Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy. Polityka CookiesDowiedz się więcejCyberbezpieczeństwoOK
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 2 Sierpień 2019, 20:58 Kwiecień Stulecia z mojej perspektywy (PiotrNS), IV+ część
{...}"A jeszcze bardziej wtedy, gdy po kolejnym tak pięknym wieczorze nadchodzi dzień jeszcze piękniejszy. Wręcz doskonały…"
20 kwietnia miałem wolne i od rana postanowiłem spędzać czas na świeżym powietrzu. Pogoda dopisała? To mało powiedziane. Ten dzień uważam za opus magnum kwietnia 2018 – jego najpiękniejszy moment – choć jestem w stanie zaryzykować nawet dalej idące stwierdzenie – najpiękniejszy dzień 2018 roku. Po długim ciągu ekstremalnie ciepłych dni, 20 kwietnia sceneria dookoła mnie była już wręcz letnia. Niemal wszystkie drzewa były już choć trochę zielone, kwitło wszystko od hiacyntów przez tulipany, magnolie, aż po czereśnie i jabłonie, co powodowało istną ferię barw. Wybrałem się na spacer do lasu i Miasteczka Galicyjskiego w celu obserwacji przyrody i porobienia zdjęć. Pogoda nie była dobra, ani bardzo dobra. Była doskonała i to pod każdym względem. Niebo było jaskrawo lazurowe, pozbawione choćby jednej chmurki. Na jego tle biel, róż i zieleń wyglądały wyjątkowo pięknie. Drzewa owocowe aż „chodziły” od setek obsiadających je pszczół. Kiedy wyszedłem na niewielką górkę za swoim domem, czekało mnie prawdziwe zdumienie. Nigdy z tego miejsca nie widziałem takich Tatr. Zdarza się czasami zobaczyć zamglone wierzchołki paru szczytów, ale tego dnia wszystko wyglądało tak, jakby góry były dwa razy bliżej. Zbliżone widoki miałem parę razy w życiu, lecz teraz wszystko wyglądało tym bardziej niezwykle, że odległe szczyty pokryte były śniegiem, stwarzającym wrażenie pewnej „nierealności”. Temperatura – doskonała. Przy 20,7 stopnia było idealnie przyjemnie, a ja zapomniałem o swoim strachu (a właściwie dyskomforcie) spowodowanym ekstremalnymi anomaliami. Nie było wiatru, więc promienie słońca łagodnie otulały przyjemnym ciepłem. Jak w idyllicznej bajce, chciałoby się zatrzymać takie chwile, tę przepiękną wiosnę, która 20 kwietnia pozostała wiosną i oszczędziła przesadnie wysokich temperatur. Do złudzenia podobna pogoda wystąpiła w dniu moich narodzin, może to dlatego mam taką słabość do tego typu warunków? Tak wyglądał 20 kwietnia 2018 roku w moim obiektywie:
Las Falkowski mienił się już wszystkimi kolorami. Przeszedłem nim do Miasteczka Galicyjskiego.
Wszystko promieniuje blaskiem
A w ogrodzie szaleje czereśnia i magnolie
Wieczorem znów mnie poniosło. Po zachodzie słońca, który podziwiałem z okolicy stacji metorologicznej nad Dunajcem, przeszedłem spacer po mieście. Zakwitały drzewa, które przypominały mi słowa piosenki Wojciecha Gąsowskiego - „tuż przed maturą kwitły kasztany, żyło się tak jak we śnie”. O tak, to był wyjątkowo piękny sen, sen kolejnej przepięknej nocy. Zwieńczenie doskonałego dnia.
Wieczór rozpali wkrótce milion gwiazd. A miesiąc temu o tej porze, wieczorem, wracałem późno do domu brodząc w śniegu, który sypał mi prosto w twarz. Samochody ślizgały się na lodzie. Coś podobnego… Często stosuje porównania marca z kwietniem, bo takiego „przeskoku” nie widziałem nigdy, nawet ten między majem a czerwcem 2019 roku nie był tak wyjątkowy; jakby nie patrzeć nawet najzimniejszy od niemal 30 lat maj nadal należy do pory ciepłej. A tu mamy zimę i lato.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 2 Sierpień 2019, 21:04
Część Piąta - "Iść, ciągle iść w stronę słońca"
Po określonym przeze mnie jako „doskonały” 20 kwietnia, nadszedł dzień pozornie bardzo podobny. Pozory lubią jednak mylić, bo 21-szy rozdział tej fascynującej powieści, jaką jest kwiecień 2018, nie należał już do wiosny, lecz do lata. Skromne +5,2K anomalii miało ulec jeszcze zwiększeniu, bo oto ciepło, które wczoraj zasadziło się na zachód i północ, dziś zaatakowało południe. 12 kwietnia został pobity. Już krótko po godzinie 9-tej 21 kwietnia temperatura przekroczyła 20 stopni, zaś kolejno wystrzeliła do 27,3. 21 kwietnia czułem się już naprawdę jak w lecie. Po południu miałem do załatwienia oficjalną sprawę w centrum i w koszuli z długim rękawem było mi już serio za ciepło. Ale jeszcze w miarę znośnie. Ludzie przestawili się z trybu „zdradliwe ciepło/zamróz wychodzi z ziemi” na tryb „lato”. Dominowały już całkowicie letnie stroje, masowo spożywano lody – nic dziwnego Kasztan na Rynku, ulubieniec nowosądeckich maturzystów, właśnie zakwitał. Inne drzewa także już się zapełniały, wespół z kwitnącymi wiśniami, czereśniami i jabłoniami, stwarzającymi obłędne wrażenie. Między stanem wegetacji z 21 kwietnia 2018 a 21 kwietnia 2019 są dwa tygodnie różnicy. Trawa już prosiła się o koszenie, które zaplanowałem na poniedziałek, mimo że zazwyczaj robiłem to podczas majówki. Letni dzień kończył się letnim wieczorem, o podobnie rewelacyjnej przejrzystości powietrza jak ten poprzedni. Jeszcze o 22-giej było blisko 20 stopni. Kwiecień lubi przeplatać latem, no ale żeby tak?
I próżno było czekać zmiany. 22 kwietnia szczęśliwie było chłodniej, tej niedzieli zanotowano 22,8 stopnia. Nadal był to jednak dzień letni, który zmuszał przyrodę do podjęcia już radykalnych działań. Właśnie tego dnia, 22 kwietnia, nabrałem już absolutnej pewności, że stajemy się świadkami najcieplejszego kwietnia w historii pomiarów meteorologicznych w Polsce, i to takiego który pobije rekord o więcej niż symboliczne 0,1K. Podczas rodzinnego spaceru po lesie i wśród ogródków działkowych spoglądałem na drzewa. Niektóre z nich wydawały się już „gotowe”, nawet dęby już się zieleniły. A przed nami jeszcze osiem dni kwietnia, przy czym na jego koniec zapowiadane jest kolejne ocieplenie z temperaturami mogącymi sięgnąć już nawet 30 stopni Celsjusza, co przypieczętowałoby już chyba wszystkie możliwe rekordy. A co za tym idzie? Na przełomie kwietnia i maja będziemy mieli już w przyrodzie istne lato.
Trudno uwierzyć, że miesiąc temu ziemia była zamarzniętą, pokrytą śniegiem skorupą, że 21 marca padał jeszcze mocny śnieg przy całodobowym mrozie, a 22-go rano pojawienie się słońca przy 10-stopniowym mrozie było jak nagroda za wytrzymanie jednego z najsilniejszych marcowych ataków zimy w historii. A teraz? Coś takiego. Pomyśleć jak przykre widoki musiały panować o tej porze roku przez niemal wszystkie lata byłego ustroju. Mamy prawie całkiem ulistnione drzewa 22 kwietnia, nawet stare dęby pracują pełną parą. A wtedy? Z ciekawości szukałem kiedyś zdjęć z pochodów pierwszomajowych, wpisywałem nie po kolei: 1 maja 1978, 1 maja 1979, 1974, 1976, 1980, 1985 i tak dalej. Bywało różnie, ale wszystkie widziane zdjęcia miały wspólny mianownik – łyse drzewa. Niekiedy nawet bez wyraźnych napęczniałych pąków. Po tylu zimnych miesiącach i zazwyczaj kiepskim lecie poprzedniego roku, taki widok na początku być może najpiękniejszego okresu roku musiał być bardzo przygnębiający, a już na pewno byłby taki dla mnie, po od marca już pragnę zieleni.
Tym razem jednak wieczorem dość prędko zrobiło się zimno. Noc okazała się naprawdę chłodna, nad ranem zanotowano zaledwie 3,8 stopnia. Nowy dzień początkowo wydawał się poniedziałkową kontynuacją iście bajecznego weekendu, ale po moim powrocie, około 14-tej niebo się zachmurzyło. Po kilkunastu minutach od zakrycia słońca usłyszałem dźwięk niesłyszany od sierpnia.
Burza! Nareszcie zagrzmiało. Trzeba było na to długo czekać, bo pierwsze wiosenne burze zjawiają się w Nowym Sączu średnio na początku II dekady kwietnia. Jako że to od tego zjawiska z 11 maja 2009 roku moja pasja rozwinęła się na dobre, 23 kwietnia słysząc zewsząd „wakacyjny” gwar bawiących się dzieci, przez chwilę stałem wpatrzony w pojawiające się raz za razem wyładowania. Niestety burza prędko zanikła i nie dałem rady sfotografować błyskawicy. Co niedobre, także deszczu owa burza nam poskąpiła. Wszystko skończyło się na kilkuminutowym opadzie drobnej mżawki. Zachmurzyło się, dzięki czemu sięgająca 24,4 stopnia temperatura opadała bardzo wolno. Wieczór był naprawdę ciepły i aby choć trochę go poczuć, wyszedłem za dom, gdzie czekała mnie mała niespodzianka. Na północnym-zachodzie już po zmierzchu ukazały się dalekie wyładowania rozświetlające chmury. Jak dowiedziałem się z radarów i detektorów wyładowań, burza zmierzała w moim kierunku ze strony Krakowa. Przez około kwadrans stałem przy ulicy, gdzie nic nie zasłaniało mi tej części nieba, i patrząc w tę stronę, obserwowałem jak co około 20 sekund chmura połyskuje żółtym promieniem. Niestety i ta burza „dała mi kosza”. Prędko wyczerpała swoje siły mniej więcej nad Jeziorem Rożnowskim. I tyle ją widzieli. Deszczu też żadnego. A szkoda, bo na tym etapie kwietnia już wyraźnie widziałem że robi się nieciekawie. Następujący po nim 24 kwietnia nieco ostudził emocje, gdyż od godzin południowych skąpił słońca, a ciepło jakie maksymalnie przyniósł, choć nadal śrubowało średnią całego kwietnia, okazało się trochę niższe – 21,6 stopnia. Zrobiłem wtedy zdjęcie starej wierzby w mojej okolicy – choć już się zazieleniła, to wciąż brakowało jej wiele do innych drzew.
Ale co tam. To co nie udało się pogodzie dzisiaj, uda się jutro. Ewentualnie w weekend. Rekord miesięczny był już pewny, a na zmianę tego stanu rzeczy – żadnych szans. Wiedziałem już o zapowiadanym ochłodzeniu w czwartek i piątek, lecz równolegle miałem przeświadczenie o istnie lipcowych dniach, jakie nadejdą zaraz po nim. Na przekór modelowi ICON uważałem, że nigdzie nie padnie 30 stopni, choć wszelkie instynkty podpowiadały mi, bym jeszcze nie był o tym całkowicie przekonany. Na razie padł kolejny dzień gorący, już piąty w tym miesiącu. 25 kwietnia znów przygrzało mocno (25,6) przy lampie. Niestety nie pamiętam dokładnie tego dnia, ale możliwe że właśnie wtedy w ramach przygotowania do rozszerzonej historii powtarzałem wojny napoleońskie ze szczególnym naciskiem na kampanię włoską, której decydującą bitwę (pod Marengo) stoczono nieco ponad miesiąc po tym jak badacze pogody i klimatu na ziemiach polskich zakończyli obserwację miesiąca, który… właśnie traci koronę. I straci ją nawet jeśli 26 kwietnia przez chwilę o tym zapomnimy. A były ku temu powody, bo tego dnia temperatura przez większość doby oscylowała poniżej… 15 stopni (coś niebywałego!) i, co ważniejsze, padał deszcz. Szkoda że tylko przez jakieś dwie godziny. Przyroda rozwinięta była już na tyle, że nie taka ponura aura nie sprawiała wrażenia „pogodowego listopada”, a nawet cieszyła, bo słońce nieustające przez tyle dni potrafi znudzić, jak wszystko w nadmiarze Rozpogodziło się wieczorem, a na ziemię wystąpiła mgła. Miałem nadzieję, że rekordowy kwiecień nie pozwoli sobie na wpadkę i nie przyniesie późnego mrozu, o co bałem się, kiedy wieczorem temperatura zaczęła dość szybko lecieć w dół w towarzystwie dopełniającego się Księżyca, towarzysza mroźnych nocy początku minionego marca. Poza tym jutro czeka mnie dzień pełen wrażeń. 27 kwietnia miało miejsce zakończenie roku szkolnego, a ja miałem otrzymać swoje wymarzone świadectwo. I pogoda jakby zrobiła ukłon w moją stronę. Po pierwsze nie przyniosła przymrozku, a po drugie, jak na taką okazję, pokazała się z wręcz idealnej strony. Od rana świeciło przepiękne słońce. Początkowo dzień był bardzo chłodny, minimalna temperatura wyniosła zaledwie 2,4 stopnia. Nie dałem się namówić na wzięcie ze sobą płaszcza i słusznie, gdyż ciepło napływające nad miasto w kolejnych godzinach okazało się wprost idealną propozycją dla ubranego w garnitur. Przy 17, 18 stopniach (oficjalnie 17,6) czuć już przyjazne, wiosenne ciepło, które w połączeniu z kwitnącymi kasztanami i pełnie ulistnionymi drzewami brzmi jak rajska pieśń, a zarazem ani przez chwilę nie jest za gorąco w marynarce. Po pięknej, uroczystej części oficjalnej przyszła pora na część nieoficjalną z moją klasą, a wieczorem – na powrót do domu. Mimo że jak na ten miesiąc temperatura była chłodna, nie przeszkodziło mi to w przebraniu się w letnie ubrania, przecież co to za zimno skoro wysokie już słońce tak przyjemnie wszystko ogrzewa. Postanowiłem przejść się kawałek nad rzekę. Tak zaczynały się najdłuższe wakacje życia.
Wieczorem na niebo wstąpił rozświetlający wszystko srebrzystym światłem Księżyc. Z nieba znikły już zimowe gwiazdozbiory, a wypełnione liśćmi drzewa wespół z delikatnie kładącą się nad łąkami mgłą, wytworzyły niezwykły nastrój. W tak magicznej, wręcz mistycznej scenerii nie dało się nie pomyśleć o tym, że stajemy się świadkami historycznej chwili. Nie wiadomo czy dożyjemy cieplejszego kwietnia niż ten, któremu pozostał tu już tylko ostatni akt. Akt najgorętszy. 28 kwietnia był rewelacyjnym dniem, takim jakich życzyłbym sobie jak najwięcej, przynajmniej w lecie. Po niestety chłodnej nocy, od rana temperatury szybowały w kierunku lubianego przeze mnie „lekkiego gorąca”. Skąpane w słońcu 25,7 stopnia jest bardzo miłą perspektywą. Do tego mamy sobotę… Choć miałem dużo na głowie i – mimo wszystko – martwiła mnie skrajność obserwowanych anomalii – po południu pozwoliłem sobie na spacer po okolicy w tym cieple. I już kolejny raz piszę to samo – nie mogłem uwierzyć, że nadal trwa kwiecień. Letnie stroje, liście z ciemnozielonymi, „letnimi” liśćmi, „domykające” ulistnienie dęby, skoszone trawniki, tłumy nad rzekami, okulary przeciwsłoneczne. Pogoda przestawała już nawet stwarzać pozory tego, że mamy wiosnę. Niezwykłość obserwowanych zjawisk przemawiała za pełnią lata. Zima i mrozy wydawały się już tylko mglistą, daleką przeszłością, jakby minęły od nich przynajmniej trzy miesiące. Przepełniało mnie zdziwienie, które następnego dnia uległo tylko powiększeniu, kiedy temperatura osiągnęła już zawrotne 27,5 stopnia, jak dotąd najwyższy wynik w kończącym się miesiącu. Nawet usłyszałem w domu, że niesamowite że już tak długo mamy gorącą pogodę. Na niebie pojawiło się trochę więcej chmur, wzrosła wilgotność i zrobiło się parno. Jeszcze na niektórych drzewach widoczne były małe prześwity, lecz przeważająca ich większość była już kompletna. Od zera do pełnego ulistnienia w trzy tygodnie? To jest możliwe chyba tylko w kwietniu 2018 roku. Jedynie dość przeciętna jak na rekordowy kwiecień i średnio anomalna w skali bezwzględnej noc z temperaturą minimalną 10,6 stopnia, sprawiła że średnia temperatura dobowa nie pokonała 9 kwietnia i tym samym nie osiągnęła progu 20 stopni. Notowano 19,8, ale co w kwietniu tego roku nie uda się dziś, uda się jutro.
Mamy ostatni dzień najbardziej niezwykłego dla mnie miesiąca mojego życia. Dzień najgorętszy, któremu już udało się osiągnąć 20 stopni średniej temperatury. Z wynikiem 22,2, na który składa się wręcz skrajnie ciepła noc i gorący dzień, zapisał się pod względem tego parametru jako druga najcieplejsza kwietniowa doba w dziejach, po 30 kwietnia 1977 roku. Wtedy do matury szykowała się moja Mama, dziś kolej na mnie. Nie będę ukrywał, byłem nieco podenerwowany zapowiadaną pogodą. Od 2012 roku minęło sześć lat i w tym czasie nie zdarzyła się żadna szczególnie ciepła majówka (większość była chłodna). I akurat mój rocznik musi być tym „wybranym”, który będzie gotować się przy pisaniu egzaminów i żałować pogody, którą zamiast nad arkuszem mógłby spożytkować na przykład nad wodą. Nic na to nie poradzę, ale póki co maj się nie zaczął i można pozachwycać się jeszcze kwietniem, który przebija już sufit niezwykłości. Zadajemy sobie już tylko pytanie, czy gdzieś w Polsce zanotowany zostanie upał. Bo co do rekordu… 30 kwietnia musiałby nastąpić koniec świata i wieczna zima nuklearna, która odetnie dostęp słońca. Tylko wtedy chyba nikt nie zdałby z tego relacji na meteorologicznych blogach Suma summarum, właśnie bijemy rekord środkowego miesiąca wiosny. Rekord, który dożył tak sędziwego wieku. Tyle zawirowań historycznych, społecznych, ekonomicznych, tyle pokoleń wraz z całym swoim dorobkiem… 218 lat. Trudno to sobie wyobrazić, ale pomóc w tym może pogoda trwająca tego dnia. Poniedziałek był dla mnie wprawdzie zajęty, byłem tylko rano na zakupach, jednak to co wtedy widziałem i czułem, unieszkodliwiło już chyba ostatnie pozory jakby nie patrzeć nadal trwającej wiosny. Od rana gorąco, które ostatecznie domknęło niemal 28 stopni, absolutne zwyżkowanie tego miesiąca. Wyższe wyniki odnotowano u mnie w latach: 1968, 1969, 1977, 1986, 2003 i 2012, ale nigdy przy takich krajobrazach i przy takim układzie całego miesiąca. Kończy się istne meteorologiczne dzieło sztuki. Jego średnia miesięczna temperatura wyniosła zawrotne 14,1 stopnia, co oznacza przebicie dotychczasowego rekordu z 2000 roku o 2,2 stopnia (żaden inny rekordowy miesiąc tak u mnie nie „odleciał”, nawet czerwiec 2019). Temperatura 14,1 stopnia sama w sobie robi duże wrażenie, gdyż jest właściwa ciepłemu majowi. Oznacza to, że w ciągu ostatniej dekady (2008-2017) jedynie dwa maje (2012 i 2013) były nieznacznie cieplejsze od przemijającego… kwietnia. Ale to dopiero początek. Trudno bowiem wyobrazić sobie gorętszy kwiecień w tym aspekcie. Chcąc, nie chcąc, ten miesiąc odznacza się jeszcze relatywnie chłodnymi nocami. W sumie trudno mówić o chłodnych nocach, skoro ze średnią temperaturą minimalną równą 7 stopni, kwiecień 2018 pobił kolejny rekord, jednak w odniesieniu do pory ciepłej, kiedy te wartości są mimo wszystko wyższe (najcieplejszy kwiecień i tak jest chłodniejszy od najchłodniejszego lipca i sierpnia), bardziej miarodajnym czynnikiem jest temperatura maksymalna. W tym miejscu zwrócę uwagę, że do tej pory najcieplejszym pod tym względem kwietniem nie był ten z roku 2000, lecz 2009 ze średnią temperaturą maksymalną równą 19,5 stopnia. To, co stało się teraz, wgniata jednak w ziemię równą miarą zarówno 2000 jak i 2009 rok. 21,7 stopnia. Średnio o 15,1 więcej niż w marcu, zatem mówienie o przeskoku z zimy do lata (niejednokrotnie to słyszałem) wydaje się w pełni uzasadnione. Teraz zastanówmy się czym właściwie jest średnia temperatura maksymalna 21,7. Otóż – jest to wartość charakteryzująca nadzwyczajnie ciepły maj, taki jakiego nie widziano w Nowym Sączu od 2007 roku. To chłodny czerwiec, ale odległy od szczególnie zimnych. Do wyobraźni mocniej przemawia fakt, że pod tym względem zdarzyły się chłodniejsze lipce i sierpnie. Lipce 1962, 1974, 1979, 1980 i 1984, sierpnie 1965, 1976 i 1987… Analizując to w nagrzanym pokoju 1 maja uświadomiłem sobie, że były takie lata, gdy ludzie przez cały rok nie otrzymywali od natury takiego okresu, jaki współcześnie był nam dany w kwietniu, miesiącu który kiedyś był jak podpisanie marca. Nieraz na prawdziwą wiosnę czekano do maja, teraz na lato wystarczyło poczekać do kwietnia. Jakie to jest fascynujące. Tym bardziej, że nic na to nie wskazywało. Gdyby 21 marca, przy całodobowym mrozie i ponad 25-centymetrowej pokrywie śnieżnej ktoś mi powiedział, że za miesiąc będziemy mieć już za sobą cztery dni gorące, nie uwierzyłbym. A łącznie było ich 8, o jeden więcej niż 18 lat temu. A co z temperaturą 20 stopni? Ona była w tym kwietniu normą, a nawet i to jest niedoszacowaniem; w końcu średnia wyniosła prawie 22 stopnie. Przy normie wynoszącej 5-6 dni z temperaturą 20 stopni wzwyż, kwiecień 2018 zawierał aż 22 takie dni, grzebiąc dotychczasowe osiągnięcia lat 2000 i 2009, gdy notowano ich po 14. To bardzo dużo nawet jak na maj, tylko 8 majów w historii (łącznie z 2018) miało tyle samo lub więcej dni z takim ciepłem! To więcej niż przez całą wiosnę 2004, 2005, 2008, 2010 i 2019, o dawniejszych nie wspominając. W koszmarnym 1965 roku zanotowano tyle przez całe pierwsze półrocze. A nie było to zwyczajne ciepło, które po prostu jest, ale można nie zdać sobie sprawy z jego obecności. Podkręciło je ekstremalnie wysokie, drugie najwyższe w historii usłonecznienie, wynoszące 267 godzin. To anomalnie wysoka suma nawet w czerwcu i lipcu. Kwiecień 2009 nie dał sobie wytrącić lauru najbardziej zwalającego z nóg usłonecznienia, lecz zabrakło do tego niewiele, zaledwie 9,2 godziny. Wystarczyło by rok 2018 był przestępny (eliminowałoby to paskudny 1 kwietnia) albo dni 6 i 7 kwietnia były mniej powściągliwe jeśli chodzi o zaopatrzenie w ciepłe promienie mojego regionu. I już byłoby po rekordzie. Niestety, co za tym idzie, bardzo niska okazała się suma opadów, która po suchej zimie była zdecydowanie niewskazana. 18,6 mm to bardzo mało, daleko od rekordu (2009, a jakże ), lecz w nieporównywalnie gorszej sytuacji niż dziewięć lat wcześniej.
Drzewa wyglądają jakby trwało lato. Już nawet zatraciły swoją „świeżą” zieleń (poza dębami), są takie jak zazwyczaj w końcu maja. Aby je obserwować, specjalnie udałem się jeszcze na miejskie Planty.
A potem wróciłem, kontemplując piękno przyrody w świetle Księżyca. Kończy się coś, czego nie zapomnę do końca życia, bez względu na to, jak będzie kiedyś wyglądał nasz klimat. Nie spałem o północy gdy się zaczynał i nie śpię, gdy odchodzi. Wtedy zaczynał padać deszcz, chodziłem w kurtce, przyroda była niemal martwa w odcieniach szarości, trawy zleżałe od śniegu. Teraz wszystko rozkwita, rozwija się, jest gorąco, świeci słońce, można poczuć się jak w raju…
Różnie oceniałem ten kwiecień. Trochę przeszkadzało mi, że wiosna trwała krótko. Zbyt szybko przerodziła się w niemal regularne lato. Nie podobał mi się niedobór opadów i szeroko pojęta „nienaturalność” tego miesiąca, przesada w temperaturach i zatracenie standardów właściwych dla nawet najcieplejszych kwietniów, jakich dane mi było doświadczyć wcześniej. I zmartwienie prognozami, tyle niezwykłości, sensacji co wtedy, rzadko można zobaczyć. Kiedy latem wyjątkowe skrajności kazały się nieco niepokoić, bywałem zły na miniony kwiecień; w końcu od niego wszystko się zaczęło.
Ale z drugiej strony…
Kocham ten miesiąc za ten przepiękny, niepowtarzalny rozkwit przyrody, taki jakiego nie było nigdy. Za wszechobecne kwiaty i śpiew ptaków. Za te rajskie, ciepłe i bezchmurne dni. Kilka razy za ciepło, kilka razy za zimno – przez zdecydowaną większość dni czuło się wręcz idealną aurę. Za to lazurowe niebo jak na pocztówkach z Grecji, za te cudne wieczory z Wenus i zapierającą dech w piersiach Drogą Mleczną widoczną od północy, niesłychanie dobrą widoczność. Za to mrowie gwiazd, te poranne gry świateł na tle których rysowały się kontury dopełniających zieleń drzew. Za tę idyllę, ten raj który mieliśmy dane przeżyć. Za tchnienie szczęścia w powietrzu, które przekładało się na codzienne życie. A osobiście to były dla mnie naprawdę piękne czasy.
Wybiła północ. Żegnaj kwietniu 2018, nie zapomnę Cię nigdy!
1 maja 2018
„nie zna już dziś kalendarz takich dat...”
przynajmniej na razie
PiotrNS
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Aktualna pora roku: wielki test dla naszego klimatu
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 27 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36420 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 5 Sierpień 2019, 14:30
Kwiecień 2018 jak żaden inny miesiąc, uświadamia mi "bezsens" nazywania dnia 25+ "dniem gorącym". Wszak jak nad ranem jest 5 stopni to jest to tak dalekie od gorąca, że głowa mała. Jednak na taką "nazwę" sobie może wg mnie zasłużyć dzień z CO NAJMNIEJ avg>20 stopni, a i śmiem twierdzić, że jeszcze to nie jest warunkiem wystarczającym.
Spotykam się z opiniami, że w 2018 mieliśmy gorąco od kwietnia, wg niektórych non stop od 8.04 (!!!). Nie odbierając tamtego kwietniowi grama niezwykłości, bajkowości, odlotu itd. trzeba jednak prostować jak niektórzy (wiemy chyba obaj o kim między innymi mowa) piszą takie bzdury.
_________________ Fan wybitnego klimatu lat 1995-2013. Kiedyś to było
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 137 razy Wiek: 33 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 11990 Miejsce zamieszkania: Gliwice
Wysłany: 5 Sierpień 2019, 15:03
Dla mnie w ubiegłym roku gorąca, letnia pogoda trwała od 28 kwietnia do 21 września (bo wcześniej w kwietniu 2018 osiągnięcia 25 stopni były tylko okazjonalne).
Ale można nawet ten bardzo ciepły okres wykluczyć i uznać dopiero 26 maja jako dzień rozpoczęcia termicznego lata.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 21 Sierpień 2019, 20:02
Zależy w jaki sposób pojmujemy gorąco, czy jako "większe ciepło" czy już nieprzyjemnie skwarny dzień. Jeśli założymy tę pierwszą definicję, to jednak 25 stopni wydaje się adekwatne, bo taka temperatura jest już wartością letnią. W kwietniu moim zdaniem może być gorąco, a to za sprawą silnej operacji słonecznej. W 2018 często się zdarzało, że doba sama w sobie była "zwyczajnie" bardzo ciepła, rankiem czuło się chłód, ale jednak wczesnym popołudniem jak najbardziej czułem gorąco. O ile jestem dość przeciwny sztywnym definicjom "letniości, zimowości, upału" (np. trudno uznać dzień z TAvg 15 stopni za letni, skoro maksymalna temperatura wyniosła 18 stopni i przez cały dzień padał deszcz), o tyle granica 25 stopni dość dobrze pokrywa się z moim wyobrażeniem "lekkiego gorąca". Przynajmniej wiosną, bo latem przy takiej temperaturze czuję tylko delikatne ciepło, o ile nie jest parno.
A co do lata non-stop od 8 kwietnia... Widziałem komentarze przesuwające tę granicę do 2 kwietnia (!) w jedną stronę i do końca I dekady listopada w drugą stronę 😅 Spotkałem się nawet z "myślą" że październik był upalny, a 31 marca 2019 była najwyższa pora na włączenie klimatyzacji 😂 Niektórzy nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Aktualna pora roku: wielki test dla naszego klimatu
Hobby: Wszystko! Pomógł: 162 razy Wiek: 27 Dołączył: 02 Sie 2018 Posty: 36420 Miejsce zamieszkania: Michałowice/Wwa-Włochy
Wysłany: 21 Sierpień 2019, 20:28
PiotrNS napisał/a:
Przynajmniej wiosną, bo latem przy takiej temperaturze czuję tylko delikatne ciepło, o ile nie jest parno.
Ktoś kiedyś na meteomodel pisał, że wiosną trudniej znieść wysokie temperatury, ponieważ drzewa nie dają cienia (brak liści). Oczywiście dochodzi kwestia braku przyzwyczajenia. Moje wszelkie negatywne oceny kwietnia 2018 właśnie brały się z tego, że był szokiem termicznym, bo oprócz tego to był niewątpliwie wspaniały miesiąc. Co do maja już trochę jestem sceptyczny, początek i końcówka to przegięcie pałki, kilka dni na przełomie pierwszej i drugiej dekady też już było dołujące.
_________________ Fan wybitnego klimatu lat 1995-2013. Kiedyś to było
Hobby: Meteorologia Pomógł: 6 razy Wiek: 28 Dołączył: 03 Cze 2019 Posty: 19877 Miejsce zamieszkania: Włocławek
Wysłany: 21 Sierpień 2019, 20:33
Rozum mówi, że nie należy przesadzać z pozytywną oceną kwietnia i maja 2018, ale serce... wiele razy mówiłem, że maj 2018 byłby takim idealnym lipcem, ale nie potrafię złego słowa o nim powiedzieć to samo jeśli chodzi kwiecień. Z kolei o czerwcu 2019 już nawet mi się nie chce wspominać
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 6 Wrzesień 2020, 14:49
Po przeszło ponad roku postanowiłem wrócić do swojego opracowania dotyczącego tego miesiąca, dysponując już nowymi doświadczeniami i mając za sobą pewną zmianę swoich zapatrywań. I wiecie co - nadal bardzo szanuję ten miesiąc, jednocześnie nie robiąc z niego jakiegoś cuda, ideału. Żeby tak było, koniecznych byłoby kilka zmian.
Mimo to - nie znielubiłem go, ale muszę też przyznać, że zwyczajnie trudno jest mi ocenić ten miesiąc w kategoriach kwietniowych. Król wszystkich miesięcy w Nowym Sączu (przynajmniej do grudnia 2020 ) był największym fenomenem w historii, przekroczył wszelkie granice i wyobrażenia, a przy tym - choć w kontrowersyjny sposób - poradził sobie z tym dobrze.
W kwietniu 2018 nie było suchej, przypominającej wiór roślinności. Po śnieżnej drugiej połowie zimy i opadach z pierwszej pentady, rozwój roślinności po gwałtownym ociepleniu z 8 kwietnia był momentalny i już tydzień później byliśmy w domu. Jakbym miał porównać, to w 2018 roku 2018 18 kwietnia przyroda była na takim poziomie rozwoju, jak w 2020 30 kwietnia, zaś 22 kwietnia jak około 10 maja. 30 kwietnia - jak w czerwcu. Dzięki kwietniowi 2018 zacząłem zwracać na to większą uwagę, bo w tym miesiącu każdy dzień był w przyrodzie odmienny od innych. Fakt, że było sucho i padało zbyt rzadko, wobec czego mimo, że przyroda radziła sobie dobrze, nie mogę ocenić tego miesiąca na więcej niż 8. Moim zdaniem największą wadą kwietnia 2018 jest to, że pochmurny epizod dni 16-17 kwietnia był bezproduktywny. Gdyby wcisnąć weń jakieś opady, moja opinia natychmiast by się poprawiła. Mimo to, nie dam rady jednak nie uszanować tej niezwykłości, niezwykłego ciepła. Prawdziwego, bo nawet te chłodniejsze noce zimne nie były, co najlepiej pokazały dwa kolejne kwietnie. Jak na możliwości i warunki tego miesiąca, nawet po odliczeniu nocy z 9 i 30 kwietnia, było naprawdę porządnie i w zasadzie tylko amplituda 21 kwietnia robi na mnie bardzo złe wrażenie. W innych przypadkach nawet o 8 rano było już wystarczająco ciepło w słonku, a temperatura rosła tak szybko, że o nocy się nawet nie pamiętało. Zresztą rola temperatury minimalnej przy dniu trwającym tyle co w sierpniu, nie jest tak duża jak nawet we wrześniu czy październiku. Po 7 kwietnia do końca miesiąca tylko raz założyłem kurtkę, i to taką lekką - podczas obserwacji późnym wieczorem 18 kwietnia, pod smoliście czarnym, przepięknym niebem. To było około 23:00 i podczas dość biernej aktywności, więc nie ma problemów. Przypominajka o tym, że jest kwiecień, a nie czerwiec, czasami nie zaszkodzi. Najważniejsze, że nie było nawet przygruntowych przymrozków, dla mnie w kwietniu najważniejsze jest właśnie to. Skoro festiwal ciepła nie został w taki sposób zakłócony, to już dobrze.
Tak więc naprawdę, tylko niedobór opadów był tu problemem, jednak nie takim, jednak nie takim, który sparaliżowałby wszystkie inne starania tego miesiąca. Z tego powodu zasadniczo wolę np. kwiecień 2011, a może nawet 2014. Ten kwiecień przesadził pod niemal każdym względem, ale póki darzył przy tym piękną, wręcz rajską pogodą, nie będę go umniejszał i poddawał ostrej krytyce. To nie był regularny kwiecień jak każdy inny, tylko fenomen - taki jak czerwiec 2019. Tyle, że czerwiec 2019 nie był ogólnie ani ładny ani przyjemny. Takie bogactwo wrażeń może dać chyba tylko kwiecień.
Mam nadzieję, że ten rekord przetrwa długie lata, może nawet 50 lat. Po pierwsze dlatego, że chciałbym teraz kwietni w innych odsłonach - tutaj się zgadzamy. Ale też dlatego, że... najzwyczajniej w świecie uważam, że ten niezwykły rekord zasługuje na to, by trwać długo i jeszcze ze dwa pokolenia młodych miłośników meteorologii mogły podziwiać go jako niedoścignionego mistrza. Choć nie bez wad i to przyznaję. Już takiego nie chcę, ale tego który był 2,5 roku temu, nigdy nie obrażę.
Podsumowując kwiecień 2018 nie dodawałem jeszcze do swoich podsumowań podkładów muzycznych, więc zrobię to teraz. Z tym miesiącem kojarzy mi się ta piosenka
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Aktualna pora roku: wielki test dla naszego klimatu
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum