Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy. Polityka CookiesDowiedz się więcejCyberbezpieczeństwoOK
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 22 Sierpień 2022, 16:28 Zmiany stopnia tolerancji różnych czynników pogodowych
Zapraszam do wątku, który będzie dotyczyć rzeczy dość podobnych jak te, o których dyskutowaliśmy w temacie o ewolucji pogodowych upodobań. Tutaj jednak skupmy się na zmianach poglądów dotyczących konkretnych czynników, które nieraz modyfikowane są konkretnymi doświadczeniami i przyjmują inną postać każdego roku - np. w roku X byłem fanem wysokiego usłonecznienia, w kolejnym roku pokochałem deszcz, ale w połączeniu z burzami, a w kolejnym doceniłem wysokie sumy pochodzące z wielkoskalowych opadów.
Na przykład wezmę swoją tolerancję i postrzeganie upałów. Może od tego zacznę.
2010 - w tym roku bardzo lubiłem taką temperaturę. W czerwcu mocne przekroczenia 30 stopni przy bezchmurnym niebie traktowałem jako wybawienie od zagrożenia powodziowego i chronicznego zachmurzenia, które nie tylko w maju, ale także w czerwcu towarzyszyło żywiołom tak mocno uderzającym wtedy w mój region. W lipcu pamiętam, jak zmęczyło mnie 28 stopni 2 lipca (byłem zdziwiony, kiedy po latach odkryłem, że tego dnia nie było "30-tki", ale później, podczas wakacji nad morzem, kiedy przez dwa dni z rzędu średnia dobowa w niedalekim Kołobrzegu przekraczała 28 stopni, byłem wręcz dumny z tego, że trafiłem na tak egzotyczną temperaturę i wspaniały sezon urlopowy nad Bałtykiem, czym nawet nieco się przechwalałem Sierpniowe upały też zapamiętałem dobrze, stąd ta pogoda pozostawiła po sobie pozytywne wspomnienia.
2011 - ten rok również sprzyjał mojemu postrzeganiu upałów, jednak był zarazem tym rokiem w historii mojej pasji, w którym na taką temperaturę musiałem czekać najdłużej. W lipcu byłem nasycony zimnem - sporą część tego gorącego okresu spędziłem w górach, gdzie siłą rzeczy jest chłodniej. Później sierpień też nie od razu był upalny, więc czekałem na zmianę pogody z małym zniecierpliwieniem, a sam sierpień wydawał mi się normalnym miesiącem po lipcowej patologii i nie miałem poczucia jego plusowej anomalii aż do końca, kiedy skwar uderzył z całą mocą. Wtedy zniosłem to jednak bardzo dobrze i nie wydawało mi się, aby temperatury były aż tak wysokie - także z powodu przechodzących burz.
2012 - w tym roku byłem bardzo upałolubny, chyba najbardziej kiedykolwiek. Choć skrajnie gorąca I dekada lipca 2012 parę razy trochę zmęczyła, od początku, od słynnej majówki, byłem fanem gorąca. Pod koniec czerwca byłem wręcz podekscytowany zapowiedziami wielkich upałów i fantazjowałem na temat 38-39-stopniowego ciepła, które przewijało się w prognozach. Ochoczo spoglądałem też na prognozy dla Toskanii, gdzie spędziłem dwa tygodnie od 11 lipca. Ze względu na powtarzalność upalnych dni w miesiącach od kwietnia do (prawie) września, rok 2012 wydawał mi się wtedy legendą jeśli chodzi o temperaturę w porze ciepłej, czymś niemal tak niezwykłym, jak później 2018.
2013 - podczas długiej zimy chętnie wracałem wspomnieniami do poprzedniego lata, które zapisało się w mojej pamięci jako długie i bardzo gorące. A kiedy zrobiło się gorąco... to zupełnie wbrew oczekiwaniom - znosiłem to tak sobie. Już kwietniowe 27 stopni było dla mnie ciężkie do przyjęcia, a i przy 23 czułem się nienajlepiej. W czerwcu już 9-10 czerwca odczuwałem warunki na zewnątrz jako duże gorąco, późniejszy upał dał mocno w kość, a w połączeniu z długimi okresami mokrej i pochmurnej pogody, narzekałem na niewielką ilość dni z czymś pośrodku. Najlepiej wspominam ciepłe i bezchmurne wieczory połączone z podziwianiem gwiazd. Końcówka lipca i I dekada sierpnia były dla mnie dość koszmarne i mało produktywne, nawet do ogrodu wychodziłem wtedy rzadko. Zupełnie inaczej niż rok wcześniej, nie polubiłem się z upałami i żegnałem je bez żalu.
2014 - tego roku traktowałem upały dość neutralnie. Majowe zbliżenia do 30 stopni cieszyły, za to później, w wakacje było już bez entuzjazmu, ale i bez obaw. Trudno było mi to ocenić, bowiem "ognistej" pogody nie było prawie w ogóle - powszechne były burze, które przynosiły ochłodę, deszcz i zbijały temperaturę w środku.
2015 - po braku negatywnych doświadczeń z roku poprzedniego, najbardziej upalny rok w historii przeżyłem wyjątkowo dobrze. Nieraz ogromny skwar spędzałem aktywnie, na rowerze czy na spacerach. Wolałem iść na zewnątrz i gdzieś się przejechać niż siedzieć w nagrzanym do czerwoności domu, a samą wysoką temperaturę połączoną z pogodnym niebem, przyjmowałem pozytywnie (oprócz ekstremalnie upalnego 6 lipca, kiedy byłem niewyspany po nocy pod gwiazdami spędzonej tak dla uczczenia rozpoczynających się wakacji). Także sierpniową falę upałów witałem bez obaw, choć niepokoiła susza. Żal mi zdjęć z tego okresu, ale wciąż pamiętam spacery pokrytymi piaskiem dróżkami nad wysychającymi rzekami, mając obok wysychająca trawępól i łąk, a nad sobą prażące Słońce. Miałem poczucie, że trwa coś w rodzaju Lata Stulecia. Nawet w czerwcu 2019 nie czułem tego tak mocno. W 2015 nie siedziałem jeszcze w danych pomiarowych, średnich i sumach miesięcznych itd, a wyraźnie czułem, że dzieje się historia. Mimo wszystko cieszyłem się z ochłodzenia w II połowie sierpnia, ale nie trwało ono zbyt długo. Kiedy na sam koniec wakacji ponownie uderzyły upały, przekroczona została cienka linia mojej tolerancji i mój organizm powiedział - dość. Choć jeszcze kilka dni wcześniej nie przejmując się upałem, ochoczo planowałem wykorzystanie ostatnich wolnych dni, 28 sierpnia poczułem jak miarka się przebrała. Skrajnie upalne, wypełnione ponad 35-stopniowym ciepłem (jakiego nie było wcześniej) 30, 31 sierpnia oraz 1 września, spędziłem prawie bez wychodzenia z domu, przy zasłoniętych oknach.
2016 - o ten rok byłem dziwnie spokojny. Po niesłychanie gorącym lecie 2015, miałem dość nieracjonalne przeczucie, że powtórki nie będzie, to skrajnie mało prawdopodobne. I w ogóle długo nie zdarzy się coś takiego - w sumie to tak gorącego duetu jak lipiec-sierpień 2015 rzeczywiście nie było (nawet gdyby połączyć czerwiec i sierpień 2019, chociaż to lato 2019 jest najcieplejsze ). Początkowo gorące dni w maju znosiłem bardzo dobrze, jednak później, czerwcową falę gorąca już średnio - o dziwo 24 czerwca przy ponad 33 stopniach nie miałem jednak problemów. W wakacje upał pojawiał się rzadko, gdyż było to najchłodniejsze połączenie lipca i sierpnia od 2005 roku. Ale kiedy się zdarzał, to przyjmowałem go bez entuzjazmu. Tylko pod koniec sierpnia odebrałem taką temperaturę naprawdę dobrze.
2017 - w tym roku wszystko wskazywało na to, że ponownie bardziej polubię się z upałami. Nie miałem żadnego urazu, a po długim chłodnym okresie wiosną wręcz miałem ochotę na trochę więcej Globcia. W czerwcu kilka razy zrobiło się gorąco, jednak za każdym razem odbierałem to wyjątkowo pozytywnie, a sam czerwiec 2017 bez wątpliwości uznałem za swój ulubiony. Podobnie w burzowym, dość umiarkowanym lipcu, nieliczne upalne dni cieszyły się moim zrozumieniem, choć w końcówce wolałem, aby pogoda trochę się powstrzymała i umożliwiła zachowanie ujemnej anomalii lipca - już wtedy byłem świadomym użytkownikiem Meteomodelu Na przełomie lipca i sierpnia niestety wiele się zmieniło. Pod wpływem strasznych prognoz zacząłem trochę uuglobciować, a do tego serio obawiać się o to, jak zniosę tydzień ze zbliżeniami temperatury do 40 stopni. Ostatecznie nie było tak źle, ale jednak sierpniową falę upałów zniosłem już trochę gorzej. Nie byłem już tak aktywny jak w czerwcu i lipcu - temperatury nieco mnie wyhamowały.
2018 - ten rok to paradoks, ponieważ upały znosiłem w nim całkiem nieźle. Bez entuzjazmu, ale też bez bólu. Czasami dla uspokojenia samego siebie i powstrzymania w sobie żądzy uuglobciowania (które i tak się zdarzało) próbowałem sobie tłumaczyć, że wcale nie jest tak gorąco, że III dekada czerwca nieletnia, że lipiec mokry, że w sierpniu bywało gorzej itd. Negatywny wpływ na mnie wywierali Dorka i Editor - jak tak naczytałem się o tym, jak jest tragicznie, to sam zaczynałem tak to odczuwać. Taka trochę psychologia tłumu, dobrze że Kmroz mnie Piotrowa i podsuwał swoje prognozy, które najczęściej były bardziej korzystne od tych rozchwytywanych na blogach Trochę gorzej znosiłem 31 maja i początek czerwca, za to naprawdę dobrze niektóre dni w sierpniu.
2019 - niestety to był rok mojej największej upałofobii. Praktycznie wszystkie gorące dni znosiłem źle, i to mimo że po zimnym maju trochę miałem na nie ochotę. Zaczęło się od tego, że po słynnym roku 2018 miałem ochotę na więcej umiarkowania. Uuglobciowanie przyszło zatem wcześnie, a to tylko pogłębiło negatywne emocje. Fala upałów w dniach 10-16 czerwca 2019 jest najgorszą odczuwalnie falą upałów w moim dotychczasowym życiu. Później fatalnie czułem się 25 i 26 czerwca, a w III dekadzie lipca w ogóle nie czułem tych krótkotrwałych ochłodzeń, lecz przy każdym wzroście temperatury czułem dyskomfort. Sierpień od początku wydawał mi się uciążliwie gorący, a jego końcówka już trochę dobijała. O dziwo, 1 września odebrałem trochę lepiej - pewnie przez świadomość tego, że to koniec.
2020 - po traumie wywołanej upałami roku poprzedniego, słabo czułem się podczas pierwszego takiego dnia 13 czerwca. Do tego doszły wspomnienia sprzed roku. Później jednak wszystko zmieniło się na lepsze. Upały znosiłem naprawdę dobrze, a one same były w moich odczuciach łagodne. Zabrakło fali upałów, bo 30-tki występowały pojedynczo albo najwyżej parami. Poza 30 sierpnia nie było też problemów z nadmiernie ciepłymi nocami. W gorącym sierpniu tylko środki tych bordowych dni sprawiały, że wolałem zająć się czymś niemęczącym, a wyjście odłożyć na nieco później. Generalnie jednak byłem potem zdziwiony zajęciem przez ten miesiąc trzeciego miejsca. Nie wydawał mi się tak upalny.
2021 - po raczej dobrych doświadczeniach poprzedniego roku nie było we mnie negatywnego nastawienia do upałów. To krótkotrwałe ocieplenie w maju wydawało mi się czymś wręcz wymarzonym, a znaczna część czerwca martwiła tylko tym, że piękna pogoda utrudniała skupienie na nauce i trochę drażniła (28 czerwca to wręcz wstąpił we mnie stary Jacob i w myślach powiedziałem sobie parę nieprzyjemnych słów na temat Słońca xd). Fale upałów początkowo znosiłem nieźle, ale od czasu gorącego wieczora 19 czerwca (Jorguś pewnie pamięta, pisaliśmy wtedy sobie na shoutboxie) wszystko na jakiś czas się zmieniło. 20 czerwca znosiłem fatalnie, 21 czerwca po zdanym egzaminie znowu dobrze, a wręcz z przyjemnością, zaś 22 i 23 czerwca znowu źle. Tego ostatniego dnia irytowała mnie ta wilgotność, przez którą chodziłem z pokoju do pokoju szukając jak najchłodniejszego miejsca. Do tego martwiłem się tym, że sezon burzowy nie istnieje Śmiesznie, co W lipcu i sierpniu upały znosiłem bardzo dobrze i poza tym krótkim epizodem uuglobciowania 11 lipca, co wyszło z winy nieumiejętnego prognozowania temperatur w okresie tak dynamicznej pogody, naprawdę mi to nie przeszkadzało. W 2021 roku polubiłem tę parną i burzową odsłonę upałów, bowiem na wyładowania, ulewy i grzmoty można było liczyć
2022 - i tutaj niestety znowu mamy upałofobię pomimo dobrych doświadczeń z poprzedniego roku. Duża w tym zasługa czerwca. Wnerwia mnie to, że na okres mojego studiowania, który obejmuje zaledwie około 5% całej historii pomiarów, przypadły aż trzy spośród czterech najgorętszych czerwców. Liczyłem na przełamanie, a kiedy w tym roku po zmianie miesiąca znowu zaczęło bordzić, czułem duże roz-oczarowanie. Byłem już zmęczony, bo tegoroczna sesja zaczęła się dla mnie w gruncie rzeczy już w lutym i pomimo zdania dwóch egzaminów w maju, potem nie było łatwiej. Do tego nie wszystko inne poszło mi wtedy tak, jak na to liczyłem, ale nie wnikam, w każdym razie humor nie zawsze dopisywał. Na etapie 20-21 czerwca moja bateria już się rozładowywała i ostatnia dekada z wielkim upałem i rozpoczynaniem nowej pracy, którą będę wkrótce żegnać raczej bez żalu, upłynęła mi dość nieprzyjemnie, także z racji wewnętrznej potrzeby uuglobciowania. W lipcu falę upałów po 19-tym znosiłem z kolei nieźle z powodu dość rozsądnych nocy, ale w sierpniu to znowu się zmieniło i gorąco już mnie męczy, tęsknię za umiarkowanym ciepełkiem.
Najbardziej pozytywnie odbierałem zatem upały generalnie w młodszym wieku, ale też nie bez wyjątków. A jak było w Waszych przypadkach Zachęcam też do dzielenia się innymi doświadczeniami, nie tylko tymi letnimi
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Aktualna pora roku: wielki test dla naszego klimatu
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 235 razy Dołączył: 21 Maj 2019 Posty: 25163 Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 22 Sierpień 2022, 16:45
2010 - Zimy nienawidziłem, bardzo lubiłem wiosnę, jakoś specjalnie nie jarały mnie upały, jesień to dla mnie synonim brzydoty i marazmu był.
2011 - Zima jak wyżej, wiosna dalej się trzymała, lato tak samo, urosła nieco jesień
2012 - Zima jak wyżej, wiosna utrzymywała się, lato tak samo, jesień jak przed rokiem
2013 - Zima jak wyżej, wiosna dalej lubiana, mocno urosło lato (wtedy stało się moją ulubioną porą roku, wcześniej była to raczej wiosna, szczególnie w 2010), jesień bez zmian.
2014 - Zimy dalej nie lubiłem, wiosna bez zmian, mocny przyrost lata, przyrost jesieni
2015 - Zima dalej znienawidzona, ale już mniej, wiosna podupadła, lato bardzo lubiane, jesień bez zmian
2016 - Zima nielubiana, wiosna na nowo nieco urosła, lato wysoko, jesień bez zmian
2017 - Zima nielubiana, wiosna bez zmian, lato stabilne, ale zacząłem zwracać uwagę na burki , jesieni wtedy nie lubiłem
2018 - Zima nielubiana, wiosna urosła, lato bez zmian, jesień urosła, zacząłem dostrzegać jej "żywość" i potencjał
2019 - Zima nielubiana, wiosna jak przed rokiem, lato jak przed rokiem, to samo jesień
2020 - Zima nielubiana, ale w tym sezonie najmniej mnie dobijała xd, wiosna urosła za sprawą magnolii, lato za sprawą lilii, jesień też urosła
2021 - Zima mocno ponownie znienawidzona, wiosna niewielki spadek, potężny przyrost lata, jesień bez zmian
2022 - Zima nieco rozgrzeszona, wiosna spadła, lato urosło
_________________ Aktualna pora roku: Wczesna zima
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 27 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36420 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 22 Sierpień 2022, 18:14
2014 - Tego roku bardzo źle znosiłem wszelkie upały, a nawet gorąco. Nigdy nie zapomnę 19.05, kiedy byłem w długich spodniach (przyzwyczajony do jeszcze srajowatych standardów) i przez nieuwagę zajechałem jedną stację WKD dalej wracając ze szkoły - do Reguł. To jak bardzo się zgrzałem wtedy, wracając z buta te 3-4 km, pamiętam do dzisiaj i powiem, że w wielkim szoku byłem, jak kilka miesięcy później odkryłem ogimet i zobaczyłem, że tego dnia były tylko... 23 stopnie. Potem wszystkie upały, chociażby drobne działały na mnie jak płachta na byka, ta fala gorąca z czerwca była dla mnie bardzo ciężka, a ta śmierć dziewczynki ugotowanej żywcem w aucie tylko bardziej mnie nakręciła. W lipcu byłem już tak zmęczony tymi ciągami, że bardzo zacząłem śledzić prognozy i portale - i to było pokłosie powrotu mojej pasji, która po 2011 roku na 3 lata mocno osłabła... Sierpień za to był dla mnie jak marzenie, szczerze to już od 5.08 czułem, że jest w pełni git
2015 - Tutaj sytuacja była bardzo podobna, bardzo źle podchodziłem do upałów, bardzo mnie irytowały, chociaż w czerwcu i lipcu trochę mnie jarały do... statystyk. Pamiętam, że już wtedy byłem strasznym fanem antyzłośliwości i antyzdradliwości - nawet nie wiecie jak mnie jarało to bezobjawowe duże ochłodzenie między 3 a 4 czerwca. Ale do końca lipca było jako tako, dopiero cierpień mnie serio dobił, po prostu nie mogłem tego stolerować co się działo
2016 - W tym roku już nieco bardziej do tego neutralnie podchodziłem, tutaj już na pierwszym planie była dla mnie antyzłośliwość i antyzdradliwość (wtedy nawet to drugie bardziej, tj lubiłem jak się ochładzało bezobjawowo i ze słońcem, a ocieplało z chmurami i burzami). 2016 pod tym względem się w miarę udał. Co do temperatur, to upałów z czerwca na żywo nie przeżyłem, a pierwsza połowa była bardzo chłodna w moich odczuciach, co jednak mnie bardzo jarało. W sierpniu w sumie też upałów na żywo nie przeżyłem, za to ten epizod z 5.08 już tak i pamiętam jak jarało mnie, że dzień przed nim padało xd Podobnie w lipcu bardzo mnie podniecał ten pochmurny, parny upał. Co do września, to pamiętam, że mnie to już strasznie irytowało i bardzo jarało, jak zaczęło się ochładzać w wersji suchej i jeszcze słonecznej.
2017 - Tutaj trochę pod wpływem TP i denializmu wypatrywałem upałów jak głupi, w dużej mierze pragnałem ich w wersji suchej i bezburzowej, chociaz no też tak nie do końca, taki 10.08 mnie np bardzo jarał. Ale ogólnie byłem strasznie podirytowany jak te upały gasły w prognozach, było mi bardzo przykro.
2018 - To już rok nowej ery, ery pełnowartościowej pasji, w której meteo było stałym elementem życia, a nie tylko dodatkiem. O ile kwiecień i maj mnie mega jarały, to od początku czerwca byłem bardzo negatywnie nastawiony do upałów, chociaż znosiłem je mega dobrze, o dziwo. Kiedy nieraz pisałem, że nie jest tak mi źle, to pisałem na serio, nie po to by uspokajać Dorkę.
2019 - W tamtym roku jeśli chodzi o czerwiec, to bardzo źle zniosłem cały okres 4-13.06, dopiero ta burza 13/14.06 mnie trochę uspokoiła. Ale resztę czerwca poza 25-26.06 i 30.06 znosiłem już mega dobrze i jak pamiętacie od początku ją chwaliłem. Co do lipca, to pamiętam tylko, że 25.07 mi mega dopiekło, a z sierpnia nie licząć końcówki to jeszcze 11.08 bardzo źle wspominam.
2020 - W zasadzie też bardzo negatywne podejście do upałów, zwłaszcza, że akurat upały jako takie były wtedy raczej totalnie suche, wiglotne i burzowe było najwyżej gorąco. W sierpniu dramatyzowałem, nierzadko trochę przesadnie, chociaż głównie w okresie 6-10.08, potem to wręcz zaklinałem, że nie jest tak źle xd
2021 - Tutaj nastąpił duży przełom. Trochę wskutek tego, że tego po prostu chciałem, a trochę wskutek pewnej przysięgi z wieczoru 1.05, bardzo dobrze znosiłem każdy upał. W czerwcu i lipcu zwłaszcza, bo po prostu wpisywały się w moje projekcje tych miesięcy, jedynie dodam, że w dniach 18-21.06 bardzo mi burz brakowało i czekałem już mega niecierpliwie. Ale w lipcu to wiecie jak ze mną było
2022 - Jak mówić o upałach, to znosiłem je mega dobrze, ale irytowała mnie ich w dużej mierze suchość. Paradoksalnie w kość najbardziej mi dały 30.06-1.07, które były burzowe i antyzłośliwe, serio wtedy mi nagrzało solidnie mieszkanie. Od połowy sierpnia zmieniłem swoje podejście i bardzo ciężko już to wszystko znoszę, tkwimy w moim regionie w takiej totalnej matni, jest totalnie duszno bez sielskości, a i tak przeważa lampa i nie ma mowy o najmniejszych konwekcjach. Z dodatkowych rzeczy to ostatnio się mega pocę, co mi się w poprzednich latach prawie nie zdarzało.
_________________ Fan wybitnego klimatu lat 1995-2013. Kiedyś to było
Hobby: Meteorologia Pomógł: 182 razy Wiek: 26 Dołączył: 10 Gru 2019 Posty: 7634 Miejsce zamieszkania: Katowice
Wysłany: 22 Sierpień 2022, 18:27
Bardzo ciekawy pomysł na temat Jeśli o mnie chodzi to chyba gdybym miał zabrać się za taki wątek to też bym od roku 2010 zaczął, ten rocznik jakoś tak uważam za taki przełom, zresztą nie tylko w kwestii meteo W której pewne rzeczy zacząłem inaczej postrzegać, bardziej świadomie
A jeśli chodzi o główny wątek to szczerze zawsze jarały mnie upały i nie mam jakiś złych wspomnień, żeby kiedykolwiek znosić je źle Uwielbiałem otaczającą te upalne dni aurę- wołanie mamy do domu koło 10-11, żeby nie wychodzić przez te kilka godzin na słońce i zajadanie się w tym czasie arbuzem przy jakiś powtórkach polsatowskich seriali, wypady z kolegami na lody, wieczorne podlewanie z tatą i dziadkiem, spanie pod poszewką Nie wiem czy kiedykolwiek miałem taki przesyt upałów, chociaż no- jak były to jakieś dłuższe fale to czekałem już na to przewietrzenie spokoju i jakiś dzień-dwa sielskości. I chyba mi się to nie zmieniło, choć mam wrażenie, że z wiekiem jednak znacznie lepiej adaptuję się do chłodu i np znacznie lepiej toleruje takie dni jak choćby to co od sobotniego popołudnia. No i jednak teraz mam większą świadomość jak istotne są regularne opady, tak więc suchy i "klaunowy" łupał z biegiem czasu zaczyna mnie drażnić, ale bardziej tak psychologicznie mnie to drażni
Hobby: Meteorologia Pomógł: 182 razy Wiek: 26 Dołączył: 10 Gru 2019 Posty: 7634 Miejsce zamieszkania: Katowice
Wysłany: 22 Sierpień 2022, 18:32
W 2014 chyba najbardziej byłem najarany na upały jednak przez złość na ten czerwiec i II połowę sierpnia, czerwiec o dziwo mimo znośnego usłonecznienia i tego, że w tamtym momencie ten miesiąc był praktycznie nietknięty globciem to znosiłem dramatycznie źle xd
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 235 razy Dołączył: 21 Maj 2019 Posty: 25163 Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 16 Kwiecień 2024, 12:51
Pora dokończyć
2009 - Zimy nie znosiłem, bardzo lubiłem wiosnę, podobnie jak lato, jesień to już dla mnie taki wstęp do zimy był xd
2010 - Zimy nienawidziłem, bardzo lubiłem wiosnę, jakoś specjalnie nie jarały mnie upały, jesień to dla mnie synonim brzydoty i marazmu był.
2011 - Zima jak wyżej, wiosna dalej się trzymała, lato tak samo, urosła nieco jesień
2012 - Zima jak wyżej, wiosna utrzymywała się, lato tak samo, jesień jak przed rokiem
2013 - Zima jak wyżej, wiosna dalej lubiana, mocno urosło lato (wtedy stało się moją ulubioną porą roku, wcześniej była to raczej wiosna, szczególnie w 2010), jesień bez zmian.
2014 - Zimy dalej nie lubiłem, wiosna bez zmian, mocny przyrost lata, przyrost jesieni
2015 - Zima dalej znienawidzona, ale już mniej, wiosna podupadła, lato bardzo lubiane, jesień bez zmian
2016 - Zima nielubiana, wiosna na nowo nieco urosła, lato wysoko, jesień bez zmian
2017 - Zima nielubiana, wiosna bez zmian, lato stabilne, ale zacząłem zwracać uwagę na burki, jesieni wtedy nie lubiłem
2018 - Zima nielubiana, wiosna urosła, lato bez zmian, jesień urosła, zacząłem dostrzegać jej "żywość" i potencjał
2019 - Zima nielubiana, wiosna jak przed rokiem, lato jak przed rokiem, to samo jesień
2020 - Zima nielubiana, ale w tym sezonie najmniej mnie dobijała xd, wiosna urosła za sprawą magnolii, lato za sprawą lilii, jesień też urosła
2021 - Zima mocno ponownie znienawidzona, wiosna niewielki spadek, potężny przyrost lata, jesień bez zmian
2023 - Zima nadal nielubiana, ale nie jakoś chorobliwie, wiosna lubiana, lato bardzo lubiane, ale mocny spadek zaliczyło przez ekstremalną suszę, jesień zaś przestała mnie jarać.
2024 - Zima nielubiana, ale już nie znienawidzona, wiosna mocno podskoczyła, w zasadzie odzyskałem wiarę w tę porę roku i jeśli do Majówki pojawią się ciepłe prognozy, to ta wiara nie zniknie
_________________ Aktualna pora roku: Wczesna zima
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 235 razy Dołączył: 21 Maj 2019 Posty: 25163 Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 16 Kwiecień 2024, 12:57
A teraz podam lata, w których dane pory roku najbardziej lubiłem.
Wiosna - 2009-12 i ponowna reaktywacja 2020-2024 za sprawą głównie magnolii.
Lato - 2013-2023
Jesień - 2018-2021
Zima - wcale, ale obecnie mniej mnie denerwuje i męczy, na początku lat dziesiątych to serio była katorga xd
_________________ Aktualna pora roku: Wczesna zima
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 16 Kwiecień 2024, 13:11
Ja wiosnę najbardziej lubiłem w latach do 2016 roku. Później nastąpił kryzys i na nowo pokochałem tę porę roku w kwietniu 2023. Lato najbardziej chyba w ostatnich latach, chociaż w sierpniu 2022 miałem kryzys. Wcześniej to 2015-2017. Przy tym sympatia wzrastała najbardziej wtedy, gdy takie lato ujmowało mnie swoją burzowością Jesień i największa sympatia do niej, to lata od 2017 do 2020 i później w 2022 październik i listopad przechodziłem w bardzo dobrym nastroju. A zimy najbardziej polubiłem, gdy zaczął mi doskwierać ich brak/niedobór
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Aktualna pora roku: wielki test dla naszego klimatu
Hobby: Meteorologia Pomógł: 182 razy Wiek: 26 Dołączył: 10 Gru 2019 Posty: 7634 Miejsce zamieszkania: Katowice
Wysłany: 16 Kwiecień 2024, 14:19
Moja ulubiona pora roku zawsze było lato, choć tak w pierwszej połowie poprzedniej dekady niewiele mniejsza sympatią traktowałem wiosnę. Od mniej więcej 2015 roku jej pozycja zaczęła coraz bardziej spadać, do tego stopnia, że w latach 2020-23 bardziej od wiosny cenilem jesień: co jest oczywiście powiązane z fatalnymi poczynaniami wiosny w tych latach. A ku*wy zimy to nie chce znać, całe szczęście że przestałem się już łudzić- to pozwala mi się cieszyć z tych ograniczonych krótkich momentów a całą resztę jakoś puszczać mimo uszu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum