Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy. Polityka CookiesDowiedz się więcejCyberbezpieczeństwoOK
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12293 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 24 Marzec 2024, 23:17 Wycieczka rowerowa w Beskid Niski - 7 września 2023 r.
Po wielu miesiącach chłodu wymiennego z ciepłem w formie i czasie, gdy większość z nas wcale by go nie oczekiwała, u progu kolejnej pory ciepłej, chciałbym wrócić jeszcze na chwilę do poprzedniego lata i wczesnej jesieni, która tym razem przyniosła nam szczególnie zdumiewające rozwiązania pogodowe. Mając w pamięci szczególnie miesiąc, który wyjątkowo wyraźnie zapisał się w annałach jako rekordowo ciepły wrzesień, chciałbym przypomnieć jeden z dni szczególnie dla mnie istotnych. Przy okazji - podzielić się wrażeniami z kolejnej dużej rowerowej wycieczki, jaką w ubiegłym roku miałem przyjemność odbyć.
Tym razem moim kierunkiem były tereny położone daleko na wschód od Nowego Sącza. Kryjące w sobie dużo nieodkrytych perełek historycznych i architektonicznych, obfitujące w piękne krajobrazy, a także słabo zaludnione tereny Beskidu Niskiego były mi dotąd słabo znane. W 2022 roku jedynie zahaczyłem o ten obszar dostając się na leżące stosunkowo blisko Jaworze: https://www.lukedirt.com.pl/viewtopic.php?t=5571 jednak to, co stanowi kwintesencję Beskidu i w najpełniejszy sposób pozwala poznać jego naturę, do niedawna znajdowało się poza zasięgiem moich wypraw, a nawet wiedzy. Aby jąuzupełnić, nie wystarczyło samo zetknięcie z tą krainą. Jej pełne poznanie wymagało przeniknięcia do głębi.
Po tradycyjnie pełnym tremy dniu poprzedzającym, kiedy czyściłem rower po tym, jak po sierpniowych ulewach zachciało mi się pojeździć poza utwardzonym gruntem nad rzekami, rankiem w czwartek 7 września wszelka niepewność ustąpiła miejsca gotowości do poznawania nowych obszarów. Chwilę po 9:00 wyjechałem spod swojego domu i po przedostaniu się na drugą stronę Kamienicy, skierowałem się na wschód. Temperatura wynosiła 17 stopni, a ja miałem jeszcze na sobie bardzo lekką bluzę chroniącą przed uczuciem chłodu. Nie posłużyła mi długo, gdyż wraz z pojawieniem się pierwszych terenowych wyzwań po minięciu granicy Nowego Sącza, niepotrzebna mogła trafić do plecaka.
A były to trudności specyficzne, bowiem niedostrzegalne. Choć droga mogła wydawać się z pozoru równa, to subtelne nachylenie terenu nieco deprymowało, gdyż spowalniało tempo i jak zwykle wywoływało obawy, czy nie nadwyrężę zbytnio swoich sił już na początkowym etapie. Mimo to, jazda postępowała sprawnie i już po godzinie dotarłem do pierwszych ciekawszych miejsc stanowiących świadectwo wielokulturowej spuścizny mieszkańców tego regionu. W Boguszy tużprzy drodze mieści się piękna cerkiew:
Nieopodal znalazłem się u podnóży Jaworza, tam gdzie w poprzednim sezonie wracałem ze szlaku. Teraz udawałem się coraz dalej. Teren początkowo nie sprzyjał, jednak w Binczarowej znalazłem się na wierzchołku wzniesienia, po czym czekał mnie dość długi zjazd, na którym mogłem bezpiecznie rozwinąć większą prędkość i zrobić pod względem odległości większy postęp niżdo tej pory mi się udawało. Ruch na drodze zmniejszał się z każdym kilometrem, a ja podążając zacienioną drogą, zbliżałem się do miejscowości Florynka, gdzie znajduje się skrzyżowanie kilku dróg. Muszę przyznać, że stałem się ofiarą własnych wyobrażeń. Wcześniej wiedziałem o tych miejscach niewiele i odnosiłem wrażenie, że Florynka i okolice to już skraj cywilizacji. Zdziwiłem się, gdy spostrzegłem jak miejscowość wygląda naprawdę. Tu jest tak jakby luksusowo. W otoczeniu dużych domów z pięknymi ogrodami przesuwałem się na mapie coraz dalej i tak oto po raz pierwszy swoim rowerem dotarłem do graniczącego z powiatem otaczającym mojąbazę, powiatu gorlickiego.
Jest to przedostatnia granicząca w ten sposób większa jednostka podziału administracyjnego, którą odwiedziłem na rowerze. Byłem już w powiecie limanowskim, tarnowskim, nowotarskim i na Słowacji. Podczas tej wyprawy dołączył gorlicki. Pozostaje jeszcze powiat brzeski, ale w tamte strony zupełnie mnie nie ciągnie z uwagi na niski poziom bezpieczeństwa drogi. Jazdy rowerem po okrytej złą sławą DK75 sobie prawie nie wyobrażam, a inaczej byłoby ciężko dojechać do którejś z lokalizacji z rejestracją KBR. Inaczej gdyby powstała zasłużona droga ekspresowa „Sądeczanka”, ale widząc jak samorządy i władza centralna traktują ten temat, poważnie uważam, że prędzej z Centralnego Portu Komunikacyjnego wystartują samoloty do Australii niż mieszkańcy mojego regionu uzyskają drogę na standard XXI wieku. Zresztą nawet pomijając te kwestie, nie ma tam takich rzeczy, na których odwiedzeniu na dwóch kółkach bardzo by mi zależało. Prędzej dotrę do powiatu tatrzańskiego niż myślenickiego niż tam.
Powiat gorlicki powitał mnie natomiast coraz bardziej kojarzącą się z Beskidem Niskim architekturą i piękną przyrodą. Brunary to przede wszystkim zabytkowa cerkiew:
Lecz także zabudowania sprawiające wrażenie takie, jakby czas się zatrzymał:
Miejscowość ma również sporo nowych mieszkańców zasiedlających imponujące domy, jednak droga którą jechałem, była prawie pusta. Rzadko ktokolwiek mnie mijał, toteż łatwo było zatrzymywać się i fotografować piękne beskidzkie pejzaże.
Trasa wiodła następnie przez Śnietnicę i Stawiszę. Tam obcowałem już z niemal namacalnąpustką, wolnością. Błękit nieba, wszechobecna zieleń, śpiew ptaków, lekko nachylone pagórki i kojący widok na pobliskie góry tworzyły niepowtarzalny nastrój. Jechałem i myślałem o tym, jak piękne musi być tu nocne niebo przy takiej pogodzie jak ta. Jeszcze kilka godzin wcześniej, jak i za kilkanaście godzin od teraz firmament musi aż skrzyć rozsypanymi wśród czerni gwiazdami.
Sielankowy klimat tworzyły także pobliskie pastwiska, z których ochoczo korzystały pasące się krowy. Na tym etapie wycieczki widziałem ich więcej niż ludzi.
Widoki były wspaniałe nawet wtedy, gdy nieopodal przed Hańczową wjechałem na chwilę w las. Orzeźwiające, aż pachnące powietrze, lekkie nachylenie terenu skutkujące przyjemnym zjazdem oraz wyłaniające się kontury kolejnych wzniesień służyły niezwykłej przyjemności, za którą tak uwielbiam rowerowe wojaże.
Gdzieniegdzie, niczym pomniki przyrody, stały samotne drzewa.
Krótki niezalesiony odcinek między Stawiszą a Hańczową już bez reszty mnie zauroczył. To chyba kwintesencja tego, co tak wyróżnia Beskid Niski pod względem krajobrazowym. Nasłonecznione pagórki, rozległe pola i szerokie przestrzenie stały się czymś, w czym chciało się przebywać, gdzie miałem ochotę całkowicie zanurzyć się w tej niezwykłej scenerii.
Droga wiła się w bardzo łagodnym terenie, a poza mnąprawie nikogo na niej nie było.
Miałem ochotę podobnie jak ta jemioła, zupełnie jak w piosence pt. „Długość dźwięku samotności” zespołu Myslovitz - jakoś tak nienaturalnie, trochę przesadnie pobyć sam, wejść na drzewo i patrzeć w niebo.”
To nadal był wczesny etap mojej wycieczki, lecz już wiedziałem, że ma ona szansę na stanie się tąnajpiękniejszą. A wiele było przede mną.
O godzinie 11:45 dojechałem do pierwszego ważnego punktu na mapie mojego wyjazdu. Powitała mnie zielona, słoneczna, uzdrowiskowa Wysowa-Zdrój. Miejscowość, która zaskoczyła mnie już dzień wcześniej, gdy szukałem informacji o miejscach, które odwiedzę. Z uwagi na ten -Zdrój w nazwie, ujęcie i rozlewnię dość znanej wody mineralnej (końcówka VI klasy i wakacje po niej mają dla mniesmak Wysowianki Lemon) i fakt istnienia kilku turystycznych obiektów, byłem przekonany że ta miejscowość posiada prawa miejskie, a jużna pewno jest siedzibą gminy. Okazało się, że ani jedno ani drugie. Wysowa-Zdrój ma niespełna tysiąc mieszkańców i należy do gminy Uście Gorlickie - tę miejscowość też zobaczymy. Pomimo prowincjonalnego charakteru, na przyjezdnych czeka kilka naprawdę pięknych budynków. Klasą samąw sobie jest stary dom zdrojowy z początku XX wieku:
Obok mieści się podobnie urokliwa pijalnia wód leczniczych:
Zaś sam otaczający budynki, położony niemal dokładnie w centrum wsi Park Zdrojowy, to jeden z najpiękniejszych jakie widziałem:
Świadectwem wielokulturowości miejsca jest obecność świątyń kilku wyznań. W pobliżu parku mieści się zabytkowa cerkiew z II połowy XVIII wieku, naprzeciw której znajduje się prawosławny dom zakonny, na którym uwagę zwracają napisy w języku łemkowskim.
Obok można przyjrzeć się kilku innym, zabytkowym obiektom. Wysowa-Zdrój dba o zachowanie swojego charakteru i nowoczesne ośrodki wypoczynkowe rozlokowała po bokach, w pewnej odległości. Ma to swoje zalety, lecz z drugiej strony bryły hoteli nieco zaburzają krajobraz.
Za Wysową znalazłem się jużw miejscowości przygranicznej, która miała stać się początkiem ciekawego szlaku, najbardziej górskiego etapu mojej wycieczki. Blechnarka to pierwsza na rzeczonym szlaku miejscowość opisana na informacyjnej tablicy w dwóch językach i dwóch alfabetach. Niby niedaleko, a jakbym znalazł się w trochę innym świecie.
Także tu wspaniała przyroda i liczne zabytkowe kapliczki tworzyły wyjątkowy nastrój. Trawa jakby była jeszcze bardziej zielona. Może ma to związek z czystszym powietrzem?
Po minięciu ostatnich zabudowań dotarłem do końca asfaltowej drogi i rozwidlenia szlaków na około 200 metrów przed granicą państwa. W tym miejscu skierowałem się w lewo, na żółty szlak prowadzący przez Jaworzynę Konieczniańską na Przełęcz Regietowską. W końcu nie wystarczy tylko popatrzeć na jakieś pasmo górskie. Trzeba się z nim zmierzyć.
Najpierw przez około kwadrans przemieszczałem się wygodnym, lekko nachylonym, wprost spacerowym szlakiem. W końcu jednak oznaczenia skierowały mnie w bok. Wtedy popadłem w lekką konsternację, gdyż odkryłem, że jednak nie będzie lekko.
Pełen kolein, lekko grząski, gliniasty szlak otoczony gęstymi zaroślami i drzewami piął się mocno w górę, toteż na jakiś czas zawiesiłem robienie zdjęć i aby nie odrywać się od celu, wytrwale parłem naprzód. Gdzie się dało, próbowałem jechać, ale na takim podłożu niewiele było ku temu okazji. Generalnie trzeba było swoje przejść, co samo w sobie nie jest takie złe. Gorzej gdy nie wiadomo, w którą pójść stronę. Ten szlak jest oznaczony słabo, małymi tabliczkami, które zawieszone na drzewach, giną czasami w listowiu. Jedną wypatrzyłem, ale drugiej już nie. W konsekwencji po około godzinie droga przede mną nagle się skończyła. Przede mnątylko leśne skarpy…
Mając ciągle przy sobie rower, zacząłem szukać odpowiedniego szlaku. Nie miałem kogo zapytać o drodze, gdyż w okolicy byłem jedyny, papierowa mapa zakładała prawdopodobnie, że się nie zgubię, a na elektroniczne przy braku zasięgu nie można było liczyć. Sam najpierw wyszedłem na skarpę, gdzie zastałem jednak tylko jeszcze gęstszą roślinność. Później cofnąłem się z rowerem kilkaset metrów szukając jakiegoś przeoczonego zakrętu. Nic z tego. Wróciłem wyżej, nadal mając u boku rower zszedłem kawałek w dół, później znowu w górę, zakręciłem się i… znalazłem się dosłownie pośrodku niczego. Na parę chwil nawet ta wcześniejsza udeptana już ścieżka znikła mi z oczu. W chwili robienia tego zdjęcia minę miałem nietęgą.
W końcu uznałem, że musimy się rozdzielić. Po znalezieniu małej polanki zostawiłem na niej rower, a ja oddalając się raz w tę, raz w drugą stronę, starając się mieć cały czas rower w zasięgu wzroku, rozglądałem się za czymś, co zaprowadzi mnie we właściwym kierunku. Zajęło mi to około kwadransa, ale na szczęście pomysł był dobry. Musiałem wyjść wyżej, na skarpę, ale potem nie zrażając się gęstymi krzakami, przedrzeć się przez mnie parędziesiąt metrów. Tam czekał na mnie szlak, ten właściwy. Prawdopodobnie oprócz niewidocznego oznakowania zgubiło mnie to, że ta mylna droga była szersza i bardziej przypominała odpowiednią przeprawę, aniżeli ta właściwa, która na tym odcinku była węższa i bardziej kamienista. Ale była. Między 13 a 14 wystąpiły ciężkie chwile, jednak trudy wynagrodził mi wyłaniający się u szczytu Jaworzyny piękny widok na beskidzkie polany i sąsiednie szczyty.
Po chwili do tych atrakcji dołączyła możliwość przejechania niezwykle przyjemnym odcinkiem szlaku - lekko z górki po miło szumiącej pod kołami zielonej trawie.
Właśnie w tak genialnych miejscach powstają tego typu zdjęcia:
Na Przełęczy Regietowskiej można było poczuć się trochę jak w Afryce. Nawet nie chodzi tutaj o pogodę, lecz o ciekawą roślinność, samotne rozłożyste drzewa i pasące się zwierzęta - szczęśliwie nie lwy, lecz konie huculskie.
Nie mogłem powstrzymać się przed myślami o tym, jak wspaniale byłoby zaszyć się tu w ciemną późnoletniąnoc z teleskopem i studiować mleko rozlewające się wśród gwiazd.
Ciekawym i znanym obiektem umieszczonym na Przełęczy Regietowskiej na wysokości 646 m n.p.m. jest zabytkowa dzwonnica - pamiątka o istniejących tu niegdyś łemkowskich wsiach.
Na upamiętnienie miejsc, których już tu nie ma, powstała też taka tablica:
Jak to często bywa - tam, gdzie nie ma człowieka, wkracza przyroda. W tym przypadku jest to jednak przyroda pod pewną ludzką kontrolą. Beskid Niski i konie huculskie, to nierozerwalne połączenie, zaś Regietów i Gładyszów to miejscowości, które przez te piękne zwierzęta zostały prawdziwie rozsławione. Wiedziałem, że czasami przy dzwonnicy można zobaczyć jak się pasą. Nie spodziewałem się jednak, że zastanę ich tam aż tyle:
Patrząc na te dziesiątki pasących się majestatycznych zwierząt w otoczeniu pięknej przyrody, miałem skojarzenia z safari.
Miło było przebywać w takim miejscu. Właśnie Regietów i tę przełęcz postrzegałem jako kwintesencję widoków, jakich spodziewałem się uświadczyć. Będąc tam, wiedziałem jednak, że jest jeszcze lepiej niż myślałem.
Droga w stronę zabudowań Regietowa, to raj dla rowerzystów. Lekkie nachylenie, zero aut i mnóstwo rzeczy, na jakich można zawiesić oko, to czynniki stanowczo zwiększające poziom odczuwanej przeze mnie przyjemności. Miejsce jest bowiem niezwykłe. Pełne krajobrazów, ale i historii. To na przykład tutejszy mały prawosławny cmentarz:
Jeden z lokalnych gospodarzy urządził na swojej posesji otwartą wystawę zabytkowych sprzętów rolniczych, którym też ciekawie było się przyjrzeć. Może jeszcze kiedyś dzięki pomocy Brukseli trzeba będzie do takich narzędzi wrócić.
Dalsza droga zaprowadziła mnie pod regietowską cerkiew:
I do miejsca, gdzie pasące się wyżej koniki mają swoją „bazę” - do największej w Polsce stadniny koni huculskich:
Jako że stadnina była w tym czasie pusta i nie było za bardzo czego oglądać, w pięknych okolicznościach przyrody podążałem ku kolejnemu z celów mojej wycieczki. Wcześniej jednak nie odmawiałem sobie postoju na sfotografowanie także innych szczególnie urokliwych miejsc:
Te wypoczywające krówki przywiodły mi na myśl również wykonane w Beskidzie Niskim zdjęcia Kmroza z września 2021:
Minąłem Smerekowiec - kolejną uroczą wieś zbudowaną wokół pięknego kościoła o podwójnej historii. Liczący sobie 200 lat obiekt sakralny początkowo pełnił funkcję cerkwi. Obecnie jest to kościół parafii rzymskokatolickiej, jednak w środku znajduje się ikonostas.
Przemierzając w sprzyjającym płaskim terenie beskidzkie drogi zbliżałem się do kolejnego ważnego celu, jakim był Kwiatoń wraz ze swoją cerkwią pw. św. Paraskewy - najbliższy mi obiekt wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a zarazem pierwszy obiekt tej rangi, jaki przyszło mi odwiedzić z wykorzystaniem roweru.
Tak ważne miejsce zasługuje na osobną pozycję w naszej forumowej galerii, toteż zdjęcia pięknej cerkwi zamieszczam w tym wątku, do którego udostępniam link:
Po zwiedzeniu Kwiatonia, gdy Słońce powoli zaczęło przechylać się na zachodniąstronę nieba, wjechałem na drogę prowadzącą do wspomnianego już wcześniej Uścia Gorlickiego - siedziby gminy, do której należą Wysowa-Zdrój i Regietów, a także kolejnej atrakcji przyrodniczej. Znajdowałem się na równinie i przejazdy z punktu A do punktu B były na tym etapie wycieczki rzeczą prostą, nieforsującą. Już w 15 minut po opuszczeniu Kwiatonia zameldowałem się w Uściu Gorlickim.
Miejscowość bardzo mi się spodobała. Przemianowane w 1949 roku z Uścia Ruskiego Uście Gorlickie może poszczycić się kilkoma cennymi zabytkami, przede wszystkim zbudowanąpod koniec XVIII wieku cerkwiągrekokatolicką, obok której mieści się nowszy kościół katolicki obrządku rzymskiego.
Połączenie tradycji, historii i nowoczesności (choć mieszka tu zaledwie ok. 1100 osób, jest całkiem sporo wygód) w tak pięknym terenie, nad brzegiem dużego jeziora (o którym za chwilę) czyni tę wieś szczególnie atrakcyjną. Miło było tu być.
Jezioro Klimkowskie, duży zbiornik wodny opierający się na Uściu Gorlickim, to zbiornik sztuczny, utworzony przed 30 laty na rzece Ropa. Jest źrodłem wody dla Gorlic i Jasła, pełni funkcje przeciwpowodziowe, lecz stanowi również ważną atrakcję turystyczną ziemi gorlickiej i Beskidu Niskiego. W przygotowaniu jest ścieżka rowerowa otaczająca całe jezioro, lecz i teraz było nad czym się zatrzymać, popatrzeć i powspominać. Nad tym jeziorem byłem bowiem raz i to 14 lat wcześniej, z rodzicami. Przypomniałem sobie tamten raz, porozmyślałem ile od tego czasu się zmieniło. Spoglądając na spokojnątaflę jeziora i zielone wzgórza - niczym nad Soliną- mogłem się trochę zregenerować przed powrotem do domu, a zarazem docenić to, jak zróżnicowany geograficznie i przyrodniczo jest odwiedzany region.
Tuż przed 16:00 nastał ten czas, kiedy mój plan stał się zrealizowany. Opuszczając obszar jeziora w Uściu Gorlickim, po raz pierwszy tego dnia skierowałem się na zachód. Wcześniej przedostałem się do Czarnej, gdzie po raz pierwszy od dłuższego czasu doświadczyłem większych trudności terenowej. Droga w kierunku Brunar była dość wyraźnie nachylona, a sam podjazd był długi, co po kilku godzinach jazdy wywoływało już ciut większe niż dotąd zmęczenie. Szło jak po grudzie, zwłaszcza że teren był bardziej zalesiony i mniej było krajobrazów, na których korzystnie jest zatrzymać wzrok dla złagodzenia poczucia trudności. Ale i takie malownicze miejsca udało mi się odnaleźć:
Po pokonaniu Brunar ponownie znalazłem się na podjeździe. Tak jak w drodze z Nowego Sącza na tym etapie cieszyłem się łagodnym, widowiskowym zjazdem, tak teraz mierzyłem się z równie widowiskowym, ale jednak - podjazdem. Szło jednak nieźle. Satysfakcja, poczucie dobrze zrealizowanego planu i stopniowe zbliżanie się do ostatniego celu pomagało.
Dzień zbliżał się powoli ku końcowi, a temperatura powoli spadała. Kolejne kilometry przemierzałem w dobrym nastroju i chociaż na tym odcinku jechałem już tą samą drogą, co rano, widoki podziwiane od drugiej strony i o innej porze dnia, wydawały się czymścałkiem innym, a równie pięknym.
Szczególne ożywienie w mojej głowie nastąpiło wtedy, gdy dojechałem do Binczarowej. Ta miejscowość leży na wierzchołku wzniesień rozciągających się na tym etapie drogi, między Nowym Sączem a Florynką. Na finiszu jeszcze na chwilę się zatrzymałem, uzupełniłem płyny, udokumentowałem ostatnią górkę:
I w długą! To, co rano lekko deprymowało swoim nachyleniem w górę, teraz lekkim nachyleniem w dół pomagało szybko i sprawnie pokonać dystans dzielący mnie od domu. Czekało mnie pół godziny fantastycznej jazdy w przyjemnym, wiejskim otoczeniu. Wśród licznych ładnych widoków, jakie podziwiałem, jeden szczególnie się wyróżniał. Bodajże w Boguszy widziałem, jak na jednym z pól spora gromada dzieci pomagała w wykopkach. Tam było chyba z dwadzieścioro dzieci, jakby cała klasa szkolna została zaangażowana do pomocy gospodarzom. Rodzice opowiadali mi, że tak było w ich czasach, jednak nie wiedziałem, że i dziś tak dobre obyczaje są kultywowane. Aż pożałowałem, że mnie nikt nigdy nie zaciągnął do takiej roboty, zwłaszcza przy takiej pogodzie.
Jazda szła znakomicie i tużprzed 18:00 dotarłem tam, gdzie byłem już
Po 9 godzinach od wyjazdu, wróciłem do domu. Na koncie miałem 115 przejechanych kilometrów. Przez chwilę zastanawiałem się, czy ta wyprawa zajęła w moim rankingu drugie czy trzecie miejsce pod względem odległości - tyle samo przejechałem bowiem 5 września 2022 w Beskidzie Wyspowym. Analiza zdjęć licznika wykazała jednak, że tym razem było o paręset metrów krócej. Może mógłbym zahaczyć jeszcze o jakąś beskidzką miejscowość, ale obawiałbym się wtedy, czy zdążę wrócić przed zmrokiem. Zmrok na szczęście podziwiałem już jednak z domu. Na niebie pojawiło się mnóstwo gwiazd, zaś tam gdzie byłem wcześniej, niebo z pewnością wydawało się być wręcz bliżej Ziemi niż naprawdę.
Ale ja potrzebowałem już tylko snu. Bardzo zadowolony, pełen dobrych wrażeń, solidnie opalony, mający w pamięci mnóstwo pięknych krajobrazów, zabytki, wzgórza, pasące się zwierzęta, a nawet tę niefortunną przygodę na górskim szlaku, czułem wielką satysfakcję z tego, że tak udaną, jedną z najpiękniejszych wycieczek mogłem dołączyć do swojego turystycznego portfolio. Kiedyś tam wrócę, bo zostawiłem tam jakąś część swojego serca. Dzieląc się z Wami moim odczuciem, także i Was zachęcam do tego, by kiedyś odwiedzić przynajmniej tę część Beskidu Niskiego. Tylko dajcie wcześniej znać. I dajcie znać, jak podobała Wam się ta opowieść. Sezon rowerowy 2024 już za pasem, więc być może wkrótce dołączą do niej następne
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Ostatnio zmieniony przez PiotrNS 25 Marzec 2024, 18:06, w całości zmieniany 1 raz
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 232 razy Dołączył: 21 Maj 2019 Posty: 25043 Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 24 Marzec 2024, 23:32
Piękne krajobrazy, widać na nich spuściznę minionego lata. U mnie niestety pierwsza połowa jesieni 2023 była dalszym okresem wysychania ogrodu, wiele roślin padło nawet po równonocy, czego wcześniej nawet bym się nie spodziewał, ale gleba była twarda niczym kamień xd
_________________ Aktualna pora roku: Późna jesień
Ogień, który płonął już zgasł, a śmiech zamienia się w strach.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 22 razy Wiek: 26 Dołączył: 02 Sty 2020 Posty: 15917 Miejsce zamieszkania: gmina Zielonki/Kraków
Wysłany: 24 Marzec 2024, 23:56
Też uważam, że fotorelacja piękna powstała , ale się przestraszyłem początkowo na myśl, że mogła zostać rzeczywiście uwieczniona w ostatnich dniach. Trwający sezon meteorologicznej i astronomicznej wiosny co prawda jak dotąd się bardzo wyróżnia na tle pozostałych, ale mimo wszystko nie podejrzewam, że sprawy związane z przyrodą mogły posunąć się tak daleko.
_________________ Jestem za ograniczeniem do minimum wilgotnego gorąca i wilgotnych upałów.
Jak napiszę gdziekolwiek głupoty, to bardzo Was przepraszam.
Głowa jest od tego, by włosy miały na czym rosnąć.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12293 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 25 Marzec 2024, 08:05
Dziękuję Wam bardzo za miłe komentarze To prawda, spuścizna lata była widoczna na każdym kroku w postaci bujnej zieleni, ale też ogólnego pobudzenia przyrody. Te dni także u mnie trochę osuszyły otoczenie, ale zaletą września u mnie były przynajmniej takie pojedyncze deszcze, które co jakiś czas ten poziom wilgoci uzupełniały. W innych regionach kolorowo jednak nie było, w związku z czym właśnie to lampowe ocieplenie po równonocy było już dla mnie wręcz trochę niesmaczne
Bartek, zbieramy siły na nadchodzące ocieplenie, ale takich cudów nie ma, na pełną zieleń jeszcze poczekamy Tak dwa tygodnie może Nie no, żartuję, nie przejmuj się tak Dla sprawdzenia jak to jest zapraszam w te miejsca
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 26 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36348 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 25 Marzec 2024, 12:42
PiotrNS, cudowna relacja. Jakkolwiek wszystkie Twoje wycieczki rowerowe były urocze i ciekawie opisane, to ta zajmuje szczególne miejsce w moim sercu i wzbudza wypieki na twarzy. Wszak pierwszy raz wybrałeś się w stronę jakże bliską mego sercu. Dość powiedzieć, że w praktycznie każdym z opisywanych miejsc na wschód od Florynki miałem okazje kiedyś być - przynajmniej samochodem. Nie znałem wprawdzie każdej miejscowości, ale w każdym miejscu miałem okazje zaznaczyć swoją obecność - albo w czerwcu 2007, albo w listopadzie 2008, albo w październiku 2018, albo... no właśnie.
Tu przechodzimy do drugiej przyczyny, dla której ta Twoja podróż wiele dla mnie znaczy, a dokładniej jej termin. Jak wiadomo, dokładnie dwa tygodnie później, to właśnie ja, dopiero po raz czwarty w swoim życiu, miałem okazje być w zachodniej części Beskidu Niskiego. Dlaczego "dopiero"? Bo w tej bardziej środkowej i wschodniej byłem tyle razy, że wszystkich palców, włącznie z tym "męskim" by nie starczyło mi, do policzenia. Wyjazd z drugiej połowy września, dzięki któremu wrzesień 2023 to w mojej pamięci nie tylko susza i pustynia i w który serio trafiłem idealnie co do dnia, aby doświadczyć innej pogody, był dla mnie świetną okazją by niektóre miejsca - jak np opisywana tutaj Wysowa Zdrój - poznać po raz pierwszy, a niektóre - jak Regietów - przypomnieć sobie po wielu latach. Wprawdzie akurat nasz szlak prowadził tak, że się nie pokrywał ani trochę z Twoją trasą rowerową - z Wysowej przez Kozie Żebro do Regietowa, gdzie nocowaliśmy podczas bordowej nocy 22/23.09.
W Wysowej wprawdzie nie nocowaliśmy, ale spędziliśmy tam parę godzin - w sklepie, zaopatrzając się na kolejne 2 dni marszu, potem świętując szampanem 20 urodziny jednego uczestnika, a następnie zwiedzając uzdrowisko, gdzie miałem okazje na degustację wód - swoją drogą nie napisałeś przy zdjęciu tej pijalni, czy sam skosztowałeś. Warunki pogodowe były na szczęście trochę inne niż podczas Twojej podróży - może normalnie by mi ten błękit nie przeszkadzał aż tak, zwłaszcza w górach gdzie nieco pozytywniej do niego podchodzę - ale wtedy jednak wiadomo, miałem już totalną alergię.
Z Twojej relacji jak zawsze największe wrażenie zrobiły na mnie dwie rzeczy - podróż rowerowa szlakiem granicznym - akurat tego fragmentu sam nie przeszedłem, ale na wschód od Przełęczy Regietowskiej i wspomnianej przez Ciebie Jaworzynie byłem 6.10.2018 i nawet pamiętam, że sprawdzałem tam prognozę modelu/memu (Jacob, wróć ) GEM, która dawała nadzieje, że zamiast dupy wołowej będzie Prawdziwek... Oprócz tego sam fakt długości trasy, a także tego, że miałeś na sobie plecak Ja osobiście nienawidzę jeździć z plecakiem i bardzo to męczyłoby mnie.
Wspomniałeś jeszcze o tym, że Florynka zrobiła na Tobie wrażenie, że nie była aż tak "dzika". To ciekawe, co byś powiedział na okolice Polan i Krempnej, będącej na totalnym odcięciu od świata (aby gdziekolwiek stamtąd dojechać, trzeba pojechać albo DW992, albo powiatową przez okolice Ropianki - i obie wymagają pokonania całej masy serpentyn, a ta 992 - akurat ostatnio w marcu nią jechaliśmy - to w ogóle momentami jest aż "straszna" ), A jednak mimo to, w tych regionach powstaje cała masa nowych dom, a także ciekawa innowacja elektryczności - nowo postawione ledusie , zasilane... fotowoltaiką. Oczywiście nie brakuje tam takich "dziewiczych" gospodarstw, a także pewien znak zatrzymania czasu, jak drewniany most na samochodowej drodze, ale jednak w porównaniu do reszty okolicy, to i tak byliśmy bardzo zaskoczeni.
No i na koniec - zauważyłem również, że napisałeś o pokonywaniu granic administracyjnych. Korzystając z tej okazji, ponownie zachęce Cię do pójścia krok w dalej - pokonanie granicy nie tylko powiatów, ale i województwa. Dobrze wiesz gdzie Oczywiście to wyprawa na 2 dni, z noclegiem, ale odległość na jeden dzień by wcale nie była większa, od tej, którą pokonałeś 7.09 - wszak połowę drogi do wiadomego celu wydaje mi się, że zdołałeś pokonać w ten pustynny czwartek sprzed pół roku.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 22 razy Wiek: 26 Dołączył: 02 Sty 2020 Posty: 15917 Miejsce zamieszkania: gmina Zielonki/Kraków
Wysłany: 25 Marzec 2024, 12:45
Do Sącza i okolic planuję z Mamą przyjechać w maju, jak Wujkowie od strony Taty wrócą do ojczyzny z Wielkiej Brytanii.
W sumie też wypatruję wycieczek rowerowych- może nawet się uda na Śląsk (Górny) dotrzeć.
W kwestii pogody na razie wiele wskazuje na to, że do końca świąt może mieć miejsce niezła eksplozja w przyrodzie (dosłownie pożary może lokalnie też się pojawią) , ale martwię się co będzie, jak trzeba będzie na zajęcia wracać.
_________________ Jestem za ograniczeniem do minimum wilgotnego gorąca i wilgotnych upałów.
Jak napiszę gdziekolwiek głupoty, to bardzo Was przepraszam.
Głowa jest od tego, by włosy miały na czym rosnąć.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12293 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 25 Marzec 2024, 19:59
Edytowałem post, gdyż pomimo napisania wszystkiego w Wordzie i wcześniejszego sprawdzenia, czy nie wkradły się żadne błędy, po skopiowaniu tekstu do forum kilka spacji zostało "zjedzonych", co źle wpłynęło na wygląd tego, co napisałem. Poprawiłem też link do zdjęcia, które się nie wyświetlało:
kmroz Dziękuję Ci za tak wyczerpującąodpowiedź i odniesienie się do tylu elementów Wybierając się na tę wycieczkę, myślałem o Tobie, bowiem choć wiem o tym, że zaznaczałeś swojąobecność w wielu różnych górzystych miejscach Polski, to właśnie Beskid Niski kojarzy mi się z Tobą najbardziej. Turystyczne piosenki, jesienne ogniska na górskich polanach czy podgórskich łąkach, muzyka gitary i lekka mgła, to rzeczy które chyba najpełniej opisują to, o czym myślę wyobrażając sobie Twoje wędrówki Oczywiście chciałbym pogratulować Ci trafienia z Twoim wyjazdem na tak korzystny pogodowo termin, dzięki czemu mogłeś odpocząć zarówno ciałem jak i duchem. Kiedyś napisałem, że szkoda mi tego, jak nieraz pechowo układają się niektóre Twoje wyjazdy do Ropianki, jednak tym razem zgrało się idealnie. A jeśli dodać do tego aspekt towarzyski, to już w ogóle w szczególności Ja ze swojej pogody byłem bardzo zadowolony. Nie zgrzałem się zanadto (choć opaliłem się tak, że długo mnie "trzymało"), niemal cały czas odczuwałem komfort termiczny, a do tego cieszyłem się doskonałą widocznością, która w takim otoczeniu dużo daje. Ponadto miałem poczucie (moje ulubione słowo) "zasłużoności" tej pogody - historycznie burzowy okres zakończył się zaledwie osiem dni wcześniej.
Trasa przez Kozie Żebro wygląda bardzo ciekawie i myślę, że mogła być bardzo podobna do tej nieodległej, przemierzanej przeze mnie. Nasze drogi pokryły się o tyle, że w Regietowie nocowałeś prawdopodobnie w studenckiej bazie namiotowej, którą ja mijałem.
Co do plecaka, zabieram go na rower tylko na potrzeby takich naprawdę długich wypraw. Na jakieś bardziej codzienne wyjazdy zostawiam go w domu, a biorę ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy, jakie zmieszczą się do sakwy. W przeciwnym razie zaraz bym się spocił. Na taką wycieczkę ubieram rowerowe "oddychające" koszulki, dzięki czemu jest mi to z grubsza niestraszne, a do samego ciężaru można się przyzwyczaić. Po kilku, może kilkunastu kilometrach już nawet nie myślę o tym, że mam plecak. Co ciekawe, do Zakliczyna we wrześniu 2020 i na górskie wyjazdy w 2021 plecaka nie zakładałem. Wodę dokupowałem sobie po drodze, ale uznałem że jednak wzięcie jakiegoś zapasu z domu jest bardziej praktyczne.
Co do okolic Polan i Krempnej, z pewnością przeżyłbym jeszcze mocniejsze zaskoczenie. Florynka nie jest w żaden sposób odcięta od świata - dojeżdżają tam autobusy, a droga jest przyzwoitej jakości. Tyle tylko że daleko. Myślałem, że raczej niewiele się tam dzieje i domy takie, jak na jednym z moich zdjęć (z latarnią w tle) stanowiąjeśli nie większość, to dużą część zabudowań. Dalej położone miejscowości również prezentują się dość nowocześnie, przez co w jakiejś mierze zburzyły moje wyobrażenie o Beskidzie Niskim, jednak w sposób pozytywny, bowiem pokazują, że można połączyć rozwój i dążenie ku nowoczesności z dbałością o klimat danego miejsca i ładem przestrzennym. Trochę jak w Alpach. Jest bardzo ładnie i chyba tylko auta na ulicach przypominają o tym, że to jednak prowincja. To pewnego rodzaju osobliwość wielu wsi w moim regionie - duży, piękny dom z eleganckim ogrodem, a przed nim tani samochód mający lata świetności dawno za sobą. Co do takich lamp zasilanych fotowoltaiką, po raz pierwszy widziałem takie w 2015 roku w Rdziostowie w gminie Chełmiec, gdzie w tamtejszym lesie oddawałem się pewnej pasji, którą niedługo opiszę (idealna na wiosnę, może kogoś skuszę). Jestem ciekawy tego, jak wygląda Beskid Niski dalej na wschód i pewnie się tam kiedyś wybiorę Poza Ropianką kuszą mnie okolice Ożennej, obrzeża Magurskiego Parku Narodowego i tereny dawnych wsi Ciechania i Żydowskie. Dowiedziałem się o tych miejscach od miłośników astronomii. Niektórzy piszą, że to już prawdziwa namiastka Bieszczadów, a odległość jednak dużo mniejsza. Wiem, że jedzie się tam przez Zborów na Słowacji.
Wycieczki dwudniowej z noclegiem jeszcze nie urządzałem, ale kiedyś trzeba będzie Chciałbym kiedyś wybrać się tak na Turbacz, zainspirowany przez Pawła Ty z kolei inspirujesz mnie do wyjazdu w drugą stronę, tylko muszę obmyślić trasę. Akurat w tym obszarze brakuje dróg biegnących równoleżnikowo i byłoby trzeba trochę się pokręcić. Niemniej jednak myślę, że byłoby warto, o ile nie ugrzązłbym w ropiankowym błocie
Łukasz Tobie też bardzo dziękuję Musimy się postarać w tym nowym sezonie, wiele na nas czeka
Bartek Jakbyś podczas pobytu w Sączu miał trochę czasu, to daj znać, możemy się jakoś zgadać na miejscu Zresztą każdego to dotyczy, jakbyście byli niedaleko, to jestem jakby coś
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 26 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36348 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 25 Marzec 2024, 21:05
PiotrNS, ja też dziękuję za obszerną odpowiedź. Z tym plecakiem to się nadal dziwie, bo mi w sakwach się mieściło sporo rzeczy - ubrania na zmianę, jak jechałem z noclegiem na działkę, z 2-3 książki i pare butelek (wody, coli, monstera itp. ), a czasem jak wracałem z działki to jakieś pudełka z owocami. Chyba, że masz inne sakwy niż myślę, takie maleńkie
Z tymi Polanami i Krempną, to żebyś mnie źle nie zrozumiał. Nie brakuje tam starych domów, ale po prostu budują się nowe. W dużej mierze takie bardziej letniskowe, ale takie murowane też są częste. Może to kwestia gminy Krempna? Bo w znanej mi lepiej gminie Dukla - Mszana, Olchowiec, Chyrowa, a nawet lepiej skomunikowana Tylawa czy Trzciana - takie nowe domy to duża rzadkość.
Do Ropianki oczywiście zapraszam, wiadomo lepiej się skomunikować ze mną dla pewności czy będzie otwarta, ale generalnie myślę, że od 1.07 do 30.09 można jechać w ciemno, bo prawie na pewno będzie otwarta, a z dużym prawdopodobieństwem, będzie się zajmował nią ktoś, dla kogoś "kmroz" nie będzie obcy Akurat dojazd nie jest trudny - jak już dotarłeś do Regietowa, to dalej jest naprawdę niezła droga, w miarę prosta, którą myślę nawet auto by miało szansę przejechać - no może do Wysowej byłby problem autem, ale dalej przez Radocynę, Nieznajową, Krempną, Polany i Olchowiec to już płaska trasa, praktycznie bez większych podjazdów.
Twoje skojarzenia są poniekąd słuszne, ale pewnie jakby Ci było to dane zobaczyć na żywo, to by Cię co nie co zaskoczyło W każdym razie mam wielką słabość do tego ostatniego jesiennego wyjazdu i w ogóle planuje zrobić sentymentalną podróż po bardzo miłym pogodowo okresie, który zaczął się dla mnie właśnie na tym wyjeździe i trwał przez równe 4 miesiące. To jest właśnie paradoksem, ze mimo, że ostatnie 7 miesięcy przyniosło więcej patoli, niż poprzednie 3 lata razem wzięte, to jednak nie zabrakło w niej bardzo miłych fragmentów, a przez pewien czas to wręcz dominowały. Do tego wyjazdu też mam "pogodowo" dużą słabość (oczywiście nie tylko pogodowo, ogólnie był super ), bo dał mi możliwość poznania Mutanta od tej bardziej ludzkiej strony, co potem okazało się zresztą zapowiedzią na dużo więcej miłych doświadczeń w kolejnym miesiącu już w moim regionie
A jak na razie uzupełnię tutaj swoją relację fotograficzną z 22.09
W nocy z 21/22.09 - patolsko ciepłej i mega wietrznej - nocowaliśmy na dziko w Bielicznej, przy cerkwi. Noc była niewiele chłodniejsza niż ta z 7/8.06.2007, w przededniu 8.06 - dnia, w którym byłem poprzednio w tej dolinie.
Poranek był jednak mglisty, nadal wietrzny i przez to dla "tłuszczy" odczuwalnie... chłodnawy Zresztą i ja po nocy spędzonej pod gołym niebie (nie lubię spać w namiocie, do tego mi by się chciało go nosić ) w umiarkowanie cienkim śpiworze, czułem lekkie wychłodzenie organizmu. Mgła szybko odpadła, ale jednak chmury zostały. Tak wyglądała Bieliczna podczas śniadania:
Na szlak ruszyliśmy przed 10:00 (chyba, bo nie wiem czy nie była to 11:00, nie wiem czy mi zdjęcia w czasie zimowym nie zmylają o godzinę ). Szliśmy pod górę, w kierunku szlaku granicznego. Tak wyglądała panoramka z góry. W dole widać dolinę Bielicznej, a za nią zbocza Laskowej:
Po kilku godzinach marszu dotarliśmy do opisywanego w tym wątku punktu, czyli Wysowej Zdrój, gdzie spędziliśmy większość dnia. Główna droga w tym mieście jest na tym zdjęciu:
Pierwszą atrakcją była cerkiew:
A następną - może zabrzmię płytko, ale dla mnie i wielu uczestników w tamtym momencie najciekawszą - Delikatesy Centrum. Oto widok na nie z oddali:
Następnie część uczestników, bez plecaka, udała się na zwiedzanie uzdrowiska. Mieliśmy okazję tam skosztować nie tylko lodów, ale też... wód leczniczych, które smakowały naprawdę nietuzinkowo
A to moje, o dziwo, jedyne zdjęcie "zewnętrza" uzdrowiska
Po powrocie pod wiatę koło Delikatesów, świętowaliśmy szampanem 20 urodziny jednego z uczestników. Był to swoją drogą jeden z kolegów z klasy z liceum obecnego (wtedy jeszcze nie ) prezesa. Co ciekawe, jego drugi kolega z tej samej klasy - również obecny na tym wyjeździe - powiedział, że ma urodziny dokładnie 0.5 roku później (urodził się w 2004 roku, a nie 2003, bo to był taki mieszany rocznik jeśli chodzi o wiek pójścia do szkoły). Dzięki temu, 3 dni temu przy okazji spotkania urodzinowego w Południku sobie przypomniałem, że minęło równiutko pół roku od tego czasu
Po naładowaniu brzuchów ciastkami i szampanem i plecaków ciężkim jedzeniem na kilka dni, czekał nas jeszcze ciężki marsz w górę - aby dojść do Regietowa trzeba było przejść stromym szlakiem przez Kozie Żebro - jeden z najwyższych szczytów w całym Beskidzie Niskim. Zdjęć wiele nie mam, ale udokumentowanie zdobycia szczytu jest
Jak widać, na koniec dnia niebo się trochę rozpogodziło i przydupowołowiło, ale się tym już tak nie przejmowałem. Wiedziałem, że kolejnej lampy już do końca tego wyjazdu nie ujrzę, a dzień i tak w większości był lochowy i przy tym zapewniający wręcz tropikalne odczucia Coś tak obcego wcześniej na nizinach w tamtym Mutancie...
To już zdjęcia z wieczora, na miejscu w Regietowie przy bazie namiotowej. Tak wygląda ta baza oraz wiata pod którą spało kilka "beznamiotowych" osób - w tym oczywiście ja. Patolsko wysokie tmin na to bez problemu pozwalały, choć ja nie chwaląc się, mam na swoim koncie noclegi pod gołym niebem w dużo bardziej lodowatych warunkach - m.in. 10/11.09.2019 czy 18/19.09.2022
A to sodusie w tej miejscowości, około 1km od bazy. Z całą pewnością jest to ich ostatnie zdjęcie - całkiem możliwe, że już teraz ich tam nie ma, a na 1000%, gdy kolejny raz zawitam w tej wsi niestety już nie będzie. Chyba, że włodarze pójdą po rozum do głowy... Ale wątpię
Wieczorem czekała nas jeszcze jedna miła niespodzianka - jeden kolega przyjechał autem z Warszawy, świeżo po obronie inżyniera w tym samym dniu i okazało się, że w konspirze przed większością uczestników, przygotował dwa torty i jeszcze więcej szampana. Dlaczego dwa? Okazało się bowiem, że 4 dni wcześniej jedna inna uczestniczka tego wyjazdu - swoją drogą prawie dwa razy starsza od tego "pierwszego" jubilata - miała urodzinki. Zresztą było jeszcze więcej fajnych wydarzeń tego wieczora, ale to już zostawie na inną okazję, aby nie spamować za bardzo w wątku Piotra
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum