Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy. Polityka CookiesDowiedz się więcejCyberbezpieczeństwoOK
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 18 Wrzesień 2020, 11:23
Styczeń 2017 był u mnie przede wszystkim miesiącem wyjątkowo zimnym, który na dobrą sprawę niewiele ustępuje termicznie styczniowi 2010. Ze średnią temperaturą równą -5,5 stopnia, traci do niego zaledwie 0,1 i dopiero w kwestii ilości całodobowych mrozów dużo do niego traci (15 vs 23).
Rozpoczął się słonecznie i śnieżnie. Po bardzo lokalnym opadzie śniegu wieczorem 29 grudnia 2016, pokrywa utrzymywała się w najlepszej kondycji do 2 stycznia, jednak odwilż, która nadeszła następnego dnia, trochę go nadwyrężyła. 4 stycznia 2017 był jedynym w tym miesiącu dniem z całodobowo dodatnią temperaturą, jak również jednym z zaledwie dwóch dni ze średnią dobową powyżej zera. Spadł bardzo delikatny, marznący deszcz, który nieco przytopił śnieg i w niektórych miejscach prześwitywała już goła ziemia. Wieczór tego dnia był pogodny.
5 stycznia zima przypuściła jednak atak. Opad śniegu umocnił pozostałą pokrywę i podniósł ją do około 5 centymetrów. Zasadniczo był to opad mały, ale kiedy powiał wiatr, stawał się w swojej naturze bardzo spektakularny.
Tego dnia wyjątkowo nie wróciłem ze szkoły na nogach, a w sumie mogłem trochę poczekać, bo już o 13:30 było po wszystkim.
Wieczorem niebo się rozpogodziło, dając początek fali mrozów.
W nocy z 5 na 6 stycznia spadek temperatury nie był jeszcze szczególnie duży, ale przez cały ten dzień, przy pochmurnym niebie, temperatura pokazywała dwucyfrowe wartości, co w połączeniu z zacinającym raz po raz śniegiem, stwarzało wrażenie przeszywającego zimna. Pod wieczór na chwilę pokazało się Słońce, pięknie łączące swój ciepły odcień z lodowatymi odcieniami nieba i sypiącą bielą.
No i przyszedł 7 stycznia Tego poranka temperatura spadła już do -19 stopni, a pomimo świecącego nieskrępowanego Słońca, nie chciała się podnosić i faktyczny TMax (liczony od północy do północy) wyniósł -14,7 stopnia :O Średnia temperatura dobowa wyniosła -17,6 stopnia, co stanowi jedną z najzimniejszych zimowych dób w XXI wieku. Dzień spędziłem na spacerach po okolicy ubrany prawie jakbym szedł na Spitsbergen, w dwie pary stopni xD Oj, powtórka lutego 2012 dałaby mi popalić
Około 10:00 z nieba padał pył diamentowy.
Kiedy zaszło Słońce, rozpoczął się szybki spadek temperatury. Jeszcze przed 20:00 temperatura spadła do -20, zaś wczesnym rankiem sięgnęła zawrotnych -23,3, najniższej wartości od 2012 roku. Tata, zwolennik kiedyśtobyłyzimizmu powiedział, że nie spodziewał się doświadczyć jeszcze takiego mrozu Nawet nie wiem dlaczego nie mam zdjęć z tego dnia, tym bardziej że spędziłem jego sporą część poza domem. Niestety przy całkowitym zachmurzeniu, mróz i krajobrazy nim pokryte, nie były już tak okazałe jak dzień wcześniej. Wieczorem ten największy mróz "pękł" i wieczorem temperatura już nieco się podniosła. 9 stycznia spadł jakiś pseudośnieg (nawet go nie pamiętam) i dopiero 10-11 stycznia, gdy na niebo wróciło Słońce, zima zyskała bardziej przystępny wygląd.
cdn
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Aktualna pora roku: wielki test dla naszego klimatu
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 130 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12352 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 18 Wrzesień 2020, 20:36
Dni od 12 do 15 stycznia przyniosły utajoną odwilż, kryjącą się w minimalnie dodatnich temperaturach i nikłych ilościach... deszczu, który kropił 13-go, by nocą przejść w śnieg. 14 stycznia byłem w Krakowie, gdzie - w odróżnieniu od pochmurnego wtedy Sącza - pokazało się trochę Słońca. I dopiero wtedy, po pewnej chwili zorientowałem się co mi ta właściwie tam nie pasuje. Brak śniegu...
Szczęśliwie u siebie miałem bardziej pasujące do zimy krajobrazy. Poniżej 15 stycznia, dzień w którym nieco posypało.
Kolejnego dnia (16 stycznia) wróciły całodobowe mrozy. Właśnie wtedy, popołudniową porą obserwowałem ciekawe zjawisko, słup świetlny.
Nadeszło kilka tak jałowo mroźnych dni, że nie było w nich czego fotografować. Jedynym urozmaiceniem zdawał się być 20 stycznia, kiedy za sprawą pogodnego brzasku, temperatura zdołała spaść do prawie -16 stopni (w poprzednie dni i noce było to po -8/-10).
I tak zaczynała się III dekada - dekada przypominająca końcówkę lutego 2003. Jeśli było pochmurno (tak jak 24 i 25 stycznia) - mieliśmy całodobowy mróz. Jeśli panowała lampa, jak przeważnie w tych dniach, temperatury nieznacznie przekraczały zero. Nocami za to panował dość tęgi mróz, raczej z dwucyfrowymi spadkami, najniżej do -13,6 stopnia. Zmęczony brakiem opadów śnieg zaczął jednak już powoli ubywać. Chociaż u siebie miałem go jeszcze sporo, to w mieście zaczynało go dosyć wyraźnie ubywać.
To zachód Słońca 22 stycznia:
A to 27-my dzień miesiąca. Taki odpowiednik 27 lipca 2020 - tak jak 27 lipca po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego, jak dnia ubyło, tak wtedy z przeciwnego przebiegu jego odwiecznej wędrówki
28 stycznia porobiłem trochę zdjęć w mieście, m.in. na Plantach. Przy ulicach ubytki śniegu były już widoczne, a miesięczna pokrywa śnieżna stawała się coraz mniej zauważalna.
29 stycznia temperatury zaczynały zwodzić i oddalać się w ciągu dnia od zera. Nie dziwię się Kmrozowi, bo sam miałem podobne przemyślenia. Kiedy 30 stycznia temperatura po raz pierwszy od 27 grudnia przekroczyła... 5 stopni , w blasku Słońca czułem już takie nieśmiałe ciepełko i mimo trwania tak lodowatego miesiąca, aż rozmarzyłem się o wiośnie.
Lampę przerwał dopiero stratus 31 stycznia, kiedy miałem okazję podziwiać niemal całkowicie zamarzniętą Kamienicę.
Styczeń 2017 był nie tylko bardzo zimny. Z sumą opadów 4,8 mm okazał się również rekordowo suchy, zaś z najcieplejszą dobą o temperaturze 1,3 stopnia (4 stycznia), rekordowo zimny pod względem najwyższej temperatury średniej. Nawet w styczniach 1963 i 1987 znalazła się cieplejsza doba
Ten miesiąc podobał mi się za swoją nieprzerwaną zimowość, jednak już nie tak jak kiedyś. Lampa z ostatnich dni miesiąca mocno zapisała się w pamięci, przez co uważałem go za bardziej lampowy niż był naprawdę (mimo, że ówcześnie rekordowy . Teraz widzę, że usłonecznienie zostało wyrobione bardzo niesprawiedliwie, a ponadto wolałbym więcej opadów śniegu. Taki miły, sypiący, duży śnieżek, widziałem w nim tylko dwa razy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum