To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum wielotematyczne LUKEDIRT
Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!

Ogólnie o pogodzie i klimacie - Wyjazdy w Dolomity w latach 2006-18

PiotrNS - 23 Listopad 2020, 19:28

Dzień 13 stycznia 2012 zapamiętałem z powodu pięknego, silnego opadu mokrego śniegu, który to opad w drodze ze szkoły zrobił ze mnie bałwanka (którym cały czas jestem :) ).
Ten wyjazd w Dolomity upłynął pod znakiem walki z traumą; bardzo ważne jest to, że nie rezygnowałeś i parłeś naprzód, w konsekwencji czego jednak w końcu udało Ci się przełamać to, co stało się rok wcześniej. Co do Cortiny, to słyszałem wiele pozytywnych opinii o tym ośrodku od swoich znajomych, gdybym lepiej jeździł na nartach, to pewnie byłoby jedno z miejsc, o których odwiedzeniu myślałbym najbardziej. Śniegu po tej stronie masywu było sporo, ale jak to w górach bywa, spore różnice potrafią się zdarzać nawet na relatywnie małych obszarach.
Dwa tygodnie po Twoim powrocie rozpoczęła się moja podróż do Włoch. Wyjechałem tam w bardzo mroźny poranek 11 lutego, by wieczorem dotrzeć do hotelu w Mestre koło Wenecji, gdzie następnego dnia powitała mnie biała magia przywieziona z Polski :D http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=928
W kolejnych dniach pojechaliśmy do Toskanii kontynentalnej, gdzie odwiedziliśmy dalszą rodzinę mieszkającą w Pizie i razem przez dwa dni zwiedzaliśmy ten piękny region (w trakcie podróży widzieliśmy z daleka wrak promu Costa Concordia, który 14 stycznia rozbił się u wybrzeży wyspy Giglio. W dalszej kolejności udaliśmy się na przepiękną napoleońską Elbę (to tam pierwszy raz w życiu skosztowałem wina, już o tym gdzieś wyżej napisałem :lol: ). Po Elbie przyszła kolej na Rzym, a w drodze powrotnej jeszcze raz zahaczyliśmy o Pizę i później Padwę. Tak wyglądały Dolomity 18 lutego 2012, kiedy w sobotę, korzystając z prawie pustych dróg, po intensywnym poznawaniu uroków Włoch mknęliśmy z powrotem do Ojczyzny :) Niestety zdjęcia mam tylko z początku przejazdu przez nie, bo po kolejnych kilometrach wjeżdżaliśmy już w tunele jeden za drugim.









PS. Współczuję tego wzrostu w tym wieku, wiem co to znaczy, bo sam byłem długo najniższym chłopakiem, niższym od większości dziewczyn. W pierwszych latach podstawówki niczym specjalnym się nie wyróżniałem, ale mniej więcej w czwartej klasie jakby przestałem rosnąć i mocno odstawałem, podczas gdy kilku kolegów wystrzeliło wtedy do góry dosyć znacznie. Jeden z nich w piątej klasie był już praktycznie po mutacji, którą przeszedł w wakacje i jesienią, a wyrósł na 172 cm (co ciekawe od tego czasu już prawie w ogóle nie podrósł i jesteśmy pi razy oko równi, a ja mam 174). W I gimnazjum byłem taką trochę kuleczką, którą wszyscy traktowali jak takie dziecko, co nie wiadomo co robi w tej klasie, dopiero w 2014 roku więcej podrosłem i wyraźniej zmieniłem się fizycznie. Nadal z twarzy wyglądam młodziej niż w rzeczywistości, ale na tym etapie już mi to nie przeszkadza, za dziecko nikt mnie nie weźmie, bo niestety mam już lekkie zakola :lol:

kmroz - 23 Listopad 2020, 19:43

PiotrNS, widzę pogoda typowo dolomicka, tylko śniegu brakło (no jednak za wiele to go nie ma na fotach). A co do nart to gorąco zachęcam, zwłaszcza, że masz ku temu warunki regionalne. O tym zresztą dość szczegółowo będzie w kolejnym rozdziale :jupi:

Ja zacząłem się mocno piąć już wiosną 2011, ale względnie optymalną formę przybrałem dopiero jesienią 2012. Wraz ze wzrostem mocno schudłem, tak naprawdę przez 2 lata urosłem jakieś 25cm, a waga stała w miejscu. Lata 2012-14 były latami w których łapałem sięna idealną normę BMI. Ale szczerze nie było mi z tym do twarzy i tak, wyglądało to jakoś tak sztucznie :lol:


Jeszcze dodam, że w lutym 2011 gdy byłem małym dzieciaczkiem, miałem jakieś 152-153cm. Dwa lata później, pod koniec stycznia 2013 miałem już jakieś 173cm. Ale dopiero dzisiaj widzę, że - chociaż się sporo zmieniało we mnie - to nadal było mentalnie małym dzieciakiem xd Zaraz będzie o tym więcej.

kmroz - 23 Listopad 2020, 19:53

PiotrNS, jeszcze z tym współczuciem wzrostu... to mnie najbardziej w tym bolało, że jestem z grudnia, jakbym się urodził 11 miesięcy wcześniej, to - przy zachowaniu podobnego trendu - miałbym jednak o ten prawie rok do przodu.... A właśnie to ten rok w 1 gimnazjum był traumą, bo od zimy 2011/2012 już "jakoś" wyglądałem...
kmroz - 23 Listopad 2020, 20:00

Dodam, że poniższe zdjęcie to obrazek, który znam na pamięć.

Do tego stopnia, że jak była ze 2 lata temu jakaś katastrofa wiaduktu w regionie Genui, to przed oczami miałem właśnie ten wiadukt :-> :->


FKP - 23 Listopad 2020, 20:06

Ja się nie piąłem, tylko rosłem najszybciej 1-2 cm na rok ok. 10 roku życia a gdy miałem 15 lat to był już koniec przyrostu na wysokość xd Jak byłem dzieciakiem trochę więcej rocznie może rosłem.
PiotrNS - 23 Listopad 2020, 20:10

Rzeczywiście niekorzystnie zbiegła się jedna rzecz z drugą. Urodziny w grudniu mają swoje zalety, ale i wady; może zdarzało się w Twojej klasie, że ci ze stycznia czy lutego patrzyli z góry na tych urodzonych pod koniec roku, u mnie niestety takie rzeczy się przytrafiały w gimnazjum, w tym "głupim wieku" :/ Na narty w końcu się wybiorę, muszę wznowić uprawianie tej pięknej dyscypliny i przy okazji trochę zwiększyć swoją aktywność fizyczną zimą (choć nie jest pod tym względem źle, to jednak nie jeżdżę wtedy na rowerze i rzadziej chodzę na basen, więc to nie to samo co ciepłe okresy roku). Cieszę się, że wyrobiłeś się z wyglądem, BMI nie musi być wyrocznią, znam takie przypadki, kiedy mieszczenie się idealnie w normie, nie odpowiada temu, co wygląda najlepiej :)
FKP - 23 Listopad 2020, 20:11

Ja się nie spotkałem z takimi problemami a ludzie z gimba byli tacy sami jak z podstawówki xd
FKP - 23 Listopad 2020, 20:13

Powiem nawet, że w gimbie zniknęła hierarchia i każdy stał się sobie równy, mimo, że to właśnie wtedy pojawiły się największe różnice w "wymiarach" miedzą mną a innymi osobami xd
kmroz - 23 Listopad 2020, 21:15

FKP, na głębokiej wsi, gdzie każdy od małego ciężko pracuje, jest trochę inna mentalność w wieku gimbusa :jupi:
kmroz - 24 Listopad 2020, 23:18

Zima 2012/13 nie należała do najprzyjemniejszych w moim życiu. Byłem już "nowym sobą", przynajmniej względem tego co wcześniej (bo wiadomo, że od tego czasu też się sporo zmieniłem), ale to mi wcale nie ułatwiało życia, a wręcz utrudniało. Z roku szkolnego 2012/13 mam niemało miłych wspomnień, wraz moim dobrym przyjacielem (w sumie jedyna osoba z tamtej klasy z którą mam stały kontakt, bo ten drugi odszedł po 2 gimnazjum do innej szkoły) się "bawiliśmy" z dzieciakami klas 4-6. Jesienią i potem wiosną (oczywiście po 10.04.2013) graliśmy na podwórku szkolnym w piłkę, a zimą, która - jak wiadomo - była wtedy długa i ciężka, spędzaliśmy przerwy na grze w ping ponga, robiąc de facto za opiekunów tych dzieci (żadnemu nauczycielowi nie chciało się z nimi siedzieć, ufali nam). Niestety, z rówieśnikami i klasą o rok młodszą, nie miałem zbyt wielu miłych wspomnień - wprawdzie chyba docenili we mnie zmiany, ale jednak widać było, że większość z nich nie była zainteresowana relacją ze mną.

O tym wstępie wspomniałem ze względu na to, co sięwydarzyło w czasie wyjazdu na narty. A właściwie - podobnie jak rok wcześniej- dwóch wyjazdów. I tutaj szczególny był ten wyjazd pierwszy - nie do słonecznej Italii, ale pochmurnej i mroźnej Polski, a dokładnie bardzo bliskiego sercu Piotra Beskidowi Sądeckiego, do miejscowości Wierchomla. Tam pojechaliśmy z innymi niż zwykle rodzinami - naszymi znajomymi, z którymi rodzice za młodu chodzili po górach, oraz ich... sąsiadami.

Wyjazd rozpoczął się w bardzo mroźną sobotę 26.01.2013. Na miejsce dojechaliśmy późnym wieczorem. Pogoda w ciągu wyjazdu była po prostu śnieżna i szczerze mówiąc przynajmniej na początku było naprawdę lodowato, potem czuło się ocieplenie i nawet było trochę słońca, ale i tak jak coś padało, to raczej śnieg. Było zupełnie inaczej, niż w położonym jednak znacznie niżej Nouvel Songe.

Z tego wyjazdu pamiętam jeżdżenie po fajnych stokach, w dużej mierze z instruktorem narciarskim, który miał mi pomóc na dobre wrócić do starych, dobrych nawyków. Na szczęście od począktu wyjazdu jakoś to wyglądało, chociaż należy sobie uczciwie powiedzieć, że trasy w Wierchomli nie należą do trudnych.

Oprócz jednak kwestii tego, co siędziało na stokach, opowiem wam też o wieczorach. Wspomniałem o tym, że w tamtym czasie miałem jakąś szczególną "słabość" do przesiadywania z młodszymi. To pewnie dlatego, że w końcu poczułem się w miarę dojrzale i czułem, że umiem z nimi rozmawiać z taką wyższością. Wiecie, taka potrzeba odbicia dawnych kompleksów. Chore, ale cóż, byłem tylko głupim gimbusem, mimo, że wydawało mi się, że nagle zrobiłem się taki dorosły. Z drugiej strony, jednak całkiem dobrze się z nimi dogadywałem. Tak się złożyło, że ci znajomi rodziców i ich sąsiedzi, mieli dzieci wówczas w wieku 6-10 lat. I o ile tych synów znajomych rodziców dobrze znałem (jeden z nich ostatnio, tuż przed drugą falą miał osiemnastkę na której zresztą byłem, jeszcze o tym opowiem xd), to tamtych sąsiadów widziałem pierwszy i ostatni raz. Jednym z ich dzieci była taka wybitnie rezolutna 8-letnia dziewczynka, która traktowała mnie z bardzo dużą śmiałością, jakby w ogóle nie przeszkadzała jej różnica wieku xd Proszę nie doszukujcie się tu jakichś zboczeń, sam byłem wtedy jeszcze gnojkiem :lol: W każdym razie super się z nimi bawiłem - graliśmy głównie w wojnę i czasem w jakiegoś pseudopokera xd Bardzo miło wspominam tamte wieczory, chociaż jest mi też trochę głupio xd A o tej dziewczynce wspomniałem nie bez powodu...

W każdym razie minął tydzień i 2.02 ruszyliśmy w dalszą podróż już z tymi stałymi znajomymi do Włoch. Dało siędojechać w jeden dzień, jadąc przez Słowację i Austrię. Jednak na miejsce nie udało się dojechać... Czemu. Okazało się, że pierwszy raz naprawdę zima zaskoczyła tamtejszych drogowców. Nasz hotel (ten sam w którym byliśmy w 2010 i 2011 roku, w miejscowości Santa Cristina, hotel Bellavista) jest położony na stoku górskim, wystawionym na ekspozycje słońca. Aby tam wjechać trzeba jechać wąską ulicą mocno pod górę. Niestety ktoś zapomniał jej odśnieżyć i mimo łańcuchów na oponach nie udało się wjechać. Wzięliśmy bagaże podręczne i musieliśmy na miejsce dotrzeć z buta...

https://www.ogimet.com/cg...d=REV&Send=Send

Tak jak rok wcześniej stacja po północnej stronie tych gór pokazywała zdecydowanie za dużo śniegu, tak tym razem było odwrotnie. Ta całkiem spora śnieżyca, to te 2mm z 2.02... Cóż, tam było z pewnością dużo więcej. Śniegu jak pamiętam, też raczej więcej niż jakieś 32cm...

A co do reszty wyjazdu to pamiętam go głównie ze sporej ilości chmur, jak zresztą widać na załączonym obrazku. Nie było zbyt dolomicko, chociaż opadów też za wiele nie było. Raczej mgły i zimno. Przyznam, że trochę już szczegółowo nie pamiętam, co było którego dnia, ale pamiętam, że pojechaliśmy nartami do dwóch zupełnie nowych miejsc - na stoki Kronplatz, znajdujące się w zasadzie u ujścia tej drugiej doliny (Alta Badia), całkiem spory kawałek na północ (trzeba było podjechać z godzinkę busem!). Te stoki się znajdują już całkiem blisko stacji Dobiaco. I wiecie, że chyba faktycznie jak wspominam, to było tam mniej śniegu. Drugie miejsce, które wtedy odkryliśmy to taki płaskowyż na południe od Sella Rondy, w okolicy Canazei. Wydaje mi się, żę były to kolejno dni 6 i 7.02, ale głowy nie dam. Natomiast pamiętam jeszcze z innego dnia (chyba 5.02??) ciekawą sytuację - jak wspominałem, było sporo mgieł, ale raz była taka gęsta, że nie widziałem zupełnie trasy przed sobą - widoczność na kilka metrów. I przez przypadek wjechałem... na czarną trasę. Pierwszy raz od 4 lat. Nawet nie wiecie, jak ważne, jakkolwiek przypadkowe, było to przełamanie. O dziwo zjechałem bez problemu i reszta wyjazdu była już świetna narciarsko, parę czarnuszków zaliczyłem :jupi: Co do pogody, to chyba faktycznie jak mówi ogimet z Dobbiaco, się poprawiła na piątek i sobotę,które spędziliśmy kolejno na Seiser Alm i Secedzie. Ale faktycznie ciepło to raczej nie było, pogoda daleka od typowo dolomickiej.

Jeśli chodzi o powrót to za wiele nie pamiętam, oprócz tego, że nocleg był ponownie w hotelu Baltazar.

Z tym wyjadem kojarzy mi siętylko jedna piosenka - z przyczyn takich, że wtedy ją poznałem, a potem nałogowo słuchałem jużwe własnym zakresie (słuchawki). Ale jednak, ciekawy przypadek, faktycznie pasuje do pory chłodnej 2012/13. Długa, ciągnąca się zima. I potem w drugiej zwrotce "aż uwierzyć trudno, zielonolistny kwiecień czas odebrał grudzień". Pasuje jak ulał do kwietnia 2013, który jak odpalił petardę, to był po prostu prześliczny.




A ciekawi was finał tej historii? Wiele lat później, dosłownie 6 tyogodni temu była wspomniana osiemnastka tego gościa, z którego rodzicami moi rodzice się dobrze kumplują. Było to 10.10.2020, data bardzo symboliczna. Ostatni dzień prawdziwego, jedynego słusznego babiego lata i ostatni dzień wolności od kagańców. Na tej osiemnastce było oczywiście pełno ludzi których nie znałem, oczywiście z każdym się trochę pogadało, ale była taka jedna ładna dziewczyna, z którą trochę pogadałem. Ja mam to do siebie, że często kojarzę szybko fakty, nic dziwnego bo po prostu za dużo pamiętam xd I jak usłyszałem jej imię (dość nietypowe) i że jest dwa lata młodsza od jubilata (16 lat, ale uwierzcie, nie wyglądała :lol: ), to już mi się lampka włączyła w głowie. Szybko okazało się, że to była ta... śmieszna mała dziewczynka, córka sąsiadów :lol: W swoim życiu miałem wiele doświadczeń, które sprawiły, że mój zegar biologiczny zabił, i uświadamiały mnie jak czas szybko leci. Ale wtedy... Miałem wrażenie, że naprawdę niedużo czasu minęło, a tu mała dziewczynka zmieniła się w naprawdę ładną kobietę ;) Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie wrażenie i aż do 22.10, kiedy głowę zaczęły pochłaniać ciekawsze tematy, to chodziło mi to z tyłu głowy. Oczywiście nie dałem tego po sobie poznać i w sumie nikt opórcz was i moich 2 najbliższych przyjaciół nie wie o moich wewnętrznych przemyśleniach. Co ciekawe, z tym gościem, który miał osiemnastkę nie miałem podobnego szoku, ale to głównie dlatego, że jego jednak regularnie przez te lata widywałem i widziałem jak się zmieniał (w 2013 był naturalnie niższy ode mnie ponad 20 cm, a teraz wyższy ode mnie o ponad pół głowy, ale to nic dziwnego, jego ojciec jest od mojego wyższy o jakieś 15 cm ;) ).

Jestem ciekaw, czy mieliście podobne przeżycia, że spotykaliście po latach jakąś sporo młodszą od was osobę. Ja pierwszy raz w życiu poczułem się tutaj jak przysłowiowa "ciocia z Ameryki", czy jakoś tak. No i co ogólnie sądzicie o wyjeździe, chociaż nie ukrywam, że anegdota z ostatniej osiemnastki chyba przykryje ten temat xd



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group