Forum wielotematyczne LUKEDIRT Zdjęcia, pogoda i klimat, astronomia, sport, gry i wiele więcej! Serdecznie zapraszamy!
Ogólnie o pogodzie i klimacie - Wyjazdy w Dolomity w latach 2006-18
kmroz - 8 Styczeń 2021, 17:23
PiotrNS napisał/a:
Widzę, że na samym początku studiów zaliczyłeś porządny wycisk
Szczerze? Potem też go nieraz zaliczałem. Na 2 semie cudem wszystko zaliczyłem w sesji letniej, bez września, ale ledwo, ledwo, oceny były słabe. Na 3 semie oblałem pierwszy przedmiot, na szczęście w kolejnym semie dostałem z niego czwórkę. Na 4 jeszcze się wszystko udało zaliczyć (dlatego bardzo dobrze wspominam życiowo lato 2018), ale od 5 semu moje studia to pasmo porażek xddd w sensie idzie powoli i jest blisko końca, ale tyle nerwów i hajsu na to poszło, że ja żabkuję....kmroz - 8 Styczeń 2021, 17:28 Marzę o powtórce takiego 7.02.2017 pod każdym względem...
Swoją drogą widzę, że w Nouvel Songe odpaliło lekkim kurortem (względem reszty kraju) i nie było tak ciężkiej zimy już w lutym 2017. Tylko 5 dni z całodobowym mrozem, podczas gdy u nas chyba do 14.02 każdego dnia był, może 3-4.02 lekki plus.
Tym razem, pierwszy raz od wielu lat, miało miejsce już spotkanie z całą grupą w Mikulovie. To co pamiętam, że poszliśmy sobie na miasto, a także do knajpki, gdzie pierwszy raz w życiu zjadłem... tatara. Od tej pory jadłem go wiele razy, trochę się uzależniłem
Dzień później była już podróż na miejsce. Za specjalnie w sumie nie pamiętam nic z tego dnia, oprócz tego, że był drobny stres, bowiem 12.02 miałem mieć zapisy na WF oraz do grup językowych. Z racji, że nie udało mi się zaliczyć egzaminu z angielskiego na 5 (pisałem go w dniach 28.01 (pisemny) i 8.02 (ustny)), to byłem zmuszony zapisać się na lektoraty ogólnotechniczne. Nawet tego nie żałuje, dużo się tam nauczyłem ważnych słów, bez których musiałbym chyba każdy tekst do m.in. inżynierki tłumaczyć, ale był problem, że pasował mi tylko jeden termin, inne niby też ale musiałbym kombinować z grupami laboratoryjnymi, czego chciałem uniknąć... Zależało mi też na WF, bo bardzo chciałem iśc na piłkę nożną - brakowało mi tego sportu przez pierwszy semestr studiów, a wtedy jeszcze nie miałem ekipy, którą stworzyłem dopiero w 2019 roku, a na dobre zaczęliśmy się zbierać w 2020 rokiem. W obu przypadkach niestety musiałem być na bieżąco by klikać... Właśnie ta przygoda była takim drobnym cieniem na bezgranicznej euforii w tamtym czasie.
Tutaj jest album z wyjazdu - pierwsze dwa zdjęcia są po to, by zapoznać was z warunkami pogodowymi jakie tam panowały. Robi wrażenie, nie?
Nocleg mieliśmy w Colfosco, w tym samym pensjonacie co w 2015 roku. Bałem się, że będzie mi to przypominać śmierć Dziadka, ale o dziwo wcale tak nie było. Prawdopodobnie była jakaś "impreza" powitalna ale zupełnie jej nie pamiętam.
Pierwszy dzień 12.02 wybraliśmy się o ile dobrze pamiętam, w kierunku Selvy i Santa Cristiny, czyli regionu gdzie nocowaliśmy do 2014 roku. Oczywiście nartami się tam dojeżdżało. No i chyba zrobiliśmy ogólnie całą Sella Rondę. Pogoda była specyficzna - cirrusowa lampa, inaczej pseudosłońce. No i cieplusio, pamiętam, że tego dnia bardzo żałowałem, że wziąłem lekki polar pod kurtkę narciarską (kalesonów od 2015 już w ogóle nie zakładałem). Od tej pory do końca wyjazdu zakładałem już tylko lekką koszulkę i na nią kurtkę. I tak bywało gorąco... Wracając jeszcze do tego dnia... to na obiad koło 15:00 wróciliśmy na stoki koło Corvary i to co pamiętam, to że tam były dwie próby zapisów na WF-y, ale eres się ciągle ciął i dopiero dzień później zrobili tę rejestrację Na piłkę nożną udało mi się zapisać, ale szczerze nawet trochę tego żałuje, to nie było za dobre towarzystwo, poza może jedną osobą.
13.02 wybraliśmy się - autem - do Kronplatz. I to właśnie tam, z racji, że było nisko, na dole nie było nawet śladu śniegu - oprócz trasy narciarskiej. Wyżej było już dużo lepiej, nadal pełno białej magii. Pogoda tego dnia totalnie lampowa i tak miało zostać do czwartku.
14.02 była wycieczka na tę trasę Laggazuoi (opowiadałem już o tym, że tam najpierw się dojeżdżało autobusem i gondolą na szczyt, potem długą krajoznawczą trasą zjeżdżało z 2800 na 1400, a na końcu ciągnęły koniki). Po drodze było tam fajne schronisko na obiadek, herbatkę, kawkę i szarlotkę Ogólnie na tym wyjeździe strasznie dużo się jadło i po powrocie pobiłem rekord życiowy wagi 85kg. Wieczorem, z okazji Walentynek wybraliśmy się całą ekipą do pizzerii, gdzie pamiętam się poznałem z takimi dwiema dziewczynami o rok starszymi (wcześniej widziałem je na tym wyjeździe w 2011 roku, ale to było daaaawno i inny świat, a przede wszystkim inny ja).
Kolejny dzień, 15.02, to wyprawa dookoła Sella Rondą a następnie w kierunku Santa Cristiny i na szczyt Seceda, gdzie do 2014 roku zawsze jeździliśmy ostatniego dnia. Tego dnia pogoda osiągnęła swój szczyt, co widać w albumie - lampa i +14 stopni w ciągu dnia. I wiecie co? Może w Polsce bym to nazwał pseudociepłem, ale w tamtych warunkach, gdzie była biała magia i góry, a słońce realnie grzało, to serio mi wciąż by się mega podobało. Na każdą pogodę jest miejsce
16.02 wybraliśmy się po raz kolejny w kierunku Santa Cristiny, ale chyba wtedy tylko we dwóch z tatą pojechaliśmy, bo to była dość ekspresowa wyprawa i inni by nie dali rady Plan był taki by śmignąć dojazdem i cały dzień spędzić na stokach Alpi di Siusi, gdzie 10 i 9 lat wcześniej stawiałem swoje pierwsze kroki w regionie Dolomitów. Tak się złożyło, że byliśmy tam pierwszy raz od 3 lat. Właśnie to też dobry moment by wspomnieć, że 2017 rok był, jak każdy nieparzysty rok, rokiem mojej świetnej formy - aż sam się dziwiłem, że osoba ogólnie niezbyt sprawna fizycznie jak ja, dawała radę tak śmigać. Ten piękny płaskowyż, oświetlony słonkiem był też już częściowo "nadtopiony". O ile dobrze pamiętam, to ledwo daliśmy radę wrócić, bo jednak sporo czasu spędziliśmy na tym Alpi di Siusi.
Ostatni dzień to wyprawa na południe - najpierw Sella Rondą przez słynną z Mikołajek 2020 Arabbę (słynne foty z 1.5 metrem śniegu ), a następnie do Canazei i na inny płaskowyż w tej okolicy, w którym wcześniej byliśmy chyba 7.02.2013 i 18.02.2014. Tego dnia pogoda była inna, było trochę chmur, a jak wracaliśmy zerwała się śnieżyca. Pamiętam, że wtedy się odważyłem zjechać taką czarną trasą na tym płaskowyżu, która w 2013 mnie pokonała (musiałem się zsuwać), a w 2014 (parzysty, czyli kiepski rok) nawet nie próbowałem do niej podchodzić. Tym razem się udało - naprawdę byłem zaskoczony, że byłem w tak świetnej formie, co ciekawe rok później nie było tak kolorowo już, chociaż rok 2018, mimo, że parzysty był i tak chyba trzeci (po 2015 i 2017) pod względem mojej formy narciarskiej. Tego wieczora mieliśmy chyba pożegnalne spotkanie i znowu przyszły te koleżanki (swoją drogą jedna z nich to jest kuzynka drugiego stopnia tego gościa 5 lat młodszego, który miał ostatnio osiemnastkę )
18.02 był ostatnim dniem i szczerze nawet za bardzo go nie pamiętam, chyba trochę w końcu sobie pojeździliśmy po stokach Corvary (bo wcześniej to tylko 12 i 14.02 trochę pojeździliśmy po płaskowyżu Corvary, w którym 2012 na nowo uczyłem się jeździć) i prysnęliśmy też na Sella Rondę. Pożegnalny obiad to naewt nie pamiętam gdzie był i czy w ogóle był, chyba na tym słynnym Bioku, z którego da się zjechać bezpośrednio do gondoli Corvara-Colfosco, ale głowy nie dam.
Zapomniałem z tego wszystkiego o jeszcze jednej rzeczy tu wspomnieć, co z tymi zapisami na lektorat z angielskiego. O ile na ten z niemieckiego udało mi się bez problemu w dobrym terminie zapisać, to z tym z angielskiego było niestety dużo gorzej... Zabrakło 15 minut i niestety musiałem iść na inny termin. Trochę mnie to zmartwiło i już zacząłem kombinować co tu robić... Udało się na szczęście dogadać z koleżanką z innej grupy, że w razie czego, gdyby nie udało mi się przepisać do właściwej grupy z lektoratów, to mnie weźmie do swojej grupy z laboratorium. Na szczęście problem rozwiązał się sam, w dniu 28.02 zwolniło się miejsce i mogłem jednak wszystko robić w normalnym terminie. Chociaż nawet trochę żałuje, możecie się domyślić czemu
No, ale wracając, to 18.02 oczywiście był powrót, nocleg był w Mikulovie jak zawsze w Baltazarze, ale szczerze średnio pamiętam. Potem już powrót do Polski w dniu 19.02, gdzie ku mojemu zdziwieniu nadal wszędzie leżało pełno śniegu, wydawało się, że po 4 dniach odwilży już nie miał szans, a tu taki szok. Stopił się, przynajmniej na Mazowszu, dopiero dwa dni później na dobre -deszcz go zmył. W kupkach jednak przetrwał do końca lutego i jeszcze śnieżyca z nocy 24/25.02 trochę go poprawiła.kmroz - 13 Styczeń 2021, 15:19 Koniecznie album obejrzyjcie który wysłałem, bo on sam w sobie mówi więcej niż moja chaotyczna opowieść kmroz - 19 Styczeń 2021, 01:20 I jak na razie ostatni wyjazd tam... Luty 2018.
"Niech już przyjdą te 30 stopniowe mrozy, byle skończyła się ta okołozerowa ciemnica"
Głupio mi to pisać, ale ten komentarz o narzekaniu na ponurą i nijaką aurę z lutego 2018 pisałem z zupełnie innego miejsca na Świecie. Ta paskudna aura nawet mnie bezpośrednio nie dotyczyła, a przeżywałem ją, jakbym był na miejscu
Wyjazd rozpoczął się 9 lutego. Tym razem Euforii nie było, chociaż ogólnie rzecz biorąc nie był to zły czas mojego życia. Niestety semestr nie do końca się udał. Jeden przedmiot oblałem, a drugi... było blisko. Dzień 8.02.2018 to właściwie powtórka sprzed roku i dnia, czyli dzięki litości prowadzącej zostałem przepchnięty.... Tak czy siak, miałem pierwszy poważny tył na studiach i można było się zacząć martwić. Prawdziwy zjazd to jednak dopiero jesień 2018....
Ale nie o tym. 9.02.2018, gdy opuszczaliśmy naszą rodzinną miejscowość, panowała totalna ciemnica, a na glebie leżał jakiś 1cm białego łajna. Wiedziałem jednak, że nie minie 100km podróży na SW, a wjedziemy we wszechobecną lampę. Podróż "gierkówką" między Piotrkowem a Katowicami upłynęła w promieniach nieśmiałego słoneczka i widokach cudnego błękitu. Gdzieniegdzie dało się tylko dostrzec smog... Zdjęcia w albumie...
Nocleg był tradycyjnie w Mikulovie, ale go nie pamiętam nawet tyci-tyci, jak mam być szczery.
Na miejsce dojechaliśmy dzień później, 10.02.2018. Dość wcześnie, toteż odbyliśmy tradycyjnie spacerek po okolicy. Kwatery były oczywiście w Colfosco, w pensjonacie dosłownie obok tego, co rok wcześniej. Z apartamentu tamtego moje główne wspomnienia to próba napisania sapera, ale przede wszystkim oglądanie i wyczekiwanie wiosennych fusów. Do dziś pamiętam, że właśnie chyba tego dnia rzuciło takim totalnie wiosennym fusem na okres po 20.02
Pogoda w dniu przyjazdu to była taka dość mroźna, cumulusowa lampka. Nietypowa rzecz, jak na Dolomity. Podobna pogoda była dzień później. Jeśli mnie pamięc i zdjęcia nie mylą, to tego dnia wybraliśmy się stokami narciarskimi przez Arabbę do Malgi Ciapeli - miejscowości, z której kolejka wjeżdża na Marmoladę, szczyt chyba znany wielu osobom.
Kolejny dzień to zupełnie inna pogoda. Nadal chłodno, ale do tego zrobiło się pochmurno i sypał śnieg. Na tyle dużo, że trochę przysypało. Z tego dnia zdjęć prawie nie mam, nie pamiętam też za wiele, ale po jednej focie poznaje, że po prostu zrobiliśmy dość casualowe okrążenie Sella Ronda, a potem pewnie jeździliśmy po stokach przy Corvarze.
13.02, w trzecim dniu, z tego co widzę powróciła taka cumulusikowa, a nawet trochę stratocumulusikowa lampka. Zupełnie jakby to były Tatry, a nie Dolomity Jeśli wierzyć fotom, to jeździliśmy trochę po stokach Corvary, a następnie zjechaliśmy do La Vilii, skąd się jednym wyciągiem wjeżdżało na góre, gdzie jest taki ładny kościółek. O ile mnie pamięć nie myli, to właśnie tego dnia były rejestracje na WF i języki. Pamiętam, że przegapiłem sprawy i nie udało mi się zapisać na włoski początkujący czy kontynuajce francuskiego, którego uczuyłem się w poprzednim semestrze. Zapisałem się więc na... ruski.
14.02 wreszcie przyszła totalna lampa, ale taka trochę lodowa. Tego dnia autami podjechaliśmy do Kronplatz, gdzie spędziliśmy cały dzień. Rano trzeba było odkopywać samochód
15.02 zamiast zapowiadanej lampy był jakiś dziwny altostratus/cirrostratus. Raczej to pierwsze. Tego dnia jak zwykle jeździliśmy sporo po stokach Corvary (akurat na tym ostatnim wyjeździe byliśmy tam naprawdę dużo, podobnie jak w 2012 i chyba 2016 roku), ale też zajechaliśmy na stronę zachodnią, do Selvy. Przynajmniej tak mówią foty, bo szczerze słabo pamiętam ten wyjazd XD
16.02 powróciła piękna pogoda, chociaż z cumulusami. Było jednak wreszcie ciepło, jak przystało na Dolomity - około +5 stopni. Tego dnia chyba tylko we dwójkę z tatą pojechaliśmy na wyprawę na Grande Guerra, czyli całodzienna, dość ambitna wyprawa po granicy Tyrolu i regionu weneckiego, dawnej granicy austriacko-włoskiej, gdzie w latach 1914-1918 toczyły się liczne walki. Trasa ta obejmuje między innymi Marmoladę, ale też region Civetty (Aleghe), a na koniec Laggazuoi. Niestety trzeba dwukrotnie jechać busem i to prawie godzinę w obu przypadkach...
Ostatni dzień, 17.02 prysnęliśmy sobie na Sella Rondę, a na koniec pożegnalny obiad, w sumie nawet nie pamiętam gdzie Aż mi smutno, że ostatni jak na razie tam wyjazd tak słabo pamiętam... Tego dnia już ruszyliśmy w drogę powrotną, na nocleg w Mikulovie.
18.02 z kolei wybraliśmy się na małą górską wyprawę na morawski szczyt niedaleko Mikulova. Śniegu w pytę, jakby nie patrzeć, co można zobaczyć na zdjęciach, pogoda dość pochmurna. Wczesnym popołudniem ruszyliśmy już do domu, po drodze przejeżdżając przez jeszcze bezśnieżną i lekkoplusową Polskę. Tego dnia w wielu regionach Polski było słonecznie, nawet o dziwo na Mazowszu, co było początkiem okresu Wielkiej Lampy...
Po powrocie do domu pamiętam ujrzałem nieśmiało kwitnące ranniki obok przebiśniegów, które już się pod koniec stycznia zaczęły przebijać. Były takie biedne, maleńkie. Ale były. Aż mi było ich szkoda, jak patrzyłem na prognozy... Prognozy, które wtedy przeklinałem, a dzisiaj są moim marzeniem, chociaż oczywiście w formie z realną ilością śniegu....
Drugi raz daje linka do albumu, by nikt nie przegapił
No i co? Na tym kończymy tę sentymentalną opowieść. Dziękuje tym, którzy przeczytali, a jeszcze bardziej tym, którzy komentowali. Cieszę się, że mogłem wam to opowiedzieć, zawsze marzyłem, by skompletować w jednym miejscu te kilkanaście lat moich wyjazdów, które są jednak bardzo istotną częścią mojego dzieciństwa i pokazują nie tylko same przeżycia w czasie wyjazdu, ale dobrze ilustruja też moje etapy dojrzewania.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę, ale raczej nie w tym sezonie kmroz - 19 Styczeń 2021, 01:49 A to Górka Szczęśliwicka, 18.02.2019
https://photos.app.goo.gl/72VK7t6HDq8uutzt8PiotrNS - 19 Styczeń 2021, 21:42 Dziękuję za tę wspaniałą opowieść, dzięki której mogłem dowiedzieć się więcej o geografii Dolomitów, jak również o korzystaniu z uroków białego szaleństwa w praktyce, przy okazji poznając wiele faktów o Tobie. Widzę że wyjazd z 2018 roku był udany, wiązał się z fajną pogodą, dużymi ilościami śniegu, a przy tym urozmaiceniem na niebie. O Grande Guerra kiedyś czytałem i rzeczywiście musiała być to wyprawa niebagatelna, ale na pewno pożyteczna, przypominająca o historii tych miejsc. Prognozy, które teraz uważasz za marzenie, a wtedy przeklinałeś... każdy ma coś "za uszami", ja akurat cieszyłem się z nich, ale nawet nie tyle z powodu zimy, co z powodu silnych ujemnych anomalii, przywołujących do mnie marzenia o Aturcji w 2018 roku (if only I knew ). To był przyjemny czas, moje ostatnie prawdziwe ferie wypełnione śniegiem, stabilnym chłodem i białymi krajobrazami, usypiające jeszcze przyrodę przed wielką pobudką.
PS. Nie wiedziałem, że uczyłeś się francuskiego. Mogę wiedzieć czy kontynuujesz naukę tego języka czy go zarzuciłeś Tak się składa, że całkiem dobrze znam ten język, pisałem z niego maturę rozszerzoną Mamy coraz więcej wspólnego jak się okazuje kmroz - 19 Styczeń 2021, 22:06
PiotrNS napisał/a:
PS. Nie wiedziałem, że uczyłeś się francuskiego. Mogę wiedzieć czy kontynuujesz naukę tego języka czy go zarzuciłeś Tak się składa, że całkiem dobrze znam ten język, pisałem z niego maturę rozszerzoną Mamy coraz więcej wspólnego jak się okazuje
Niestety zarzuciłem i bardzo tego żałuje. Mi się nie chce nawet robić studiów, ale obiecałem sobie, że jak je wreszcie skończę (inżynierkę) to się zapisze na jakieś lektoraty
PiotrNS napisał/a:
Dziękuję za tę wspaniałą opowieść, dzięki której mogłem dowiedzieć się więcej o geografii Dolomitów, jak również o korzystaniu z uroków białego szaleństwa w praktyce, przy okazji poznając wiele faktów o Tobie. Widzę że wyjazd z 2018 roku był udany, wiązał się z fajną pogodą, dużymi ilościami śniegu, a przy tym urozmaiceniem na niebie. O Grande Guerra kiedyś czytałem i rzeczywiście musiała być to wyprawa niebagatelna, ale na pewno pożyteczna, przypominająca o historii tych miejsc. Prognozy, które teraz uważasz za marzenie, a wtedy przeklinałeś... każdy ma coś "za uszami", ja akurat cieszyłem się z nich, ale nawet nie tyle z powodu zimy, co z powodu silnych ujemnych anomalii, przywołujących do mnie marzenia o Aturcji w 2018 roku (if only I knew ). To był przyjemny czas, moje ostatnie prawdziwe ferie wypełnione śniegiem, stabilnym chłodem i białymi krajobrazami, usypiające jeszcze przyrodę przed wielką pobudką.
A 2017 jak się podobał? Nie wiem czy przeczytałeś i widziałeś album, a to właśnie wyjazd 2017 był dla mnie taką esencją wszystkiego - najlepsza forma ever, dużo szaleństwa i po prostu piękna pseudociepła pogoda - nie zamierzam ściemniać, Dolomity to jest miejsce na pseudociepło i tam zawsze będę je kochać, zwłaszcza, że przecież tam jest i tak sporo bielusiej magii No i ogólnie super czas w życiu, jakoś naprawdę mam słabość do tamtego roku, nawet trochę żałuje, że akurat to nie był mój ostatni wyjazd (w sensie w 2018 nie było źle, ale najbardziej bym chciał to magiczne miejsce pamiętać z 2017 roku). Akurat pogoda z 2018 mnie trochę rozczarowała, wcale się z niej tak nie cieszyłem, jak przed chwilą napisałem - w Dolomitach zależy mi na wysokich tmaxach i totalnie nudnej lampie I to się chyba nie zmieniło kmroz - 19 Styczeń 2021, 23:27
PiotrNS napisał/a:
O Grande Guerra kiedyś czytałem i rzeczywiście musiała być to wyprawa niebagatelna, ale na pewno pożyteczna, przypominająca o historii tych miejsc.
Szczerze? Ani trochę nie przypominała. Ale pozwalała poznać nowe stoki, nowe krajobrazy, co mnie też cieszyło. No i zrobić pętelke, co też jest miłe.
Swoją drogą na tę Civette to też były organizowane obozy z mojego liceum, przez tę samą nauczycielkę, która organizowała wyjazdy do Zwardonia. Ogólnie wyglądało to tak, że na pierwszy tydzień ferii zimowych był wyjazd do Zwardonia dla niskobudżetowców, a na drugi w Dolomity, w Civette, dla tych, których było stać.PiotrNS - 19 Styczeń 2021, 23:33 Rzeczywiście zapomniałem skomentować jeszcze wyjazdu z 2017 roku, zrobię to jutro. Ja też zacząłem opisywać jedną ze swoich podróży, ale od bardziej kulinarnej strony w odpowiednim wątku, a tutaj na pewno będę wracał, bo świetnie to opisałeś
W mojej szkole takie dalsze wyjazdy organizowane były tylko pod koniec roku szkolnego; wprawdzie istniało zainteresowanie takimi wyjazdami związanymi z nartami za granicą, ale podobno obawiano się odpowiedzialności za to, czy komuś nie stanie się coś złego, z tego powodu pomysł został porzucony. Nie wiem jak jest teraz, bo aktualnie owa szkoła średnia pracuje wirtualnie i pierwszy raz od czasu jej ukończenia, nie wiem co się w niej dzieje.