na forum miałem niemal pewność, że nieraz będzie pozytywnym lub negatywnym bohaterem. Czekałem na jego nadejście do północy. Nadszedł, mamy go. Pora na konfrontację z Królem.

Wyczekujcie kolejnej, najważniejszej części mojej opowieści. Przez wzgląd na mnóstwo niezwykłych doświadczeń i obserwacji związanych z tym wyjątkowym miesiącem, Lipusiowi poświęcony będzie osobny wątek.

kmroz - 23 Grudzień 2021, 11:20

Twoja utopia z 30.06.2021 przypomina mi to, co miałem dokladnie 5 miesięcy wcześniej. Cieszę się że mogłem w końcu przeczytać o tym dniu, u mnie było to wielkie rozczarowanie, miałem wtedy wręcz etap bycia uuuodkladanioopadowcem.

Co do reszty to widzę, że ten twój czerwiec to trochę przypominał lipiec 2013, w zasadzie tylko 24.06 i 30.06 zrobiły różnice. Niemniej miesiąc na pewno bardzo oczekiwany po wiosnie.

Mocno mnie też wzruszyły twoje opowieści o studiach i czasy kiedy jeszcze sam tym się przejmowałem mocno. Właściwie ostatnio mnie tak to emocjonowalo właśnie w czerwcu 2018, kiedy podobnie jak Ty 3 lata i 2 dni później, a ja 28.06.2018, też przeżyłem takie całkowite uwolnienie. Potem niestety stałem się zupełnie nnym typem studenta. Ale cóż. Mam nadzieję, że w rocznicę opisywanego tutaj miesiąca, wreszcie uda mi się dostać po 2.5 roku opóźnienia tytuł inżyniera... Zostało mało, ale im mniej, tym trudniej się zmotywować i wziąć.

pawel - 23 Grudzień 2021, 11:28

Spróbuję złożyć do pdf-a opowieści PiotraNS, tyle że to będzie wymagało duużo cierpliwości ;-) Nawet nie mogę określić, kiedy uda się ukończyć.
kmroz - 23 Grudzień 2021, 12:32

A pdf da się wstawić na, to forum?
Bartek617 - 23 Grudzień 2021, 14:01

Czerwiec do prawie końca roku szkolnego był spokojnym miesiącem, tak naprawdę dopiero od ok. 20.06. coś się zaczęło zmieniać... :cry: Doświadczając burz w końcówce tegoż miesiąca i w trakcie lipca nie sądziłem, że pokocham momenty, w których leje i temp. podczas przebiegu spada (dawniej nawet tego nie lubiłem) ;-) - nawet jeśli, jak się później niekiedy okazywało, to były krótkotrwałe zjawiska, które zapewniały ulgę... :cry: Akurat fakt, że czerwiec był jednym z najcieplejszych mi się nie podoba- mi się podobało, że pierwsze dni przyniosły namiastkę połączenia, które nieczęsto się naprawdę zdarza: chłodno (dla niektórych może nawet zimno), ale słonecznie. ;-) No i też tak jak wspomniałem: lubię tylko początkowe fazy ociepleń: rozumiem, jak np. z 20/5 temp. rośnie do 25/10, a nawet zdarzają się strzały pod "30" i więcej, ale na Boga sympatii do ciepłych nocy (15+) nigdy nie zyskam- jedna na kilka/kilkanaście dni może się zdarzyć (zwłaszcza jak niebo jest zachmurzone całkowicie, pada podczas niej deszcz i wieje wiatr), ale po co częściej... :-(

Wpis wspomnieniowy fajny ;-) , ale dla mnie burze są akurat ciemniejszą stroną tegorocznego czerwca. :-(

PiotrNS - 25 Grudzień 2021, 16:52

Dziękuję Wam za miłe słowa :) Kmroz, ten dzień rzeczywiście był wręcz utopijnie miły. Wiele razy pisałem o tym, że mam szczęście, bo z paroma wyjątkami, zazwyczaj dobry okres w życiu napotyka na dobrą, sprzyjającą mi pogodę, ale chyba jeszcze nigdy nie było to tak wyraźne jak właśnie tego dnia, który pod względem pogody uznaję za najlepszy w całym 2021 roku - 15 lipca to jednak specyficzny i co tutaj dużo pisać, niebezpieczny dzień, raczej nie skorzystałbym w nim z pogody tyle i tak przyjemnie, jak wtedy. 30 czerwca to w gruncie rzeczy cztery burze, a do tego dużo Słońca, super termika i do tego ta euforia w życiu. Ostatnio myślałem sobie o tym, jak byłoby fajnie, gdyby cały ten rok przesunąć o jeden dzień i w ten sposób sprawić, żeby Wigilia wyglądała tak samo jak 23 grudnia. Ale pomyślałem też o tym, że w takim razie 30 czerwca stałby się dniem ostatniego egzaminu i zmarnowałbym znaczną jego część (może nie tyle zmarnowałbym, co nie mógłbym z niego w pełni skorzystać), a pierwszy pełny dzień wakacji nie byłby już tak fajny.
Co do czerwca 2018 i Twoich studenckich przeżyć, to właśnie przypomniałem sobie jak dawniej gdzieś napisałeś (może nawet jeszcze na Meteomodelu), że pomimo pogody bardzo dobrze wspominasz III dekadę czerwca 2018 i właściwie tylko przegrane polskiej reprezentacji na Mundialu w Rosji psuły ten czas. Mam nadzieję że wkrótce staniesz się inżynierem i domkniesz ten rozdział swojej edukacji, myślę że warto się na tym skupić i zakończyć co rozpocząłeś (choć wiem że nie jest to łatwe, sam miewam często kłopoty ze skupieniem na swoich zajęciach, co widzę zwłaszcza teraz, w dobie pseudonauczania). Osobiście mam nadzieję, że na koniec IV roku w czerwcu 2022 też pójdzie mi dobrze i przeżyję kolejny taki dzień jak 30.06.2021 (choć łatwo nie będzie, mam do zdania 4 duże przedmioty i jeśli nie urwę sobie któregoś w przedterminie, to może być trudno).

Bartek, ja za ciągami takich ciepłych nocy też jakoś mocno nie przepadam, ale na pewno je polubiłem, głównie wtedy, gdy niosą ze sobą burze. Przekonałem się do tropikalnej wersji lata i choć nie chciałbym, aby było tak cały czas (ochłodzenia w tej postaci, której nie cierpi FKP, czyli lampka, lekkie ciepło w ciągu dnia i chłodna noc, też lubię), to na pewno doceniłem tę postać lata. Taka pora roku trwa krótko, a później da się za tym zatęsknić, co sam przeżywam ;)

kmroz - 25 Grudzień 2021, 16:54

Pogoda w 3 dekadzie czerwca 2018 to akurat był odczuwalny plus - chociaż na chwilę spokój od czerwonego i miętowego szaleństwa i amoku.
PiotrNS - 25 Grudzień 2021, 17:05

Oj tak, zdecydowanie. Od około 18 czerwca do plus minus 20 lipca trwał okres odpoczynku od tej paniki, choć niestety poza III dekadą czerwca i tak zdarzały się podrygi czerwieni i dalsze narzekanie na co się tylko da. W III dekadzie lipca przyszedł już zmasowany atak i wtedy autentycznie było mi żal tego minionego, chłodnego okresu (bo przecież II dekada lipca 2018 była bardzo zimna, ani nie próbuj się z tym nie zgadzać :!: :lol: ) i uuglobciowałem często wbrew sobie. Dobrze, że w tym roku już był spokój na blogach, choć z drugiej strony, rzadko je przeglądałem. Niektóry nie narzekali na gorąco, bo wiedzieli że byłoby to bardzo niekonsekwentne, skoro jeszcze kilka tygodni wcześniej przeżywali publiczną histerię z powodu zimna i - co najgorsze - nieskończonego deszczu...
kmroz - 25 Grudzień 2021, 17:08

Podczas mojej rozmowy o pracę mój szef (widząc w moim CV informacje o zainteresowaniach) zadał pytanie w stylu "kiedy skończą się te pier*olone upały". Był to chyba 21.06 jak mnie pamięć nie myli, ale trochę zapomniałem, w ogóle z tej drugiej połowy czerwca mi sporo z głowy wyleciało, zresztą Lipusia :prayer: poza kwestiami pogodowymi też wcale tak super nie pamiętam dzień po dniu, szczerze mówiąc, to rok 2021 chyba najsłabiej pamiętam ze wszystkich po 2005, jeśli chodzi o szczegółowe wydarzenia każdego dnia. Chyba się starzeje.
PiotrNS - 25 Grudzień 2021, 17:15

Hah, gdybym usłyszał dosłownie takie pytanie z tym słowem, to chyba bym się zaśmiał, bo czasami nie mogę się powstrzymać w niewłaściwych momentach :lol: Ja to nie słyszałem specjalnie wielu narzekań na upały w czerwcu tego roku, jedynie trochę rodzice. Przed 18 czerwca na ogół dominowało zadowolenie z pogody, natomiast Twojego szefa trochę rozumiem, bowiem tego dnia upał trwał już któryś dzień z kolei, a prognozy nadal były niejednoznaczne i wskazywały na to, że po krótkim ochłodzeniu znowu się ociepli. Wprawdzie w burzowej wersji, ale jak ktoś sprawdzał prognozy bez zwrócenia na to uwagi, to sama perspektywa tak wysokich temperatur mogła zmartwić. Ja akurat 21 czerwca czułem się dobrze, było mi wręcz przyjemnie, jak w żadnym innym dniu tego okresu.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group