Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy. Polityka CookiesDowiedz się więcejCyberbezpieczeństwoOK
25.06, przy pełnym słońcu, aczkolwiek przykrywanym licznymi cirrusami, powrócił upał, od którego ulgi nie było żadnej! Co gorsza, wiejący wiatr z południa doprowadził do naprawdę masakrycznej nocy z 25 na 26 czerwca, wg stacji w Legionowie temperatura minimalna wyniosła 21.1 stopni. Może i lepiej, bo i tak tamtej nocy nie spałem szykowałem się na wyjazd w Tatry, po zakończonej sesji. W autobus wsiedliśmy w środę 26.06 o 6 rano.
Podróż autobusem należała do niezwykłych. Oczywiście klimatyzowany, ale wystarczył postój na przystanku i ten niemiłosierny żar od razu się wlewał do busu. Masakra, pełna żarówa i taki upał to najgorsze połączenie i żadne "suche" powietrze tego nie zmienia. Gdy dojechaliśmy do Zakopanego, mieliśmy do przejścia do kwater około 5 km i przyznam, że to była jedna z najgorszych wędrówek w moim życiu... Ale udało się dotrzeć, a tam kolejna niespodzianka - nieznośnie wygrzany pokój. Którego oczywiście w nocy nie przyjdzie nam w żaden sposób wychłodzić. Mając dosyć tej temperatury poszedłem szybko spać i wstałem dopiero następnego ranka.
27.06 na Mazowszu podobno był już dniem wytchnienia (jeszcze do tego wrócę). Ale w Zakopanem? HAHAHAHAHAHAHHA. Poranek tego dnia był naprawdę koszmarny, przedfrontowa duchota była niemiłosierna, temperatura szybko wzrosła do 30 stopni. Tego dnia podjęliśmy decyzję o spontanicznym wejściu na Rysy (swoją drogą, najgłupszy pomysł życia, by tam wchodzić pierwszego dnia wyjazdu, nie polecam). Gdy wysiedliśmy w Łysej Polanie z autobusu, nadal z nieba lał się żar i było nieznośnie gorąco. Ale, powoli nadchodziła zmiana. Gdy doszliśmy do Morskiego Oka, zaczęły pojawiać się chmury i zaczął wiać lekki wiaterek. Wraz z dalszym marszem po stromiźnie, czuć było bardzo szybko zmieniającą się temperaturę, a z każdym postojem przybywało warstw ubioru. To nie tylko efekt zmieniającej się wysokości, ale przechodzącego frontu. Zanim udało się dojść na szczyt, chmury zdążyły się rozejść i na niebie znów zagościło słońce. Ciężko było w to uwierzyć, ale przywitałem je z niezwykłą ulgą, bo po prostu było zimno. Gdy schodziliśmy do Morskiego Oka niebo było już niemal bezchmurne. Dochodził wieczór, zbliżał się zachód słońca. Mimo powrotu na niższe wysokości czuć było ujmującą rześkość. Temperatura o zachodzie słońca wynosiła już tylko 16 stopni. Po powrocie do Zakopanego czekał nas jeszcze kilkukilometrowy spacerek, niestety autobusy miejskie już nie jeździły. Pomimo niesamowitego wykończenia, trzeba było iść dalej. Z każdym kilometrem robiło się chłodniej. Gdy tylko wróciliśmy do kwater, zrobiliśmy szybko późny obiad i od razu zaczęło się wielkie wietrzenie pokoju. Nadeszła spokojna, rześka, piękna noc, podczas której pierwszy raz od.......... miałem możliwość poczucia drogocennej "jednocyfrówki" na własnej skórze.
28.06 nastąpiła zmiana pogody. Na niebie od rana było pełno chmur, wiał też dość mocny wiatr z północnego zachodu. Mogło się wydawać, że już na dobre nadeszło ochłodzenie, jak bardzo było to jednak mylne, to zaraz się okaże... Tego dnia udaliśmy się na dużo spokojniejszą wycieczkę na Drogę nad Reglami, lecz ostatecznie i tak wyszło... 20 km Mimo naprawdę strasznych zakwasów jakoś się udało. Po południu zaczęło wychodzić słońce, ale o bezchmurnym niebie, czy nawet zachmurzeniu małym nie było mowy. W pełni dnia temperatura doszła do ledwo 17-18 stopni, a wieczór ponownie okazał się rześki, chociaż nie aż tak jak poprzedni, dzięki chmurom i wiatrowi.
W sobotę 29.06 celem był Murowaniec oraz Kasprowy Wierch. Panowała piękna pogoda, na dole w Zakopanem temperatura wzrosła do 23 stopni. Na Kasprowym stacja pokazywała w momencie gdy stałej przy niej dokładnie 12 stopni w cieniu, ale mocno czerwcowe słońce sprawiło, że się tego zbytnio nie czuło. Wieczorem znowu dość późno wróciliśmy, a temperatura normalnie spadała, jeszcze przed północą było poniżej 15 stopni. Nic nie wskazywało na to co miało nadejść w kolejnym dniu... Tak, najgorsze dopiero było PRZED nami.
Niedziela 30.06 od rana powitała nas lampiącym słońcem. Zanim opuściliśmy nasze lokum na ostatnią, kilkugodzinną wycieczkę. Temperatura rosła w zatrważającym tempie. Planowaliśmy wejść na Giewont, Kopę Kondracką, ale gdy tylko wyszliśmy z Doliny Strążyskiej na Polanę, poczuliśmy tak ujmujący skwar, że ciężko było nawet myśleć o dalszym ataku szczytowym. Wycofaliśmy się i udaliśmy się do drugiej doliny - ku Dziurze. Na końcu tej doliny serio jest piękna jaskinia, w której naprawdę można było się schłodzić. Ostatecznie przenieśliśmy się koło 14:00 do Zakopanego. Skwar był niemiłosierny, temperatura przekraczała 31 stopni, ale odczuwalnie było spokojnie z 40 w pełnym słońcu i 35 w cieniu, bowiem betonowe Krupówki całe promieniowanie odbijały... Od razu odechciało się chodzenia, więc wróciliśmy do kwater sobie poleżeć w oczekiwaniu na wieczorny wyjazd i pociąg. Pociąg, który miał wyruszyć koło godziny 21:00. To już wieczór więc pewnie nadejdzie ulga.... hahahahaha, zapomnijcie. To był jeden z najbardziej tropikalnych wieczorów, jakie przyszło mi przeżyć. A noc w pociągu też koszmarna, ciężko było w takiej duchocie spać. Wracając pociągiem można było jedynie wspominać trzy dni udanego wyjazdu i czwarty dzień koszmarku.
Po powrocie do domu poszedłem spać na kilka godzin, mimo duchoty i strasznego upału, jaki mój region jeszcze nawiedził 1.07, udało się usnąć. Zbudziły mnie pomruki burzy około godziny 13:00. Świadczyły one o jednym: Zbliża się front niosący już trwałą ulgę od wszelkiego upału. W fusach nie widać żadnego nie tylko upału, ale nawet gorąca. Wszystko wskazuje na najzimniejszą pierwszą dekadę lipca od wielu lat....
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12293 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 9 Kwiecień 2021, 18:52
Tatry są obłędnie piękne, a swoimi zdjęciami wyjątkowo dobrze to piękno uchwyciłeś. Bardzo miło ogląda się te zdjęcia w oparciu o tekst, który już dawniej skomentowałem. Najbardziej urzekają mnie jednak ujęcia z pogodnym niebem choć raczej w scenerii górskiej niż miejskiej. 30 czerwca (tego odcienia nieba nie da się pomylić z żadnym innym dniem) w Tatrach sprawia jak dla mnie miłe wrażenie, ale już widok Zakopanego wywołuje myśli "uff jak gorąco" Podobnie wspomnienie dnia 26 czerwca i kolejnego poranka. Bezchmurne popołudnie i wieczór 27 czerwca oraz widoki gór z tego czasu sprawiają natomiast wrażenie rześkości, choćbym nawet nie wiedział o tym z Twojego opowiadania.
Super przygoda i widoki, świetnie że przebywając na Podhalu i w Tatrach mogłeś choć trochę ochłodzić sobie ten straszny miesiąc.
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 26 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36348 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 10 Kwiecień 2021, 13:10
Co do reszty komentarzy, bardzo dziękuję, chociaż sam nie uważam, że to są ładne zdjęcia, niestety jestem z "fotografów", którzy idą w ilość, nie jakość i mam świadomość, że moje zdjęcia do artystycznych nie należą (chociaż im dalej w życie, tym bardziej się staram jednak jakkolwiek kadrować) Jednak Podhale i Tatry są tak piękne, że nawet źle zrobione zdjęcia tych miejsc, powinny się podobać.
PiotrNS, jak jest napisane w tym wstępie, do którego dałem tutaj już tylko linka, to akurat mi - staremu kmrozowi - druga połowa czerwca nie zalazła zbytnio za skórę, to właśnie na Podhalu dopiero mi dopiekło w dniach 26, 27 i 30.06. Nowy kmroz w sumie to podtrzymuje, termicznie była to dobra druga połowa czerwca, tylko drastyczna pod względem niedoboru opadów. Także wytchnienie od upałów, to ostatnie co mi się kojarzy z tym wyjazdem Niemniej mimo to, wspominam jego większą część dobrze, a nawet doświadczenie takiego 30.06 miało swój urok. Jak sam mówisz, było to niebo jedyne w swoim rodzaju. Normalnie taki czysty błękit się właśnie mi kojarzy z rześkością, albo nawet mrozem, co zresztą też sam napisałeś, że po zdjęciach z 27.06 wieczora widać, że było dużo chłodniej. Przy upale, nawet jak jest bezchmurnie, to zwykle niebo jest mętne, a tego 30.06, no to był faktycznie jedyny kolor nieba - ani "upalny", ani "rześki". Mam jednak nadzieję, że już nigdy nie przyjdzie mi przeżyć podobnego dnia w pogodzie....
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12293 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 10 Kwiecień 2021, 18:17
Przeżyliśmy ten dzień, to i przeżyjemy kolejne, które kiedyś przyjdą Swoją drogą ciekawie wyglądają zdjęcia zrobione w pociągu, po zachodzie Słońca - niebo ma na nich właśnie taki rześki, chciałoby się napisać - nieletni - kolor. Jeśli chodzi o tę porę dnia (a właściwie to nocy), 26 czerwca miał cieplejszy odcień, taki lekko purpurowy przechodzący w róż. Właśnie przypomniałem sobie ten wieczór i faktycznie też pod względem estetycznym był niezwykły.
Co do moich słów o skróceniu upału w czerwcu 2019, to miałem na myśli bardziej to, że dzięki tej podróży doświadczyłeś chłodu. A np. dla mnie czerwiec 2019 to jedyny miesiąc w całym moim życiu, w którym nie czułem go w ogóle, jedynie przy okazji zimnego prysznica
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum