Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy. Polityka CookiesDowiedz się więcejCyberbezpieczeństwoOK
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 11 Maj 2019, 19:49 Burze Waszego życia
Witam wszystkich serdecznie Jak na pewno wiecie, pasjonuję się meteorologią i wszystkim co się z nią wiąże. Zainteresowania w tym kierunku przejawiałam od zawsze, już od bardzo młodego wieku wychwytywałem i zapamiętywałem ciekawe zdarzenia w pogodzie, jak również niektóre "ważniejsze" miesiące. Na tym etapie była to jednak zwykła ciekawość świata, która pewnego razu przeobraziła się w pasję. A stało się to 10 lat temu, dzięki czemuś czego nigdy nie zapomnę.
Chciałbym byśmy pobawili się w retrospekcje i opisali w tym miejscu najsilniejsze, najpiękniejsze i w ogóle najbardziej zapadające w pamięć burze, jakie dane nam było zobaczyć. To groźne, ale niezwykle majestatyczne zjawisko, i choć jest wiele takich, które pamiętam i chętnie wspominam, to moją faworytką jest tylko ta jedna, jedyna. Ta, która wywołała we mnie trwającą do dziś pasję, którą dzielę się z Wami tu i na Blogu meteomodel.pl.
11 maja 2009 roku zapowiadał się zwykłym, szeregowym poniedziałkiem. Dzień wcześniej, w niedzielę, korzystając z wręcz plażowej pogody pojechałem z rodzicami nad jezioro z zamiarem praktykowania letnich wodno-plażowych rozrywek. Kiedy dojechałem na miejsce, z nieba niestety znikło słońce, a po chwili odezwały się grzmoty. Plażowicze skuszeni 26 stopniami szybko się rozjechali, nad wodą z burzami nie ma żartów. Ja też nie miałem innego wyboru i w smętnym nastroju wróciłem do siebie. Burza okazała się bardziej "straszakiem" niż faktycznym gniewem niebios. Tylko kilka razy błysnęło i zaczęło padać. Ciepły i pogodny weekend zakończył się deszczowym, szarym wieczorem. W prognozie pogody zapowiadali że to jeszcze nie wszystko, że jeszcze jutro zagrzmi, ale raczej na Śląsku. Skoro tak, to nie miałem się czym przejmować.
***
Wstał nowy dzień. Powitało mnie piękne, pogodne niebo, tylko trochę niegroźnych obłoczków płynęło po błękitnym sklepieniu. Można nie lubić poniedziałków, ale ten zaczął się naprawdę wybornie. Lekka mgła otulająca ziemię prędko ustąpiła i zrobiło się ciepło. Na czereśni już było widać zalążki owoców. Rekordowo ciepły pod względem średniej temperatury maksymalnej kwiecień zrobił swoje. Już nie pamiętałem dramatycznie pochmurnego lutego i marca. Zewsząd bił optymizm, drzewa intensywnie się zieleniły, pachnęły bzy, kwitły białe tulipany, a ptaki ćwierkały jak nigdy. Postanowiłem że w zamian za wczorajsze nieudane plażowanie dziś po szkole pójdę na basen. Lekcje trwały krótko i już około 13-tej mogłem oddać się jednemu z moich ulubionych sportów. Mama mnie zawiozła i miałem godzinę dla siebie. Tymczasem na zewnątrz następowała powolna zmiana pory roku. Wiosna odmykała drogę latu. Było gorąco, temperatura doszła do 25,1 stopnia. Nowy Sącz był najcieplejszym miastem w Polsce. Choć zasadniczo bardzo lubię taką temperaturę, to droga do domu zmęczyła mnie. Było bardzo parno, jak w saunie, do tego niebo zasnuły przybierające na objętości chmury. Czułem się jakby był upał i obawiałem się, że to nie "rozejdzie się po kościach". Będzie burza. Duchota stawała się coraz większa, do domu dotarłem lekko padnięty. Słońce nie było tak przyjemnie ciepłe jak zazwyczaj przy tych warunkach, lecz stwarzało wrażenie tropiku. Z nadzieją patrzyłem na cumulusy, które nadały niebu mleczny kolor i z wolna zaczynały zmieniać barwę. Było około godziny 14, kiedy słońce schowało się za nimi, a po chwili rozległy się grzmoty. Z czystej ciekawości obserwowałem burzę przez wychodzące na północny-zachód okno, lecz nie działo się za nim nic niezwykłego. Jasnoszara chmura raz na jakiś czas ukazywała międzychmurowe wyładowania. Kilka razy piorun uderzył w ziemię, ale z dala ode mnie. Po chwili przestałem widzieć błyskawice, bo smugi opadowe zasłoniły mi najlepsze widoki. Zaczął padać deszcz. Pogoda się zepsuła - myślałem. Rzęsiście padający deszcz i nieciekawa sceneria za oknem skłoniły mnie do tego, by przygotować się na jutro do szkoły. Przestało grzmieć, tylko deszcz jak padał, tak padał. Długo. Dopiero około 17-tej, może trochę wcześniej opady ustąpiły, a ja zajęty codziennymi sprawami zdecydowałem że wyjdę się "przewietrzyć" na rowerze. Właśnie w tym wieku rodzice zaczęli mnie puszczać na rower samemu, ale tylko na ulice blisko domu, nie mogłem wyjeżdżać do miasta na duży ruch. Jak na zawołanie, zza chmur wyjrzało słońce. Zniżało się już powoli ku zachodowi i swoim jaskrawym światłem oświetliło na jasnogranatowo pozostałości deszczowych chmur. Na ich tle piękna, świeża, majowa zieleń prezentowała się wyjątkowo ślicznie. Z zielonych listków co rusz spadały krople wody pozostałe po wcześniejszej burzy, a trawa wręcz lśniła. Zrobiło się rześko, wręcz chłodno w porównaniu z gorącem sprzed paru godzin. Ubrany w bluzę chciałem uciąć sobie krótką przejażdżkę po swojej okolicy. Typowo majową sielankę psuły tylko kałuże, które na rowerze dawały mi w kość. Moja ulica przed remontem w 2010 roku przypominała "księżycowy" krajobraz. Mnóstwo dziur i kolein, w których gromadziła się woda, sprawiło że nieraz wracałem do domu z pochlapanym ubraniem. Nie miałem ochoty na taką "powtórkę z rozrywki" i prędko wróciłem do domu, mając za sobą (jak mi się wydawało) już cały dzień. Nic ciekawego się już raczej nie wydarzy. Przyszedł czas na kolację, "Jeden z dziesięciu" i trochę biernego wypoczynku. Za oknem wciąż płynęły podświetlone, jasnogranatowe obłoki. Na zachodzie zauważyłem trochę zbierających się chmur, ale nie zwróciłem na nie uwagi. Obok jarzyło słońce i nie miałem jak się im przyjrzeć, zresztą wyglądały normalnie. Chmury jak chmury. Dopiero około 18:40-50, może o 19-tej zdałem sobie sprawę z tego że "zgasło światło". Nie było to zaskoczeniem, niebo było zachmurzone, a zbliża się wieczór i za nieco ponad godzinę słońce zajdzie. Jednak po chwili usłyszałem pomruk.... Wyszedłem na balkon zawiesić jakieś drobne pranie i wtedy zauważyłem że faktycznie, na zachodzie niebo wyraźnie pociemniało. Wtedy nie znałem się jeszcze na burzach, ani nie znałem radarów i detektorów wyładowań, toteż pomyślałem że to ta sama burza, która przeszła kilka godzin temu, teraz "krąży" dookoła. Nie wiem jak Wy, ale wieczorne burze budzą we mnie szczególny respekt. O tej porze dnia tworzą nastrój grozy, gdy dodatkowo "wygaszają" otoczenie, a noc zdaje się nacierać jeszcze wcześniej, z wyjątkową, niezgłębioną mocą. Nie żebym się bał, ale nie byłem tym zachwycony. Może pójdzie bokiem - pomyślałem, po czym wziąłem się za czytanie "Mistrza i Małgorzaty" (ta książka na zawsze będzie mi sie kojarzyć z tym dniem) w swoim pokoju. Władanie nad komunistyczną Moskwą przejmowały diabły, zaś nad Nowym Sączem zapadała ciemność. Znów usłyszałem grzmot, jeden a potem kolejny. Zrozumiałem że to jeszcze nie koniec pogodowych "atrakcji na dziś", ale czytałem dalej, fabuła bardzo mnie wciągnęła. Oderwałem się od książki dopiero gdy grzmoty zaczęły się rozlegać podejrzanie często. Coś tu nie gra - pomyślałem i wyjrzałem przez okno. Trochę się przestraszyłem... zrobiło się naprawdę bardzo ciemno. Jakkolwiek na wschodniej części nieba widocznych było trochę błękitnych prześwitów i same pogodne chmurki, na zachodzie wiało grozą. Nad całym horyzontem ciągnął się pas bardzo ciemnego granatu, jak przed silną burzą. Intensywnie grzmiało. Zaczął wiać lekki wiatr, o którym przekonałem się widząc ręcznik zwiany do ogrodu. Wybiegłem na dwór by przynieść go z powrotem i uchronić przed psem Będąc na polu zobaczyłem że sytuacja jest poważna. Tam, gdzie jeszcze godzinę temu świeciło oślepiające słońce, teraz wiało prawdziwą grozą. Wróciłem do siebie, by oddać się lekturze, lecz raz na jakiś czas zerkałem przez okno. O tym, co tam się działo, nie dawały mi zapomnieć basowe pomruki grzmotów. I właśnie one sprawiły że pomyślałem "coś tu nie gra". Stanąłem przy oknie wypatrując błyskawic, lecz moje starania były daremne. Nie było nic widać, tylko tę ciemność. Zaledwie raz w oddali ujrzałem jasny, poprzeczny grom. A grzmoty się nasilały. Nie były już pomrukami, lecz mocnym dudnieniem. Jeden grzmot nie zdołał wybrzmieć i już zaczynał się następny. I następny. Bardzo dziwne że nie ma błyskawic. Winę na to zrzucałem na smugi opadowe. Myślałem że to przez nie nie widać wyładowań. A tymczasem ciemności stały się wręcz straszne. Na pewno kojarzycie kolor chmury burzowej tuż przed jej uderzeniem - stalowoszary lub granatowy. Ta burza miała w sobie coś z każdej z tych chmur, ale jej ciemność była inna, głębsza. Granatowość z minuty na minutę ciemniała coraz bardziej, zakrawając powoli o czerń. Zacząłem się bać. Obserwowałem to widowisko przez to okno, patrząc dokładnie na zachód, w tę stronę:
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego nie podszedłem do okna w innym pokoju, wychodzącego na północny-zachód. Zrobiłem to dopiero wtedy, gdy usłyszałem stamtąd krzyk przerażenia. Wpatrzony w niemal czarne niebo pośpiesznie wybiegłem z pokoju, pędząc na złamanie karku do okna w sąsiednim pomieszczeniu.
Nie wiem jak długo będę żył. Medycyna robi postępy, może dociągnę nawet do setki. Ale pewne jest jedno. Tego widoku nie zapomnę do końca życia. Przeolbrzymi, kręcący się wał szkwałowy z fractusem wizualnie sięgającym ziemi. Nad nim potężna rotacja, a dookoła mnóstwo błyskawic. Pewnie kojarzycie zrobione komputerowo błyskawice z filmu "Twister", w początkowej scenie, kiedy rodzina głównej bohaterki ewakuuje się do schronu. Wyglądają tam nierealistycznie, ale 11 maja 2009 widziałem dokładnie takie. Swoim żółtym, wściekłym światłem otaczały wirującego fractusa, biły tuż obok niego, po obu stronach. Miały kształty krzyży, okręgów, zygzaków... Tornado. To na pewno tornado. Chmura zwisała do ziemi i w szybkim tempie przesuwała się coraz bliżej mnie. Powyższy film nie oddaje tego co widziałem, bo chmura w rzeczywistości była wręcz czarna. Wieczór przerodził się w noc. Stałem jak wryty, nawet nie przyszło mi do głowy wziąć aparat i zrobić zdjęcie. Przed oczami stanęły mi obrazy z kataklizmu na Śląsku i Opolszczyźnie 15 sierpnia 2008 roku. I myśli że za chwilę może mnie spotkać ten los. Serce biło jak oszalałe, szelf, którego nie widziałem przez tamto okno, nasuwał się nade mnie, a żółte pioruny biły w akompaniamencie ryku potężnych grzmotów.
Powyższe zdjęcie (jak również poprzednie) zrobiłem dziś, 11 maja 2019 roku. Widoczna po prawej stronie czereśnia, 10 lat temu była dużo mniejsza i jak na dłoni widziałem tego zwisającego do ziemi fractusa - był tam, gdzie korona drzewa).
Kiedy chmura nasunęła się nade mnie, lunął deszcz z gradem. Była godzina 19:30, zaczynały się "Wiadomości". Wyłączyłem prąd w całym domu (parę tygodni wcześniej tata nauczył mnie jak to się robi) i rozdygotany patrzyłem na to, jak gradziny obijają się o okna. Ulewa była potężna, a wiatr wydawał się huraganowy. Tak jakby ktoś lał na okno wiadra wody, a jedynym źródłem światła były blaski gromów. Temperatura nagle spadała z 18 do 13 stopni. Kiedy po kilku minutach nawalny deszcz zelżał, ponownie oglądałem majestatyczne błyskawice. Trzaskały co około pół sekundy, a momentami widziałem po kilka piorunów naraz. Tego nie da się opisać. Dopiero po około 30 minutach burza zaczęła się oddalać, pozostawiając po sobie bielejące w trawie kulki gradu i zmrok. Zaczęła się noc, ale po tych emocjach wcale nie chciałem spać. Przywróciliśmy zasilanie w domu, obdzwoniliśmy całą rodzinę, czy wszyscy są cali. Panowało niezwykłe przejęcie, wzmacniane błyskawicami, które jasno (lecz już cicho) biły jeszcze po 21-ej. Wtedy po raz pierwszy trafiłem na stronę Łowców Burz i zobaczyłem w archiwum ostrzeżeń, że dla mojego miasta wydano ostrzeżenie przed trąbą powietrzną pierwszego i burzą trzeciego stopnia. Zacząłem czytać, szukać, rozglądać się... i tak narodziła się pasja, która trwa do dziś. Od tego dnia pokochałem burze, a pogoda i klimat stały się dla mnie czymś niesamowitym, godnym najwyższej uwagi. Wtedy dowiedziałem się, że niedawny kwiecień, który tak bardzo mi się podobał, był rekordowo słoneczny, a zima sprzed dwóch lat niemal rekordowo ciepła. Nie miałem wcześniej takiej wiedzy, po prostu lubiłem obserwować pogodę. Maj 2009 i ta przepiękna burza przyniosły przełom.
Nazajutrz jedynym tematem rozmów była wczorajsza "straszna burza". Każdy w moim otoczeniu mocno to przeżył. Ale po każdej burzy wychodzi słońce - już 13 maja rozpoczął się dwutygodniowy ekstremalnie słoneczny epizod z przewagą dni letnich 11 maja 2009 zostanie jednak w mojej pamięci na zawsze. Latem ubiegłego roku rozmawiałem o burzach ze swoim przyjacielem, który jak wielu sądeczan też to pamięta. Minęło 10 lat, ale od tego czasu żadna burza nawet nie zbliżyła się majestatem do tej. Bo ta nawałnica, która w miejscu mojego zamieszkania osiągnęła swoje apogeum, była po prostu wyjątkowa.
Pozdrawiam wszystkich, którzy to przeczytali Dajcie znać o swoich "życiowych" burzach.
Ostatnio zmieniony przez PiotrNS 11 Maj 2021, 19:02, w całości zmieniany 3 razy
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 137 razy Wiek: 33 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 11992 Miejsce zamieszkania: Gliwice
Wysłany: 12 Maj 2019, 08:05
O kurczę, ale referat Będę miał co czytać w wolnym czasie.
PiotrNS napisał/a:
Dajcie znać o swoich "życiowych" burzach.
Burze, które najbardziej zapamiętałem, to:
18/19.01.2007
Najsilniejsza zimowa burza podczas pamiętnego orkanu Cyryl. Cały czas błyskało się, padał grad, a wiatr był huraganowy. Oto jakie zdjęcie udało mi się wtedy zrobić o godz. 23:36. Szkoda, że nie udało mi się uchwycić samej błyskawicy.
20.07.2007
Silna burza z ulewnym deszczem, a następnie z licznymi wyładowaniami atmosferycznymi. Przebywałem wtedy na północy województwa Opolskiego. Tuż przed burzą nadciągnęły takie oto groźne chmury:
A pod koniec burzy udało mi się sfotografować liczne błyskawice. Zdjęcia umieściłem w TYM temacie.
15/16.08.2008
W te dni przez większą część dobry błyskało się i grzmiało. Już rano spadł ulewny deszcz, a nawet grad W Gliwicach doszło do takich podtopień:
15.07.2009 oraz 18.07.2009
Niezła burza, z ulewnym deszczem i niezłym "stroboskopem" na niebie.
15.08.2010
Chyba najdłuższa burza za mojego życia. Błyskało się i grzmiało niemal cały dzień
12.09.2014
Jedna z najsilniejszych wrześniowych burz z jakimi miałem do czynienia. Padał ulewny deszcz powodując podtopienia,
31.07.2016
No tę burzę zapamiętam na długo. Byłem wtedy na wakacjach na działce, mogłem się schronić przed burzą jedynie w drewnianym domku letniskowym bez piorunochronu albo w samochodzie. A wszystko zaczęło się od takiego widoku:
Gdy chmura nadeszła, zaczął lać deszcz, a nawet grad Gradziny były naprawdę spore. A jak wracałem w ten dzień do domu, niektóre główne krajowe drogi w Gliwicach były nieprzejezdne z powodu podtopień.
10.08.2017
Burza z dość ulewnym deszczem i licznymi błyskawicami. Byłem wtedy na działce, więc nie miałem się gdzie porządnie schronić. No bo gdzie - do drewnianego domku bez instalacji odgromowej? Miałem nawet trochę stracha
Zeszły 2018 rok był spokojny pod względem burz. Byłem podczas wakacji bardzo długo na działce, a burze były rzadkie i stosunkowo słabe.
I to na razie byłoby na tyle
Jak sobie jeszcze coś przypomnę, to dopiszę.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 15 Maj 2019, 22:47
Powódź 1997 roku w Nowym Sączu nie dała się aż ta bardzo we znaki. Najbardziej brzemienną po 1934 roku stała się powódź z lipca 2001. W ciągu sześciu dni od 22 do 27 lipca 2001 spadło tu 215 (!) mm deszczu, przy czym apogeum nastąpiło 25 lipca, kiedy dobowa suma opadów wyniosła 75 mm. W tym czasie niemal codziennie przechodziły burze, o różnych porach dnia. Byłem wtedy małym dzieckiem, ale pamiętam jeżdżącą w środku nocy straż pożarną na sygnale i powtarzane przez megafony "Uwaga! Alarm powodziowy". Było tak kilka razy, duże obszary nad Łubinką i Kamienicą zostały zalane, przeprowadzono ewakuację mieszkańców na kilku osiedlach. Blisko mojego domu zeszło osuwisko. Ziemia na osiedlu Falkowa gdzie mieszkam, zjechała kilkaset metrów w dół, razem z kilkoma zabudowaniami gospodarczymi. W kategoriach cudu rozpatrywane jest to, że wał ziemi zatrzymał się dosłownie tuż przed nowowybudowanymi niżej willami. Mieszkańcy postawili nawet w tym miejscu kapliczkę. W miejscu gdzie biegła droga, po osuwisku została potężna wyrwa w ziemi, jak po jakimś trzęsieniu. Odbudowa zniszczonej infrastruktury trwała około dwóch lat, ale zmiany w topografii i tak zostały. Wzdłuż ulicy Podwale rozciągały się kiedyś długie, płaskie pola i rosły drzewa. Teraz jest tam ostry zjazd w dół, a jedyne drzewa to dzikie krzaki i nasadzenia z lat po 2001 roku. Pod tym "sztucznym" wzgórzem stoją obecnie piezometry do pomiaru osuwiska, które nadal niepokoi. Wielka dziura w ziemi, ogromne opady i nieskończone burze bardzo wryły się w moją dziecinną pamięć, podobnie jak powszechny strach i wielkie upały w sierpniu 2001, podobno komary cięły wtedy jak oszalałe (choć nie pamiętam, byłem przed nimi chroniony)
Wracając do burz, to opiszę jeszcze drugą burzę swojego życia, która choć nie może się równać z 11.05.2009, również była niesamowita.
13 sierpnia 2014 roku nie zapowiadano burzy. Wiedziałem tylko tyle, że nadchodzi pogorszenie pogody, żadnych dni gorących na horyzoncie, a i słońca będzie jak na lekarstwo. Wieczorem pojechałem przejechać się na rowerze. Wybrałem sobie dość forsującą trasę przez położone wyżej wsie, ot zwyczajna wieczorna przejażdżka jakie bardzo lubię. Kiedy zaszło słońce zaczął wiać lekki wiatr halny. I poczułem coś bardzo dziwnego. Robiło się coraz cieplej i cieplej. Nie tylko za sprawą zmęczenia jazdą i wiatru. Naprawdę, przy zachmurzonym niebie temperatura rosła, aż po zmierzchu, około 21-szej było wręcz gorąco. Wróciłem do domu i spojrzałem na termometr, wskazywał 25 stopni. Zamknąłem okna w pokoju, bo przy takim grzaniu było mi ciężko zasnąć. Położyłem się i po zmaganiu się z gorącem (nie lubię zbyt ciepłych letnich nocy) około 23-ciej urwał mi sę film.
***
O godzinie 0:40 budzi mnie ogłuszający szum. Na okna leją się wiadra wody, a pioruny siekają jak na Śląsku 15 lipca 2009 albo w Warszawie 21 sierpnia 2007. Nieskończony stroboskop na niebie. Wiatr dmie jak oszalały, z niedowierzaniem przyglądam się temu co następuje. Na podwórku krąży spanikowany mój pies, mimo że zazwyczaj przesypia burze w swojej budzie, nawet fajerwerki go nie ruszają. Taki ogień na niebie przestraszył jednak nawet mnie, fana burz. Usłyszałem że coś leje się na górze, na poddaszu. Nie zamknąłem tam okna i deszcz leje do środka. Błyskawicznie pozamykałem wszystkie okna, wpuściłem psa do domu i wyłączyłem prąd. Nie był mi zresztą do niczego potrzebny, bo pioruny waliły tak, że nawet w najciemniejszych zakątkach domu oświetlały mi drogę. Włączyłem internet na tablecie i wszedłem na blitzortung, a tam aż biało od wyładowań. Jak mogłem o tym wcześniej nie wiedzieć? Ta burza była dla mnie kompletnym zaskoczeniem, ale wtedy mogłem już tylko stać przy oknie i podziwiać jak gromy przecinają niebo. Burza przyszła od strony Tatr i kierowała się na Rzeszów. Cały czas mocno wiało. Ciocia mówiła mi potem, że wiatr zadzwonił jej dzwonkiem do drzwi - brzmi jak horror Uspokoiło się dopiero po godzinie 2-giej, ale nawet o 4 nad ranem, kiedy robiło się już jasno, na wschodzie widziałem łuny potężnych wyładowań. Niesamowicie to wyglądało.
Niespodziewana nawałnica złamała w mieście wiele drzew, w tym konar starego jesionu w centrum, który spadając zahaczył o dach stojącej tam kamienicy. Będąc rano na zakupach (po nieprzespanej nocy) widziałem akcję straży pożarnej. Wysłuchałem również wielu opowieści ludzi dotyczących nocnego spektaklu. Wielu powtarzało że nigdy nie widzieli czegoś podobnego. Podobno wyładowania były widoczne jeszcze przed północą, więc bardzo możliwe że gdybym jeszcze przez trochę czasu nie mógł zasnąć, to mógłbym zaobserwować zjawisko od samego początku. Dziwię się tylko temu, że obudził mnie dopiero wiatr i deszcz w apogeum nawałnicy - podobno już około północy błyskawice strzelały tak, że wyglądało to jak pożar albo atak rakietowy. Burza z tej sierpniowej, gorącej nocy i tak byłą jednak dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Kiedyś to były burze
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 27 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36422 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 17 Maj 2019, 07:24
Ja z 13.08.2014 mam inne skojarzenie. Gdy sierpień 2014 dobiegł końca, to tradycyjnie wyczekiwałem mapek imgw z podsumowaniem miesięcznym. Jakiez było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, ze na Okęciu sierpień okazał się lekko mokry. Wtedy jeszcze absolutnie tak się nie interesowałem pogodą, nie śledziłem sytuacji na żywo i po prostu pamiętałem z sierpnia głównie to, że w moim regionie bardzo rzadko i niewiele padało. Pamiętałem burze z 4.08.2014 , paskudne dni 24.08,26.08 i 28.08i to w zasadzie prawie wszystko. Chcąc rozwiązać tę zagadkę zacząłem grzebać po internetach i tak pierwszy raz w życiu trafiłem na ogimet. A tam... moje kolejne zdziwienie, stacja na Okęciu pokazała, że suma opadów okazała się tak wysoka dzięki sporej ulewie właśnie z 13.08.2014. Zdziwiło mnie to bardzo, ponieważ pamiętałem ten wieczór jako spokojny, a byłem raptem 15 km od Okęcia na działce. Oto jak czasem potrafią zaskoczyć burze przechodzące bokiem, jesteś od nich kilkanaście kilometrów i sobie nie zdajesz z nich sprawy....
_________________ Fan wybitnego klimatu lat 1995-2013. Kiedyś to było
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 137 razy Wiek: 33 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 11992 Miejsce zamieszkania: Gliwice
Wysłany: 17 Maj 2019, 09:12
kmroz napisał/a:
Oto jak czasem potrafią zaskoczyć burze przechodzące bokiem, jesteś od nich kilkanaście kilometrów i sobie nie zdajesz z nich sprawy....
No niestety. Dlatego sieć stacji synoptycznych powinna być w naszym kraju gęstsza. Mieszkam w Gliwicach, w jednym z większych miast w Polsce a do oficjalnej stacji mam chyba z 30 kilometrów
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 27 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36422 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 17 Maj 2019, 16:30
Co do tematu przewodniego tego wątku, to wcale nie przesadzę, jak powiem, że jedną z ciekawszych burz mojego życia przeżyłem 2 godziny temu - przynajmniej jeśli chodzi o burze na Mazowszu, bo w trakcie wyjazdów przeżyłem dużo ciekawsze.
Nie była to jakaś spektakularna burza, padało nawalnie, ale poza grzmotami i ulewą nic niezwykłego nie było. Bardziej jednak godne uwagi było to, jak blisko mnie znalazła się ta burza. Rzadko miewałem takie (nie)szczęście. Niestety, nie udało mi się bezpośrednio uchwycić błyskawic, na filmach widać jedynie odbicia
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 18 Maj 2019, 10:51
Krzysiek, super filmiki, czuć ten "burzowy klimat" Te grzmoty są piękne, dawno nie miałem u siebie burzy z tak bliskimi wyładowaniami. Wspomniałeś tu jakiś czas temu o burzy z 4 sierpnia 2014. Tego dnia również moje miejsce zamieszkania zostało tak obdarowane przez naturę i to dość gwałtownie, to trzeci najpoważniejszy incydent burzowy 2014 roku (po 14 sierpnia i 2 maja). Właściwie to burzowy był cały 4 sierpnia. Niebo zachmurzyło się dość wcześnie i już około godziny 14-tej zaczęło grzmieć od zachodu. Pierwszy atak burzy okazał się jednak "niewypałem" bo zasadnicza komórka przeszła bokiem. Spokój nie trwał jednak długo, bo około 17-tej zostałem otoczony przez połączone komórki napierające od południowego-zachodu. Właściwie to łączyły się na moich oczach, po obu stronach zwężającego się prześwitu coraz częściej rozbłyskiwały błyskawice. Łączenie burz widać na poniższym zdjęciu, zrobionym już później, o godzinie 18:
Szczerze to nawet poczułem lęk, bo doziemne pioruny zaczęły bić bardzo blisko, i to po obu stronach. Byłem osaczony, a na chwilę przed uderzeniem wiatru i nawalnego deszczu ukazała się chmura szelfowa:
Potem nastąpił nawalny opad deszczu, rozpoczynający bardzo deszczowy okres trwający właściwie przez cały sierpień z krótkimi przerwami. 7 sierpnia spadło 48mm deszczu, a na Limanowszczyźnie wystąpiła powódź.
A teraz coś o burzy wspomnianej przez Łukasza - 3 lipca 2012
Początek lipca 2012 był wyjątkowy. Beztroskie wakacje, fascynacja piłką nożną po dopiero co zakończonych Mistrzostwach Europy, a zarazem fala upałów i mnóstwo burz. W tym czasie każdy dzień wyglądał podobnie (ale miło powspominać ). Codziennie rano spotykaliśmy się z kolegami na polu przed moim domem, rozkładaliśmy bramki i graliśmy w upale w piłkę, a w porze największego skwaru szliśmy do któregoś z nas pograć w Fifę 11 I przez kilka dni z rzędu, codziennie około 13 niebo chmurzyło się i zaczynało grzmieć - a to był znak że trzeba wracać. W porze obiadowej codziennie do 6 lipca szalały burze, a kiedy już mijały, wracaliśmy do gry. Wychodziło słońce, a temperatury były już dużo bardziej przyjemne, niekiedy bywało wręcz rześko. I tak codziennie
Burza z 3 lipca była jednak najsilniejsza. Jeszcze na długo przed jej uderzeniem, niebo było bardzo ciemne, a cumulonimbus piętrzył się bardzo wysoko. Było widać silne prądy zstępujące. Przy 34 stopniach nie mogłem się wręcz doczekać, kiedy wreszcie zniknie słońce i "akcja" się rozpocznie. Stało się to około godziny 15. Chmury nagle zmieniły kolor z granatowego na ciemnoszary, pojawiły się zalążki chmury szelfowej i w końcu wszystko "runęło". Burza przez długi czas jakby stała w miejscu. Pioruny strzelały po wszystkich stronach, tak że trzeba było wyłączyć zasilanie w całym domu, czego przy zwykłych burzach nie robimy. W pewnym momencie zdawało mi się że widzę rotującego funnel clouda i z wzrokiem wlepiony w tę złowrogą chmurę miałem nadzieję że nic złego z tego nie wyniknie. Wszystko dobrze się skończyło, nawet nie było ulewy. Spadły raptem 3mm deszczu, ale błyskawice potrafiły przestraszyć. Burza trwała do wieczora, bardzo dużo czasu minęło zanim wszystko na dobre się skończyło. Rozpogodziło się, jak codziennie w tym czasie, ale daleki CB-k nie zniknął mi z pola widzenia aż do zapadnięcia zmroku. A wtedy pozostawało już tylko czekać na kolejny podobny dzień pełny wrażeń
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum