Forum wielotematyczne LUKEDIRT Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!
2021 rok - Był taki rok - opowieść PiotraNS
kmroz - 25 Grudzień 2021, 17:17 Ja też w tym roku ani razu nie narzekałem na gorąco, trochę się tylko z tyłu głowy obawiałem tych prognoz z okolicy 10.08 Mimo, że publicznie je wyśmiewałem (i bardzo dobrze). Jednak kolejna sierpniowa fala upałów, zwłaszcza taka pustynna, już by wyprowadziła mnie z równowagi.PiotrNS - 30 Grudzień 2021, 20:27 Odcinek 7 - Sierpień
Początek nowego miesiąca należał do wyjątkowo stresujących. Choć rano niebo pokrywało wiele łagodnych, niebudzących wielu obaw chmur, to osoba śledząca prognozy z łatwością wyczuwała w tym powietrzu napięcie. Zachmurzenie we wczesnych godzinach rozlewało się coraz bardziej, aż niebo stało się całkiem zakryte. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10416 Choć obiegowe opinie każą nie przejmować się burzowymi zagrożeniami, kiedy niebo tak wygląda, a temperatura nie jest wygórowana - okolice 20 stopni były odczuwalne jak chłód - to wszyscy wiemy, że pogoda potrafi mocno zaskoczyć. Na ten dzień zapowiadano potężne burze. Miały nadejść od strony Słowacji i przynieść niszczące porywy wiatru, deszcz i - co najbardziej mnie martwiło - duży grad. A wraz ze zbliżaniem się tego czasu, prognozy wcale nie wycofywały się z zapowiadanego zagrożenia, lecz podtrzymywały trzeci stopień zagrożenia. Tego dnia naprawdę się bałem. Nawet trudno było mi oderwać myśli od czekających mnie godzin i gdybym nie zajął się pisaniem sprawozdania z dnia 15 lipca, to pewnie myślałbym o tym cały czas. 1 sierpnia od pisania oderwał mnie tylko złoty medal polskiej sztafety na Igrzyskach Olimpijskich, a prócz tego nawet nie zauważyłem, że wyszło Słońce i temperatura podniosła się do 25 stopni. A wtedy już zaczęło pachnieć burzą. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10417 Z biegiem czasu zapowiedzi zaczęły się powoli uspokajać, a zresztą sam nie widziałem żadnych niepokojących symptomów na radarach i detektorach. Już byłem spokojny, ale najwyraźniej zapomniałem o 11 przykazaniu - "Jeśli mieszkasz w Nowym Sączu, jest 2021 rok i przewiduje się możliwość wystąpienia burzy - to będziesz się jej spodziewał". Po godzinie 18:00 niebo zaczęło zakrywać się ciemnymi, stalowymi chmurami. Tym razem jednak nie na zachodzie, lecz na południu. Choć widoki przed burzą bywały groźniejsze, to i te nie szczędziły emocji. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10418 Nie czułem jednak obaw, wiedziałem że to nie ten rodzaj burz, który miał wyrządzić dzisiaj tyle zamieszania. Wyszedłem na balkon i jak na zawołanie, już po chwili uderzył pierwszy, doziemny piorun. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10419 Obserwowałem przez chwilę wyładowania, które uderzały już przed górami, a więc całkiem blisko mnie. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10420 Po chwili zaczął jednak padać deszcz, który na szczęście przyszedł od innej strony niż wyładowania, a dzięki temu nie odciął mnie od widowiska. Było jasno i głośno, ale burza stopniowo przesuwała się lekko na zachód, niknąc po jakimś czasie za domami. Około 19:00 czułem się już nieletnio. Zrobiło się ciemno, padał ulewny deszcz, odzywały się grzmoty (kilkakrotnie naprawdę donośne), a ja - zdając sobie sprawę ze skracania się dnia i potwierdzonych prognoz - po raz pierwszy od dawna odczułem rozpoczynający się miesiąc jako miesiąc zmiany. Wieczorem obejrzałem koncert piosenek powstańczych i "Miasto 44", po czym otworzyłem się na ochłodzenie. Ale i ono miało swoje niespodzianki. W dniach 2-4 sierpnia kończyłem swoje praktyki, lecz niestety w tych trzech dniach pani która była moim opiekunem praktyk, była już na urlopie i nudziłem się przez tę parę godzin, chodziłem do pracy właściwie tylko po to, żeby "odbębnić" obecność, robiłem niewiele. Po powrotach najczęściej śledziłem olimpijskie zmagania, a potem zwyczajnie włóczyłem się po ogrodzie i okolicy, a także udzielałem się na forum, gdzie w lipcu pisałem trochę mniej postów (po roku akademickim postanowiłem sobie, że w lipcu nie będę siedział przy komputerze, posty pisałem z telefonu, a tak gorzej mi się pisze moje elaboraty). Czułem ochłodzenie, choć dopóki temperatury przekraczały 20 stopni przez większą część doby, nie było to tak silne uczucie i jeszcze nie byłem przekonany co do ujemnej anomalii miesiąca. 2 sierpnia czas upływał mi dosyć leniwie, aż zobaczyłem to... Kiedy pokazała się tak piękna chmura szelfowa, a dodatkowo udało mi się uwiecznić błyskawicę, przypomniała mi się chmura widoczna w Łodzi 2 lipca 2007 roku. http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4070 Poczułem wtedy spełnienie tym pięknym sezonem. Byłem przeszczęśliwy, ale kiedy silny deszcz ustąpił, a niebo zaczęło się uroczo rozpogadzać, zrozumiałem że to ochłodzenie to nie przelewki. Patrząc na nienagannie czyste niebo i czując chłód, sytuacja kojarzyła mi się wręcz z... październikiem. I to takim złośliwym Kiedy nocą jak zwykle wyszedłem na balkon, czułem wręcz zimno. Jakby było 10 stopni. W sumie niewiele się pomyliłem, ponieważ o 23:00 notowano oficjalnie 12,5, a u mnie na obrzeżach miasta, zapewne było ich jeszcze mniej. Niedogodności termiczne rekompensował mi za to wspaniały widok na niebie. Do opozycji zbliżał się Jowisz, który przy tak dobrej widoczności wyglądał jak skrząca się perła na brzegu morza (nie mogę się doczekać przyszłorocznego sezonu obserwacyjnego, który będzie prawdziwą jowiszową ucztą). Gwiazdy było widać bardzo wyraźnie, była to chyba jedna z najlepszych do obserwacji nocy w tym roku, a na pewno w lecie (w całym roku mistrzostwo zdobyły jednak noce z majowego ocieplenia). Ale jednak lepiej mi było pod kołderką. 3 sierpnia, kiedy powitała mnie rześka lampka, przypomniał mi się normalny termicznie i słoneczny sierpień 2016. Uświadomiłem sobie, że zapewne ciepłe noce i poranki minionego lipca, odeszły do historii wraz z nim. Dzień należał do przyjemnych, ale niestety jego atmosferę, pomimo wielu zdobytych wówczas medali (co ciekawe, również na IO 2012 dzień 3 sierpnia był bardzo szczęśliwy dla polskich sportowców) zepsuła "klątwa ćwierćfinałów" siatkarzy, którzy przegrali mecz z Francuzami. Wieczorem niedaleko krążyły burze, ale akurat tego dnia nie dotarły do mnie z północy, tylko parę razy zagrzmiało. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10421 4 sierpnia z żalem zakończyłem praktyki i oczekiwałem na pluchę, która tego dnia zataczała już coraz szersze kręgi. Już wczesnym popołudniem miałem wrażenie, jakby zaraz miało zacząć padać, ale ostatecznie plucha przyszła dopiero wieczorem i to na słabszym poziomie niż chociażby w Limanowej, o zalewanym Krakowie nie wspominając. Już wtedy pojawiały się wzmianki o możliwym rekordowo mokrym sierpniu, choć u siebie, widząc dość skromne opady, na razie w to wątpiłem. 5 sierpnia lało już jednak przez cały dzień przy niskiej temperaturze. Chwilowo deszcz się uspokajał, ale i tak było nieprzyjemnie, chłodno i mogłem tylko pomarzyć o rozpogodzeniach. Tego, jak również następnego dnia, wyjeżdżałem do miasta i miałem tylko ochotę na jak najszybszy powrót do domu. Było paskudnie, a 6 sierpnia dodatkowo chłód stawał się wręcz przejmujący. Pod względem średniej dobowej, dzień ów zapisał się najniżej od 14 czerwca, zaś pod względem temperatury maksymalnej, która wyniosła 19,1 stopnia - od 1 czerwca. Wydawał mi się straszny. Okresowe lekkie rozpogodzenia pasowały do tej zimnicy jak kwiatek do kożucha, do tego czasami powiewał wiatr i ten zimny deszcz wkraczał jakby ze zdwojoną siłą. Czułem, że pewien etap lata się zakończył, lecz zarazem widziałem, że przede mną jeszcze całkiem sporo letnich dni. Rozpoczynał się całkiem długi okres, który wręcz idealnie wpasował się w moje preferencje. Cieszę się z tego, że wieczorem 6 sierpnia http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10422 , przerażony zimnem odstąpiłem od swoich planów dotyczących obserwacji astronomicznych, gdyż dzięki temu nazajutrz już od rana byłem gotowy na jedną z najlepszych i najpiękniejszych widokowo i pogodowo rowerowych wycieczek, jakie stały się moim udziałem kiedykolwiek. http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4406http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4090 Można krytykować 7 sierpnia za chłodną noc i nieco zamglony, nie za ciepły poranek (czułem nawet lekki dyskomfort w rowerowej koszulce na początku wyjazdu, jeszcze w NS), jednak dalsza część dnia z błękitnym, cumulusowym niebem i maksymalnie 27 stopniami, jawiła mi się jako wręcz idealna. Zapraszam pod te linki: To była taka krótka przerwa od deszczu i burz, które powróciły już nazajutrz. 8 sierpnia miał znacznie cieplejszą noc, jakby wziętą z Lipusia (minimalnie 17,7 stopnia), jednak sam dzień należał do chłodniejszych i bardziej pochmurnych. Ten dzień wspominam na forum średnio, bo trochę pokłóciliśmy się o prawdziwość we wrześniu, jednak sama pogoda mniej więcej w tym samym czasie zaskakiwała bardziej pozytywnie niż złośnik z południa. O godzinie 18:45 zrobiłem to zdjęcie, chmury były bardzo malownicze. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10423 Na południu tworzyła się burza i robiło się tam bardzo ciemno. Równolegle z tym, strefa nowych wyładowań zagnieździła się niedaleko na północ ode mnie i stopniowo zaczęła mnie otaczać. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10424 Padać zaczęło już po krótkim czasie, ale na razie słabo i przy świecącym lekko przez chmury Słońcu. Malownicza ściana wody, za którą skryły się pioruny, nadeszła około 19:15. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10425 Niebawem burza ustąpiła i nawet niewiele błyskawic widziałem w jej trakcie, jednak nie można jej odmówić tego, że ulokowała się niemal centralnie nade mną. Kiedy przestało padać, robiło się już ciemno, ale wybrałem się jeszcze na rower, aby pomknąć pustoszejącymi i lekko wilgotnymi ścieżkami przez oświetlane odcinki. Nad miastem nadal tkwiły ciężkie, ciemne chmury. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10426http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10427 Zrobiło się chłodniej, ale na szczęście blisko 20 stopni, więc nie było mi źle. Kiedy po miłej przejażdżce, około 21:00 wróciłem do domu, zauważyłem że jakaś akcja rozkręca się nad Słowacją. I choć w pierwszym momencie pomyślałem, że dwie burze w ciągu doby kolejny raz w tym roku byłyby już nadmiernym szczęściem i pewnie mnie to nie spotka, szybko przypomniałem sobie 11-te przykazanie. I słusznie. Około 23:30, kiedy wstawiałem na forum zdjęcia z Jaworza, na zachodzie zaczęło już ostro się błyskać. Z nieba zniknęły widoczne wcześniej gazowe olbrzymy, a za oknem widoczna była zarówno inicjatywa okolic Suchej Beskidzkiej, jak również Słowacji. Po jakimś czasie częstotliwość wyładowań jednak spadła, ponieważ jedna z burz oddaliła się, zaś ta znad Słowacji wydawała mi się osłabiać. Zasnąłem na chwilę, ale krótko po 1:00 obudziły mnie grzmoty. Dojdzie! Ktoś driftował na parkingu niedaleko, a dźwięki jego hamulców były coraz częściej tłumione przez burzę. Rozwój zjawisk nad Podhalem połączył pojedyncze małe komórki w logiczną całośći kazał po raz kolejny budzić się w środku nocy, aby to zobaczyć. Burza najpierw wydawała się dosyć standardowa - wyładowań nie było jakoś bardzo dużo, nie wiało, nie padało, a temperatura obniżyła się do 17 stopni. Dopiero tuż przed 2:00 nastąpiło apogeum. Z niewyjaśnionych przyczyn, burza osiągnęła największą moc właśnie nad Nowym Sączem. Wyładowania sypały się jak z rękawa, puścił się ulewny deszcz, a do całości dołączył wiatr. Burze tej nocy przewaliły się przez całą Słowację i Węgry; w tym czasie zamiast lokalnych nawałnic najczęściej do głosu dochodziły całe fronty burzowe. Momentami drzewa chyliły się naprawdę nisko i mimo że burza trwała dosyć krótko, okna były mokre aż do rana. Wspominam to zjawisko jako jedno z najlepszych, mimo że na tle innych burz sezonu 2021 było raczej mocno przeciętne. A było warto. Nowy dzień powitał mnie cudownym, błękitnym niebem i nadal czekającymi na mnie kropelkami wody na szybie. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10428 Nastały niewymownie urocze dni z lampką, błękitem i niewielkimi obłoczkami, a zarazem przyjemnymi temperaturami w granicach 25-26 stopni (tylko 10-go było 28). Bardzo miło je wspominam, było mi trzeba takiego uspokojenia i łagodnej, przyjemnie ciepłej pogody. Wieczorami zerkałem w niebo, zaś w ciągu dnia jeździłem po okolicy. 9 sierpnia, w dniu po nocnej burzy udałem się na ścieżkę nad Dunajcem i do Starego Sącza (uwielbiam klimat tego miasteczka w letnie wieczory) http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10429http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10430http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10431http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10432 , zaś następnego dnia krążyłem po Pogórzu Rożnowskim, szukając zarazem fajnych punktów z widokiem na moje miasto. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10433http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10434http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10435http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10436http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10437 10 sierpnia zdominowało jednak co innego, jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie w tym roku widziałem w ogóle! Istny raj dla mnie, widok spełniający wiele moich marzeń. http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4443 Przy takiej atmosferyczno-astronomicznej symfonii zapominałem nawet o zapowiadanym, niepokojącym "Lucyferze" znad Sycylii, który miał przygnać do nas 34-stopniowy upał. Zdarzyło mi się nawet uuglobciować z tego powodu i mimo wszystko myślałem, że tegoroczny sierpień będzie ciepły, tylko po prostu nie aż tak jak minione. W nocy z 12 na 13 sierpnia, po uroczym wieczorze spędzonym nad Kamienicą http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10438 , oddałem się obserwacji Perseidów (tym razem tych prawdziwych). Choć w tym roku rój meteorów nie był bardzo obfity, to o godzinie 1:04 zaobserwowałem jeden z najpiękniejszych bolidów w swoim życiu - o mały włos i bym go uchwycił, niestety mam tylko pozbawiony go kawałek, poleciał za daleko na zachód od kadru. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10439 Gorący 14 sierpnia także wykorzystałem ambitnie. Pokonując podjazdy w południowych granicach Nowego Sącza, przy 29 stopniach musiałem nawet na chwilę przystanąć i odpocząć, jednak zrekompensował mi to późniejszy długi a łagodny zjazd, na którym rower jakby jechał sam. Zrobiłem wtedy wiele zdjęć, polecam zajrzeć: http://www.lukedirt.com.p...p=104474#104474 Na tym etapie prognozy pogody były już łagodzone i po popołudniowej burzy (mimo że na zdjęciach jest lampa, słaba chłodząca burza i tak wystąpiła), było wiadomo, że ta wielka, monstrualna, niszcząca fala upałów prosto znad Afryki względnie Sycylii potrwa dwa dni i przyniesie najwyżej 31 stopni. A i to było temperaturą mocno ograniczoną. Następnego dnia wstałem wcześnie, zszokowany tym jak późno wstaje dzień. Mnie wydawało się, że to piękne lato nie zna ograniczeń nawet w astronomicznych prawach. Poranek był bardzo ładny, bezchmurny. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10440 W świąteczny dzień 15 sierpnia maksymalną wartością godzinową było... 28,8. Minimalny upał musiał być zatem bardzo krótkotrwały, ale nic dziwnego skoro wzrost temperatury został w środku dnia przerwany tak miło. Słaba burza objawiła się swoim kowadłem już około 12:00 http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10441 , zaś godzinę później, akurat jak poszedłem się opalać, niebo pokryło się już chmurami. Na dworze, wraz z rodzicami, oglądaliśmy naszą elewację i zastanawialiśmy się, jak ją odnowić w przyszłorocznym remoncie. I to akurat wtedy, gdy podobnie jak 24 czerwca słychać było grzmoty. Na szczęście burza nie była znacznych rozmiarów ani gwałtowna, jednak przyniosła niebywałą atrakcję - coś, co w obliczu wielu dyskusji o "prawdziwości" nazwałem "prawdziwym letnim deszczem". http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10442 W tym samym czasie, gdy na wschodzie biły pioruny, a nade mną padał całkiem intensywny deszcz, niemal w środku dnia rozpogodzenia zmierzające od zachodu wywołały wrażenie opadu z jasnego nieba. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10443 Cieplutki, oświetlony deszczyk na tle świeżej zieleni prezentował się cudownie, to kolejny po 10 sierpnia i wieczornej odległej burzy, wspaniały widok który chciałbym z tego sierpnia zapamiętać. O ile tego typu opady dość często zdarzają się przy zachodzącym Słońcu, to tego rodzaju widok przy lampce prawie w zenicie, jest czymś zupełnie niestandardowym. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10444 Reszta dnia upływała już raczej sielsko, choć temperatura jeszcze wzrosła i było nawet 27,5 stopnia. Pod wieczór przyszła do nas kuzynka z narzeczonym, aby zaprosić nas na ślub i wesele. Dawno nie mieliśmy kontaktu, więc rozmawialiśmy bardzo długo, potem jeszcze na polu jak zbierali się już do wyjścia. W tym czasie nadal było słychać grzmoty na wschodnim i południowym niebie, jednak widać w tamtą stronę było tylko chmury. I tak zbliżamy się do kolejnej bardzo fajnej małej rzeczy, którą przyniósł mi sierpień tego roku. Nocą, przed pójściem spać, uprzedzony o możliwości rozwoju dynamicznych burzowych zjawisk w kolejnych godzinach, zerknąłem na detektor. Nie widziałem żadnych zjawisk w pobliżu Nowego Sącza, w ogóle cała Polska była czysta. Wyszedłem na balkon przypatrzeć się gwiazdom, które pomimo lekkiego zachmurzenia były nieźle widoczne. Przed sobą miałem inne domy, zaś za nimi, na tle podświetlonego nieba wyróżniały się góry Beskidu Sądeckiego. Grały pasikoniki i nastrój był bardzo spokojny, aż nagle w małej górskiej niszy, między krańcem Beskidu Sądeckiego a wzgórzami otaczającymi miasto coś jakby wybuchło jasnym, ale krótkim światłem. Czekałem na huk, ale ten nie nastąpił. Czekałem jeszcze chwilę, aż nagle blask się powtórzył. I szybko stało się jasne - to burza znad... Budapesztu. Komórka szalejąca nad północnymi i częściowo centralnymi Węgrami była widoczna z mojego balkonu. Niektóre wyładowania notowano już po słowackiej stronie, ale były one w zdecydowanej mniejszości. Stało się jasne, że obserwuję burzę znad Węgier, burzę która daje pokaz miedzy innymi w Budapeszcie, nad Dunajem. Zapewne było ją widać nawet znad Balatonu. Patrzyłem na to widowisko, jak przy dźwięku pasikoników co jakiś czas błyskało się tam na pomarańczowo i mogłem zobaczyć nawet kształt chmury. Zdałem sobie wtedy sprawę, jak wielu ludzi mogą połączyć burze, jak wiele granic potrafi przebyć pogoda z całym swoim inwentarzem. Nazwałem tę burzę "wyszehradzką" i rozmyślałem o Węgrzech, Budapeszcie (nomen omen stolicy bliższej mi w linii prostej niż Warszawa) tak, że aż przyszła mi ochota na węgierskie jedzenie. I co ciekawe tak było, 16 sierpnia miałem na obiad gulasz, i to prawdziwy, bez zagęszczania mąką (jak pan Makłowicz powiedział). A był to kolejny niezwykły dzień, choć najważniejsze zachował na koniec. 16 sierpnia to najcieplejsza doba w całym miesiącu. Jego temperatura średnia wyniosła 23,2 stopnia, zatem pasował bardziej do lipca (swoją drogą to niezwykłe, że najgorętsza sierpniowa doba zajęła dopiero 12 miejsce w roku), głównie za sprawą ciepłych nocy i ogólnego tropiku. I zaskoczę - pomimo przeżycia całego lipca w dobrym nastroju i przyzwyczajenia do takiej pogody, 16 sierpnia czułem się źle. Choć notowano tylko maksymalnie 30,3 stopnia (czyli żaden wielki upał), przy tym tropiku i mleku na niebie rozgarniętym raz po raz kolejnymi cumulonimbusami, czułem się ospale i nie miałem ochoty na nic poza gulaszem i burzą. Temperatura tego dnia spadała wolno i dość długo odczuwałem z jej powodu dyskomfort - aż do wieczora, kiedy wszelkie ostrzeżenia już się klarowały - czego nie dostałem 1 sierpnia, otrzymam tej nocy. Kiedy po 19:00 poszedłem do ogrodu, widziałem już błyskawice na południowym-wschodzie, małą burzę która narobiła trochę zamieszania w okolicy Krynicy-Zdroju. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10445 Właśnie ta burza powstrzymała mnie przed wieczornym wyjazdem na rowerze, choć jak się później okazało - niepotrzebnie. To była płotka, a wielki sum dopiero płynął. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10446 Na niebie pokazywały się kolejne cumulusy, które wobec zapadającego zmroku zmieniały kolor i stawały się brunatno-szare. Bardzo proszę, napiszcie czy z tego zdjęcia i nieba bije złowrogi nastrój. Zrobiłem je o godzinie 20:44, kiedy widząc już bardzo niebezpieczną sytuację, postanowiłem wybrać się nad Kamienicę w celu wypatrywania pierwszych błysków. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10447 Burze zmierzały "na raty" - pierwsza transza wkraczała już do Polski, zaś druga, większa część burzy jeszcze czaiła się nad Słowacją. O 21:00 duża chmura zakryła już niebo i zapadł zmrok. Wyglądałem w tamtym kierunku, to tam gdzie widać wieżę kościelną. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10448 Siedziałem w tamtym miejscu około 20 minut chłonąc ciepły wieczór i miłą atmosferę lata mającego być za chwile tak dynamiczną porą roku. Jednak pomimo starań, pomimo wysokich oczekiwań wyniesionych z obserwacji niedawnej budapesztańskiej burzy, nic nie zobaczyłem. Tak wróciłem do domu (sarna przebiegła mi drogę) i zebrałem się do spania. Dopiero przed północą coś bardzo delikatnie błysło, ale jako że całe niebo było zachmurzone i nawet wnikliwe obserwacje nie pozwoliłyby mi na wygodną obserwację chmury burzowej, poszedłem spać. Obudziłem się 14 sierpnia 2014, młodszy o 7 lat. W okamgnieniu zobaczyłem bardzo częste błyski - niezbyt jasne, ale intensywne, jakby ktoś trochę dalej robił zdjęcia z lampą błyskową. Nie było grzmotów, tylko jeden wielki, przeciągły pomruk jak z zionącego lawą wulkanu. Co sekundę niebo było rozświetlane, a do ogólnego zamieszania dołączał już deszcz. Na Facebooku powitał mnie napisany dużymi literami napis "Nowy Sącz uważajcie!", a kiedy wszedłem na stronę detektora wyładowań, aż mnie zamurowało. Wkraczała olbrzymia burza, przy której nawet 24 czerwca czy 15 lipca wydawały się bardzo ograniczonymi, lokalnymi zjawiskami. Wygięty kształt nawałnicy sięgającej od Krakowa po Budapeszt sam w sobie wywoływał obawy, ale najwięcej stresu dostarczyła widoczna "wypustka" burzy zmierzająca centralnie nad Nowy Sącz. Na shoutboxie pomimo późnej pory dyskutowało jeszcze wielu użytkowników. Pamiętam, że napisałem "Królowo czy to ty?". Kmroz odpisał mi, że to jeszcze większa burza od Królowej z 2014 roku. A jej szczyt dopiero przede mną. Zacząłem nagrywać, gdyż robienie zdjęć przy takim natężeniu wyładowań i tak niewiele by dało, zresztą nie było widać kształtów błyskawic. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10461http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10449 Minuta mijała za minutą we wciąż niestłumionym szumie grzmotów aż w końcu, tuż przed 2:00 uderzył wiatr, który swoim naciskiem nagle zgiął drzewa w pół. Deszcz (co widziałem w świetle piorunów) zacinał poziomo, a w jednym momencie podczas potężnego porywu miałem wręcz wrażenie, że krople wody opierają się grawitacji. Bałem się, zwłaszcza że za ścianą wody nie było niczego widać, czy to derecho czy trąba powietrzna. Ale mimo wszystko cieszyłem się tym, że tak wielka nawałnica doskonale nadaje się na zakończenie niezwykłego sezonu burzowego, jak żadna inna. Wszyscy się obudzili. Przez kilka minut tylko wypatrywałem czy gdzieś nie łamią się drzewa, a pisząc na forum wysłany o 2:05 post, usłyszałem potężny strzał gdzieś niedaleko mnie, ale po drugiej stronie domu. Burza przesuwała się bowiem lekko na północny-wschód. Była wielka i niezwykle gwałtowna, tylko odrobinę lżejsza od tej sprzed siedmiu lat. Ale dość szybko przeszła, już 20 minut po 2-giej robiło się coraz spokojniej. Kiedy już po burzy, około 2:50 poszedłem jeszcze do kuchni napić się wody (a okna stamtąd wychodzą na południe i wschód), nadal widziałem po tamtej stronie mnóstwo szybkich wyładowań w oddalającej się chmurze. Jeszcze przez chwilę wypatrywałem tego żywiołu, ale po jakimś czasie położyłem się już do łóżka, gdzie powitał mnie nowy dzień - już zimny, ale okresowo całkiem ładny. Pod wieczór zaczęło się rozpogadzać, a ja pojechałem na rower w swoje ulubione, niedalekie strony. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10450http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10451http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10452 Chciałem zmierzyć jak długo jedzie się na rowerze spod kościoła w Mystkowie do mojego domu, wyszło mi równe 15 minut. Nawet nie wiem do czego mi się to przyda, ale nie zaszkodziło sprawdzić. Tego dnia notowano nie więcej niż 18 stopni, a temperatura maksymalna pochodziła sprzed nocnej nawałnicy, o której ktoś na lokalnej grupie napisał, że nie widział potężniejszej. Ile ludzi, tyle opinii. Moim zdaniem jednak 15 lipca rąbało mocniej, ale to też może dlatego, że właśnie po mojej stronie NS najwięcej padało i trzaskało najwięcej piorunów doziemnych. W każdym razie, ta burza w odróżnieniu od lipcowej, zmieniła w pogodzie bardzo dużo. 18 i 19 sierpnia 20 stopni było wprawdzie przekraczane, ale nieznacznie przy jednocześnie chłodnych nocach (poniżej 10 stopni). Jeszcze niedawno w prognozach obawiałem się fali upałów, a teraz całkowicie nieletniej końcówki miesiąca rodem z 1981 czy 1993 roku. 20 sierpnia 2021 był jeszcze dniem bardzo wydajnie ciepłym. Pomimo dominacji całkowitego zachmurzenia, temperatura wzrosła w nim do 25 stopni i z powrotem poczułem się tak, jakby ów pochmurny dzień przypadał na pełnię lata. Po południu wybrałem się na rowerze do Łabowej i Uhrynia, pokonując na odcinku Nawojowa-Łabowa drogę krajową 75, obiecując sobie że już więcej nie będę tamtędy jeździł na rowerze, chyba że w niedzielę przy braku ruchu ciężarówek. Potem bardzo przyjemnie podjechałem sobie pod sam początek górskiego szlaku wiodącego na Halę Łabowską http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10453 i wróciłem spokojnym zjazdem do Łabowej http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10455 , gdzie tego ciepłego lecz pochmurnego dnia, pięknie kwitły nawłocie http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10454 - niektórzy twierdzą, że to mimozy, którymi jesień się zaczyna. Ten dzień zaczynał z kolei ostatnie letnie ocieplenie, które 22 sierpnia po raz ostatni pozwoliło temperaturze przekroczyć 25 stopni. A był to najbardziej aktywny fizycznie dzień całego tego pięknego lata. Relację z niego już znacie http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4372http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4125http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4130 , podobnie jak moje zdumienie, niedowierzanie że już od jutra lato skończy się na dobre (chyba że wliczymy to „sielskie”). Tym razem jednak prognozy się sprawdziły. 23 sierpnia lało przez cały dzień i napadało przy chłodzie 38,5 mm deszczu. Tego dnia i tak nigdzie bym nie szedł, bo trochę bolały nogi po wczorajszym wysiłku, ale już 24-go okropnie się nudziłem i wziąłem się za powtórki do egzaminu z angielskiego, który każdy musi zaliczyć w toku studiów, a ja zapisałem się na drugi termin wrześniowy. Z tego okresu najbardziej pamiętam pogodny wieczór 25 sierpnia, a następnie bardzo zimną noc ze spadkiem temperatury do zaledwie 6,1 stopnia, po czym wręcz modelowo zachmurzyło się i cały dzień był zimny tak bardzo, że przez wiele przeszłych lat trudno takiego szukać. http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10456 Padający lekki deszcz przy 14 stopniach wydawał się wręcz mroźny, a średnia temperatura dobowa wynosząca tylko… 11,4, najmniej od 1998 roku. 27 sierpnia mocno zlał mnie deszcz i tylko kolejny, sobotni dzień pozwolił na radość ze Słońca i wyjazd na rowerze w nawet miłej, ale już zimnej pogodzie. Formalnie temperatura przekroczyła lekko 20 stopni, ale było to przekroczenie iluzoryczne, przy pędzie powietrza niewyczuwalne. W trakcie tego wyjazdu podjechałem od strony Librantowej na Mużeń, trzymając kciuki za to, aby udało mi się objąć na zdjęciach panoramę Nowego Sącza jeszcze przy lampie - i prawie się udało. http://www.lukedirt.com.p...er=asc&start=10 Ostatnie trzy dni sierpnia przyniosły już jednak pogodę niemiłosierną - ogromne pluchy zatapiające 30 sierpnia mój ogród (czegoś takiego w wyniku pluchy jeszcze nie widziałem, widać że poziom wód gruntowych musiał być wysoki) http://www.lukedirt.com.p...hp?pic_id=10462 przy zaledwie 13,3 stopnia notowanych tego dnia maksymalnie - to najniższa zanotowana w sierpniu temperatura tego rodzaju od 1989 roku. Choć w to nie dowierzałem, sierpień okazał rekordowo mokry z wyśrubowanym rekordem (co ważne, nie tylko za sprawą pluch, lecz także burz), a także stał się chłodny. Najbardziej od 2005, a gdyby było choć minimalnie chłodniej, byłby najchłodniejszym w wieku. Przykro było go żegnać, gdyż wraz z nim do historii przechodziło całe meteorologiczne lato. Po tylu dniach pluch trochę poniosły mnie emocje i 31 sierpnia wieczorem na shoutboxie nieco się rzucałem, ale po takiej pogodzie bardzo chciałem mimo wszystko trochę „sielskiego lata” we wrześniu. Na razie miałem poczucie, że kończąca się pora roku była jedyna w swoim rodzaju - niezwykle burzową, trzecią najbardziej mokrą w historii, a zarazem słoneczną i wielokrotnie zachwycającą pogodowo. Przełamała dwa spośród trzech schematów - dała ekstremalnie ciepły lipiec i dawno niewidziany chłodny sierpień. Tylko czerwiec wyszedł „po staremu”, czyli gorąco, ale jak sobie pomyślę o tym, że po fali upałów, po 24 czerwca zamiast kontynuacji dynamicznej pogody mogło wkroczyć zimno, to cieszę się z tego, że było jak było.
Sam sierpień oceniam dobrze. Parę razy na forum pisałem, że nie podoba mi się taki sierpień 2006, który przyniósł tylko „lato minimum” - niby ciepło, a jakby nie do końca, małe usłonecznienie (w dodatku „szarpane”, bez lampowych dni), prawie brak burz i dominację małych pluszak jeśli chodzi o opady. Napisałem, że wolałbym sierpień, który miałby okres strasznego zimna, ale za to w znacznej części byłby sprzyjający. I 2021 taki był. Miał nieszczególny początek i fatalny ostatni tydzień, ale za to szesnastodniowy okres 7-22 sierpnia właściwie w 100% odpowiadał moim preferencjom. Uważam go za wspaniały, miał wszystko włącznie z konkretnymi burzami, spokojną i nie za ciepłą lampką oraz dynamiczną, gorącą aurą w stylu lipca. I za te 16 dni wystawiam sierpniowi plus. Do tego wspaniała chmura szelfowa 2 sierpnia i już wychodzi mi przepis na najlepszy sierpień od jakiegoś czasu. Miałem okres lubienia sierpnia 2020, ale jednak ten pustynny czas był w nim za długi. A gdyby burza z nocy 31 sierpnia/1 września nie została zapisana opadowo przy sierpniu, cały okazałby się bardzo suchy. Lato 2021 było dużo lepsze, bardziej sprawiedliwe i emocjonujące. Pod niektórymi względami - bezkonkurencyjne. I za to nadal tak bardzo je lubię.kmroz - 30 Grudzień 2021, 22:27 Lato spełniło nasze sny I to naprawdę, a nie to co to pseuodlato z 2020 XD
Jak zwykle piękna relacja, widzę faktycznie, że super wspominasz okres 7-22.08, ja sierpień życiowo bardzo dobrze wspominam, jak mało który miesiąc, naprawdę było miło i sympatycznie na prawie każdym kroku. Spełniłem też swoje wieloletnie marzenie w tym miesiącu. Co do pogody, to uczucia mam mieszane, bardzo żałuję, że nie było w końcówce więcej takich dni jak chociażby 25.08 (który i tak za pogodny nie był swoją drogą, ale przynajmniej przeważało w nim słońce). Niemniej jedno wiem na pewno - bardzo potrzebowałem takiego rześkiego sierpnia, potrzebny był aby ostygnąć po królewskim duecie i przede wszystkim po straszliwej serii ognistych cierpniów.
Co do tej burzy z 16/17.08, to główne co mi się z nią kojarzy, to że u Ciebie właśnie mega szybko przeszła, jak taka klasyczna mezoskalowa formacja liniowa. U mnie wyglądało to zupełnie inaczej, była konkretna napierdalanka przez 3 godziny.
Mocno zwróciły moją uwagę też te zdjęcia rześkiego, pogodnego nieba na różnych etapach tego miesiąca, np 3.08 czy 7.08. Mimo, że ten miesiąc u mnie miał docelowo bardzo niskie usłonecznienie, to i tak z niego najlepiej zapamiętałem te rześkie, błękitne poranki, oczywiście głównie przed 24.08. Tych zielonych trawników, czasem wręcz nienaturalnie oroszonych wilgocią, też nie sposób pomylić z innym miesiącem.
PiotrNS - 30 Grudzień 2021, 22:50 Dziękuję Kmroz, właśnie mnie też pomimo tej ostatniej dekady sierpień kojarzy się jako słoneczny miesiąc, bardziej niż 2019. Niektóre zdjęcia mogą jednak nie odzwierciedlać w pełni całego dnia
np. 14 sierpnia może się wydawać dniem pełnej lampy i gorąca, a tu dwie godziny po powrocie z roweru przeszła burza i było już pochmurno. Najbardziej lubię 9 sierpnia - dzień zaczął się burzą z pięknym opadem, a potem tylko lampka i przyjemne ciepełko. W sierpniu było naprawdę miło i mnie też dobrze się wiodło, choć miesiąc sam w sobie był życiowo jednak o krok za Lipusiem. Wielka nawałnica była krótka, stąd m.in. uważam tę z 15 lipca za znacznie mocniejszą pomimo słabszego wiatru - wtedy przez około 40 minut rąbało bez chwili wytchnienia, a w sierpniu 20 minut i po krzyku.PiotrNS - 21 Marzec 2022, 20:32 Kurczę, zatrzymałem się na sierpniu. Po zmianie daty i nastaniu nowego roku zapomniałem o swojej tworzonej relacji i ją zarzuciłem wobec kurczącego się wolnego czasu Jednak w przypadku ostatnich miesięcy (zwłaszcza października i nudnopada) nie miałbym wiele do napisania, na pewno nie równałoby się to do opisów miesięcy od maja do sierpnia
Ostatnio kilka razy wyraziłem się jednak o 2021 roku wyjątkowo ciepło, co zdziwiło Kmroza. Obiecałem napisać wyjaśnienie, więc uczynię to teraz
Za co tak bardzo lubię 2021 rok
A to już wyjaśniam. Przedstawiam 10 powodów:
1. Dał nadzieję.
Rok 2021 był drugim najchłodniejszym rokiem okresu mojej pasji. Choć ze średnią temperaturą 8,8 stopnia nadal był cieplejszy od roku 2010 oraz lat 2003-2006, to nadal jest jednym z chłodniejszych roczników XXI wieku. Po serii ekstremalnie i wręcz rekordowo ciepłych lat, był to pewnego rodzaju powiew świeżości. Kiedy dobiegał końca słynny, naznaczony długotrwałymi wysokimi dodatnimi anomaliami rok 2018, liczyłem na to, że pewnym uspokojeniem będzie rok następny - a ten był jeszcze cieplejszy. Odnośnie roku 2021 nie miałem już takich oczekiwań, a tu tak miło mnie zaskoczył. Na brak bardzo ciepłego roku nie ma co narzekać - takich i tak będziemy jeszcze mieli pełno.
2. Starał się niemal zawsze.
W niemal każdym okresie 2021 roku występowała pogoda dająca powody do satysfakcji, a przynajmniej zasługująca na docenienie. Okresy przepięknej, śnieżnej zimy w styczniu, lutym i grudniu (zawartość zimy w całości zimowych miesięcy była średnia, ale to co było, reprezentowało niezły, a czasami wręcz bardzo dobry poziom), śnieżne konwekcje w marcu, elementy ciekawej "prawdziwej wiosenki" w kwietniu i maju, wspaniałe lato, dalej sporo miłych epizodów we wrześniu (przy czym dla mnie takowym jest również okres "sielski", wtedy zasłużony jak rzadko kiedy) na czele z prawdziwie letnim 16 września. Miesiącami prawie bez takich pozytywów były październik i listopad, kiedy moja pasja wręcz przygasła. To są z natury rzeczy nudne miesiące, a w tym roku szczególnie - prawdziwe wyże jesienią mnie kompletnie nie ruszają (chyba że trzeba popiotrować), wietrzna pogoda (obojętnie jaka) tym bardziej, a poza tym było sucho, mglisto i nieciekawie. Dużo bardziej wolę zeszłoroczny kwiecień, w którym coś się działo, od tego nudnopada, a nawet października. A propos kwietnia, to nie będę po nim cisnął - śnieżny epizod z połowy kwietnia wydawał mi się nawet ciekawy i cieszyłem się, że go przeżyłem, a ponadto ceniłem sobie jego ocieplenia takie jak 21, 29 czy 30 kwietnia - umiarkowanie słoneczne, z lekkimi opadami, bez wiatru i z zadowalającą temperaturą przez większość doby; bez stosowania zasady "albo ogień albo lód".
3. Pokazał mi rzeczy, jakich dotąd nie znałem.
Szczytem mojego uuglobciowania nie był słynny 11 lipca, który lubicie mi wypominać, a ja sam się z tego śmieję. Nie jest nim też Zima Trzydziestolecia, drugi miesiąc bieżącego roku ani nawet miesiąc, podczas którego w Posnanii można było poczuć, czym jest aura doskonała i letnie noce (z wyjątkami, jak zazwyczaj ).
Najgorzej było w sierpniu 2018. Niby wspominam miło, ale te katastroficzne dyskusje i posty na Meteomodelu połączone ze śledzeniem niewiarygodnych statystyk dotyczących anomalii w skali całego kraju (a zwłaszcza na zachodzie Polski oraz na Okęciu) wyzwoliły we mnie wiele niekoniecznie godnych pochwały emocji. Pamiętam jak któregoś wieczora jechałem sobie na rowerze po swojej leśnej, relaksującej trasie, i myślałem jak miałki stał się klimat w jakim żyję. Pomyślałem, że praktycznie nie wiem, czym są prawdziwie chłodne miesiące poza zimą, a moja empiryczna wiedza o naszym klimacie jest niepełna i wybrakowana przez brak świadomego przeżycia takich miesięcy, jakie mógłbym pamiętać będąc starszym o choćby 10 lat. Nie znałem chłodnego miesiąca wakacyjnego, prawdziwie lodowatego kwietnia ani w całości zimnej pory roku innej niż zima, oprócz jesieni 2007, którą jako-tako pamiętam.
No i przyszedł 2021 rok. Pokazał mi takie atrakcje, na których przeżycie już nie liczyłem. Wydawało mi się, że kwiecień z anomalią rzędu 2003 i wiosna, miesiąc letni czy jesień (to akurat nie w tym roku) tylko lekko poniżej normy, to maksimum na jakie nas stać i marzenia Jacoba należy spiotrować, bo po co dawać mu nadzieję skoro się nie spełnią Spełniły się
4. Wiedział kiedy można sobie pozwolić na więcej
Pod tym względem rok 2021 jest moim mistrzem. Ekstrema cieplne znane z lat 2018-2020 też występowały. Ale wtedy, gdy ich nadejście i trwanie mogło gorszyć tylko najbardziej złośliwych uuglobcistów takich jak ta menda z Kurortu. Okres gorącej i niemal bezchmurnej pogody w maju nadszedł po długim okresie anomalnych chłodów, "kurtkowej" pogody i wegetacji opóźnionej najbardziej od niemal ćwierć wieku, a za kilka dni nawet od lat 1978-82. Czerwiec 2021 z wysokim usłonecznieniem wprowadził letnią pogodę bardzo płynnie niemal idealnie od początku meteorologicznego lata. Choć na jakiś czas przestało padać, nic złego się nie działo, bowiem nadszedł po jednym z dziesięciu (Tadeusz Sznuk lubi ten post) najbardziej wilgotnych, bardzo regularnym maju, a w szerszym ujęciu - po mokrej wiośnie i zadowalającej zimie. Kiedy robiło się już sucho, najlepiej wiedział kiedy pozwolić na burzę, jakiej nie przeżył nikt. "Sielskie lato" we wrześniu nadeszło po rekordowo mokrym sierpniu z dość skrajną końcówką sierpnia. Osuszenie ziemi było wręcz konieczne. No i grudzień 2021 wiedział, że musi przyjść, bo w przeciwnym razie PiotrNS stanie się antygrudniowcem i zacznie pisać takie guślarskie posty, że Kmroz da mu bana.
5. Choć trochę przywrócił nadzieję w zimę.
Nie licząc grudnia 2020 (piszemy bowiem o roku 2021) zdarzało mu się podarować naprawdę piękne epizody. Wspaniały śnieżny tydzień 13-19 stycznia z największą od lat kumulacją śniegu, cudowny Lars z widokami iście bajkowymi, w dużej mierze piękny luty oraz nierzadko satysfakcjonujący grudzień udowadniały, ze tej pory roku nie można skreślać. Wiem, że to były epizody, a nie dominacja. Ale szczerze, to po okrutnej Trzydziestolatce bardziej niż dominacji trwałej, ale niespecjalnej zimy vide styczeń 2017, potrzebowałem chyba oblepionych drzew, głębokiej białej magii i wielkich płatów spadających z nieba. A gdyby nie ten cholerny styczniowy halniak, to w ogóle byłoby super. To było najgorsze, najokrutniejsze, żadna końcówka lutego nie mogła tego przebić.
6. Ratował sytuację hydrologiczną
Jako czwarty najbardziej wilgotny w historii rok, 2021 pomagał na różne sposoby. Oczywiście wiele było pluch i chwilowych oberwań chmury, jednak nawet spłaszczając ich znaczenie otrzymujemy rok, który pod tym względem naprawdę się starał. Padało bardzo regularnie przez znaczną część roku (a jak nie, to wtedy gdy można było sobie na to pozwolić) i do września włącznie nie było miesiąca sklasyfikowanego jako bardzo/anomalnie/ekstremalnie suchy - statystykę popsuł październik. Dodając do tego zadowalające roztopy, otrzymujemy rok prawie bez suszy - prawie, bo na początku III dekady czerwca robiło się już powoli siano.
7. Raczej łączył zamiast dzielić.
Rok 2021 potrafił zaspokoić wiele oczekiwań, a te niespełnione wynagradzał. Nawet w takim wyjątkowo zimnym kwietniu potrafił połączyć duży chłód i zimowe krajobrazy z wartościowym ciepełkiem. W ogóle w tym roku poza październikiem i listopadem rzadko panowała termiczna nijakość. To, co było dobre, często stawało się czymś naprawdę bardzo udanym (chociażby Bombowy Raczek), a kiedy było chłodno, to nierzadko porządnie, a nie na niby. Każdy znajdował coś dla siebie, a rozczarowani majem czy ogólnie wiosną, byli wynagradzani latem - z drugiej strony rozczarowani zimą otrzymywali dodatki do niej wiosną. Lekiem na jesienną nijakość stał się za to przywracający wiarę grudzień z regionalnie najlepszymi od lat Świętami.
8. Przyniósł fenomenalne lato
Dla mnie to najważniejsza pora roku, a tym razem byłem nim naprawdę oczarowany. Słowo daję, kompletna pora roku. Rewelacyjnie dynamiczne, a zarazem mające okres łagodnej lampki w czerwcu i ultrakompromisowej, uszytej na miarę pode mnie pogody 7-22 sierpnia. Drugie najbardziej mokre - a wcale nie wisielcze, lochowe. Po prostu w sam raz. A nawet jeśli czasem mocno przygrzało, to po chłodnych miesiącach można było mieć poczucie, iż jest to usprawiedliwione - a burzowa odsiecz zawsze była blisko Spełniły się moje dwa życzenia sformułowane w poprzednim roku - tropikalny lipiec i chłodny miesiąc wakacyjny. Pisałem te życzenia tak ogólnie, że może kiedyś... A te dwa miesiące przyszły jeden po drugim, to się nazywa fart Ten rok mi wiele dał.
9. Zawierał okresy wręcz doskonałe
W poprzednich latach trochę brakowało takich naprawdę świetnych epizodów. Na Mazowszu był czas euforii w II połowie maja 2019, ale znaczna część Polski doświadczała takich jednoznacznie pozytywnych okazji raczej sporadycznie. Ja też na siłę próbowałem podnosić do takiej rangi np. epizody czerwca 2020 czy (można, a nawet trzeba się śmiać) listopada 2019 xD , ale zdaję sobie sprawę z ich poważnych wad. W 2021 roku były czasy takie jak III dekada czerwca (fenomen termiczno-solarno-burzowy), najbardziej intensywny burzowo okres lipca oraz kompromisowa i wciąż burzowa III dekada, słynny za moją sprawą okres 7-22 sierpnia, czy z drugiej strony Piękny Sen. Było tego całkiem sporo jak na okresy baaardzo dobre, które z natury rzeczy zdarzają się rzadko.
10. Dał najlepszy sezon burzowy w historii
Po prostu Choć nie od początku można było to poznać, to na końcu chyba nie było takiej godziny na zegarze, która nie zostałaby naznaczona burzą. Jeszcze niedawno wspominałem 11 maja 2009 jako wręcz mistyczne przeżycie i dzień o takim klimacie i wymowie, że próżno szukać podobnego, tak wypełnionego magią. Po 15 lipca 2021 roku przestało być to aktualne - teraz na pierwszym miejscu wśród takich najbardziej niezwykłych, zapadających w pamięć i pozostawiających po sobie w ludzkiej świadomości, sentymentalnych dni, jest właśnie ten lipcowy dzień wraz z jego nocami. Bord w 2021 roku miał na ogół sympatyczną formę.
kmroz - 21 Marzec 2022, 20:51 Dzięki za długie i obszerne wyjaśnienie.
Więcej napisze jak będę na komputerze, na razie powiem jednak, że mimo, że piękne i naprawdę momentami wzruszające, to nadal uważam, że magią tego roku był nie tyle sam przebieg, co jego termin wystąpienia, po tych 3 obrzysliwstwach 2018-2020. Owszem wiem że u ciebie roczniki 2009-2013 nie były tak piękne jak u mnie, to jednak nie wiem czy nawet u ciebie przynajmniej 2009, 2010 i 2012 nie były lepsze.
Rok 2021 to rok nadziei. Ale nie rok marzeń. Ale jeszcze napisze o tym dłuższego posta i postaram się odnieść do wszystkich twoich ppkt, chociaż z większością się zgadzam.kmroz - 21 Marzec 2022, 21:56 To teraz dłużej
PiotrNS napisał/a:
1. Dał nadzieję.
Tu w 100% zgoda. Był to rok nadziei, mimo paru istotnych porażek, to praktycznie na każdym etapie przywrócił wiarę, moim zdaniem bardzo istotna była ta opóźniona wegetacja, bałem się już czegoś takiego nigdy nie zobaczę. Po tym roku zupełnie inaczej podchodzę do tegorocznej patologii, teraz już po prostu wiem, że może sobie i takie coś trwać długimi miesiącami, a i tak nie znaczy to, że nie wróci coś fajnego
PiotrNS napisał/a:
2. Starał się niemal zawsze.
No i właśnie tutaj już się nie mogę zgodzić, nawet (a może zwłaszcza?) patrząc z punktu widzenia Twojego regionu. Dla mnie nie do przyjęcia jest wiele rzeczy, ale bardzo zwraca uwagę ten wyjątkowo późny start sezonu burzowego - i wyjątkowo wczesny finisz. O jesieni to niestety nie ma co mówić, moim zdaniem rozczarowująca na maksa, chociaż jedno cenię - że w NS nie była tak złośliwa, co jak na ten region należy mimo wszystko chociaż trochę docenić. Ale niestety fakty są takie, że ten rok spisał się tylko w porach "wyrazistych" (zima i lato), a i tam miał swoje wady
PiotrNS napisał/a:
3. Pokazał mi rzeczy, jakich dotąd nie znałem.
Tutaj 100% racji
PiotrNS napisał/a:
4. Wiedział kiedy można sobie pozwolić na więcej
Tutaj też. Przeraźliwe pseudociepło z przełomu lutego i marca, przynajmniej u mnie, uniknęło jednej zajebiście ważnej rzeczy - pożarów. Ten okres tylko na papierze był suchy - w praktyce w tym czasie topniał śnieg i lód, co nawadniało glebę. Tegoroczny pustynny marzec już takiego komfortu nie miał. Natomiast co do września... Szczerze? O wiele lepiej bym zniósł to "sielskie lato", po właśnie jakiejś gorącej i przy tym wilgotnej 3 dekadzie sierpnia. Wtedy przynajmniej by bylo gołym okiem widać, że to było bubu (przynajmniej do 8.09). Ogólnie jednak w pełni zgadzam się z tym co napisałeś w tym ppkt.
PiotrNS napisał/a:
5. Choć trochę przywrócił nadzieję w zimę.
To tak. Szkoda tylko, że grudzień 2021 i styczeń+luty 2021 nie należały do jednej zimy. Mam wrażenie, że właśnie dopiero coś takiego by dało takie pełne poczucie satysfakcji
PiotrNS napisał/a:
6. Ratował sytuację hydrologiczną
100% zgoda
PiotrNS napisał/a:
7. Raczej łączył zamiast dzielić.
W większości wypadków - owszem. Chociaż mimo to miał swoje nieprzyjemne momenty, także na naszym forum, a należały do nich głównie sraj i nudnopad, poza tym to może jakieś mniejsze fragmenty.
PiotrNS napisał/a:
8. Przyniósł fenomenalne lato
No i właśnie tutaj to nie wiem, czy się mogę z Tobą zgodzić. To lato było dobre, nawet bardzo, ale tylko w pewnym fragmencie - od 22.06 (u Ciebie 24.06) do 18.07, potem to już tylko fajne epizody były. Niestety do około 20.06 i powiedzmy od 17.08, to była żenada i ostatnio jeszcze bardziej do tego dojrzałem, co widać było po mojej nowej tabelce ocen.
PiotrNS napisał/a:
9. Zawierał okresy wręcz doskonałe
To fakt, ale też... nie do końca. Piszesz o ogólnokrajowo super okresach, a ja Ci niestety powiem, że nawet ten słynny okres 7-18.07 tylko na stosunkowo wąskim pasie był fenomenem, a tym pasem były moim zdaniem obszary między 19 a 21 południkiem - a i to nie wszędzie. Na wschodzie był to taki trochę ozdobiony lipiec 2006, niestety, a na zachodzie... cóż tam to w ogóle nie było nic ciekawego... Zgodzę się za to, że Piękny Sen już faktycznie połączył niemal całą Polskę, w tym także te regiony, gdzie zimy nie miało prawa być... Ze Świętami i grudniem to już inna bajka, ja im bardziej myślę o tym całym grudniu, tym mniej już czuje tę miłość do niego, to był taki plan minimum i tyle.
PiotrNS napisał/a:
10. Dał najlepszy sezon burzowy w historii
Być może u Ciebie tak było, chociaż też nie mogę się z tym zgodzić w 100%. Wiesz czemu? Bo dla mnie sezon burzowy to nie tylko jakość i ilość, ale też... trwałość. Dobry sezon ma obowiązek objąć przynajmniej te cztery miesiące - od maja do sierpnia, mile widziane też wstawki w kwietniu, wrześniu, a nawet pi*dzierniku. Rok 2021 niemal całkowicie wykluczył maj i ponad połowę czerwca, a i w sierpniu się nie spisał - chociaż tutaj akurat Twój region miał farta. Niestety jak mam być szczery, to w moim regionie był to sezon najwyżej dobry, jako całość - a i tak miałem chyba największe szczęście w kraju.
W dużym skrócie podsumowując... Większość tych Twoich punktów, z którymi się zgodziłem, dotyczyło raczej nadziei, a nie bezpardonowego fenomenu. Wiem oczywiście, że to ma pewne znaczenie, ale jednak nadal mnie nie przekonuje w pełni, chociaż zrozumiałem czemu tak tego roku bronisz i wychwalasz. Zrobił on bowiem coś dużo więcej, niż bycie najwspanialszym rocznikiem w historii, do czego - tu będę uparty - także u Ciebie nie było mu nawet blisko. Ale zrobił to, że po wydawało by się okresie kilku lat totalnej beznadziei otworzył nadzieję na nowo. Nadzieję, na którą jego następca, 2022 rok, na razie niemalże całkowicie napluł, ale jednak jeszcze jej nie zdeptał...PiotrNS - 21 Marzec 2022, 22:32 Rozumiem, to nie był najlepszy rok. Kilka jego elementów mnie boli, a z drugiej strony trudno jest mi znaleźć coś, co mogłoby zastąpić to, co najbardziej sobie cenię. Myślę że jednak mój region miał sporo szczęścia - bo i lato było bardziej burzowe i wilgotne i zimą Lars pokazał się z bardzo dobrej strony, a odwilż na początku lutego nie stopiła śniegu i w kwietniu przy najgłębszych ochłodzeniach miałem raczej białą magię niż marznącą, lodową pluchę. Paru rzeczy jednak szkoda, choć z drugiej strony znając siebie, gdybym uzyskał w 2021 roku naprawdę super grudzień, to już chyba stałbym się głuchy na wszystkie głosy rozsądku i chwaliłbym ten rok pod niebiosa
Pełna zgoda co do jesieni, choć akurat gdyby III dekada sierpnia w dalszym ciągu była gorąca i wilgotna, to pewnie już nie obraziłbym się na brak sielskości i nastanie pochmurnego, nie za ciepłego w kategorii Tmax września. Nie nazwę też żenadą okresu przed 20 czerwca - właśnie za to tak lubię ten czas, że wiedział kiedy przyjść i tak płynnie wprowadził w lato - nie od razu silne burze i gorąco, ale stopniowo pięliśmy się w górę. W 2019 roku 30 maja byłem tak przemarznięty, że nawet pod kołdrą nie mogłem się zagrzać, a dwa tygodnie później już nie mogłem wytrzymać piekielnego upału. W 2021 roku to przejście od majowego chłodu do upału było bardziej rozłożone w czasie i stopniowe. A taką wersję lata też chętnie przyjmuję - w lipcu byłaby to dla mnie lodowa pustynia, ok. Ale dla I połowy czerwca to moim zdaniem uczciwa propozycja, choć nie zawsze. Wtedy akurat tak. To się stało jak na zawołanie, niemal dokładnie wraz ze zmianą miesiąca.
Co do krótkotrwałości sezonu burzowego, zgadzam się. Na dzień 23 czerwca, kiedy dzień zaczyna się skracać, miałem za sobą tylko jedną burzę nie licząc jakichś zabłąkanych wyładowań. Czegoś takiego nie było nigdy od przynajmniej 1965 roku. A jednak później doszło do czegoś takiego, że nocą 17 sierpnia uznałem "dobra, wystarczy, niech to będzie huczne zakończenie sezonu". Oczywiście wcześniejszych zjawisk mi brakowało, ale było warto czekać. W ogóle często cierpliwość się opłaca, a pośpiech przeciwnie. Pogoda lubi się z nami bawić, a mam w pamięci chociażby rok 2015, kiedy sezon rozpoczął się w kwietniu, zakończył wyjątkowo późno w II połowie września, a był bardzo słaby.
A nadziei potrzebujemy wszyscy. Boję się, że nie będę w stanie polubić roku 2022 choćby poodbnie tak jak poprzednika, którego już w Larsowy poniedziałek obdarzyłem sympatią i kredytem zaufania. Ale tak jak napisałem wcześniej, chcę być cierpliwy A sam rok minie nam szybko i tak nadejdzie kolejnych 12 miesięcy szans. 2021 rok miał swoje szanse i uważam, że wiele wykorzystał - także za to go lubię
I dziękuję Ci za Twoją powyższą odpowiedź kmroz - 21 Marzec 2022, 22:38 U mnie jak dobrze wiesz przejście od bubu do upału w 2019 było wyjątkowo piękne i całkiem długie
Ale co do reszty to się zgadzam, rok 2021 nawet tym co wkurzał, to robił to w jakimś celu. Może nudnopad był też potrzebny - po to by później docenić tym bardziej dałpudru?Bartek617 - 22 Marzec 2022, 14:45
PiotrNS napisał/a:
A propos kwietnia, to nie będę po nim cisnął - śnieżny epizod z połowy kwietnia wydawał mi się nawet ciekawy i cieszyłem się, że go przeżyłem, a ponadto ceniłem sobie jego ocieplenia takie jak 21, 29 czy 30 kwietnia - umiarkowanie słoneczne, z lekkimi opadami, bez wiatru i z zadowalającą temperaturą przez większość doby; bez stosowania zasady "albo ogień albo lód".
W pierwszej połowie tamtego kwietnia też się cieszyłem, ale z takiego powodu, że zajęcia uczelniane odbywają się w charakterze zdalnym i nie muszę z domu wychodzić (w przeciwnym razie pewnie masowo nazbierałyby się nieobecności). W dodatku będąc świadomy "zgnilizny" za oknem, spuszczałem rolety pod nieobecność Rodziców (jak szli do pracy): kwiatkom doniczkowym by taka zimna i kapryśna pogoda i tak nic nie dała.
PiotrNS napisał/a:
Miesiącami prawie bez takich pozytywów były październik i listopad, kiedy moja pasja wręcz przygasła. To są z natury rzeczy nudne miesiące, a w tym roku szczególnie - prawdziwe wyże jesienią mnie kompletnie nie ruszają (chyba że trzeba popiotrować), wietrzna pogoda (obojętnie jaka) tym bardziej, a poza tym było sucho, mglisto i nieciekawie.
Listopad rozumiem- odnoszę wrażenie, że ogólnie dla tego miesiąca trudno jest dopasować kryteria pogodowe, by się było z niego zadowolonym- ogólnie to jest okres grobowej atmosfery (co jest zainaugurowane przez Wszystkich Świętych oraz Zaduszki) i gdyby nie obecność takich pojedynczych Świąt jak np. Dzień Niepodległości czy Andrzejki, to ogólnie uważałbym te 30 dób za jeden wielki marazm (a pogoda wtedy też niekiedy dobitnie podkreślała tą szarość: chmury warstwowe, zamglenia, mgły, ogólnie bezproduktywne zachmurzenie). Ale październik w zasadzie poza takim mankamentem jak naprawdę niewielkie opady deszczu (w dni brzydsze mogło mocniej polać) był dla mnie przyjazny: w miarę regularne temp. dzienne (poza samym początkiem zwykle niezbyt wysokie, ale też raczej nigdy nie spadające poniżej okręślonego pułapu) oraz sporą ilość słońca odbieram jako zalety.