Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Cookies    Dowiedz się więcej    Cyberbezpieczeństwo OK
Forum wielotematyczne LUKEDIRT Strona Główna
 Strona Główna  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Statystyki  Rejestracja  Zaloguj  Album

Poprzedni temat :: Następny temat
Wyprawa na Mogielicę - 5 września 2022 r.
Autor Wiadomość
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Fan normalności



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 127 razy
Wiek: 25
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 12293
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 8 Wrzesień 2022, 12:50   Wyprawa na Mogielicę - 5 września 2022 r.

Witajcie :!: Jak już może wiecie, w ostatnich dniach urządziłem sobie wyjątkowo długą wycieczkę swoim ekologicznym jednośladem. Po raz drugi w trwającym roku poprawiłem rekord odległości przebytej przez siebie jednego dnia, ale po przeanalizowaniu wszystkich "za" i "przeciw", stwierdzam że było warto :)
Ten wyjazd planowałem już od dawna, a pierwszy raz pomysł wybrania się na ten szlak pojawił się w mojej głowie już po 7 sierpnia ubiegłego roku, kiedy to po raz pierwszy odwiedziłem na rowerze Beskid Wyspowy, sięgając Jaworza i okolicznych przełęczy: http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4090 http://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=4406
Wcześniej sięgałem tylko wschodnich granic tego pasma górskiego, m.in. w 2017 roku często pojawiałem się tak na obrzeżach. Po wycieczce na Jaworz poczułem jednak silną chęć lepszego poznania Beskidu Wyspowego, który zajmuje przecież tak dużą powierzchnię - zaczyna się zaraz za Nowym Sączem i sięga aż do Myślenic i "Zakopianki". Uznałem, że prawdopodobnie najlepszym możliwym pomysłem byłoby odwiedzenie najwyższego szczytu tych pięknych gór, a zarazem jednego ze składników Korony Gór Polskich. Z tym zamiarem nosiłem się zatem już od dawna, ale w tym roku do tej pory nie zawsze sprzyjał mi czas i pogoda. Wolałem też udać się w tamto miejsce w tygodniu, a nie weekend, w celu uniknięcia tłumów - a z tego powodu szans w lipcu i sierpniu było niewiele. Tym razem jednak wszystko zadziałało :)

Tym razem nie wstałem skoro świt. Chłodne wrześniowe noce skłoniły mnie do tego, aby się nie śpieszyć, lecz rozpocząć podbój Beskidu Wyspowego dopiero w porze przedpołudniowej. O godzinie 9:50 zrobiłem zdjęcie licznika:



A następnie wyruszyłem w siną dal. Tradycyjnie, jak w przypadku większości dalekich wycieczek, w pierwszej fazie jazdy oparłem się o Most Heleński.



Tam odbiłem już na południe, na ścieżkę prowadzącą wzdłuż Dunajca do Starego Sącza oddzielonego od młodszego brata rzeką Poprad, przez którą można wygodnie przeprawić się rowerową kładką.



Na krótko po przekroczeniu rzeki można podziwiać tutejszą atrakcję przyrodniczą, czyli wyjątkowo grube, stare brzozy.



Po chwili wróciłem w okolice Dunajca. Przez zabudowany, miejski obszar, przedostawałem się tylko przez chwilę. Wkrótce miałem okazję przetestować niedawno otwartą kontynuację drogi dla rowerzystów, z której korzystałem po raz pierwszy. Kiedy dwa lata temu zmierzałem do Łącka, jeszcze jej nie było i musiałem szukać drogi przez las. Teraz jest już wygodnie i przejazd obok miejscowości Mostki należy do bardzo przyjemnych. Dookoła rozciągają się pola uprawne i panuje bardzo spokojna atmosfera.




Ale wciąż nie przybliżałem się do celu...



Dopiero po przeprawie na drugą stronę Dunajca mostem w Gołkowicach mogłem w dość krótkim czasie znaleźć się w Warszawie, skąd prowadziła już prosta (choć niezupełnie łatwa) droga w stronę górskich szlaków. Pewnie zdziwiła Was wspomniana przeze mnie Warszawa (Legiowawice). Mnie też, ale skoro byłem na Ursynowie, to nie widzę innej opcji :P



Od tej pory czekała mnie 70-minutowa jazda (wliczając w to jeden, pięciominutowy postój) do następnego rozwidlenia dróg, które czekało na mnie już blisko celu, u podnóży pierwszych większych gór Beskidu Wyspowego. Po drodze poruszało się niewiele samochodów (co najważniejsze, tylko jedna ciężarówka), a sama przejażdżka upływała całkiem przyjemnie, ale z czasem coraz bardziej uwydatniało się lekkie zwyżkowanie terenu.



Kiedy w miejscowości Olszana mijałem przetwórnie owoców, na horyzoncie wyraźnie rysowały się już góry. Wkrótce będę tam na górze.



W tej wypełnionej sadami owocowymi okolicy zastała mnie granica powiatów nowosądeckiego i limanowskiego. Obfitość owoców kusiła uzupełnieniem witamin, ale na to czas będzie dopiero po powrocie.



Nadal spokojny krajobraz towarzyszył stopniowo pnącej się w górę drodze. Mijane przeze mnie wsie należały do powierzchniowo dużych - opuszczenie jednej i wjechanie do drugiej trochę trwało.



Kiedy dojechałem do miejscowości Młyńczyska, wiedziałem już, że rozdroże jest blisko. Stamtąd będę podążał już prosto w stronę docelowej miejscowości, która wprowadzi mnie w świat górskich szlaków.



Zanim jednak znalazłem się na skrzyżowaniu dróg, czekał mnie trudny i długi podjazd. Musiałem nawet przystanąć na chwilę na poboczu aby się napić - dobrze, że ruch na tej drodze był o tej porze znikomy. Po około dziesięciu minutach z wielką ulgą dotarłem na otwartą przestrzeń, ponad którą wznosiła się już pierwsza z dużych gór w tej okolicy, w sercu Beskidu Wyspowego.



Po chwili udało się łatwo ustalić, jak owa góra się nazywa. To Modyń nazywany "górą zakochanych". Wydawał się już bardzo bliski, a kiedy przysiadłem sobie na ławeczce koło kapliczki aby nieco zregenerować się przed kolejnymi podjazdami, skuszony obecnością wieży widokowej na szczycie uznałem, że muszę tu kiedyś wrócić.



Na razie jednak nie zmieniałem planów. Celem była Mogielica, a żeby dotrzeć w jej pobliże, musiałem podjechać jeszcze kawałek do Zalesia. A właściwie - zjechać. Nachylenie terenu nie było może znaczne, ale w drodze powrotnej zaserwuje już niemały wycisk zmęczonemu rowerzyście ;)



Na razie jednak kawałek takiego zjazdu dobrze mi zrobił i ochoczo, jakby doładowany górskim powietrzem, zabrałem się za wjazd na zbocze Mogielicy w Zalesiu, zmierzając w stronę Słopnic. W pewnym momencie minąłem znak ostrzegawczy przed zwyżkowaniem terenu o nachyleniu 16%. Trochę mnie to wystraszyło, ale na szczęście tak duża stromizna wystąpiła chyba tylko w najbardziej nachylonym punkcie. Po drodze zatrzymałem się raz - dla uwiecznienia krajobrazu.



Kiedy dojechałem na pogranicze Zalesia i Słopnic, czułem już że oddycham innym powietrzem. Okolica wydawała się niezwykle urocza i korzystna do życia, aczkolwiek - mimo wszystko - nie zazdroszczę tutejszym mieszkańcom przedzierania się samochodami przez śnieżne zaspy.



Ukończenie podjazdu było tylko pozorne, bo musiałem jeszcze dojechać kawałek do parkingu, od którego zaczyna się pętla okalająca szczyt. Tablice informacyjne pojawiły się jednak już tutaj. Jak widzicie, znajdowałem się 759 metrów nad poziomem morza.



Słońce tymczasowo skryło się za chmurami, a mnie czekał kolejny podjazd. Choć nie widziałem szczytu, czułem jak się do niego zbliżam. Ten odcinek drogi jest aktualnie remontowany, ale na szczęście wszechobecny żwir nie przeszkodził. Mieszka tu już niewielu ludzi. Okolica stawała się coraz bardziej pusta.





Po chwili nareszcie znalazłem się na początku szlaku okrążającego Mogielicę, bardzo zachwalanego przez rowerzystów i narciarzy biegowych (w tym tę najsłynniejszą narciarkę z Kasiny Wielkiej, która czasami tam trenuje), którzy korzystają z uroków tej trasy zimą.
Dojechałem tu w 3 godziny i 30 minut, co uznałem za niezły wynik. Nie pokusiłem się jednak o żadne przewidywania czasu, który wykorzystam na przemierzenie tutejszych szlaków zanim wrócę na ich początek.
A są to miejsca ciekawe nie tylko krajobrazowo, ale również historycznie. Szlaki Beskidu Wyspowego podczas II wojny światowej były wykorzystywane przez partyzantów. Obok tych głównych, wyznaczono kilka mniejszych, poświęconych konkretnym żołnierzom, którzy zasłużyli się w działaniach konspiracyjnych ziemi limanowskiej.
Na początku szlaku znajduje się leśniczówka, w której latem i jesienią 1944 roku stacjonowało dowództwo I batalionu I Pułku Strzelców Podhalańskich, przebywali cichociemni, a także prowadzono szkolenia w posługiwaniu się bronią. Istniejący do dziś domek był również ośrodkiem myśli patriotycznej - obchodzono tu bowiem narodowe święta.



Na samym początku szlaku znajduje się także upamiętniający partyzantów krzyż. Od tego miejsca można wybrać drogę w jedną lub drugą stronę - ale niezależnie od dokonanego wyboru, wróci się w to samo miejsce.



Tak więc wyruszyłem w piękną, górską wycieczkę wśród wysokich drzew, górskich strumyków, światła i cienia. Początkowo trasa nie miała praktycznie żadnego nachylenia, później zaś wymagała delikatnie większego wysiłku, jednak w dość niewielkim stopniu.





Czasami drzewa odsłaniały większe przestrzenie i można było w jeszcze większym stopniu nacieszyć się górskimi krajobrazami. Białe chmury nad zboczami wyglądały jak jeszcze większe, ośnieżone szczyty :)




Urozmaicona, kręta droga wiodła mnie dookoła najwyższych poziomów góry, a poniżej, najbliżej siebie miałem kolejne miejscowości, jak Szczawa i Lubomierz.



Wreszcie po około godzinie jazdy nastał początek nowego etapu mojej wyprawy. Etapu docelowego, a zarazem najbardziej wymagającego. Dotarłem do miejsca, w którym od pętli odbiega szlak pnący się na szczyt. Najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego, tej części Małopolski.



Już przygotowując się do wycieczki, dowiedziałem się że szlak prowadzący na szczyt jest wymagający i raczej niewygodny do przemierzania z rowerem. Wielu rowerzystów odwiedzających szlak dookoła Mogielicy poprzestaje na okrążeniu wysokich partii góry i nie korzysta z możliwości dostania się na wierzchołek. Ja mimo wszystko uznałem, że nie mogę sobie tego odpuścić. Decyzja zapadła już wcześniej, a kiedy przypieczętowałem ją wkroczeniem na stromą leśną ścieżkę, czułem że nie ma już odwrotu i na własne życzenie pozbawiam się na jakiś czas spokojnej jazdy ;) Tutaj niestety nie dało się już jechać - droga na szczyt była stroma i kamienista. Po obydwu stronach wąskiej ścieżki gęsto rosły drzewa, w cieniu których pokonałem kilkaset metrów.
Obawiałem się nieco, że taki stan rzeczy potrwa już do końca, lecz oto bardzo pozytywnym zaskoczeniem był dość rychły koniec lasu i wydostanie się na rozległą i lekko nachyloną polanę. Polana Stumorgowa powitała mnie chłodnym, ale wyjątkowo przyjemnym dla mnie powietrzem, górską roślinnością i lekkim wiatrem. Krajobraz się zmienił i nie przypominał już po prostu położonego wysoko lasu, lecz prawdziwe góry - takie, jakie odkrywałem chociażby podczas rowerowych wypraw w Beskid Sądecki.



Na Polanie Stumorgowej nachylenie terenu zmniejszyło się i dało się wygodnie jechać. Nigdzie się jednak nie spieszyłem, lecz powoli posuwając się naprzód, podziwiałem kojące widoki i słuchałem łagodnego szumu kołysanych przez wiatr traw.



Te szczyty rozpozna pewnie Paweł, to góry w jego najbliższych okolicach :)



Jadąc pod górę, napotkałem tablicę informującą o znajdującej się na polanie ekologicznej pasiece - najwyżej położonym gospodarstwie pasiecznym w Polsce. Ciekawe jak smakuje taki górski miód. Prawdopodobnie podobnie słodko jak oczekiwany widok na szczyt stanowiący cel mojej wyprawy - teraz nareszcie odsłonił swoje uroki, dotąd ukryte za nachylonymi i zalesionymi zboczami.



Kiedy szczyt został na chwilę oświetlony przez Słońce, zauważyłem że budowana tam wieża widokowa składana z części dostarczanych drogą powietrzną, pnie się już wysoko. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie spróbować tam na chwilę wejść jakby nikt nie patrzył ;) Widząc jednak zaparkowany pod lasem samochód firmy budowlanej (jak się tam znalazł?), uznałem że szanse na to są małe ;)



Tuż przed wejściem w widoczny, porastający wierzchołek las, droga zaczęła mocniej piąć się w górę. Początkowo nie nastręczało to jednak wielu trudności z uwagi na stosunkowo niewielką (jak na góry) ilość kamieni. Po chwili jednak wszystko się zmieniło...

Ostatnia prosta przed szczytem okazała się odcinkiem o wręcz kuriozalnym nachyleniu, do tego niemiłosiernie wypełnionym wielkimi kamieniami. Przejście tamtędy było jedną z najbardziej szalonych rzeczy, na jakie odważyłem się jako rowerzysta. Kiedy zacząłem wspinać się na tę optycznie niemal pionową ścianę, rozważałem nawet porzucenie roweru gdzieś wśród drzew i dalszą wspinaczkę pieszo. Dźwiganie roweru przy jednoczesnej konieczności ważenia każdego kroku po tych kamieniach nie było ani trochę proste i wymagało przyjęcia odpowiedniej strategii. Z lekkim żalem pomyślałem o zejściu z Radziejowej, które już wydawało mi się bardzo ciężkie - tutaj było jeszcze bardziej stromo, aczkolwiek mimo wszystko chyba wolałem się tędy wspinać niż schodzić.
Zdjęcie nachylenia udało mi się zrobić już po przejściu największej stromizny, gdzie mogłem na chwile bezpiecznie się zatrzymać - tu widok nie należał już do tak spektakularnych.



Na szczęście cel był już blisko. Po około piętnastu minutach nierównej walki z nachyleniem terenu znalazłem się pod szczytem. Na kilkadziesiąt metrów przed samym wierzchołkiem odkryłem zaproszenie do miejscowości Pawła :D



I nareszcie wspiąłem się na górę. Niepokoiły mnie tylko zawieszone taśmy blokujące dostęp w pobliże budowanej wieży. Jeszcze tego by brakowało, abym na samym finiszu musiał obejść się smakiem i nie dotknąć najwyższego punktu ;)



Na szczęście spotkany na górze pan pracujący przy wieży przychylił się do mojej prośby - przejść przez taśmy jak najbardziej mogłem, a zabezpieczenia zostały zawieszone tylko po to, aby nikt nie próbował wchodzić na jeszcze nieukończoną konstrukcję. Na szczęście ta ukończona, geologiczna, zaprasza na swój szczyt niezależnie od tego typu okoliczności. Oczywiście trochę szkoda, że oddanie wieży do użytku opóźniło się (planowane jest na październik, kiedy już bym tam nie pojechał), ale mówi się trudno. Kiedyś nie było wież, a ludzie po górach chodzili (tylko czy jeździli? ;) ).



Najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego wznosi się na wysokość 1170 metrów nad poziomem morza i jako zwieńczenie jednego z polskich pasm górskich, należy do Korony Gór Polskich. Wierzchołek jest pokryty przez las, ale między drzewami i tak zdarzają się miejsca ze wspaniale odsłoniętym widokiem, rekompensujące brak wieży.




Z oddali dostrzegałem Limanową.



Najpiękniejsze widoki wciąż jednak były przede mną. Po krótkim i dosyć szybkim zejściu ze szczytu w drugą stronę, podczas którego cały czas miałem przed sobą odległe wzniesienia i okoliczne miejscowości, dotarłem do wyjątkowo pięknej polany.



Tam poczułem pełnię szczęścia wynikającą z całego wyjazdu. Większość chmur ustąpiła i roztaczał się przede mną złocisty ocean quasi-bieszczadzkich łąk, kwitnących gdzieniegdzie kwiatów i rozciągających się dalej gór wraz z licznymi przełęczami. W tym miejscu trochę odpocząłem, chciałem nasycić się tym pięknem.





Za tym szerokim stepem rozciągały się ziemie odległych krain. Przy perfekcyjnej widoczności przez lornetkę być może dotarłbym wzrokiem nawet na rogatki Krakowa. Jego światła nocą mają szansę być stąd widoczne.




Delikatny wiatr kołysał urocze trawy. Czuć było delikatne ciepło, tak jakby wszystkie siły natury postanowiły ustalić w tym miejscu klasyczną temperaturę pokojową :) Wypatrywałem przelatujących blisko i daleko samolotów oraz przemierzałem wzrokiem inne widziane stąd szczyty Beskidu Wyspowego.



Moją uwagę przykuły piękne, kwitnące w ciekawym kolorze rośliny - być może FKP je rozszyfruje :)




Po około półgodzinie podziwiania widoków ruszyłem w dalszą drogę zielonym szlakiem, w kierunku lasu porastającego szczyt od drugiej strony.



Było mi nawet trochę szkoda żegnać się z tą polaną. Przystanąłem jeszcze przed samym wjazdem do lasu i rozejrzałem się, by jak najlepiej ją zapamiętać.




Od tego miejsca czekało mnie zejście przez las z powrotem do pętli wiodącej dookoła góry. Na niektórych odcinkach dla bezpieczeństwa prowadziłem rower, gdyż nabranie dużej prędkości na wąskim szlaku mogłoby być nazbyt niebezpieczne - tym bardziej, gdy spod kół wyskakują mniejsze i większe kamienie. Na szczęście to zejście było wręcz nieporównywalnie mniej nachylone od tego przemierzanego przeze mnie wcześniej z drugiej strony. Mimo wszystko - i tak było stromo. Stwierdziłem tak, kiedy udało mi się opuścić drogę ze szczytu i ponownie dostać się do głównego szlaku.



Słońce powoli chowało się już za strzelistymi drzewami iglastymi, a mnie czekało jeszcze wiele kilometrów pokonywania pętli - tak, aby dotrzeć do punktu wyjścia. Ten odcinek był jednak najlepszy.



Lekkie nachylenie w dół pozwalające na nieco regeneracji i dobrej zabawy przy zachowaniu rozsądku, okazało się czymś, na co bardzo liczyłem. Przez jakiś czas stabilny lekki zjazd jakby prowadził mnie ku kolejnym atrakcjom. A właśnie na tym odcinku pętli było ich najwięcej. Prześwity w drzewach odsłaniały fantastyczne krajobrazy.




Najbardziej urzekły mnie jednak szczelnie zalesione zbocza Mogielicy widoczne z odsłoniętego miejsca, w którym turysta wiedzie swój wzrok w stronę Słopnic. Nawet sobie nie wyobrażam, jak to musi wyglądać (prawdziwą) zimą...




Niestety po kilku kilometrach dalszej jazdy spotkało mnie małe roz-oczarowanie. Okazało się, że zielony szlak ze szczytu sprowadził mnie wprawdzie na właściwą pętlę, jednak ta na pominiętym przeze mnie odcinku (blisko połowę pętli ominąłem wchodząc na szczyt i schodząc zeń na drugą stronę) rozgałęziła się. Aby wrócić do parkingu w Zalesiu, na którym rozpoczynałem przejazd, musiałem podjechać dość spory kawałek. Może nawet nie taki spory (zajęło mi to 20 minut), ale po tylu przygodach kolejny podjazd nie był już czymś, na co miałem ochotę. Próbowałem jechać, ale w kilku miejscach musiałem niestety poprowadzić rower. Na szczęście nikogo tam nie minąłem. Gdyby bowiem tak się stało, chyba nie utrzymałbym emocji na wodzy i złamałbym zasadę "nie narzekaj, brnij dalej" zadaniem pytania "daleko jeszcze?" ;) Ten odcinek już trochę mnie wymęczył, toteż bardzo ucieszyłem się, kiedy dostałem się już na górę. Czym prędzej podążyłem w stronę początku szlaku, niepokojąc się trochę coraz późniejszą porą dnia (już dawni nie widziałem znikającego się Słońca). Opuścić Mogielicę udało mi się po dokładnie czterech godzinach.



Znajomych widoków doświadczałem jeszcze raz już po zmianie pogody i rozpogodzeniu. Najczęściej staram się nie wracać tą samą drogą, ale tym razem z uwagi na coraz późniejszą godzinę postanowiłem nie zapuszczać się już na przełęcz Rydza-Śmigłego w Słopnicach, lecz jak najkrótszą trasą zmierzać do domu. Wiedziałem, że po piaszczystym zjeździe i tak czekać mnie będzie jeszcze jeden podjazd pod górkę. Chciałem mieć go już za sobą ;)



Po dojechaniu do skrzyżowania z główną drogą pod kościołem w Zalesiu, rozpoczęła się ostatnia większa próba. Tam, gdzie jadąc w stronę Mogielicy, czekał mnie jedyny zjazd, tam teraz czekała mnie wspinaczka. Wtedy zaczęło mi już powoli brakować sił. Mając na liczniku ponad 80 kilometrów, kolejny taki odcinek przemierzałem już dość mozolnie, przy użyciu trochę lżejszych niż zwykle przerzutek. Kiedy dotarłem już do rozdroża w Młyńczyskach, z którego można wyprawić się na Modyń, poczułem małą euforię. Od tej pory będzie już z górki.



Była 18:00, kiedy spod kapliczki w Młyńczyskach, za którą rozciąga się widok na Modyń, skręciłem w drogę wiodącą do Podegrodzia i dalej Nowego Sącza. To był początek godzinnej przejażdżki przy minimalnym wysiłku, rozkoszowania się lekkim oporem chłodnego powietrza i w dalszym ciągu bardzo ładnymi krajobrazami.



Przy lekkim nachyleniu w dół łatwo było utrzymać mniej więcej stałą prędkość i sprawnie przemieszczać się w kierunku domu. Odległość, która w drugą stronę była pokonywana dosyć powoli, teraz topniała satysfakcjonująco szybko, choć bez szaleństw. Najpierw wypatrywałem granicy dzielącej strefę KLI od strefy KNS, a później, wypatrując zachodzącego Słońca, rozpoznawałem już znajome miejsca. Po przedostaniu się przez Dunajec w Gołkowicach, ponownie czekał mnie przejazd wśród uroczych pól na południe od Starego Sącza.
W końcu oparłem się o znajomy most św. Kingi.



I czym prędzej podążyłem na brzeg Dunajca. O godzinie 20:00 byłem już w Nowym Sączu :)



Szczęśliwy i choć trochę zmęczony, to bardzo zadowolony z siebie i swoich osiągnięć, wróciłem do domu o 20:20, po 10 godzinach i 30 minutach od wyjazdu. 115 kilometrów, rekordowa odległość i rekordowo długi czas spędzony na rowerze trafiły już do kroniki mojej pasji. To był wspaniały wyjazd w miejsca, które zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Przekonałem się o tym, że Beskid Wyspowy to taki obszar, który nigdy nie zawodzi, a pod względem widoków niczym nie ustępuje nawet wyższym pasmom. Może trochę zabrakło widoków na Tatry, ale i tak nacieszyłem się okolicznymi krajobrazami w stopniu takim, że nie czułem żadnego niedosytu, a tylko satysfakcję z tego, że się udało - i wyłącznie swoją siłą. W Beskid Wyspowy na pewno jeszcze wrócę, choć akurat kolejne wyjście na Mogielicę rozpocznie się już raczej od dojazdu samochodem. Nieraz było ciężko, choć paradoksalnie największą utratę energii odczułem na... 2-3 kilometry przed domem, kiedy jechałem już przez Nowy Sącz i stanowiące nowość krajobrazy ustąpiły już miejsca widokom rutynowym, oglądanym przeze mnie na codzień. Musiałem nawet przysiąść na chwilę na przystanku i wypić resztę zapasów :D



Mam nadzieję, że relacja Wam się spodobała :) Choć wycieczkę planowałem już od dawna, to ostatecznym impulsem do jej odbycia były Wasze pozytywne komentarze pod ostatnią fotorelacją tego typu :D Pozdrawiam Was :)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
 
     
FKP 
Poziom najwyższy
Fan wiosny i lata



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 232 razy
Dołączył: 21 Maj 2019
Posty: 25043
Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 8 Wrzesień 2022, 13:01   

Te kwitnące rośliny to goryczka trojeściowa ;-)
_________________
Aktualna pora roku: Późna jesień :zalamany:

Ogień, który płonął już zgasł, a śmiech zamienia się w strach.
 
     
kmroz 
Junior Admin
fan bezdźwięczności



Hobby: Wszystko!
Pomógł: 162 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 36349
Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 8 Wrzesień 2022, 13:35   

Musze przyznać, że jestem pełen podziwu. Zarówno przebytej odległości w obie strony, jak i faktu wjazdu na tak wysoki szczyt. No niby niższy niż Radziejowa, ale z opisu wynika wyraźnie, że znacznie utrudnionym. Sprawdziłem na mapie te wszystkie miejscowości, co mi pomogło też odtworzyć trasę.

Gratuluje spełnionego marzenia i życzę więcej. Turbacz czeka!
_________________
Fan 2013 roku

Zimnolubna kutwa z zespołem Aspergera
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Fan normalności



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 127 razy
Wiek: 25
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 12293
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 8 Wrzesień 2022, 14:26   

FKP, dziękuję, będę pamiętał :)

kmroz, bardzo dziękuję za komentarz - rzeczywiście pomimo mniejszej wysokości, dotarcie na szczyt Mogielicy jest moim zdaniem trudniejsze. Najpierw trzeba wydostać się dosyć wysoko jeszcze przed samym szlakiem okrążającym górę, a później jeszcze z niego konieczna jest niemała wspinaczka.

Odnośnie Turbacza - nie wiem czy to już mimo wszystko nie za daleko. Być może dałbym radę się tam dostać w okresie najdłuższych dni w roku, ale to jeszcze nieprędko. To już wyzwanie i wcześniej musiałbym zdobyć jeszcze kilka bliższych szczytów, przejechać dłuższy dystans w tym kierunku i ocenić tak swoje umiejętności, jak i czas który byłby mi potrzebny. Dlatego na razie nie planuję tak bardzo dalekiej wyprawy, ale nie wykluczam że kiedyś jeszcze do niej dojrzeję - może jeszcze nie w przyszłym roku, ale później. Zobaczymy jak sprawy się potoczą, w każdym razie niczego nie obiecuję, choć przyznaję - też mam na to ochotę ;)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
 
     
LukeDiRT 
Administrator
Łukasz



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 137 razy
Wiek: 33
Dołączył: 02 Sie 2018
Posty: 11875
Miejsce zamieszkania: Gliwice
Wysłany: 8 Wrzesień 2022, 16:48   

Jak zwykle świetna fotorelacja oraz imponujący dystans :-)
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Fan normalności



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 127 razy
Wiek: 25
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 12293
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 8 Wrzesień 2022, 16:59   

Dziękuję Łukasz, jest mi szczególnie miło, bo też jesteś miłośnikiem jazdy na rowerze :) Mam jeszcze kilka krótszych fotorelacji w zanadrzu, mam nadzieję że też przypadną Ci do gustu :)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
 
     
pawel 
Moderator
fan 1 stycznia 2023



Hobby: Meteorologia
Pomógł: 26 razy
Wiek: 28
Dołączył: 08 Lis 2019
Posty: 5437
Miejsce zamieszkania: Kasina Wielka
Wysłany: 8 Wrzesień 2022, 17:18   

Nawet tam nie wlazłem, a ten wjechał :-D
 
     
Bartek617 
Poziom najwyższy
Fan aeroklubu KTW :)



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 22 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sty 2020
Posty: 15925
Miejsce zamieszkania: gmina Zielonki/Kraków
Wysłany: 8 Wrzesień 2022, 17:30   

Też uważam, że to była piękna i imponująca relacja. ;-)

Mi się niestety wbił drut w tylne koło jakiś czasu, przez co ono było flakiem (a w dodatku opony nie były zbyt napompowane) i z Mamą dzisiaj nosiliśmy rower do warsztatu kilka km (nie wiem czemu ze mną szła, ale uparła się, że chce pomóc, to wyjścia nie było- jestem jej wdzięczny, bo nie musiała naprawdę tego robić). :-( Teraz jednoślad działa jak nowy, ale zamiast krajoznawczej wycieczki zaliczyliśmy niezły trening mięśni rąk- w dodatku szliśmy przez teren budowy, więc pojawiło się na trasie trochę przeszkód. ;-)
_________________
Jestem za ograniczeniem do minimum wilgotnego gorąca i wilgotnych upałów. :(

Jak napiszę gdziekolwiek głupoty, to bardzo Was przepraszam. :(

Głowa jest od tego, by włosy miały na czym rosnąć. ;)

Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego. ;)
 
     
PiotrNS 
Poziom najwyższy
Fan normalności



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 127 razy
Wiek: 25
Dołączył: 01 Maj 2019
Posty: 12293
Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 9 Wrzesień 2022, 19:18   

pawel, polecam, podejście od strony Tymbarku (zielonym szlakiem) nie jest szczególnie trudne, a widoki dają dużo satysfakcji na szczycie :) Wieża ma zostać oddana na użytku na początku października.

Bartek617, przebite koło to mój największy koszmar i zawsze odczuwam ulgę po szczęśliwym powrocie, jak również po wymianie opony na nową (ostatnio zrobiłem to wczesnym latem tego roku), zatem skoro teraz wszystko jest u Ciebie naprawione, możesz być spokojny o to, że każdy element działa i opony nie są zużyte :) Sezon ma się ku końcowi, więc może jeszcze gdzieś się wybierzesz na dwóch kołach :)
_________________
Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina :jupi:

Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
 
     
Bartek617 
Poziom najwyższy
Fan aeroklubu KTW :)



Hobby: Większość z wymienionych
Pomógł: 22 razy
Wiek: 26
Dołączył: 02 Sty 2020
Posty: 15925
Miejsce zamieszkania: gmina Zielonki/Kraków
Wysłany: 10 Wrzesień 2022, 00:24   

Zamierzam bez wątpienia jeszcze gdzieś pojechać (myślałem o 2 większych wyprawach: do Oświęcimia i Bochni, ale się pewnie nie uda) :-( , ale jeszcze jakieś sprawy muszę pozałatwiać- myślę, że na przełomie września-października powinna się nadarzyć jakaś okazja ;-) - przydałby się tylko pogodny dzień, a także bez większej ilości zajęć (lub ich brakiem najlepiej)... :-( W sumie wycieczki rowerowe lepiej mi się robi w 2 części wakacji lub po sezonie. ;-)
_________________
Jestem za ograniczeniem do minimum wilgotnego gorąca i wilgotnych upałów. :(

Jak napiszę gdziekolwiek głupoty, to bardzo Was przepraszam. :(

Głowa jest od tego, by włosy miały na czym rosnąć. ;)

Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego. ;)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Akagahara style created by Naddar modified v0.8 by warna
Copyright © 2018-2024 Forum LUKEDIRT
Wszelkie prawa zastrzeżone
Strona wygenerowana w 0,32 sekundy. Zapytań do SQL: 10