Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy. Polityka CookiesDowiedz się więcejCyberbezpieczeństwoOK
Niedawno na forum wywiązała się ciekawa dyskusja dotycząca pogodowych wspomnień pozostałych po podróżach w różne strony świata. Tak się składa, że podczas pierwszej w swoim życiu dalszej i większej podróży doświadczyłem czegoś tak wyjątkowego, że znalazło swoje miejsce na kartach włoskiej Wikipedii
https://it.wikipedia.org/wiki/Ondata_di_freddo_del_febbraio_2012
"Ondata di freddo" oznacza falę zimna. Ta trwająca we Włoszech między 27 stycznia a 20 lutego, przyniosła wyjątkowo obfite opady śniegu oraz mrozy przekraczające nawet -20 stopni. W Candiolo w Piemoncie 7 lutego notowano -23,8 stopnia. To wprawdzie niewiele w porównaniu z tym, co działo się w moim mieście, gdzie trwała najsilniejsza fala mrozów od 1963 roku (podobna siłowo do tej z 1987). 10 spadków poniżej -20 stopni, w tym trzy poniżej -25 stopni, średnie dobowe zbliżające się do -20 i niemała pokrywa śnieżna (w odróżnieniu od znacznej części Polski), to moja mała zima stulecia. Może i trwała krótko, jednak swoją intensywnością zrównała się z iście syberyjskimi standardami. Nie pamiętam jak wygląda naprawdę bardzo zimny czerwiec, lipiec czy sierpień, ale ponad siedem lat temu doświadczyłem na swojej skórze mrozu, jaki zdarzał się wyjątkowo rzadko nawet bardzo dawno temu. Koniec tej dygresji
11 lutego 2012 o 6 rano obudziłem się po to, by wyruszyć w świat. Perspektywa ucieczki do słonecznej i ciepłej Italii napawała mnie optymizmem, zwłaszcza że na zaokiennym termometrze znów pojawiło się -27. Śnieg przypominał lodowiec, a tymczasem z całą rodziną dane nam było posmakować innego klimatu. Czy aby na pewno?
Jadąc przez Słowację, ustąpiły mgły i pokazało się oślepiające słońce, oświetlające pięknie ośnieżone góry. Śnieg zniknął z krajobrazu mniej więcej na wysokości Bratysławy, gdzie można było poczuć wiosnę. Po pokonaniu pochmurnej Austrii, wieczorem zatrzymaliśmy się w hotelu w Mestre - części Wenecji położonej na lądzie. Wieczór okazał się anomalnie zimny jak na normy tego regionu, jednak dla nas - przybyszów z Syberii - minus cztery stopnie zdawały się przyjemnym ciepełkiem.
Cieszyłem się, że uciekliśmy wrednej zimie, po czym rankiem następnego dnia, 12 lutego powitał mnie taki widok...
No nie ma co, nie tak wyobrażałem sobie włoską zimę. Ale cóż. Damy radę. Po śniadaniu wyruszyliśmy na zwiedzanie. Śnieg przestał padać, lecz niemal cały czas utrzymywał się mróz. Temperatura maksymalna w Wenecji wyniosła tego dnia zaledwie 0,4 stopnia, zaś średnia -2,8. To poniżej normy nawet w Polsce.
Chodniki były bardzo śliskie. Chodziliśmy jak pingwiny, nikt nie chciał ryzykować wpadnięcia do kanału
Na Placu św. Marka wyjrzało słońce. W ten weekend rozpoczynało się karnawałowe szaleństwo.
W Wenecji spędziliśmy cały dzień, a pobyt w tym mieście i raczenie się tak wilgotnym zimnem, sprawił że moja lustrzanka opadła z sił i wyłączyła się. A szkoda, bo jadąc w stronę Toskanii (która była naszym kolejnym przystankiem), mijaliśmy zaśnieżone okolice Ancony, gdzie obok dróg leżały prawdziwe zaspy. W telewizji ciągle poruszano tylko ten temat. Wtedy jeszcze nie rozumiałem włoskiego (właśnie ta podróż zainspirowała mnie do nauki ), ale widziałem że atak zimy we Włoszech rozpatrywany był w kategoriach klęski żywiołowej.
W kolejnych dniach lekko się ociepliło, a strefa największych anomalii zaczęła odsuwać się na południe. Śnieg spadł m.in. w Rzymie, który wtedy również odwiedziłem, jednak już dzień po tym "wybryku". A pokrywa śniegu na równinach nad Adriatykiem w rejonie Padwy widoczna była jeszcze w dniu powrotu, 17 lutego.
Tego dnia w Nowym Sączu wystąpiły wielkie opady śniegu, podnoszące jego pokrywę do 35 centymetrów. Mam w pamięci obraz z miasteczka w północnej Słowacji, blisko granicy. Widziałem odśnieżony rynek i hałdy śniegu zgarnięte tak, że sięgały niemal dachów otaczających plac domów. We Włoszech powoli zaczynała się już wiosna. A Wenecję odwiedziłem ponownie 11 czerwca 2016 roku. I znowu pogoda spłatała mi figla. Po bardzo ciepłym, lecz pochmurnym dniu, nagle niebo pociemniało i urwała się chmura. Nie miałem gdzie się schronić i przemokłem do suchej nitki
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12294 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 26 Lipiec 2021, 10:12
Te mrozy trochę dawały się we znaki, na tym etapie był to luty 1956 Pomimo swojej ówczesnej sympatii do tej pory roku, akurat podczas tej fali mrozów przeżyłem mały kryzys.
Cieszę się, że zdjęcia tak się podobają, było to jedno z ciekawszych podróżniczych doświadczeń
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Hobby: Meteorologia Pomógł: 26 razy Wiek: 28 Dołączył: 08 Lis 2019 Posty: 5437 Miejsce zamieszkania: Kasina Wielka
Wysłany: 26 Lipiec 2021, 10:14
Zaś zima 2012/13 ostatecznie przelała czarę goryczy(do tego doszła zima 2013/14, która pokazała, że ta pora roku może być znacznie piękniejsza ). Wtedy też stałem się fanem zielonych zim.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 232 razy Dołączył: 21 Maj 2019 Posty: 25043 Miejsce zamieszkania: Okolice Płocka
Wysłany: 26 Lipiec 2021, 10:51
Ja "zielone" zimy preferuję do zawszę, nawet jako gówniak nienawidziłem tej pory roku uważając ją za nudną i nieprzyjemną, pamiętam jak w srutym 2005 liczyłem minuty wydłużającego się dnia w kalendarzu.
_________________ Aktualna pora roku: Późna jesień
Ogień, który płonął już zgasł, a śmiech zamienia się w strach.
Hobby: Większość z wymienionych Pomógł: 127 razy Wiek: 25 Dołączył: 01 Maj 2019 Posty: 12294 Miejsce zamieszkania: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: 26 Lipiec 2021, 18:25
Ja od zawsze lubiłem zimę, tylko na etapie mojego meteomodelowego kształtowania osobowości miałem kryzys Za najbardziej nudną pogodę uważałem taką zgniłozieloną, lekkoplusową nijakość bez bieli ani lampy za oknem. W dużej mierze (ale nie w całości) to mi zostało.
_________________ Użytkownicy forum LukeDiRT są jak rodzina
Czemu ty się zła godzino z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś, a więc musisz minąć. Miniesz, a więc to jest piękne.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum