Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Cookies    Dowiedz się więcej    Cyberbezpieczeństwo OK
Forum wielotematyczne LUKEDIRT Strona Główna
 Strona Główna  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Statystyki  Rejestracja  Zaloguj  Album

Poprzedni temat :: Następny temat
Mój 2019
Autor Wiadomość
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Fan normalności



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 130 razy
Wiek: 25
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 12352
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 30 Grudzień 2019, 14:52   Mój 2019

Część 1

Kiedy niebo zapłonęło wszystkimi kolorami tęczy, chmury rozbłyskiwały jakby trwała potężna burza, a zegar pokazał same zera, wszystko stało się jasne. Tak niezwykły, niezapomniany, a zarazem kontrowersyjny, rekordowo ciepły w Polsce 2018 rok stał się przeszłością. Przyszło nowe, nieznane. Co czeka nas w kolejnych dwunastu miesiącach? Takie pytanie rozbrzmiewało chyba w głowie każdego miłośnika meteorologii, dla którego wyobrażanie sobie tego, co może nastąpić, jest wyjątkowo ciekawym zajęciem. Czy czeka nas dalsza gonitwa za ekstremami i rekordami, czy może jednak ta rozpędzona maszyna choć na chwilę przyhamuje. Pytanie było na tyle trudne, że na odpowiedź trzeba było czekać cały rok. Ale tak się dzieje i znowu jesteśmy u progu czegoś nowego. To co rok temu było nowe, trafia do archiwum i dokłada cegiełkę do historii polskich pomiarów. A ta cegiełka nieraz wydawała się bardzo ciężka.
Około pierwszej w nocy nieprzejednane, trwające na niebie od ponad tygodnia chmury, chwilowo ustąpiły, przepuszczając nieliczne gwiazdy. Właśnie wtedy, gdy pora już była kończyć wszystkie zabawy, a w miejsce radości i adrenaliny wstępowała nostalgia (zawsze tak mam), temperatura obniżyła się poniżej zera. Noc powoli przemijała zostawiając tylko ciszę i trochę więcej śmieci na ulicach. Każda noc jednak kiedyś się kończy. Rankiem 1 stycznia pozbawiona śniegu ziemia pokryta była lekkim szronem, a przez chmury i delikatną mgłę przebijało się słońce, które niestety dość szybko zostało pokonane. Dzień odczuwalnie wydawał się dość przyjemny, bo temperatura dosięgnęła 5 stopni. Po kilku dniach codziennych opadów ziemia była jednak bardzo namoknięta, co nie sprzyjało spacerom, tym bardziej że wieczorem zaczęło padać. Dzień zleciał nie wiadomo kiedy, ale już od następnego do pogody będzie należało przykładać więcej uwagi. Rankiem 2 stycznia ziemia pokryta była śniegiem, którego stale przybywało. Temperatura obniżała się poniżej zera, a pocukrzenie ziemi zamieniło się w regularną pokrywę. To jednak dopiero początek opadów, bo najciekawsze pod tym względem miały okazać się kolejne trzy dni. 3 stycznia od samego rana intensywny śnieg to pojawiał się, to znikał by wrócić z podwójną siłą. Około południa niebo rozpogodziło się do niemal idealnego błękitu, aż do czasu gdy na niebie pojawiła się ciemnoszara chmura, jakby-burzowa. Nawet nie do końca "jakby", bo w zasięgu jej trwania odnotowano pojedyncze wyładowania atmosferyczne. Punktualnie o 13:50 rozpoczęła się taka śnieżyca, że nie było widać świata. To wyglądało jak atak zimy stulecia, lecz oto już dziesięć minut później... świeciło słońce, sprawiając że świeży śnieg dosłownie lśnił w jego świetle. Była jeszcze jedna fala śniegu, przed którą zdążyłem na chwilę ruszyć się z domu, jednak na noc zrobiło się spokojnie. Opady nie ustawały jednak i 5 stycznia zaatakowały w pełni sił. Trwające od wczesnego ranka do wieczora intensywne opady grubego, bajkowego śniegu utworzyły aż 25-centymetrową pokrywę i oblepiły wszystko bielą. Trochę słabsze opady wystąpiły również w Trzech Króli, podnosząc i tak już wysoką pokrywę do wysokości niewidzianej od marca 2013. Tego dnia wieczorem zakończyłem też z niekrytym żalem wspaniałą przerwę świąteczną i wróciłem do Krakowa, do czwartku. W moim rodzinnym mieście te dni nadal były mroźne, lecz pochmurne, a co za tym idzie - pozbawione znacznych spadków nocnych i porannych. Tylko 8 stycznia notowano -12 stopni, jednak w pozostałe dni było spokojnie. 11 stycznia świeciło słońce zapowiadające mającą nadejść nazajutrz odwilż. Niestety odwilż byle jaką. Kilka stopni powyżej zera, chmury i opady mokrego śniegu wypełniającego to, co zdążyło się już stopić, zdominowały te bardzo ciężkie i nieprzyjemne dla mnie dni, które przychodząc znienacka bardzo mnie przygnębiły i zraziły do dopiero co rozpoczętego roku. Pierwsza w życiu sesja była miłą odskocznią, ehh... Pogodowy marazm trwał do 19 stycznia, kiedy nareszcie zaświeciło słońce. Zaczęła się wówczas fala suchego i dość pochmurnego, a przez to jeszcze gorszego odczuwalnie mrozu. Jedyne za co trzeba pochwalić te dni, to brak dużych mrozów. Najniższy wynik został osiągnięty 22 stycznia, gdy temperatura zeszła do -13 stopni, co stanowi nie tylko bardzo wysoki wynik absolutnego minimum stycznia, lecz również jeden z najwyższych rocznych rekordów chłodu w historii. Tego nadal koszmarnego dnia udało mi się uwolnić od złych rzeczy i kiedy 23-go przez jeden dzień je "odchorowywałem", pojawiły się pierwsze tak miłe i przyjemne, ciepłe "fusy" na początek lutego. 27 stycznia mrozy minęły i pojawiły się drobne opady deszczu redukujące pokrywę śniegu. Tak nie było jednak w Krakowie, gdzie 28 stycznia rano przeszła istna ulewa. Ciężko było sobie wtedy z nią poradzić, bo tego poranka musiałem iść na najważniejszy, a zarazem ostatni egzamin sesji zimowej. Ulica przy której mieszkam, była wtedy w całorocznym remoncie i przypominała jedną wielką dziurę w ziemi. Choć zazwyczaj dla zdrowia chodzę na nogach, tego dnia byłem skazany na autobus (tory tramwajowe bowiem nie istniały i pół Krakowa się z tym męczyło ;) ), do którego w tej ulewie nie mogłem się zmieścić, takie tłumy pchały do komunikacji miejskiej tego ranka. Gdyby to były Indie, wskoczyłbym na dach, ale nie było wyjścia i w końcu doczekałem się mniej zatłoczonego autobusu. Egzamin trwał dosyć krótko i po południu rozpocząłem swoje ferie. Wróciłem do Nowego Sącza, gdzie wciąż było sporo śniegu, jednak drobny deszczyk zmniejszał jego ilości. Ostatnie dni stycznia, choć niespecjalnie ciepłe, były naprawdę przyjemne, bo regularnie słoneczne. Nie było co jednak liczyć na więcej niż 7 stopni. W ten sposób styczeń 2019 okazał się bardzo równym miesiącem; z jednej strony bez dużego mrozu, a z drugiej - bez znacznego ciepła. Niższe maksimum absolutne miały w tym wieku tylko stycznie 2004, 2006, 2010 i 2017. Ale będzie lepiej. 31 stycznia rano zobaczyłem w USOS-ie piątkę z niedawnego, kluczowego egzaminu, a zły humor tego kiepskiego miesiąca wyparował. Na dodatek przede mną trzy tygodnie wolnego, świeci piękne słońce, nie ma mrozu, a wkrótce zawitają iście wiosenne temperatury. Już miałem przeczucia, że chyba polubię się z tegorocznym lutym :)
Styczeń 2019 okazał się termicznie normalnym miesiącem ze średnią -2,4 stopnia. Był zatem odrobinę chłodniejszy od stycznia 2016 i odrobinę cieplejszy od stycznia 2013. Jak już wspomniałem, zabrakło w nim znacznych mrozów, lecz z drugiej strony - występowały one systematycznie. Na 31 nocy, tylko jedna (16 stycznia) nie przyniosła spadku poniżej zera. Także dni z całodobowym mrozem było sporo, bo aż 15, więc wyraźnie powyżej normy.
Choć styczeń wydawał mi się bardzo śnieżny, to jego suma opadów wynosząca 29,2 mm, zmieściła się w normie, podobnie jak usłonecznienie, które do poziomu normy wyciągnęły bardzo ładne ostatnie dni - wyniosło 59 godzin. Słoneczny maraton przed nami :)

A styczeń 2019, pomijając względy osobiste, mimo wszystko był dla mnie kiepskim pogodowo miesiącem. Za dużo w nim było pseudo-ociepleń, opadów śniegu i pochmurnych mrozów. Pokrywa śnieżna nieraz trochę utrudniała codzienne funkcjonowanie. Nie powiem że był to jeden z gorszych styczniów, jednak wskazany na minus. Będzie lepiej, bo oto zbliżamy się do mojego kochanego lutego :D
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan bezdźwięczności



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 162 razy
Wiek: 27
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 36420
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 30 Grudzień 2019, 15:16   

Rekordowo śnieżny w Tatrach, miejscami na zachodnich nizinach niemalże bez śniegu. Duża polaryzacja między wschodem (i południowymi górami) a zachodem.

U mnie prawdziwie zimowy, z jedną wyraźniejszą odwilżą, która jednakowoż i tak nie była pozbawiona opadów śniegu. Dwa cieplejsze dni, 1 i 17.01, to mało jak na styczeń.

Po ciepłym i ponurym 1.01, przyszło ochłodzenie, w wersji - o dziwo - dość pogodnej. W dniach 2-7.01 codziennie można było liczyć na trochę słońca, ale naprawdę ładne były dni tylko 3 oraz 7.01.Początek mrozu był bezśnieżny, ale zmieniło się to 4.01 wieczorem. Po chwilowym "frontowym ociepleniu", 6-7.01 wrócił silniejszy, w nocy dwucyfrowy mróz. Niż z 8-9.01 tak przeszedł, że zamiast przynieść odwilż, to przyniósł kontynuacje całodobowego mrozu i kolejne opady śniegu. Jednocześnie w tych dniach zgasło na dobre słońce, którego od 8 do 10.01 nie zobaczyliśmy nawet na minutę. 10-11.01 to powtórka z 6-7.01, w wersji umiarkowanej solarnie. 12.01 rozpoczęło się ocieplenie. Dzień później sporo śniegu zniknęło. 13.01 był piątym totalnie ciemnym dniem i do tego deszczowym. W dniach 14-15.01, panowała istna dynamika. Raz słońce, raz prawdziwe blizzardy. Pokrywa śnieżna powróciła do łask, mimo dodatnich średnich dobowych. 16.01 przy kolejnym ociepleniu jednak znikła. Był to zarazem szósty pozbawiony światła dzieństycznia 2019 ;) Za to o 17.01 tego nie można powiedzieć, w slangu był to tzw. "darowany dzień", z temperaturą dobową powyżej 5 stopni, suchy i z rozpogodzeniami w pierwszej połowie dnia. Po południu przyszedł silny wiatr i ciemności, zrobiło się mniej przyjemnie. Jednak w kolejnych dniach nadal mogliśmy liczyć na spore jak na styczeń ilości słońca. Jednocześnie wróciły mrozy, początkowo słabe, z tmax około zera i bez wiatru - który w dniach 19-20.01 trochę zgasł. Wszystko to niemal bez śniegu, poza tzw. "kupkami", które 16-17.01 nie zdążyły stajać. Od 21.01 nastąpiło nasilenie się mrozu i powrót wiatru. Niestety ze wschodu, czyli nieprzyjemnego, przenikliwego, który bardzo dał się we znaki w dniach 23-24.01. Jedno co trzeba przyznać, słonka nadal nie brakowało, 21.01 było wprawdzie po raz siódmy w miesiącu totalnie ciemno, ale kolejne trzy dni były wręcz bardzo ładne. Ale marna to pociecha... 25.01 nastąpiła kolejna zmiana pogody. Wiatr zgasł, nieco mróz osłabł. Zachmurzyło się i zaczął sypać mocniejszy śnieg. Tego dnia wieczorem pierwszy i jedyny raz w życiu byłem na tzw. "driftach" (nie jestem tego fanem, ale namówili hehe). Dzień później ponownie wyszło słońce, ale na krótko, jakąś godzinkę. Nadal było mroźno, ale miało być lepiej. Ostatnie dni miesiąca to typowa okołozerowa pogoda, z zarówno słonkiem, jak i opadami śniegu. 28-29.01 to całkiem przyjemne dni, z dużymi ilościami słońca i tmax na poziomie 2-3 stopni. Stratusowe badziewie wróciło w ostatnich dwóch dniach miesiąca, przez co zacząłem wątpliwość korzystne prognozy na początek lutego..... Te dwa dni były kolejne 9 i 10 dniem ciemności. Sporo tego było w styczniu, ale nie brakowało też tych ładniejszych dni. Styczeń pozbawiony poważnych mrozów, za to bogaty w śnieg. Gdyby nie liche ocieplenia (a właściwie ich brak), to bym go nawet polubił. Ale i tak zasłużył na neutralną ocenę, takie 3+, jak to mój Ś.P. Dziadek lubił mówić :lol:
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Fan normalności



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 130 razy
Wiek: 25
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 12352
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 30 Grudzień 2019, 19:28   

W Miesiąc Światła wszedłem z nadzieją, lecz nie bez obaw. Prognozy na najbliższe dni wskazywały na piękne przedwiośnie, ale z tyłu głowy pozostawało pytanie o to, co dalej. W grudniu i styczniu niektórzy wręcz skazali nadchodzący luty na bycie zimnym, więc podświadomie można było martwić się tym, czy aby zima nie uderzy znowu w drugiej połowie miesiąca. Tego bym nie chciał, jak zresztą większość z nas. Trzeba jednak cieszyć się chwilą. 1 lutego był już dość ciepłym na zimę i bardzo słonecznym dniem. Śnieg zmalał na tyle, że pojawiły się już płaty trawy, choć pokrywa sama w sobie nadal była jeszcze trwała i utrzymywała się jak okiem sięgnąć. Spokój tego dnia zburzył dopiero rozlegający się pod wieczór dźwięk wiatru. Temperatura zaczęła rosnąć, przebijając w środku nocy 7 stopni.
W 2019 roku zima wykazała się wręcz szwajcarską precyzją. Pokrywa śnieżna wytworzyła się w nocy z 1 na 2 stycznia, zaś równo miesiąc później - z 1 na 2 lutego, została zamieniona w wodę. Wietrzna i pochmurna sobota 2 lutego nie była zatem zbyt sprzyjającym dniem, choć po raz pierwszy od... 14 listopada 2018, temperatura przekroczyła 10 stopni. Na ziemi leżało dużo wody, a rzeki huczały aż miło. Na jeden dzień pojechałem wtedy do Krakowa, bo umówiłem się na zakup kilku podręczników na drugi semestr. Tam zaś dzień był naprawdę przyjemny. Nie było wiatru, kałuże zdążyły już wyschnąć, a przez chmury przebijało się słońce. Na to w Nowym Sączu przyjdzie poczekać do jutra, ale warto. Pierwsza niedziela lutego okazała się bowiem naprawdę niezwykła. Na przekór wszystkim zapowiedziom i prognozom. Na przekór moim oczekiwaniom. Byłem wyjątkowo zaskoczony, gdy tuż po 13-tej sprawdziłem temperaturę i ujrzałem wypisane czarno na białym 15 stopni. Nasunęło mi to skojarzenia z 4 lutego 2002. Na dworze nienaturalnie ciepło, brak śniegu do którego zdążyłem się już przyzwyczaić, słońce promieniujące przez delikatny stratus i temperatura przy której odruchowo zdejmuje się założoną z przyzwyczajenia kurtkę - słowem, niebywały dzień. Podobnie jak jego średnia temperatura dobowa, która wyniosła aż 9,0 stopnia. Długo utrzymała się na wysokim poziomie i zaczęła gasnąć później niż zwykle, wraz z wycofaniem halnego. Właśnie przez wiatr ten dzień nie był dla mnie do końca rewelacyjny. Wiało trochę za mocno, ale już niebawem zaczniemy się bawić bezwietrznie. Wystarczyło wytrzymać "szaraczka", którym był czwarty dzień miesiąca i już 5 lutego zrobiło się tak, jak przystoi na luty 2019 :) W samo południe chmury nagle zaczęły się rozstępować i już pół godziny później niebo stało się zupełnie czyste. To była pierwsza bezchmurna, a zarazem ciepła okazja od pierwszej połowy listopada, więc na dworze czułem się wręcz błogo i zupełnie spontanicznie... zacząłem sezon rowerowy. Przejażdżka była krótka, ale też się liczy ;) Przy już dość wysoko świecącym Słońcu można było poczuć prawdziwe ciepło - ale nie do końca. Na pewno każdy słyszał kiedyś o "zdradliwym cieple", czyli pierwszych naprawdę ciepłych, niekiedy wręcz letnich dniach w marcu czy kwietniu. Choćby było grubo ponad 20 stopni, w tych miesiącach lepiej jest mieć się na baczności ;) Jednak ja opracowałem swoją definicję "zdradliwego ciepła". W to słoneczne wczesne popołudnie czułem się jakby było 10 stopni i korciło mnie, by trochę się rozebrać. Jakież było moje zdziwienie, gdy pod błękitnym niebem sprawdziłem monitor Ogimetu, a tam - 5 stopni. Nie pamiętam kiedy wcześniej moje odczucia temperatury tak bardzo kłóciły się ze stanem faktycznym. To pewnie wina słońca, bowiem samo jego pojawienie się na tak krystalicznym niebie przy okazji innej niż mrozy, wyzwoliło wiosnę w świadomości :) Od tego dnia pogoda "skakała". Po chłodnym i pochmurnym 6 lutego, 7-go pogoda była jeszcze piękniejsza, jeszcze cieplejsza (8,8 stopnia), a na dodatek świetna przejrzystość powietrza sprzyjała teleskopowym obserwacjom :) Za dnia pooglądałem sobie samoloty na wysokościach przelotowych, w tym po raz pierwszy na moim niebie - samolot linii lotniczych z Kuwejtu, zaś wieczorem zapolowałem na skarby zimowego nieba. Dzień wydawał mi się odczuwalnie naprawdę ciepły, a jednak nie był. Jego średnia wyniosła zaledwie 0,2 stopnia, za sprawą wyraźnie mroźnej nocy z niemal siedmioma stopniami mrozu. Cóż - przy takich dniach godzę się na nie, skoro to zło konieczne ;) Na pewno słabszy był dzień kolejny, gdy słońce znikło, jednak końcówka I dekady ponownie okazała się bardzo przyjemna, pogodna i dość ciepła. 10 lutego popadało trochę zasłużonego deszczu, który jeszcze wracał w kolejnych dniach. Dni 11-15 lutego, to powrót zimowo-przedwiosennej mieszanki. Maksymalne temperatury spadły do około 5 stopni, chmury zwiększyły swoją objętość, a od czasu do czasu pojawiały się opady, przybierające niekiedy mieszaną postać. Nie przeszkadzało mi to jednak ani trochę, bowiem na to, co czaiło się w prognozach, znajdowałem tylko zachwyt. Już 15 lutego wieczorem chmury zaczęły się rozstępować, a na niebo padło kilka jasnych, czerwonych promieni. To tylko zapowiadało następne cztery dni. Okres 16-19 lutego, to jedna z najlepszych i najradośniejszych rzeczy, jakie mnie w pogodzie spotkały. Istny raj. Bezchmurne niebo, słońce bez ograniczeń i temperatury wokół 15 stopni, przy czym 17-go było to aż 16,3. Jak najwięcej czasu na dworze, spacery po lesie, jazda na rowerze, wieczorne obserwacje - oj chciało się żyć :) Złapałem nawet pierwszą opaleniznę, bo 19 lutego odważyłem się wyjść przed dom w krótkim rękawku, usiąść na krzesełku i powystawiać się do słońca, tak błogo jakby był kwiecień. Raj. Nie zapomnę tych dni :) Pogorszenie pogody, choć potrzebne, bo lekko wilgotne, było trochę trudne do przyjęcia, zwłaszcza gdy było już wiadomo, że luty 2019 nie dołączy do elitarnego, liczącego zaledwie 10 członków, grona lutych pozbawionych całodobowego mrozu. Tak było bowiem w ostatnią sobotę moich ferii, 23 lutego, gdy nie było cieplej niż -1,3 stopnia. Rano popadał nawet chwilowo dość intensywny śnieg, który sprowokował małą białą pokrywę. Dzień zrehabilitował się jednak obowiązującym od południa krystalicznie czystym niebem, na którym połyskiwał Księżyc. Zimowy, ale piękny. Dokładający kolejną cegiełkę do imponującej, atakującej powoli rekord 1990 roku. Rekord usłonecznienia. Pomijając strasznie burą, zimną i pochmurną niedzielę 24 lutego, gdy przyszła pora na powrót na uczelnię, do końca miesiąca słońca było pod dostatkiem. Podobnie jak temperatur powyżej 10 stopni - tę granicę bowiem przekraczano już codziennie w akompaniamencie słońca i błękitnego nieba, przy czym z największym rozmachem na pożegnanie miesiąca. 28 lutego można było znowu poczuć się jak w kwietniu, bo temperatura dosięgnęła 15,9 stopnia. Do końca ważyło się, czy rekord usłonecznienia zostanie pobity. 1990 rok postawił poprzeczkę wysoko, na 127,7 godziny. Do pobicia potrzeba było całkowicie słonecznego dnia, a tymczasem ECMWF zapowiadał wieczorne zachmurzenie, które pozbawiłoby nas szans na taki rekord. Widziałem trochę chmur nisko nad horyzontem wracając w to popołudnie do domu, po raz pierwszy w drugim semestrze. I przyszły, ale za późno. Nie zdążyły i rekord został pobity o... 54 minuty. Należał się jednak, bo nieprzeciętność tego lutego rzucała się w oczy. Tak samo było w kwestii średniej temperatury maksymalnej, która wyniosła anomalnie wysokie 8,5 stopnia, ustępując tylko lutym: 1990 (mistrz, średnia 10,2), 1998, 2002, 2014 i 2016. Temperatura miesiąca to jednak nie tylko "maks". Częste nocne mrozy przy pogodnym niebie sprawiły, że ogólna średnia - choć także bardzo wysoka - szału nie zrobiła. Ze średnią 3,0 (identyczną miał grudzień 2015), oprócz wszystkich wyżej wymienionych ustępuje także lutemu 1957, 1974, 1989 i 1995, a tym samym zamyka pierwszą dziesiątkę najcieplejszych. U mnie jest jednak na pierwszym miejscu :) Pokonał dotychczas najlepszy w moich odczuciach luty 2014. Mnóstwo słonecznych dni, wysokie temperatury i te rajskie dni na początku II połowy zwyczajnie mnie zachwyciły :) 2019 rok na tym etapie zaczynał mnie przekonywać :) To bardzo miły prezent od natury, gdy tak wcześnie daje nam się już cieszyć obiektywnie miłą pogodą. Dziś mamy 30 grudnia. Jutro mój drugi ulubiony dzień w roku, jestem taki szczęśliwy jak sobie o nim pomyślę :D Sylwester ma jednak swoją wadę - kiedy przemija, to magiczny okres się kończy i zostaje po nim pustka, jaką wypełnić może dopiero wiosna. I chwała lutemu 2019, że tak tę pustkę skrócił :)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

Aktualna pora roku: wielki test dla naszego klimatu :snieg:
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan bezdźwięczności



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 162 razy
Wiek: 27
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 36420
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 31 Grudzień 2019, 00:40   

Już się o lutym raz rozpisałem, to sobie daruję drugi raz. Bardzo fajny miesiąc, chociaż tylko jeden deszczowy dzień w drugiej połowie to trochę za mało.....
_________________
Fan wybitnego klimatu lat 1995-2013. Kiedyś to było :glaszcze:

Zimnolubna kutwa z zespołem Aspergera
 
     
zgryźliwy tetryk 
Poziom najwyższy
pradziadek



Hobby: Inne
Pomógł: 326 razy
Wiek: 78
Dołączył: 16 Lut 2019
Posty: 16236
Miejsce zamieszkania: Polska wschodnia
Wysłany: 31 Grudzień 2019, 18:17   

Dla mnie to rok suszy. Już od wczesnej wiosny konieczne było podlewanie. Za to od częstego koszenia trawy "odpocząłem".
_________________
21 grudnia 2024 roku o godz. 10:27 czasu polskiego Słońce przekroczyło punkt Koziorożca (przesilenie zimowe). To początek astronomicznej zimy, która potrwa do 20 marca 2025 roku. Zima kalendarzowa trwa zawsze od 22 grudnia do 21 marca.
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Fan normalności



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 130 razy
Wiek: 25
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 12352
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 13 Styczeń 2020, 23:46   

Oj... najpierw sylwestrowe świętowanie, później usiłowanie wdrożenia się w normalny tryb życia po wielu niezobowiązujących dniach, no i zapomniałem o swoim podsumowaniu :p Ale gramy dalej :) Zakończyła się już ciepła zima zwieńczona fantastycznym lutym. Wskakujemy w niezwykle wyczekiwaną porę roku, jaką jest wiosna.
Po bajkowym, prawdziwie wiosennym ostatnim dniu zimy, pierwszy dzień wiosny wydawał się rozczarowujący. Zamiast 16 stopni dostaliśmy tylko połowę tej wartości, a dodatkowo po całkiem ładnym przedpołudniu niebo zachmurzyło się i zaczął polatywać drobny deszcz. Odczuwalnie było chłodno, bo do akcji wkroczył także (jeszcze delikatny) wiatr, który (jak wkrótce się okaże) zdominuje całą I połowę marca. To małe ochłodzenie stłumione przez emocje konkursu Mistrzostw Świata w skokach narciarskich, miało swoje apogeum następnego dnia, w sobotę 2 marca. Był to najchłodniejszy dzień tego miesiąca. Dość solidnie przymroziło, bo temperatura spadła do -2,3 stopnia, a i za dnia mimo słońca nie było szału, bowiem maksymalnie notowano jedynie 6 stopni. Już od niedzieli pod osłoną chmur wkraczało ocieplenie, które nietypowo swoją największą siłę pokazało już pierwszego dnia. 4 marca 2019 to data do zapamiętania podobnie jak 5 marca 2017 czy 7 marca 2007. U samego początku wiosny, temperatura po swoją drogą ciepłej nocy wzbiła się w Nowym Sączu do 17,7, zaś w Krakowie - 17,1 stopnia. Właśnie w drugim z tych miast przyszło mi go spędzić. Początek dnia był wręcz nierealnie wspaniały. Czyste niebo przechodziło delikatną mgłą, ale świecące słońce w połączeniu z tak prędko rozgrzewającym się powietrzem, stwarzało wrażenie że mamy już kwiecień. Około 12-tej niebo się zachmurzyło, ale jak tu było na to narzekać, kiedy przez cały czas do wieczora utrzymywała się kilkunastostopniowa temperatura, a ptaki grały swoje pierwsze koncerty. Wiatru nie było prawie w ogóle, czego nie można powiedzieć o Nowym Sączu, gdzie wieczorne podmuchy pomogły zachować tak wysoką temperaturę aż do 22-ej. Po dniu pełnym wrażeń, uświetnionym średnią 10,3 stopnia, kolejne nie zwalniały tempa. Do 10 marca przekroczenia 10 stopni (dla mnie ilość przekroczeń 10 stopni, to jedna z miar jakości marca) zdarzały się codziennie, a przy tym wspaniale przyświecało słoneczko. Mogłoby się wydawać, że takiej sielanki nic nie jest w stanie zakłócić. Niestety było. Halny wiatr w dniach 5-7 marca, mocno dawał się we znaki w dawnej stolicy Polski. Choć było naprawdę ciepło i słonecznie, to jakoś nie czułem ani tego ani tego. Choć słońce dominowało, to często bywało zakrywane przez niewielkie obłoki, a częstotliwość takich "zaćmień" sprawiała, że odczuwalnie aż tak pogodnie nie było. Trudno było iść pod wiatr; niektóre porywy okazywały się naprawdę mocne, a to nadal znacznie słabiej niż w tym samym czasie w Nowym Sączu. Słyszałem że wieje tam niemiłosiernie, a wkrótce miało zrobić się dużo gorzej. Było mi szkoda, że wiatr tak niweczy wysiłki pięknej, ciepłej pogody - która jednak swoją drogą nie mogłaby w takim kształcie bez niego istnieć. Dopisywały przynajmniej wieczory, kiedy wiatr się uciszał, a niebo zupełnie oczyszczało. Dzień Kobiet był dniem kolejnego termicznego szaleństwa. W ten pogodny, aczkolwiek lekko zasnuty chmurami wysokiego piętra i wietrzny dzień, bariera 15 stopni już po raz czwarty w tym roku została pokonana z niewytłumioną energią. 10 stopni, które jest dla mnie miarą wartości marca jeśli chodzi o temperaturę maksymalną, znowu okazało się temperaturą średnią. A to dopiero pierwsza dekada. Dotychczas pokazywała, że nawet początek marca potrafi być już naprawdę dobrym, wiosennym okresem, ale niestety nadchodziło pogorszenie. Tydzień 10-16 marca uważam za pogodowo najgorszy epizod tego miesiąca. Już 9-go za dnia wiało bardzo mocno, jednak w kolejną noc pokazał swoją potęgę już naprawdę dobitnie. Kiedy wiejący z prędkością blisko 100 km/h wiatr obudził mnie około 2 w nocy w niedzielę 10 marca, momentalnie przypomniała mi się nawałnica z 14 sierpnia 2014 roku. Też niemal bez zapowiedzi. O podobnej porze. Tak jak wtedy nawałnica wyrwała mnie ze snu hukiem wiatru i dźwiękiem deszczu wylewanego na szyby okien. Brakowało tylko błyskawic. Wiatr huczał nieprzerwanie do rana, co bardzo utrudniało mi zaśnięcie. Na tym etapie poczułem pewną awersję do marca 2019. Pamiętam jak na Meteomodelu, gdzie tego dnia (lub poprzedniego) pojawiła się jaskółka zwiastująca rychłe lato ;) , napisałem o tym, że niemal ciągły wiatr psuje pogodę i na razie bezwzględnie lepszy był dla mnie luty. Rzeczywiście luty podczas swoich najpiękniejszych dni okazał się prawie bezwietrzny, a teraz? 10 marca wiało już naprawdę poważnie, ale tego co wydarzyło się w kolejną noc, nie zapomnę długo. Dotąd nie wiedziałem co znaczy podmuch z prędkością 130 km/h. Nie mogłem wiedzieć, bo nigdy takiego nie było. Podczas rekordowej wichury jest tak głośno, że nie słychać własnych myśli. Ogrodowe tuje dotykają ziemi, by przy kolejnym porywie znów się wyprostować i odbić w drugą stronę. Kilka razy widziałem unoszące się w powietrzu niezidentyfikowane obiekty Nie było to UFO, bo chyba nawet najbardziej inteligentne formy życia nie dałyby rady wylądować w takiej wichurze, ale kawałki różnych folii, worki, może kawałki blachy? Po ciemku niewiele było widać. Więcej zauważyłem rankiem, kiedy po niemal nieprzespanej nocy przyszło mi wracać do Krakowa. Mijałem pełno złamanych, a nawet wyrwanych z korzeniami drzew, widziałem przewrócone rusztowanie na budowie i ogólnie straszny sajgon. Ogólny bałagan panował też w Krakowie, gdzie po przyjeździe powitało mnie słońce. Już nie tak ciepłe jak w minionym tygodniu, ale nadal cieszące. Chłodno. Tym razem już tylko poniżej 10 stopni, a temperatura to nie wszystko. Jeszcze większy chłód zawitał bowiem pod wieczór. Choć jeszcze dwie godziny wcześniej niebo było praktycznie nieskazitelne, to około godziny 17:30 przy zaledwie 1 stopniu na plusie, zaczął padać śnieg, który bardzo cienką warstwą prędko oznaczył dachy. Śnieg stopniał, choć 12 marca nadal było chłodno. Przy temperaturze sięgającej tylko 6 stopni i nadal dosyć mocnym wietrze, słońce znaczyło niewiele. Tak w Krakowie, jak w Nowym Sączu, aż do końca I połowy marca, pogoda była już bez wyrazu. Kiedy w nocy z 15 na 16 marca znowu odezwała się wichura, stwierdziłem że nie pamiętam drugiego tak wietrznego miesiąca i zatęskniłem za lutym. Podobno nadchodziła odsiecz ze strony ciepła, ale średnio dawałem temu wiarę. 16 marca był pochmurnym dniem, w którym temperatura wzrosła do zaledwie 9,3 stopnia... trudno było mi zaufać prognozom mówiącym o tym, że nazajutrz temperatura przekroczy aż 20. A jednak stało się. Słońce, które powitało mnie w tę piękną niedzielę, już od samego rana śrubowało temperaturę. Kiedy wyszedłem na zewnątrz około 11:30, poczułem się wręcz jak w... lecie. Na termometrze 18 stopni, lekki wiatr, niemal całkiem pogodne niebo, stokrotki, fruwające motyle... Nie trzeba było długo czekać. Przekroczenie 20 stopni, do którego doszło, okazało się jednym z najwcześniejszych w historii, ustępującym tylko przypadkom z 25 lutego 1990 i 14 marca 2002, równym 17 marca 2012 roku. Kiedy (tym razem w niedzielę wieczorem) około 19-tej wracałem do Krakowa, widziałem na ulicach kilka osób w krótkich rękawkach. Ja miałem na sobie bluzę, która przy wieczornych 14 stopniach i (nareszcie!) zupełnym brakiem wiatru, okazała się idealna. Z tym dniem marzec 2019 zaczął ponownie nabierać rumieńców, choć 18 i 19 dzień miesiąca jakby przeczyły swojemu poprzednikowi. Jednocyfrowa temperatura z przymrozkiem i małymi ilościami słońca? No, to jednak nie to... 17 marca wygląda wśród tych normalnych, czyli odczuwalnie chłodnych dni, jak błąd w danych. Także kalendarzowa wiosna zapukała do drzwi z przymrozkiem. A drugi jej dzień choć bardzo ciepły, przyniósł ogólne zachmurzenie, nieco kłócące się z wynoszącą ponad 14 stopni temperaturą. Była jak znak poprzedzający coś bardzo fajnego :) 23 marca, to diament, mój ulubiony pogodowo dzień tego miesiąca. Temperatura wystrzeliła do 18 stopni przy zupełnie bezchmurnym, oczyszczonym jeszcze o poranku niebie. Te chmury, które ustępowały właśnie na początku dnia, sprawiły że minimalna temperatura zatrzymała się na 3 stopniach ponad zerem, co pokazuje wyższość tego dnia wobec wielu marcowych, a nawet kwietniowych słonecznych dób, w których ciepłe popołudnia poprzedzane są przymrozkami. Trwała dominacja słońca na niebie sprawiła, że należało coraz śmielej myśleć o pobiciu rekordu usłonecznienia z... 1972 roku. I choć kolejne dni okazały się zgoła inne od wspaniałej soboty, to jednak codziennie suma nieznacznie przyrastała. Początek nowego tygodnia nareszcie poratował przyrodę opadami deszczu... i nie tylko. Byłem bardzo zdziwiony, gdy 25 marca ucząc się do kolokwium w mieszkaniu w Krakowie, nagle ujrzałem jasny błysk. Przez moment zastanawiałem się co to mogło być, aż po zaledwie dwóch sekundach dostałem odpowiedź w postaci głośnego trzasku grzmotu. Minutę później doziemne wyładowanie na tle dość jasnego nieba zaskoczyło znowu, w podobnej odległości. To najwcześniejsze rozpoczęcie sezonu burzowego. W Nowym Sączu dotychczasowym burzowym rekordem było zakończenie Kwietniówki Stulecia 4 kwietnia 2017. No chyba że mam jeszcze zaliczyć pojedyncze wyładowanie podczas wichury 9 lutego 2016. Wracając do Krakowa 25 marca 2019 roku, tuż po tych wyładowaniach pojawił się deszcz i drobny grad. Gdyby nie nagie drzewa, zinterpretowałbym to zjawisko jako naprawdę letnią burzę. A letnio zrobiło się już po chwili, gdy chmury ustąpiły na niebie miejsca zachodzącemu słońcu, które otuliło wszystko intensywną pomarańczową barwą. I jeszcze nie raz pokaże swą siłę. Ostatnia pentada (z wyjątkiem pochmurnego 28 marca), okazała się lampowa. Słońce w porze zmiany czasu na letni, objawiało swoją moc zupełnie jak w lecie, bez ograniczeń. W delektowaniu się pogodą nie przeszkadzały mi przymrozki, aczkolwiek wolałbym gdyby ich nie było. A pojawiały się do końca. Szczęśliwie dwa ostatnie dni marca odkupiły tę winę i po ogrzaniu powietrza, obdarzyły nas iście późno-kwietniowymi temperaturami - 18,7 i 19,1 stopnia w sobotę i niedzielę 30 i 31 marca. Pod bezchmurnym niebem było wręcz wybitnie przyjemnie. Sobotę spędziłem nad rzeką z przyjaciółmi i zauważyłem, że tak wcześnie jak nigdy, niektóre drzewa zaczęły powoli wypuszczać młode listki. Jak słoneczniki, wszystko lgnęło do tak czystego nieba, łaskawie kończące panowanie starego rekordu usłonecznienia. Ten z 1972 roku został pobity dosyć wyraźnie, bo o 3,2 godziny (luty tylko o 0,9). Marzec zapisał się też w czołówce termicznej. Ze średnią równą 6,3 stopnia, został sklasyfikowany jako anomalnie ciepły miesiąc, równy marcowi 2017 roku i ustępujący tylko marcom: 1977, 1990 (najcieplejszy), 2007 i 2014. Temperatura aż 18 razy przekroczyła 10 stopni, a to - choć niewygórowany - to jednak jeden z najwyższych wyników, owocujący średnią temperaturą maksymalną w wysokości 12,0 stopnia. W tej kategorii czołówka ulega zmianie. Ze stawki wypada chłodniejszy pod tym względem marzec 2017, za to przed 2019 wyrastają dodatkowo marce 1972 i 1974. Wszystko ładnie, tylko kolejna bardzo niska suma opadów (21,9mm) dawała powody do niepokoju. Poza tym uważam marzec 2019 za jeden z najlepszych w historii. To jest przykład miesiąca, który odkupił swoje winy. Nieprzyjemny wietrzny i niekiedy odczuwalnie chłodny okres, został przezwyciężony przez - najpierw - piękny początek, i wreszcie III dekadę z pięknym dniem 23 marca i wreszcie udanym finałowym weekendem. Oj dopisały weekendy. Gdyby tylko przesunąć 4 marca z poniedziałku na niedzielę ;) Cóż, nie można mieć wszystkiego. Szkoda że przez wiatr nie mam nadal marca będącego moim zdecydowanym faworytem jeśli chodzi o ten miesiąc. Za dużo wiatru i wichur :( I nie chodzi w tej chwili o to, że marzec nie był dobry, bo był i to bardzo! Problem w tym, że gdyby pogoda podarowała chociaż te wichury z 10 i 11 marca - byłby zdecydowanie najlepszy. Ale takie jest życie. Raz w górę, raz w dół. Na razie w dół, bo wstęp do kwietnia zapowiada się chłodno. Ale o tym w następnej części :)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

Aktualna pora roku: wielki test dla naszego klimatu :snieg:
 
     
FKP 
Poziom najwyższy
Fan wiosny i lata



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 235 razy
Dołączył: 21 Maj 2019
Posty: 25163
Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 14 Styczeń 2020, 22:56   

Jak czytam o tych 16,17 st. w lutym, w pierwszej połowie marca to mnie trochę zazdrość bierze ale jak sobie wyobrażę maj brzydszy i chłodniejszy od października albo ulewy kończące się podtopieniami to mi przechodzi ;-)
_________________
Aktualna pora roku: Wczesna zima :zygacz:
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan bezdźwięczności



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 162 razy
Wiek: 27
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 36420
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 15 Styczeń 2020, 08:41   

Ja miałem 16 stopni 4.03, a u mnie maj był nie tylko dużo cieplejszy niż w Nøvøs Søngøs, ale nawet cieplejszy niż u Ciebie ;)

Ja swoje podsumowanie lutego i marca już robiłem, jest dostępne nawet w tym dziale (2019 rok). Wkrótce oczekujcie kwietnia :zygacz:
 
     
FKP 
Poziom najwyższy
Fan wiosny i lata



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 235 razy
Dołączył: 21 Maj 2019
Posty: 25163
Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 15 Styczeń 2020, 23:36   

Nie wiem dlaczego Ty tak nie lubisz tego kwietnia, poza samym początkiem i III pentadą naprawdę fajny miesiąc, oczywiście niepozbawiony wad jak np. suma opadu 1,1 mm za cały miesiąc i silny wiatr, w tym burze piaskowe 23 kwietnia 🤪
_________________
Aktualna pora roku: Wczesna zima :zygacz:
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan bezdźwięczności



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 162 razy
Wiek: 27
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 36420
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 15 Styczeń 2020, 23:38   

A powiedz może za co mam go lubić?

Mogę najwyżej ocenić go neutralnie za brak jakichś tragicznych epizodów rodem z drugiej połowy kwietnia 2017 (która była w sumie jedną wielką tragedią)
_________________
Fan wybitnego klimatu lat 1995-2013. Kiedyś to było :glaszcze:

Zimnolubna kutwa z zespołem Aspergera
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Akagahara style created by Naddar modified v0.8 by warna
Copyright © 2018-2024 Forum LUKEDIRT
Wszelkie prawa zastrzeżone
Strona wygenerowana w 0,35 sekundy. Zapytań do SQL: 10