Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy. Polityka CookiesDowiedz się więcejCyberbezpieczeństwoOK
Pod koniec stycznia, jak to często bywa, obudziłem się z nożem na gardle. W tym roku jednak wybitnie. Trochę to forum, trochę parę innych "wybitnie ciekawych" rzeczy (kto z was jest/był na studiach doskonale sobie zdaje sprawę, jak często w styczniu nagle mnóstwo rzeczy dookoła, które na co dzień są nudne, stają się interesujące), doprowadziło do naprawdę tragicznej sytuacji, podczas której mało brakowało, a musiałbym się wznawiać na studiach za kupę kasy... dość powiedzieć, że taką kupę, że pracując dorywczo w zeszłym semestrze nawet tyle nie zarobiłem... Tym bardziej bolało, gdy grupka moich wieloletnich znajomych, zaproponowała, bym pojechał z nimi na kilka dni w Tatry. Niestety, musiałem odmówić, trzeba było ten jeden raz się wziąć.
Jednak na początku lutego stało się coś, co sprawiło, że zmieniłem swoje plany. Zima Trzydziestolecia zrobiła bowiem z moi mózgiem coś niesamowitego - sprawiła, że naprawdę łaknąłem śniegu. Nie takiego kilkucentymetrowego, takiego porządnego. Takiego jakiego de facto praktycznie nie ma na nizinach, poza jakimiś wybitnymi przypadkami typu 2009/10 i 1978/79... I nagle, właśnie w pierwszych dniach lutego zobaczyłem prognozy, które skłoniły mnie do podjęcia ryzykownej, ale - jak się potem okazało - wyjątkowo słusznej decyzji. Wyrwę się na jeden dzień w Tatry do znajomych, jadąc nocnymi pociągami...
Później okazało się, że dobrotliwa gospodyni pozwoliła mi za darmo przespać się na podłodze, dzięki czemu mogłem zostać jedną noc i wrócić dopiero w ciągu dnia
Jadąc nocnym pociągiem dość długo nie zasnąłem. Naturalna rzecz, jadąc samemu jakoś podświadomość każe czuwać. Jednak w okolicy Krakowa, około godziny 3:00, w końcu zapadłem w sen....
Budzę się. Gdzieś w okolicy Nowego Targu. Przez chwilę mam wrażenie że to sen, co widzę za oknem. Owszem, prognozy prognozami, kamerki kamerkami, ale widzieć coś takiego na żywo, to zupełnie inna bajka. Za oknem... po prostu prawdziwa biała magia. Wszystko oblepione grubą warstwą świeżutkiego śniegu. Już w tym momencie wiedziałem, że warto było przyjechać. Wysłałem od razu zdjęcia innemu znajomemu, którego namawiałem na tę jednodniową podróż ze mną, ale odmówił By żałował.
Wyjątkowo przyjemnie upłynęła podróż z dworca do miejsca, gdzie grupa znajomych spała, czyli "dzielnicy" Antałówki (wschodnia część Zakopanego, stosunkowo blisko Kuźnic. Sypiący drobny śnieżek w towarzystwie bardzo dużej pokrywy (jak na niziny praktycznie nieosiągalnej) tworzył niebywałą atmosferę. Jednak coś dopiero niesamowitego odczułem, gdy - już pod koniec "wędrówki" usłyszałem śpiew ptaków. Połączenie tego wszystkiego, było cudne, niczym 14.06 nad ranem w czasie pięknej nawałnicy, gdy również tuż przed uderzeniem nawalnego deszczu i w akompaniamencie licznych błysków i grzmotów, można było usłyszeć rozbudzone skrzydlate zwierzaki.
Po śniadaniu i chwilowym odpoczynku, już grupą udaliśmy się w kierunku Gubałówki, na której jeszcze nigdy nie byłem (w samym Zakopanem już się parę razy zdarzyło, ale też nigdy nie miałem czasu go tak dokładnie zwiedzić). Najpierw podróż w kierunku Krupówek, potem pod stacje linową na Gubałówkę, skąd już bodajże niebieskim szlakiem zaczęliśmy wchodzić na szczyt. Dotychczas w pełni zachmurzone niebo śnieżnym nimbostratusem, zaczęło się przedzierać, a tuż pod granią zaczęło się na dobre wypogadzać.
Przyznam, że nie miałem pojęcia jak wygląda Gubałówka, miałem bardzo różne wyobrażenia co do tego miejsca. Gdy dotarliśmy na grań się trochę zawiodłem. Wyobrażałem sobie pełen życia szczyt (eh, piękne to były czasy, gdy się chciało jeszcze być wśród ludzi, zamiast się ich obawiać i każdego traktować, jako potencjalne zagrożenie), a tu tylko lekko odśnieżona ścieżka... Chwilę potem się okazało, że po prostu wchodziliśmy mało uczęszczanym szlakiem I po dojściu na faktyczny szczyt, okazało się, że jest tam po prostu deptak, z tysiącem budek różnego rodzaju i kilkoma tysiącami ludzi
Po zjedzeniu szarlotki i wypiciu grzańca jednym z barów, ponownie wyszliśmy na dwór, a tu nagle zrobiło się... niemalże błękitnie. Drobne chmurki było jeszcze widać, ale niesamowite jak się szybko pogoda zmieniła. Ruszyliśmy dalej w kierunku Butorowego Wierchu, po czym zaczęliśmy schodzić. Okazało się, że nieco zboczyliśmy ze szlaku i czekała nas podróż przez zaspy. Co więcej zeszliśmy bardzo daleko od centrum Zakopnego, w okolicy Krzeptówek, więc czekała nas dość długa podróż już po mieście. Gdy zeszliśmy na dół było już całkowicie bezchmurnie, a temperatura, która w pełni dnia wyniosła około 0 stopni, zaczęła błyskawicznie lecieć w dół. Po dotarciu do Krupówek, poszliśmy na jedzenie, po czym już wróciliśmy w kierunku kwatery.
Wieczorem, dość późnym niestety, postanowiliśmy się udać, do podobno miejsca wieczornego życia w Zakopanem, czyli okolicy Wielkiej Krokwii. Za oknem bezchmurnie, bezwietrznie, ale suche powietrze i do tego niemal -10 stopni. Od razu mi się jednak zrobiło gorącej, gdy przypomniał dzień, w którym w tym miejscu byłem poprzednio... Ci, którzy czytali uważnie moje relacje, wiedzą dobrze o który dzień chodzi Jednak w rzeczywistości było zimno, i to bardzo. I tym bardziej bardzo niemiło znieśliśmy wiadomość, że w tej okolicy życie kończy się o... godzinie 21:00. Wszystko było niestety pozamykane, tylko jeden bar/pub, swoją drogą z super atmosferą (na pewno chce się tak kiedyś wybrać) był jeszcze czynny, ale już go zamykali... Także jakby ktoś z was, kiedyś koło 22:00 chciał iść na piwo czy grzańca do któregoś z baru przy Wielkiej Krokwi - uprzedzam, nic z tego... Nie pozostało nam nic innego, jak wrócić do kwatery...
Następnego ranka miałem mało czasu, bowiem jedyny pociąg jaki udało mi się znaleźć za ludzką cenę, odjeżdzał koło godziny 10:30. Rano, gdy się obudziłem, ujrzałem z okna bajeczny widok, niczym w Dolomitach - słońce, błękitne niebo i wszystko sowicie oblepione śniegiem. Wiedziałem jednak, że po szybkim śniadaniu muszę już pędzić na dworzec i zazdrościłem tym, którym było dane zostać jeszcze jeden dzień.... Gdy wsiadłem do pociągu zdawałem sobie sprawę, że niedługo tej raj za oknem się skończy...
Jednak widoki z pociągu były cudowne, niemal do stacji w Suchej Beskidzkiej, dzięki czemu powstało jeszcze wiele pięknych fotografii. W tamtej okolicy nagle zniknął śnieg... błękit jednak pozostał, który gdzieś w okolicy Krakowa zaczął lekko ciemnieć, koło Włoszczowy już czerwienieć, a jeszcze przed Opocznem zmienił się w mroczną, rozgwieżdżoną, księżycową noc. Biało zrobiło się znowu, ale z zupełnie innego powodu - bezchmurne niebo przyniosło szybki mróz, a wraz z nim szron.
Byłem niemal pewien, że tej nocy temperatura pierwszy raz w czasie istnienia mojej stacji (mam ją od ostatnich Świąt)spadnie wyraźnie, do około -8 stopni, a już na pewno pobije jej dotychczasowy rekord (6.01.2020, -4.9). Jednak tej zimy coś takiego było, co te spadki hamowało, nawet jak wieczorem szybko leciało, to potem stawało i ostatecznie wartość z 6.01 została... wyrównana, a na kolejną mroźniejszą noc i przy okazji wspomniane -8 (dokładniej -8.4) trzeba było czekać do 15go... marca
Poniżej podaję link do zdjęć. Stwierdziłem, że tak będzie wygodniej i mi - nie muszę tracić czasu na wstawianie pojedynczo zdjęć do albumu forumowego, ale także wam- zauważyłem, że przy dużej ilości wstawianych fotografii, wątek bardzo wolno się wczytuje, a czasem z telefonu nawet zawiesza... Niestety link jest w trakcie tworzenia i trochę to potrwa, także proszę was o cierpliwość.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12293 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 26 Marzec 2020, 21:00
Ale przygoda Pięknie opisane, podobnie jak pobyt pod koniec czerwca. Wszystko można sobie pięknie wyobrazić i namalować, szczególnie tę piękną zimę, która 7-8 lutego była u mnie już w odwrocie. Aż naszła mnie ochota żeby rzucić wszystko i pojechać w Tatry - choć teraz nie pojadę nawet na rynek w Starym Sączu 😂 Takie spontaniczne podróże często okazują się najlepsze - trochę to znam, choć w lżejszym wydaniu, jeszcze nie zdarzyła mi się tak spontaniczna samotna podróż pociągiem Zdarzyło mi się natomiast spanie na podłodze i wspominam to jako naprawdę fajne doświadczenie Podróż jest przygodą i fajnie jest umieć z tego korzystać Czekam na zdjęcia, myślę że będą zachwycać.
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 26 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36349 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 26 Marzec 2020, 21:38
Zastanawiam się aż, jak musiała tam wyglądać poprzednia zima, która przecież była znacznie bardziej snieżna (na Podhalu sezon 2018/19 ma rekord sumy pokryw dobowych). Z drugiej jednak strony, okres 6-9.02 był chyba najbardziej ośnieżonym w tamtym regionie, przez resztę Zimy Trzydziestolecia było znacznie mniej śniegu
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12293 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 26 Marzec 2020, 22:46
Właśnie to jest trochę złudne. Od jesieni 2014 stacja w NS nie raportuje średniego zachmurzenia, burz i czasu trwania opadów, a pokrywę śnieżną bardzo wypacza. Prawie w ogóle nie pokazuje teraz prawdy w tym aspekcie. W styczniu 2019 stanowczo zaniżyła grubość śniegu, a kilka razy pokazała pokrywę której nie było, więc nie ma co się tym sugerować. 4 lutego pokrywa była wszędzie w mieście, a 14 maja faktycznie w centrum było tylko przybielone, ale na betonach zawsze gorzej widać śnieg. Mieszkam trochę wyżej, ale to nie jest duża różnica, to kwestia stacji, która nie umie w raportowanie śniegu
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 26 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36349 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 27 Marzec 2020, 00:07
Ja dzisiaj dając oceny miesięcy styczeń-marzec przeglądałem stare dane i zorientowałem się, że generalnie Okęcie przynosiło często wyższą pokrywę od Legionowa. Ale tutaj bardziej ufam Okęciu (wyjątkowo xd), bo to stacja synoptyczna z obserwatorem
PS Widziałeś moją tabelkę właśnie? Tu już bardziej uporządkowane oceny:
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 26 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36349 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 3 Kwiecień 2020, 21:07
Ostatnio obejrzałem zdjęcia ze stycznia i lutego 2010 i przyznam, że też było srogo wtedy, nawet nie pamiętałem że aż tak. Ale za całego mojego życia tylko raz było tak na mojej nizinie. W Zakopanem taki epizod się trafi jednak każdej zimy, może poza 2013/14.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12293 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 4 Kwiecień 2020, 08:30
Wspaniałe zdjęcia, ta zima wygląda naprawdę pięknie To prawda że śnieg potrafi być naprawdę spektakularny i dodawać całemu światu magii. Też nieraz mi go brakowało, choć prawie zawsze mam go więcej i dłużej niż Ty. Każdy etap podróży wygląda uroczo, a szczególnie wyjątkowy wydaje się moment, gdy na Gubałówce objawiło się słońce, a krajobrazy poddały sobie ten kontrast bieli i błękitu tak, że sceneria wygląda jak w bajce. Piękna podróż i na pewno także wspomnienia, aż rozmarzyłem się na myśl o takiej zimie
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum