To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum wielotematyczne LUKEDIRT
Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!

Ogólnie o pogodzie i klimacie - Wyjazdy w Dolomity w latach 2006-18

Jacob - 25 Listopad 2020, 00:20

FKP napisał/a:
Niemniej mimo, że jestem dorosły to nie powiedziałbym o sobie sprzed 10 lat, że byłem gnojkiem, wręcz dostrzegam w dawnym sobie pozytywne cechy, które obecnie zanikły, być może tylko tymczasowo ;-)


No ja bym za nic w świecie nic w sobie nie przywrócił sprzed 10 lat, czy nawet sprzed 5 lat. Chyba idę w dobrym kierunku, ale pewnie zawsze mi będzie czegoś w sobie brakować :mrgreen:

PiotrNS - 25 Listopad 2020, 00:32

Jacob napisał/a:
FKP napisał/a:
w kontaktach z innymi zachowuje się asertywnie (no przynajmniej staram)


To fajnie ja w życiu miałem doczynienia z różnymi ludźmi jak każdy z nas i nieraz ktoś naruszył nasze zaufanie. Z jednej strony dużo mnie to nauczyło, ale z drugiej... Jestem strasznie naiwny i bardzo łatwo mną zmanipulować. Poznając kogoś powinniśmy mu dać te 50% zaufania, a nie od razu 100% ;-) .

Absolutna racja Jacob. Czasami trzeba schować zaufanie, a przynajmniej nie odkrywać go od razu w całości, bo wielu jest takich, którzy tego zaufania nadużyją i obrócą je przeciwko Tobie. Bądź bliski dla bliskich to dobra zasada. Tworzenie kręgów swoich zaufanych ludzi, ludzi do których podchodzi się z rezerwą i wreszcie obcych, także wydaje się właściwą taktyką. Lepiej nie zaufać, niż zaufać niewłaściwej osobie i ja to dobrze wiem, bo sam jestem naiwny i podatny na manipulacje, przez co czasami ponosiłem tego złe konsekwencje i krzywdy.

FKP - 25 Listopad 2020, 00:35

Ja za to z natury jestem nieufny, przezorny i ostrożny, najbardziej ufam oczywiście rodzicom, niemal w 100% no i oczywiście samemu sobie :lol:
PiotrNS - 25 Listopad 2020, 00:44

Ja właśnie zawsze byłem ufny i naiwny, nieraz dawałem się wykorzystywać. Kiedy miarka się przebrała, zmieniłem to jednak w sobie i stałem się bardziej nieufny, bo to chyba jedyna droga do tego, by siebie samego "ubezpieczyć". Nie oznacza to oczywiście, że drugiemu nie pomogę.
PiotrNS - 25 Listopad 2020, 20:34

Wracając do głównego tematu, super relacja :) To musiał być bardzo ciekawy wyjazd, fajnie że udało się połączyć tradycyjne szusowanie w Dolomitach z wizytą na polskich stokach, w dodatku niedaleko mnie w tak pięknym miesiącu jakim był styczeń 2013. Co do alpejskiej części, pogoda była ewidentnie Twoim sprzymierzeńcem, bo mgła która doprowadziła do Twojego wjazdu na czarną trasę z pewnością sprawiła, że kiedy po fakcie zdałeś sobie z tego sprawę, odzyskałeś pełną wiarę w swoje umiejętności i szusowałeś już całkiem swobodnie. Pogoda może była momentami trochę nietypowa, ale moim zdaniem to zaleta, zobaczenie znanego dolomickiego krajobrazu w jakiejś innej wersji i przy dużej ilości bieli to fajna rzecz.

Co do drugiego wątku, to ja niestety jeszcze tego nie doświadczyłem, choć nieraz nie mogę się nadziwić jak niektórzy, których znam od dziecka, powyrastali i zmienili się. Wiele "brzydkich kaczątek" wyrosło na piękne łabędzie, ale takie doświadczenie, by spotkać kogoś po latach i nie móc się nadziwić jak czas tę osobę zmienił, na razie mi się nie przytrafiło - a szkoda, bo musi to być bardzo ciekawa rzecz. A w Twoim zachowaniu tam nie widzę nic dziwnego :)

kmroz - 25 Listopad 2020, 20:44

PiotrNS, ja dodam jeszcze że zaskakuje mnie, że z każdym kolejnym rokiem słabiej pamiętam wyjazd. Jak jakiś Alzheimer 🤯
kmroz - 26 Listopad 2020, 12:48

Rok 2013 należał do chyba jednego z najbardziej przełomowych w moim życiu, bardziej może nawet niż 2020. Nie ukrywam, że dużo znaczenie miała oczywiście zmiana środowiska, ale jednak kluczowe elementy zadziały się już latem 2013, zwłaszcza podczas tego wiecznie zielonego sierpnia. Tak czy siak, jadąc, jak co roku, w Dolomity w lutym 2014 ( :zygacz: ), byłem już na zupełnie innym etapie życia, chociaż dla ogólnego przebiegu wyjazdu nie miało to większego znaczenia. Bardziej miało to, że już odczuwałem potrzebę kontaktu z naprawdę dobrymi kolegami/koleżankami, jakich poznałem w liceum i pierwszy raz w hotelu Bellavista (a byłem tam czwarty raz) zaczęło mi doskwierać tamtejsze "pseudowifi" (wspominałem o nim już kilka rozdziałów temu).

Ale po kolei. Wyjazd rozpoczał się 14.02.2014. Piękna i jakże ważna plucha z 10.02 zmyła dużą część zalegającego śniegu, ale jednak miejscami w cieniu nadal dało się dostrzec zalegające płaty. Nic dziwnego, bo każdej nocy był wyraźny mróz, który jednak nie pozwalał całkowicie zaniknąć temu białemu syfowi.

Chyba pierwszy raz wyjechaliśmy dosyć rano (musiałem oczywiście opuścić szkołę) i po drodze do Mikulova wstąpiliśmy do miasteczka Ołomuniec. Niewiele pamiętam, oprócz tego, że była słoneczna pogoda oraz że poszliśmy tam do fajnej knajpki. No i mam trochę zdjęć, ale żeby nie znęcać się nad łączem, to daruje sobie ich wstawianie (zamierzam za jakiś czas utworzyć album w którym będą zdjęcia ze WSZYSTKICH narciarskich podróży - od marca 2002 w Białce Tatrzańskiej do lutego 2019 na Górce Szczęśliwickiej (mam nadzieję, że już niedługo po prawie 2-letniej przerwie ją będę mógł odwiedzić, planuje na weekend po 11.12).

Do Mikulova dojechaliśmy wieczorem. I tym razem z jakiegoś powodu nocowaliśmy w naprawdę wypasionym hotelu, chyba nigdy wcześniej w takim nie byłem :shock: . Nie pamiętam jak się nazywa, ale chyba bym do niego trafił, gdybym był na miejscu. To co pamiętam z tamtego wieczora, to - po podłączeniu się do WiFI, bo w tamtych czasach jeszcze nie było pakietu internetowego w UE - dużo sobie pisałem z różnymi osobami z mojej klasy, które naprawdę były zainteresowane moją podróżą. Był to dla mnie szok, bo ogólnie w gimbazie każdy miał wywalone (oprócz rzecz jasna takich 2 najbliższych kolegów) i czasem tylko kurtuazyjnie się mnie pytali czemu mnie nie było w szkole.

Dzień później ruszyliśmy już na miejsce, do Santa Cristiny. Głowy nie dam, ale chyba to był ten rok, w którym przyjechaliśmy dość wcześnie (pierwszy raz za dnia) i poszliśmy do jakiejś pizzerii, na tyle wcześnie, że było to jakby na jej otwarcie.

Co do dalszego wyjazdu to mniej więcej go pamiętam, był on bardzo ciekawy i nietypowy pod względem pogody.

https://www.ogimet.com/cg...d=REV&Send=Send

Tym razem moje obserwacje i wspomnienia jak najbardziej zgadzają się z danymi z ogimetu. Była jednocześnie naprawdę fura śniegu, ale i ogólnie całkiem ciepło. No, ale po kolei.

Pierwszego dnia jak przyjechaliśmy była piękna, słoneczna pogoda. Dzień później jednak pogoda się serio załamała, sypał śnieg i robiły się straszne muldy na stoku. Tego dnia już odkryłem, że to raczej nie będzie mój rok i faktycznie czarne trasy mi niezbyt wychodziły. Tak już w sumie zostało do 2018 roku, że w nieparzystych latach śmigałem bez problemu, a w parzystych mi wychodziło jednak trochę gorzej i nierzadko musiałem na trudnych trasach się zsuwać. Jak zwykle pierwszego dnia byliśmy na stoku w okolicy, czyli na Secedzie, ale też przejechaliśmy takim podziemnym metrem na drugą stronę miejscowości na wyciąg Campinoi - tam znajduje się trasa "fisowska" na której zjeżdżają narciarze w trakcie konkursów. Jedna czarna (nie odważyłem się , bo to nie był mój rok), druga czerwona, ale też momentami stroma. I jak wjechaliśmy wyżej, już niemal na szczyt, to faktycznie pogoda była taka aż przerażająca, słaba widoczność i konkretnie waliło białą magią.

Dzień później, w poniedziałek 17.02 pojechaliśmy na słynny płaskowyż Alpi di Siusi. Pogoda była, jak większość tego wyjazdu, pochmurna - ale widoczność już była przyzwoita. I tam wydarzyła się ciekawa przygoda, spotkaliśmy bowiem moją.. wychowawczynię z gimnazjum wraz z jej rodziną. Miły, chociaż niespodziewany akcencik. W sumie wiele z tego dnia nie pamiętam, akurat tam trudnych bardzo tras nie ma, więc problemów większych z jazdą nie było. O ile dobrze pamiętam, to po zakończeniu jazdy, zrobiliśmy zakupy na targach w Ortisei.

18.02 pojechaliśmy na odkryty rok wcześniej płaskowyż po drugiej stronie Sella Rondy, w okolicy Canazei (oczywiście narciarsko). Aby z niego w sposób wygodny wrócić, trzeba było zahaczyć kilka czarnych tras, które mnie pokonały i musiałem się zsuwać. Inna opcja oznaczała zjazd popularniejszymi trasami i wyciągami do Selvy i stamtąd podróż autobusem 15 minut do Santa Cristiny (niektórzy się na to zdecydowali zresztą). Tego dnia była wyjątkowo dość ładna pogoda, ale daleko było jej do typowo dolomickiej lampy

Dzień później, 19.02 udaliśmy się stokami w kierunku płaskowyżu koło Corvary (na którym spędziłem prawie cały wyjazd w 2012 roku). I tego dnia pogoda już przeszła samą siebie. Luty 2014 ogólnie w PL, jak i w całej Europei kojarzy się z elementami syfiastego PZ i własnie tego dnia ono spłynęło, powodując, że nawet w wysokich górach zamiast śniegu po prostu lał deszcz. Do dziś pamiętam, jak na niekrytych krzesełkach z powodu ulewy zgasło zasilanie i ponad 30 minut spędziliśmy na odsłoniętych krzesełkach moknąc. Tyle dobrze, że było naprawdę całkiem ciepło. Potem ciężko było się dostać do jakichkolwiek schronisk, bo po prostu ludzie się na nie rzucili, także ten pobyt w Corvarze zaliczam do niezbyt udanych (a szkoda, bo naprawdę kocham tamte stoki)

20.02 pojechaliśmy raniutko samochodami do Kronplatz, wspomnianego rok wcześniej. Aby tam dotrzeć trzeba było wrócić się do autostrady słońca (PiotrNS na pewno wie, o którą chodzi) i wjechać w dolinę na północ, do Brunico (k. tej ogimetowej stacji w Dobbiaco). Tam dojechaliśmy w sam raz na otwarcie stoków i serio mogliśmy spędzić cały dzień tamże (a nie tak jak rok wcześniej, że tylko parę zjazdów). Trzeba przyznać wypasione stoki, zamiast krzesełek były gondolki, często z podrzewanymi siedzeniami i siecią WiFI. Naprawdę fajne miejsce, na jakby środku tego wszystkiego, szczycie znajduje się wielki dzwon i cała masa kolejek (ich szczytów) oraz różnych knajp, nawet chyhba jakieś muzea są. Super miejsce, polecam, chociaż ma też wadę, bo takiego klimatu jak koło Sella Rondy to tam nie ma, jest tak bardziej alpejsko. Pogoda tego dnia była pochmurna, ale sucha.

21.02 był przedostatnim dniem jazdy. Tego dnia pogoda się poprawiła i wreszcie było trochę słonka. Ale to nie to najbardziej zapamiętałem z tego dnia. Wspominałem, że płynęło w poprzednich dniach PZ znad Sahary. I tego dnia dosłownie w wielu miejscach był brązowy śnieg oblepiony tym paskudnym, saharyjskim pyłem. Wyglądało to chwilami jak w jakimś apokaliptycznym filmie. Przerażająca rzecz, chociaż ciekawie było czegoś takiego doświadczyć. Co do trasy, to średnio pamiętam ten dzień, chyba zrobiliśmy Sella Rondę, podjąłem też próbę zjechania z czarnej trasy (zamiast tej obleganej niebieskiej) i zajęło mi to znowu prawie godzinie. Ehhh, kiepski rok...

22.02 przyszła kolejna strefa opadowa, tym razem już śnieżna, nawet w dolinach. Tradycyjnie ostatniego dnia udaliśmy się na Secedę, na pozegnalny obiad. I faktycznie ładnie sypało, było to chyba wprawdzie mniej niż te 27mm z linku z ogimeta, ale jednak było konkretnie. Mimo wszystko, miało to swój urok.

I tak się wyjazd skończył. Z dniem powrotu kojarzy mi się scena, kiedy słuchałem sobie tej piosenki:



I akurat w momencie gdy leciało "nad Rosenheimem gaśnie rude słońce", to mijaliśmy na autostradzie węzeł koło Rosenheimu... Nie zapomnę tego nigdy, cudowny zbieg okoliczności. Jakby tego mało, to się rozpgodziło i faktycznie zachodziło "rude słońce"....

Nocleg mieliśmy w hotelu Baltazar, pamiętam, jak pisałem sobie tam z moimi kochanymi znajomymi i już planowaliśmy drugi tydzień ferii. Duża część mojej klasy spędziła ten tydzień na narciarskim obozie w Zwardoniu i zdecydowałem się, że za rok też tam pojadę, a na drugi tydzień ferii tradycjnie w Dolomity. Zresztą na letnią wersję obozu w lipcu 2014 też się zdecydowałem.

Powrót 23.02 wczesnym rankiem w towarzystwie iście pożarowej aury... Ech, gdybym pisał ten rozdział będąc starym kmrozem bym się jeszcze bardziej podkręcał, bo wtedy kochałem luty 2014 nie tylko życiowo, ale i pogodowo. A dzisiaj tylko chce mi się :zygacz:


Tak samo chce mi się :zygacz: , gdy słucham poniższej piosenki, która niemalże bezpośrednio mi się kojarzy z lutym 2014 (bardziej drugim tygodniem ferii w Polsce, który swoją drogą niezwykle miło wspominam). A kiedyś słuchanie tej piosenki przypominało mi tą piękną, bylejaką pogodę, którą nie wiedzieć czemu się jarałem i ten piękny czas w życiu. Szkoda, że tak znienawidziłem ten miesiąc pogodowo, bo życiowe wspomnienia mam z niego niezwykle miłe.....


PiotrNS - 26 Listopad 2020, 20:29

Jak zwykle bardzo fajna relacja :) Ja do pełnego znielubienia lutego 2014 jeszcze dojrzewam, ale jestem już na dobrej drodze, im bliżej zimy, tym trudniej dopuścić mi do siebie, aby warunki pogodowe któregoś zimowego miesiąca były takie jak wtedy. Pogoda była jak widać dość skomplikowana, szkoda że często utrudniała zadanie, ale może to też kwestia takiego mniej udanego roku, zdarza się. Nawet najlepsi mają czasami słabszy sezon, ale najważniejsze że bardzo udany sezon poprzedni udowodnił Ci już, że forma po ski-stresie została już odzyskana, tyle tylko że się waha. Ten saharyjski pył dotarł wtedy chyba nawet do Polski, coś mi się kojarzy, może z TP. O Kronplatz dotąd nie słyszałem, ale jak teraz zagłębiam się w temat, to widzę że to naprawdę elegancki alpejski kurort na wysokim poziomie.
Zaciekawił mnie ten fragment o piosence ze wzmianką o Rosenheimie i jednoczesnym przejeździe koło zjazdu, taki zbieg okoliczności. Zaciekawiło mnie to, bo często mam podobnie. Myślę sobie o czymś i nagle słyszę jak ktoś zaczyna o tym mówić, albo siedzę sobie przy Internecie, zamyślę się na jakiś temat i nagle jakby spod ziemi wyrasta mi gdzieś słowo-klucz do tego czegoś. Inny przykład, to liczby. Często zdarza mi się liczyć w pamięci (jestem w tym dobrym, na ogół nie potrzebuję kalkulatora i potrafię wykonywać w pamięci działania nawet na dużych liczbach). Obliczałem sobie chyba jakąś średnią, wyszło mi 22 i wtedy słyszę tę liczbę z telewizora, chyba trwały skoki i akurat na belkę wsiadał 22 zawodnik... Albo lepszy przykład. Kiedyś jeszcze na Meteomodelu pisałem coś w rozmowie o dawnych miesiącach, warunkach pogodowych itp. i poruszony został temat czegoś związanego z 2006 rokiem. Napisałem jakiś post, wysłałem go, sprawdzam godzinę... 20:06. Parę razy nuciłem sobie w myśli jakąś piosenkę w samochodzie i akurat zaczęła grać w radiu, często mam doświadczam takich dziwne zbiegów okoliczności.
A Autostradą Słońca jechałem nieraz, oczywiście ją kojarzę :) Co ciekawe, nie zawsze podczas moich przejazdów świeciło nad nią Słońce :D

kmroz - 26 Listopad 2020, 20:35

Właśnie ciekawi mnie, co mi tak w 2014 przeszkodziło w formie narciarskiej, miałem wtedy najlepszą sylwetkę ever (tylko z twarzą dzieciaka wyglądało to komicznie xd), do tego byłem w świetnej psychicznej kondycji. Ale cóż, czasem jak jest zbyt dobrze, to też niedobrze.
PiotrNS - 26 Listopad 2020, 20:39

kmroz napisał/a:
Ale cóż, czasem jak jest zbyt dobrze, to też niedobrze.
Idealnie pasuje do pogody, z nią też zawsze coś takiego się dzieje ;) Ja na razie w szczycie swojej formy fizycznej byłem chyba w 2017 i 2018 roku, potem miałem osłabienie, ale w bieżącym roku wróciłem na ten okołoszczytowy poziom, liczę na to że będzie jeszcze lepiej :)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group